Wypożyczanie auta to duże ryzyko. Wystarczy jeden zły ruch kierownicą, chwila nieuwagi, przeoczenie zapisu w umowie, a możemy narazić się na sięgające w tysiącach złotych koszty. I konieczność nalania paliwa po 12 zł za litr. Jak bezpieczenie wypożyczyć samochód i na zwrócić uwagę wynajmując auto za granicą? Sprawdzamy!
Zwiedzanie obczyzny wypożyczonym samochodem to jedna z największych frajd, jaka może spotkać podróżnika, a w takich regionach jak zachodnie wybrzeże USA, Australia czy Kanada – wręcz konieczność. Na co uważać rezerwując auto za granicą?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Wypożyczanie auta i prawo jazdy. Dobre, bo polskie
Zanim odbierzemy swój upatrzony pojazd, warto zadbać o odpowiednie dokumenty. Paszport i polskie prawo jazdy to absolutne minimum. Ale czy trzeba mieć ze sobą prawo jazdy międzynarodowe?
Osobiście nigdy nie musiałem pokazywać międzynarodowego prawka. Zagraniczne wypożyczalnie patrzą przychylnym okiem na nasze rodzime „lejce”. Mimo bariery językowej polski dokument ze zdjęciem, na którym są piktogramy pojazdu wystarczy, żeby wypożyczyć samochód. Ważne, że literki są w zrozumiałym alfabecie, a nie w sanskrycie.
Inna sprawa jak na takie polskie papiery zareaguje w razie problemów policja w krajach poza Unią Europejską i na innych kontynentach. Jeśli chcemy polepszyć naszą pozycję negocjacyjną w sporze ze stróżami prawa, może warto mieć ze sobą dokument rangi międzynarodowej.
Wybieramy konwencję. Wiedeń, czy Genewa?
Chcesz wyrobić międzynarodowe praow jazdy? Do wyboru mamy prawo jazdy wydane zgodnie z Konwencją Wiedeńską lub Genewską. Którą wybrać? To zależy od kraju – spis tutaj. Różnice między obydwoma dokumentami są niewielkie – zależą od tego, czy dany kraj ratyfikował umowę.
W większości przypadków poszczególne kraje uznają dwa wzory dokumentów, choć bardziej uniwersalna jest Konwencja Genewska – uznawana w USA, czy w Tajlandii. I w ostatnim czasie polscy turyści rzucili się na dokumenty wg konwencji Genewskiej.
„Proszę pana, jeszcze rok temu nikt nie słyszał o jakiejś konwencji Genewskiej. Nawypisywali się o niej w internecie i teraz każdy chce Genewską. Ja nawet nie mam już druków tego prawa jazdy, brakuje ich w całej Warszawie. Mogę Panu dać prawo jazdy wg konwencji Wiedeńskiej. Chce pan? Cena ta sama 35,5 zł”
– usłyszał w urzędzie wiosną znajomy, który wybierał się zza Ocean. – i znajomy wziął, to co było, czyli nic nie warty w USA papierowy druczek ze zdjęciem, który ma być uprawnieniem do prowadzenia pojazdu. Ale najprawdopodobniej kwit genewski w kraju Jankesów również na niewiele by się przydał. Jeśli nie przeprowadzamy się do USA na stałe, wystarczy nam nasze polskie prawko.
Mi osobiście międzynarodowe prawo jazdy nigdy nie było do niczego potrzebne. Większość osób również opowiada, że można się bez niego obyć. Podobno jednak linią graniczną jest rzeka Bug. Na zachód od niej międzynarodowe dokumenty nie są wymagane. Ale gdy przeprawiamy się na wschód, lepiej mieć je ze sobą.
Jak rezerwować wypożyczanie auta?
Im wcześniej, tym lepiej. Im wcześniej zarezerwujemy auto, tym dostaniemy lepszą cenę i będziemy mieć większy wybór. To nie bez znaczenia, bo często okazuje się, że w szczycie sezonu, w obleganych regionach turystycznych nie ma już najtańszych samochodów do wzięcia. I zamiast Fiata Pandy musimy wybierać między drogim mondeo, a inisgnią.
Gdzie rezerwować? Jeśli jedziesz z biurem podróży na Majorkę, Sycylię, czy południe Włoch, to w hotelu na pewno dopadną cię pośrednicy, którzy będą oferować wynajem auta i oskubią cię co do grosza. Nawet jeśli jedziemy w zorganizowanej wycieczce, przecież nikt nam nie zabroni zrobić rezerwacji na własną rękę wcześniej przed wylotem w internecie.
