Opłaty za przelewy egzekucyjne to wrzód na tyłku branży bankowej. Klienci uważają, że to jest zdzierstwo – gdyby chodziło o 5 zł, to można byłoby machnąć ręką, ale banki biorą za takie przelewy po 30 zł! – a banki twierdzą, że przy tych przelewach jest robota papierkowa i nie są samoobsługowe, więc opłata musi być.
W całą awanturę już kilka lat temu wmieszał się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który przerzucanie na klientów kosztów egzekucji prowadzonej przez komornika uznał za niezgodne z prawem. Szczęście klientów było wielkie, ale trwało krótko. Banki wnet przemianowały obciążenie z „opłaty za realizację tytułu wykonawczego” na „opłatę za wykonanie przelewu do organu egzekucyjnego”. I tak już zostało. Klienci indywidualni płacą po 30 zł, a prowadzący działalność gospodarczą – bywa, że więcej.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Czytaj też: Banki kontratakują w sprawie przelewów egzekucyjnych
Dziś jednak wejdziemy na wyższy poziom, niż rozważania czy klient powinien ponosić koszty egzekucji zadłużenia, którego nie spłacił w terminie i czy powinny one wynosić tyle, ile banki naliczają. Zajmiemy się sytuacją mojej czytelniczki, pani Asi, w przypadku której organ egzekucyjny najpierw wysłał do banku zlecenie zajęcia pieniędzy, a później się… rozmyślił. Bank pieniądze przesłał, prowizję pobrał. A urzędnicy ze skarbówki oświadczyli, że nie mogą prowizji oddać, bo nie mają takiej procedury.
„Panie Maćku, czytam Pana blog z przyjemnością od wielu lat. Tym razem sama chciałabym poprosić Pana o radę. Sprawa dotyczy Urzędu Skarbowego Warszawa Mokotów, który ściągnął omyłkowo z mojego konta środki, a mBank policzył sobie za tę operację 30 zł. Błąd był po stronie urzędu skarbowego, do czego zresztą przyznali się jego pracownicy. Pieniądze oddali, ale kwoty 30 zł za przelew już nie. Podobno nie mają możliwości oddania opłaty nałożonej przez bank. I poradzili, że jedyną drogą jest… pozew cywilny przeciwko skarbówce. Co Pan na to?”
Co ja na to? Przez dobrych kilka minut zbierałem szczękę z podłogi. A potem zacząłem się zastanawiać o co tu chodzi. Urzędnik skarbowy prawdopodobnie zapomniał zweryfikować PESEL osoby, z której powinien ściągać zaległość podatkową. Kiedy się zorientował – zapewne poinformowany przez panią Asię – z powrotem przelał pieniądze na konto poszkodowanego podatnika. Powinien też pokryć koszty wynikające z pomyłki.
Czytaj też: Przelała 200.000 zł na błędne konto. Co robić? Radzę
Nie jestem w stanie uwierzyć, że się nie da. Przecież takie pomyłki się zdarzają i powinna istnieć procedura pokrywania kosztów omyłkowych przelewów egzekucyjnych. Szef urzędu może zapewne zaakceptować taki dodatkowy koszt. Zwłaszcza, że nie chodzi o 30 mln zł, tylko o 30 zł. I że wina urzędu jest ewidentna. Poza tym zlecenie zajęcia pieniędzy przygotował konkretny urzędnik, który też mógłby się poczuć do pokrycia kosztów pomyłki. Ten urzędnik zapewne ma też polisę OC w życiu zawodowym. Ma też przełożonego i naczelnika, który go zatrudnił i w jakimś sensie odpowiada za efektywność jego pracy.
„Wysoka urzędniczka w tym urzędzie, z którą rozmawiałam przez telefon, odpowiedziała na moja sugestię, że napiszę skargę, iż to nic nie da. Może napiszę oficjalną prośbę i zobaczę jak się ustosunkują? Wtedy w razie złego będzie przynajmniej odpowiedz na piśmie”
– pisze pani Asia. Te wszystkie sugestie, że pisanie skarg nic nie da, żeby petentka napisała pozew o 30 zł… to jest zwykła urzędowa bezduszność? Okazywanie wyższości? A może brak pomyślunku? Zachowanie urzędników z warszawskiego Mokotowa przypomina zachowanie słynnego szatniarza z filmu Barei: „nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi?”.
Czytaj też: Ten przelew kosztował mojego czytelnika 40.000 zł prowizji
Ja ich nawet rozumiem, że nie mają ochoty pokrywać petentowi kosztów własnego błędu. Ale, do jasnej cholery, dlaczego to klient ma płacić za błąd urzędników? Proszę klientkę, żeby złożyła na ręce naczelnika tego urzędu skarbowego oficjalne pismo o zwrot 30 zł, żeby naczelnik zachował się tak, jak nakazuje etos urzędnika państwowego. A ja będę tę historię monitorował. Jeśli znacie inne przypadki, w których urzędnicy każą Wam ponosić koszty ich własnych błędów – piszcie.
zdjęcie tytułowe: alexas_fotos/Pixabay.com