Ludzie są wściekli z powodu rosnących cen. Drożyzna szaleje, a nasze portfele będą cierpiały jeszcze bardziej, bo zbliża się okres największych zakupów – święta Bożego Narodzenia. Tymczasem nikt nie chce wziąć na siebie winy i odpowiedzialności za ten stan. W mediach huczy od przecieków, że prezes PiS Jarosław Kaczyński obwinia o drożyznę szefa NBP Adama Glapińskiego. Premier Mateusz Morawiecki przyznaje, że wysoka inflacja szkodzi gospodarce. A Adam Glapiński na to… Co??? Nie do wiary!
„Złe decyzje, spóźnione. Miesiącami utrzymywał, że wszystko jest pod kontrolą. Oderwał się od rzeczywistości” – takie przecieki z centrali PiS, opisujące ocenę działalności prezesa NBP Adama Glapińskiego, cytują w ostatnich godzinach internetowe portale. Jarosław Kaczyński ma obwiniać szefa banku centralnego o drożyznę w sklepach.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
„Inflacji nie ma”. „To wszystko przez śmieci”. „To tylko przez chwilę”. To skąd drożyzna?
Czy prezes partii rządzącej ma prawo być zaskoczony eksplozją inflacji? Drożyzna rzeczywiście atakuje z całą mocą (tutaj policzyliśmy, po jaką podwyżkę powinniście iść do szefa). Jeśli prezes swoją wiedzę na temat tego zjawiska czerpał z poprzednich „opowiadań przy kominku” prezesa NBP – to tak, może być zaskoczony. Jeszcze na początku 2021 r. Adam Glapiński mówił, że bardziej obawia się deflacji, a podwyżki stóp procentowych wykluczał.
Nie minęło pół roku i mamy inflację sięgającą 7% – znacznie wyższą niż w większości krajów w Europie, gdzie wzrost cen nie przekracza 4-5%. I mamy też prognozy ekonomistów mówiące, że w najbliższym czasie lepiej nie będzie. Najbardziej ostrożne prognozy mówią o wzroście inflacji do 8%, a niektórzy przebąkują o ryzyku, że będzie dwucyfrowa.
Prezes NBP najpierw mówił, że żadnej inflacji w Polsce nie ma. Potem, że co prawda jest, ale wynika tylko z drożejącego wywozu śmieci. Potem, że jest, ale tylko chwilowa. A ostatnio, że jest i co prawda zostanie na dłużej, ale NBP nie ma na nią żadnego wpływu, bo cała ta drożyzna przyszła z zagranicy.
Rada Polityki Pieniężnej zareagowała na wybuch inflacji, ale dość leniwie. W dwóch turach podniosła stopy procentowe z 0,1% do 1,25%, ale to nic już nie znaczy przy tak wysokiej inflacji, jaką mamy. Czeski bank centralny w tym samym czasie podniósł stopy procentowe do 2,75%, choć inflacja wynosi tam „tylko” 4,9%.
Zobacz też wideokomentarz. Odpowiadam na pięć ważnych pytań o wysoką inflację:
Czytaj też: Stopy procentowe w górę, raty kredytów też. Kredytobiorcy liczą podwyżki (subiektywnieofinansach.pl)
Premier obawia się inflacji. Prezes NBP zapowiada… Nie do wiary!
Wygląda na to, że sytuacja wymknęła się spod kontroli. Nikt już nie wierzy w zapewnienia prezesa NBP, że nic strasznego się nie dzieje. Kto może, biegnie po podwyżkę, kto może – podnosi ceny. Drożyzna w tej sytuacji może się tylko dalej nakręcać. Zaniepokojenie wyraził nawet premier Mateusz Morawiecki, który w piątek przyznał, że z inflacją coś poszło nie tak.
„Państwa, których gospodarka po pandemii przyspiesza najszybciej, a Polska do takich państw należy, muszą się liczyć ze wzrostem inflacji. Ale inflacja na poziomie 7%, gdyby się utrzymała w dłuższym terminie, zagraża wzrostowi gospodarczemu. To mnie bardzo niepokoi”
— powiedział w piątek premier Mateusz Morawiecki podczas wizyty w Ząbkach. I zapowiedział, że w przyszłym tygodniu zostaną podane szczegóły pomysłów rządu na złagodzenie inflacji (nazwa marketingowa – Tarcza Antyinflacyjna).
