Niby każdy chciałby mieć takie dylematy: „przyjąć 1000 zł w prezencie od banku czy nie przyjąć?”. Ale w przypadku klientów banku DNB sprawa może mieć drugie i trzecie dno. Niektórzy klienci twierdzą, że stawką nie jest 1000 zł, lecz kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy. Czy ta dobra oferta to podstęp?
Jak już wiecie z lektury tekstów na „Subiektywnie…” – jest taki bank, który tylko za rezygnację z większości jego usług płaci 1000 zł. To norweski DNB, który porzucił sny o ekspansji w Polsce. Wcześniej płacił 300 zł, potem 600 zł (i mówił, że to „ostateczna oferta”), a teraz – do końca sierpnia – płaci do 1000 zł i ostrzega, że potem będzie już wypowiadał klientom umowy, na twardo i bez żadnego „odszkodowania”.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Mam taką zasadę, że jeśli gdzieś mnie nie chcą – to się tam nie pcham. Jeśli bank płaci tylko za to, żebym nie był jego klientem, to dlaczego w to nie „wejść”? Niestety, oferta DNB nie jest samodzielną propozycją, lecz częścią skomplikowanej gry.
Posiadacze kont osobistych, oszczędnościowych, kart debetowych i kredytowych oraz ubezpieczeń w DNB – z tych produktów mieliby zrezygnować w zamian za kasę – są jednocześnie posiadaczami walutowych kredytów hipotecznych w tym banku. Część z nich została jakiś czas temu „ukarana” podwyżką marży kredytowej za niewystarczająco częste używanie kart i kont. Powstał na tym tle spór (klienci uważają, że albo nie przewinili, albo że kara jest zbyt surowa).
Istotą obecnej oferty banku jest koniec „interesu wiązanego”. Klienci nie będą już musieli używać kont i kart w zamian za promocyjną marżę kredytu. Dostaną ją bez żadnych warunków. Ich kredyt, zamiast „wiązanego” z kontem i kartą, stanie się samodzielną usługą.
Same plusy? No, prawie. Jeśli klient nie był do tej pory w sporze z bankiem, niczym nie ryzykuje. Ale jeśli był… bank, owszem, zagwarantuje utrzymanie marży kredytowej na dotychczasowym poziomie niezależnie od „używalności” konta, kart i ubezpieczeń, ale… obecna marża to niekoniecznie marża promocyjna.
Jeśli bank wcześniej „za karę” podwyższył klientowi marżę, to po wsze czasy zostanie zapisana ta podwyższona. I to niezależnie od tego, czy klient uważa jej podwyżkę za uczciwą, czy też nie. Taką w każdym razie interpretację swojej sytuacji dostała jedna z klientek, która zapytała wprost bank o treść aneksu, którego podpisanie wiąże się z wypłatą 1000-złotowej premii.
No i tu zaczyna się gra. Niektórzy klienci zapewne nie zgodzą się na podpisanie aneksów, bo uznają, że cyrograf w tej sprawie mógłby być interpretowany – przez bank lub sąd – jako kapitulacja w sporze o marżę. Jeśli bank chciał uniknąć tego ryzyka, powinien najpierw zakontraktować ugodę z klientami w sprawie marży kredytu, a dopiero potem wystawiać ofertę ucinającą „pakietyzację” kredytu z innymi usługami.
Zanosi się na nowy konflikt, bo bank zapewne podejmie próbę rozwiązania z klientami umów na obsługę kont, kart i ubezpieczeń. Wypowie im umowy i po jakimś czasie zdeaktywuje dostęp do pobocznych produktów, poza kredytem hipotecznym.
Klienci z kolei mogą uznać taki krok po pierwsze za nieważny (o ile bank w wypowiedzeniu nie powoła się na jedną z przesłanek regulaminowych, które mogą uzasadniać „przymusowe” rozwiązanie umowy, a wcale nie ma pewności, że takie przesłanki się w papierach znajdują), a po drugie za uniemożliwiający im spłacanie rat kredytowych.
Ten drugi aspekt może pojawić się w związku z zapisami, które klienci mają w umowach kredytowych, a które definiują konkretny numer rachunku do spłaty kredytu. Czy zmiana tego numeru wymaga uzgodnienia z klientem aneksu do umowy? W większości tego typu przypadkow tak właśnie bywa, choć przecież taki np. Raiffeisen uznał, że zmiana numeru rachunku jest czynnością „czysto techniczną”. Po kilku tygodniach ustąpił i zgodził sie na podpisywanie aneksów.
Być może w celu uniknięcia podobnej sytuacji DNB przysłał klientom jakiś czas temu informację, że kredyty mają spłacać od tej pory na rachunki techniczne, a nie na konta osobiste. Ale czy taki postulat, zgłoszony wyłącznie jednostronnie, ma rację bytu?
Klienci, którzy nie uznają zmiany numeru rachunku wprowadzonej jednostronnie i nie podpiszą z DNB żadnego aneksu, będą musieli konsekwentnie iść tą drogą – a więc przestać spłacac raty kredytu. Wówczas bank może im wypowiedzieć umowy, a do sądu zgłosić się po klauzulę pozwalającą egzekwować dług z pomocą komornika.
Czy sąd się na to zgodzi? Cóż, to może otworzyć kolejny spór – jak przeliczyć dług kredytu walutowego na złotowy? Czy klauzula walutowa zapisana w umowie jest precyzyjna?
Niewykluczone, że po zakończeniu „Last summer offer” spór niektórych klientów z bankiem DNB – już i tak złożony i skomplikowany – zyska nowe odsłony i poziomy. I zacznie coraz bardziej przypominać stare gry komputerowe – platformówki. Wchodzi się tam na coraz wyższe poziomy, po drodze pokonując lub unikając potworów. Pamiętacie „Jumping Jacka”? Jeśli macie kredyt w DNB, to lepiej sobie przypomnijcie.