„Przecież to w ogóle nie jest ubezpieczenie” – stwierdził prawomocnie sąd o jednej z polisolokat, czyli polisie inwestycyjnej, która „ubezpieczenie” ma głównie w nazwie. „Do zwrotu są wszystkie pobrane opłaty, także administracyjne, nie tylko likwidacyjne” – powiedział, też prawomocnie, inny sąd. W ostatnich tygodniach na wokandzie sporo ważnych wydarzeń dla tych, którzy swego czasu dali się namówić na inwestowanie pieniędzy pod płaszczykiem ubezpieczeń inwestycyjnych. Czy jest juz otwarta droga do odzyskiwania wszystkich pieniędzy, a nie tylko opłat likwidacyjnych?
Kropla drąży skałę. Sądy coraz częściej stają po stronie klientów, którzy ulokowali oszczędności w polisy inwestycyjne, zwane polisolokatami. W tego typu polisy zainwestowało mniej więcej 5 mln Polaków, z których pewnie połowa jeszcze w nich uczestniczy.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Regularnie na łamach opisujemy historie związane próbą odzyskania pieniędzy. Zaczęło się od opłat likwidacyjnych. Opłaty te – niewspółmiernie wysokie, stanowiące kilkadziesiąt procent wpłaconych pieniędzy – są już uznane za nielegalne i w większości przypadków ubezpieczyciele pozwalają klientom wycofać się z interesu bez ich ponoszenia. Klienci jednak oraz częściej chcą też walczyć o zwrot całego wpłaconego kapitału.
Ubezpieczyciele twierdzą, że o ile z opłat likwidacyjnych są gotowi zrezygnować, to jednak fakt, że pieniądze będą zainwestowane w fundusze inwestycyjne był ogólnie znany. A klienci wiedzieli, że wiąże się to z tym większym lub mniejszym ryzykiem. Firmy mówią: „widziały gały co brały.”
Ale w ostatnich miesiącach coś się zaczęło zmieniać. Pojawiają się kolejne wyroki, które zmieniają pole gry między ubezpieczycielami i posiadaczami polisolokat. Kilka dni temu Polskę obiegła sensacyjna wiadomość o przełomowym wyroku Sądu Apelacyjnego, który unieważnił polisę ubezpieczenia inwestycyjnego (sygnatura akt: V ACa 451/18).
My zaś dostaliśmy odpis uzasadnienia innego wyroku – który nakazuje ubezpieczycielowi, by zwrócił klientowi nie tylko opłatę likwidacyjną, ale wręcz wszystkie, które pobrał (za zarządzanie, administrowanie polisą itp.). W obu sytuacjach efekt jest taki, że klient odzyskuje to, co wpłacił, bez potrąceń wynikających z tego, że w tzw. międzyczasie pieniądze mocno straciły na wartości (bo były inwestowane).
Na ile te wyroki zmieniają stan gry? I czy są rzeczywiście – jak twierdzą prawnicy klientów – tak przełomowe, czy też jeszcze za wcześnie, by mówić, że polisy inwestycyjne czeka ten sam los, co polisy UNWW, czyli unieważnienie? Analizujemy.
Gdy ubezpieczyciel nadepnie na odcisk komornikowi
Komornik – znamy jedynie inicjał imienia P. – nazwijmy go Protazy, wpłacił firmie ubezpieczeniowej (jej nazwa została wykropkowana) w ciągu siedmiu lat – licząc od września 2010 r. – składki o wartości 140.480 zł. Po kilku latach chciał wycofać, dostał jedynie ok. połowę kwoty, a reszta, ponad 68.000 zł. poszła na opłatę likwidacyjną.
Pan Protazy wkurzył stwierdził, że tak tego nie zostawi i sprawa ostatecznie trafiła na wokandę. Wyrok na korzyść pana Protazego wydał w lutym 2018 r. warszawski Sąd Okręgowy. Tyle, że był to wyrok nieprawomocny, bo ubezpieczyciel się odwołał. Dopiero ostatnio, a dokładnie w maju Sąd Apelacyjny przypieczętował korzystne dla klienta orzeczenie. Co ono zawiera?
Sąd nakazał zwrócić klientowi 68.773 zł zatrzymanej opłaty likwidacyjnej plus odsetki plus zwrot kosztów procesu. W sumie: prawie 85.000 zł! Podstawą takiego orzeczenia było bezpodstawne wzbogacenie się – stwierdził Sąd. Mamy uzasadnienie wyroku. Jakie kluczowe fragmenty ono zawiera?