„Walka z inflacją zajmie najbliższych kilka miesięcy. Mam nadzieję, że zgodnie z analizami, jakie przedstawia NBP, inflacja zacznie od początku przyszłego roku spadać. A my będziemy robić wszystko, aby zmniejszyć szkody, które spowodowała”
– mówi premier, dość wyraźnie sugerując, że to prezes NBP dał ciała w sprawie łagodzenia wzrostów cen. I że drożyzna to jego sprawka. Zła wiadomość jest taka, że – jak policzył w swojej analizie na „Subiektywnie o Finansach” Maciek Bednarek – w poprzednich przypadkach, gdy NBP musiał walczyć z inflacją, zajmowało to przeważnie dwa-trzy lata. I to przy znacznie mniejszej dysproporcji poziomów stóp procentowych oraz inflacji.
Szanse na skuteczną walkę z inflacją zmniejszają ostatnie wypowiedzi prezesa NBP, który zachowuje się niczym notoryczny gracz w kasynie. Im więcej przegrywa, tym bardziej stawia na przegrywającą kartę, licząc, że fortuna się odwróci.
„Wszystko wskazuje na to, że inflacja będzie spadać. Nie trzeba będzie dalej podnosić stóp procentowych. Nic tragicznego, dramatycznego się nie dzieje. Niektórzy straszą hiperinflacją, zapaścią gospodarczą. (…) Inflacja będzie, ale niższa niż przyrost dochodów Polaków. (…) Najuboższym rząd musi pomóc, bo koszty utrzymania domów i mieszkań szybko rosną”
– powiedział prezes Adam Glapiński w rozmowie z TVN24 (cytat za PAP). Tymczasem zaledwie kilkanaście godzin wcześniej, podczas konferencji prasowej po posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej, ten sam prezes Glapiński mówił, że Rada zrobi wszystko, żeby sprowadzić inflację w okolice 2,5-3,5%. I zasugerował, że – co prawda – nie wiadomo jeszcze czy cykl podwyżek stóp procentowych potrwa dłużej, to prawdopodobieństwo kolejnej podwyżki stóp w grudniu jest większe niż jej brak.
Mamy więc tego samego faceta, który kieruje bankiem centralnym i w ciągu 24 godzin jest w stanie wygłosić dwa kompletnie sprzeczne ze sobą komunikaty. Nic jednak nie przebije tego wywiadu, w którym prezes NBP niespodziewanie ujawnił „tajemnicę pontyfikatu”.
Czytaj też: Wysoka inflacja? Pięć pytań, które dręczą czytelników. Odpowiadam! (subiektywnieofinansach.pl)
Drożyzna to wina rządu. Ale inflacja to wina NBP
Czy prezes Jarosław Kaczyński oraz premier Mateusz Morawiecki słusznie mają do szefa NBP pretensje, że „wyprodukował” im problem, który może przyczynić się do utraty władzy przez Zjednoczoną Prawicę? Nic bardziej niż drożyzna nie zagraża notowaniom partii rządzącej.
Prawda jest taka, że to polityka rządu podnosi inflację. To rząd podnosi podatki, rozrzuca z helikoptera pieniądze w postaci świadczeń typu 500+, 13-tej, 14-tej emerytury, podnosi płacę minimalną, szczodrze waloryzuje emerytury i wprowadza „Polski Ład” (skłoni małe firmy, które świadczą nam usługi, do podniesienia cen). To rząd przez długie lata ignorował konieczność zamiany węgla na jakieś tańsze źródła produkcji energii. I dlatego dzisiaj produkcja prądu jest w Polsce niemal najdroższa w Europie.
Rząd ma, oczywiście, prawo prowadzić taką proinflacyjną politykę, ale prezes NBP powinien to przewidywać i zawczasu zaciągnąć hamulec w postaci wzrostu stóp procentowych. Gdyby rok temu, gdy inflacja krążyła jeszcze w okolicy 3%, NBP podniósł stopy procentowe choćby do 2%, to być może część osób nie pobiegłaby po kredyt, a część nie wydałaby w sklepach ostatnich oszczędności, tylko zostawiła pieniądze w bankach. I nie mielibyśmy dziś 7% inflacji (z widokami na więcej), tylko 4-5% (jak Czesi czy Niemcy).