„Umowa zawarta między stronami jest sprzeczna z właściwością stosunku prawnego, z zasadami współżycia społecznego oraz zastała ukształtowana jednostronnie przez stronę pozwaną. Powód przystąpił do umowy ubezpieczenia grupowego na życie i dożycie. Celem tej umowy jest z jednej strony uzyskanie ochrony ubezpieczeniowej, z drugiej zaś strony gromadzenie i inwestowanie kapitału poprzez ubezpieczeniowy fundusz kapitałowy. W ustalonym w sprawie stanie faktycznym nie sposób stwierdzić, by pozwany ponosił jakiekolwiek ryzyko związane z ochroną ubezpieczeniową powoda, co jest oczywiście sprzeczne z istotą umowy ubezpieczenia„
A pisząc bardziej po ludzku: nie widać w tym ubezpieczeniu podstawowego komponentu, który powinien zawierać tego typu produkt, czyli… ochrony ubezpieczeniowej (tego, by firma ubezpieczeniowa brała na klatę jakiekolwiek ryzyko i je rynkowo wyceniła). To trochę tak, jakby ktoś sprzedawał samochód bez kół i nie chciał oddać pieniędzy, gdy okazało się, że to-to nie jeździ.
Ile cukru w cukrze, czyli ochrony w ubezpieczeniu?
Dlaczego z tym wyrokiem wiąże się tyle szumu? Podobno nie jest to pierwszy prawomocny wyrok tego typu, ale na pewno jeden z nielicznych. Jak powiedzieli mi prawnicy jednej z firm ubezpieczeniowych (w przeszłości sprzedających tego typu polisy), na 270 spraw sądowych o unieważnienie umów ubezpieczeniowych, które prowadzili – na razie mają na koncie raptem cztery przegrane, a w dwóch sprawach już wiadomo, że będzie kasacja w Sądzie Najwyższym.
Każdy taki wyrok jest jak kropla, która drąży skalę. Sędziowie też czytają gazety, czytają uzasadnienia wyroków, które wydają ich koledzy, zastanawiają się nad nowymi argumentami, które się w nich pojawiają. Stąd każdy tego typu przypadek – zwłaszcza tak nagłośniony – może mieć wpływ na linię orzeczniczą sądów w przyszłości.
Po drugie zaś mamy tutaj do czynienia z bardzo radykalnym stwierdzeniem sądu: że ubezpieczenie bez komponentu ochronnego (bądź tylko z symbolicznym) to w ogóle nie jest ubezpieczenie. A jeśli tak, to umowa między firmą, a klientem jest nieważna. To z kolei oznacza, że nie tylko trzeba zwrócić klientowi opłaty, ale oddać mu wszystkie pieniądze, które wpłacił.
To może być ważne dla osób, które zainwestowały w polisy i na tym straciły (bo np. fundusze, które były istotą inwestycji potaniały). Do tej pory takich strat ubezpieczyciele nie wyrównywali. Gdyby rozpowszechniła się linia orzecznicza mówiąca o nieważności umów ubezpieczenia z mikrym komponentem ubezpieczeniowym – będą musieli zacząć je wyrównywać.
Zdaniem Rzecznika Finansowego sądy zaczęły dostrzegać, że problem z tzw. UFK jest nie tylko w opłatach likwidacyjnych, ale w tym, że te ubezpieczenia są ubezpieczeniami niemal tylko z nazwy. I że część ochronna jest marginalizowana, bo tylko 1% składki przeznaczano na ochronę, a 99% na inwestycje. Po etapie, w którym sądy decydowały o zwrocie zawyżonych, niesprawiedliwie naliczanych opłat zaczynają się zastanawiać nad ważnością samych umów ubezpieczenia.
„Dotychczasowe orzecznictwo w sprawach ubezpieczeń inwestycyjnych w zdecydowanej większości zasadzało się na kwestiach postanowień niedozwolonych dotyczących opłat likwidacyjnych oraz analizy i wykładni samej tylko części inwestycyjnej umowy. Zagadnieniu części ochronnej na tle charakteru inwestycyjnego umowy poświęcono dotychczas niewiele miejsca. Natomiast Rzecznik Finansowy, tak samo jak jego poprzednik – Rzecznik Ubezpieczonych, wielokrotnie zwracali uwagę, że kluczowym elementem, w rozważaniach nad ważnością tego rodzaju umów, jest część ubezpieczeniowa – ochronna”
Pojawiają się w mediach krzykliwe tytuły przepowiadające, że teraz firmom ubezpieczeniowym grozi konieczność wypłacania miliardów złotych „rekompensat” związanych z unieważnianiem umów, a nie „tylko” zwrotem opłat likwidacyjnych. Nie jest wykluczone, że w tym kierunku zmierzamy, ale wciąż mówimy o kilku wyrokach, które nie przekuły się – jak było np. w sprawach dotyczących kredytów frankowych – na zmianę orzecznictwa Sądu Najwyższego.