Dziś prezes Adam Glapiński opowiada, że przecież „było wiadomo, że po covidowym kryzysie gospodarki przyjdzie podwyższona inflacja”. Było wiadomo, a prezes nic nie zrobił. No nie, nie można powiedzieć, że zupełnie nic nie zrobił. Niby coś, zrobił, ale… Bo na przyklad mówił, że podwyżka stóp procentowych byłaby szkolnym błędem, bo „zajechałaby” gospodarkę.
Zobacz wideokomentarz na ten temat:
Prezes NBP jest jak strażak. A powinien być jak oddział prewencji
Obecna Rada Polityki Pieniężnej nie jest ani pierwszą, ani ostatnią, która spóźniła się z reakcją na wzrost inflacji. Wiemy, że prognozowanie jest trudnym zajęciem, zwłaszcza jeśli dotyczy przyszłości. Ale nikt wcześniej – jeśli chodzi o kształtowanie polityki pieniężnej – nie pomylił się tak koszmarnie i tak długo nie tkwił w błędzie. No chyba że to nie był błąd tylko fałszywie pojmowana chęć pomagania rządowi w rozpędzaniu koniunktury gospodarczej. Jeśli tak, to NBP i Rada Polityki Pieniężnej przefajnowały.
Prezes NBP swoimi wypowiedziami wzbudza podejrzenia, że wciąż niewłaściwie definiuje swoją – i całej Rady Polityki Pieniężnej – rolę. On nie jest strażakiem, który ma gasić pożar inflacji. On ma być jak oddział prewencji, który powinien zmniejszać temperaturę, zanim dojdzie do wybuchu. Nie powinien podgrzewać atmosfery, tylko ją schładzać.
Jeśli więc dziś – widząc na horyzoncie kolejne impulsy inflacyjne w postaci polityki rządu („Polski Ład”, wyższa płaca minimalna, podwyżka podatku akcyzowego, dotowanie przez rząd wkładu własnego do mieszkania) – prezes Adam Glapiński mówi, że Rada Polityki Pieniężnej „się przygląda” i „obserwuje”, to już wiadomo, że znów się spóźni. A gdy kolejne ogniska inflacji wybuchną, to będzie patrzył na pożar i mówił, że on jest przecież od gaszenia inflacji „w średnim terminie”. Nic dziwnego, że złoty jest coraz mniej wart w „twardej walucie” (a więc i nasze oszczędności):
Rada Polityki Pieniężnej doprowadziła do kuriozalnej sytuacji, w której jej decyzje nie mają kompletnie żadnego znaczenia. Przy inflacji rzędu 7-8% rocznie oraz stopach procentowych rzędu 1-2% bank centralny stracił wpływ na zarządzanie oczekiwaniami Polaków. Dopiero gdy inflacja spadnie w okolice 4-5%, a stopy procentowe wzrosną w okolice 2-3%, jej decyzje zaczną się liczyć – czyli kształtować nasze decyzje konsumenckie.
W tym kontekście odpowiedzialność prezesa NBP i Rady Polityki Pieniężnej za katastrofę polityki pieniężnej – czyli doprowadzenie do sytuacji, w której kierowca samochodu nie trzyma już kierownicy w ręku – jest niemała. Nawet jeśli to polityka rządu w dużej części „nabija” inflację, to NBP powinien brać to pod uwagę przy decyzjach o stopach procentowych. A tego nie robi.
Zobacz też wideofelieton o tym, czy warto dziś kupować mieszkanie:
——————
Posłuchaj nowego odcinka podcastu „Finansowe sensacje tygodnia”
W tym odcinku „Finansowych sensacji tygodnia” mierzymy się z czterema plagami, które spadły na nasz spracowany Naród: kolejną falą pandemii Covid-19 (czy należy wprowadzić lockdown albo jakieś ograniczenia naszej mobilności?), kolejną falą podwyżek cen (czy NBP może coś jeszcze zrobić i co mógłby zrobić rząd?), szaleństwem na rynku nieruchomości (poskarżył nam się klient, który zapłacił już część ceny za mieszkanie, a deweloper mimo tego rozwiązał z nimi umowę!) i szaleństwem kosztów ogrzewania i oświetlenia (czy jest sens dopłacać nam i dogadzać, skoro na koniec dnia energia po prostu musi być droga?). Zapraszamy do posłuchania pod tym linkiem lub na Spotify (tam nasz podcast jest w dziesiątce najpopularniejszych w kategorii newsowej), Apple Podcast, Google Podcast i na kilku innych platformach podcastowych.