Wciąż w mocy pozostają uchwały Sądu Najwyższego III CZP 13/18 i III CZP 22/18, które stwierdzają, że umowa ubezpieczenia na życie z Ubezpieczeniowym Funduszem Kapitałowym jest umową ubezpieczenia, a nie inwestycją. I że np. wypowiedzenie umowy ubezpieczenia powinno skutkować wypłatą świadczenia wykupu. Sąd Najwyższy na razie nie podziela więc tezy o tym, że ubezpieczenia inwestycyjne – zwana polisolokatami – kwalifikują się do unieważnienia. Na razie. Pamiętajmy, że sądy wszystkich instancji „unieważniły” już – jako niezgodne z nazwą – ubezpieczenia niskiego wkładu własnego w kredytach hipotecznych.
Pareto pod sąd, czyli do zwrotu wszystkie opłaty: i likwidacyjne, i administracyjne
Nie dalej jak kilka dni temu dostaliśmy od zaprzyjaźnionego prawnika kolejny odpis wyroku (XXVII Ca 1872/18), który – dla odmiany – nakazuje zwrócić klientowi wszystkie opłaty administracyjne pobrane w ramach niesławnej polisy strukturyzowanej „Pareto”. W tej sprawie sąd potwierdził, że postanowienia umowy mają mylący charakter i kamuflują rzeczywistą wysokość opłat. A sprzeczne z interesem konsumenta jest naliczanie opłat od kwot zadeklarowanych, ale jeszcze nie wpłaconych. Sprawę prowadziła kancelaria Experto Credite Makan, Ptak, Waśniowski.
Ten wyrok też na swój sposób może być przełomowy, bo – gdyby podobny tok myślenia się rozpowszechnił – pozwala odzyskać niemal wszystkie pieniądze „utopione” strukturyzowanej polisolokacie. Ta odmiana polisy inwestycyjnej jest wyjątkowo „trudna” do odkręcenia. O ile bowiem „normalna” polisolokata sprowadza się do tego, że pieniądze są inwestowane w funduszach (tam tracą lub zyskują), a całość nazywa się dla niepoznaki „ubezpieczeniem”, o tyle w polisach typu strukturyzowanego przedmiotem inwestycji są opcje giełdowe.
Wartość tych opcji zwykle zaraz po starcie polisy mocno spada (potem mogą odzyskiwać wartość – to jest długoterminowa inwestycja, w której na koniec teoretycznie wynik nie musi być bardzo zły), zaś klient ponosi „z góry” opłaty i prowizje za zarządzanie i administrowanie pieniędzmi, liczone od wartości składek, które dopiero wpłaci.
Nawet jeśli uda mu się wyjść z interesu i nie ponosi kosztów opłaty likwidacyjnej – to i tak nie odzyska wszystkich pieniędzy. Zwłaszcza, gdy wartość opcji spadła np. do jednej trzeciej wartości startowej, a ubezpieczyciel pobrał – tak jest w polisach strukturyzowanych – opłaty administracyjne liczone od wartości bazowej inwestycji, a nie od faktycznie wpłaconych pieniędzy.
W przypadku tego konkretnego czytelnika wartość inwestycji zakontraktowanej w 2010 r. wynosiła 225.000 zł, z czego na początek wpłacił on 45.000 zł oraz zobowiązał się, że będzie wpłacał po 1240 zł miesięcznie przez 15 lat. W sumie klient, zanim „wymiękł” zdążył wpłacić na poczet polisy 139.000 zł. Od każdej wpłaty miesięcznej (1240 zł) płacił 240 zł opłaty administracyjnej.
W 2017 r. klient poprosił o zamknięcie umowy. Wartość polisy wynosiła 114.000 zł, od czego ubezpieczyciel potrącił opłatę likwidacyjną i klient odzyskał 91.000 zł. Strata wyniosła więc prawie 50.000 zł. Klient podjął walkę o tę część pieniędzy, która została przeznaczona na opłaty administracyjne liczone od całości inwestycji, a nie tylko od wpłacanych na bieżąco składek. I sąd uznał, że klient ma rację.
„Za abuzywne Sąd uznał zapisy OWU i załącznika do OWU w postaci Tabeli opłat i limitów do umowy ubezpieczenia na życie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym Pareto II w zakresie, w jakim dotyczy opłaty administracyjnej. Jej wysokość określona została w skali roku na 1,28%, ale nie od rzeczywiście wpłacanej kwoty (14.880 zł rocznie), lecz od składki zainwestowanej (czyli od 225 000 zł). W świetle powyższego, zasądził od pozwanego na rzecz powoda kwotę 41. 027,25 zł oraz odsetki ustawowe”
Z punktu widzenia posiadaczy polis inwestycyjnych typu strukturyzowanego (Pareto, Libra itp.) oba sposoby rozstrzygnięcia sprawy są korzystne. Zarówno unieważnienie umowy (czyli zwrot wszystkich wpłaconych składek) jak i zasądzenie zwrotu nie tylko opłat likwidacyjnych, ale i administracyjnych (zwykle sprowadzają się – łącznie z bieżącą wartością rachunku – do okolic 100% wpłaconych kwot) daje szansę na to, że z polis takich jak Pareto, czy Libra da się wycisnąć „pełną pulę”.
Pytanie co będzie oznaczało uznanie polis inwestycyjnych za nieważne dla tych osób, które na nich… zarobiły. Zapewne nie jest to liczne grono, ale mogło się zdarzyć, że pomimo naliczania opłat i prowizji ktoś nadal ma taką polisę i jest z niej zadowolony. Czy – gdyby utrwaliła się linia orzecznicza mówiąca o nieważności takich polis – będzie musiał zgodzić się na zamknięcie umowy i oddać ubezpieczycielowi wszystkie zyski?
Czytaj też: Gdzie się podziało 205.000 zł? Tego nie (po)wie nawet bank, który sprzedał polisę. Ubezpieczenie-widmo?
Polisy ubezpieczeniowe wreszcie na właściwych torach?
Co ciekawe, przewiny związane z budową i sprzedażą produktów ubezpieczeniowych z komponentem inwestycyjnym (a może odwrotnie – inwestycyjnych z dodatkiem ubezpieczeniowym? :-)) mają na sumieniu nie tylko polskie firmy. Rzecznik Finansowy cytuje podobne wyroki sądów najwyższych hiszpańskich i włoskich. W 2015 r. Hiszpanie stwierdzili, że „każda umowa ubezpieczenia na życie zawarta wyłącznie w celu inwestycyjnym obarczona została znaczącym ryzykiem uznania za nieważną”.
A w tym roku włoski (sygnatura akt 6319/2019) Sąd Najwyższy uznał, że „ubezpieczenia z funduszem kapitałowym mają mieszany charakter (finansowy i ubezpieczenie na życie) i nawet jeśli cel finansowy ma pierwszeństwo przed celem ubezpieczenia na życie, ten ostatni musi być zgodny z ogólnymi zasadami określonymi dla umowy ubezpieczenia”.
W związku z wyrokami Hiszpanie pisali, że tysiące polis może zostać unieważnionych. Podobne głosy podniosły się również w ostatnich dniach nad Wisłą – że problem polis inwestycyjnych jest niemal rozwiązany, a zemsta rzeszy klientów będzie słodka.
Niestety, droga do tego nie będzie ani łatwa, ani krótka, a finał wcale nie musi być jednakowy dla wszystkich. Uchwały Sądu Najwyższego i wyroki Sądów Apelacyjnych są ważne, ale nie gwarantują pomyślnego rozstrzygnięcia w czyjejś konkretnej sprawie – w Polsce nie ma prawa precedensowego, wszyystko zależy od danego pozwu, argumentacji i sędziego.
Rzecznik Finansowy ma nadzieję, że zapoczątkuje nowe tendencje orzecznicze w Polsce będą podobne do tych, które obserwujemy w orzecznictwie wymienionych krajów UE.
„Najwyższy bowiem czas sprowadzić umowę ubezpieczenia na właściwe tory i przywrócić jej prawdziwe, ubezpieczeniowe znaczenie”
Trudno się z tym nie zgodzić. Jeśli coś wygląda jak pies i szczeka jak pies, to z reguły jest to pies. Ale do tej pory – z bliżej nieznanych powodów – ta zasada nie działała w świecie ubezpieczeń.
źródło zdjęcia:PixaBay