Wybierać renomowane, międzynarodowe sieci, czy może wspierać lokalny biznes? Za niewielkimi i tanimi wypożyczalniami ciągnie się opinia, że szukają każdego sposobu żeby naciągnąć klienta. Z przysłowiową lupą oglądają samochód w poszukiwaniu najdrobniejszych rys, sprawdzają stan opon, etc. W większych, renomowanyc wypożyczalniach podobno nawet drobne rysy parkingowe uchodzą kierowcom płazem. Czy tak faktycznie jest? Na głębokiej prowincji rezerwuj auto w renomowanej wypożyczalni.
A może skorzystać z porównywarek wypożyczalni? Można, ale pamiętajmy – to tylko pośrednicy i nie zawsze ich informacje są kompletne i pokrywają się z rzeczywistością. Niestety, porównywarki nie zawsze informują na etapie rezerwacji w jakiej firmie ostatecznie wynajmujemy samochód. Jeśli ktoś ma ulubioną lub sprawdzoną markę wypożyczalni, to porównywarka mu niepotrzebna.
Jak płacić? Karta kredytowa ważniejsza niż prawo jazdy
Praktycznie w każdej wypożyczalni, w której byłem, zanim obsługa poprosiła o prawo jazdy, chciała obejrzeć kartę kredytową. Nie ma co się oszukiwać i liczyć na łut szczęścia – karta kredytowa to absolutna konieczność, ale też wygoda jeśli chcemy wypożyczyć auto. Przecież nie będziemy wozić ze sobą gotówki na poczet kaucji za wynajem.
Niektórzy opowiadają, że wypożyczalnia szczęśliwie uznała im wypukłą kartę debetową. W podróży nie możemy liczyć na farta, powinniśmy wyrobić sobie kartę z napisem „credit”, który otwiera nam drogę do wypożyczenia auta. Tym bardziej, że ciągle w wielu egzotycznych miejscach zamiast nowoczesnych terminali działają stare, poczciwe imprintery, zwane także żelazkami. To urządzenia analogowe, które odbijają na papierze dane naszej karty.
Karta kredytowa służy nie tylko do uregulowania rachunku za wypożyczenia, ale też założenia blokady, na poczet ewentualnych uszkodzeń. Chyba lepiej, że wypożyczalnie blokują pieniądze banku, niż nasze własne?
Z drugiej strony kwota blokady powoduje, że karta powinna mieć limit na tyle wysoki, żeby spokojnie wystarczyło nam na opłacenie samochodu, kaucji zabezpieczającej i jakiejś drobnej sumy na czarną godzinę. Limit 5 tys. zł to minimum, ale 10 tys. zł jest kwotą bezpieczniejszą.
Ubezpieczenie przez duże „U”. Bez niego lepiej nie wsiadać
Jeśli nie chce Wam się czytać regulaminu wypożyczenia i warunków ubezpieczenia, to darujcie sobie jazdę cudzym autem. Warto czytać OWU żeby potem nie być przytłoczonym przez kilkutysięczne koszty naprawy.
Łatwo powiedzieć. Mało komu chce się czytać polskie umowy, a co dopiero te spisane w obcym języku. Tym bardziej, że nawet duże, sieciowe wypożyczalnie aut takie jak Hertz, czy Sixt, nie powielają modelu biznesowego McDonald’s, w którym BigMac pod każdą szerokością geograficzną smakuje tak samo. Działająca w każdym kraju wypożyczalnia ma swój własny regulamin. W większości wypożyczalni dokumenty są umieszczone na stronie internetowej. Można je zawczesu ściągnąć, wrzucić do translatora i przeczytać.
Zasiadając za kierownicą cudzego samochodu, ważne jest to, kto płaci za obtarcia, rysy, czy większe stłuczki. Czy jak to mnie przytrą na parkingu, to również płacę? Te elementy to najważniejsze postanowienia umowy.
Żeby urlop nie zamienił się gehennę nie ma co się szczypać i trzeba korzystać z opcji ubezpieczenia all risk. Dzięki temu zrzekamy się odpowiedzialności za wszelkie nieumyślne uszkodzenia. Parkingowe przytarcia to pikuś. Powinnismy się także ubezpieczyć od uszkodzonej opony, lusterek, wyłamanych wycieraczek, czy trudnych do usunięcia zabrudzeń samochodu, np. śladach po asfalcie, czy złamania kluczyka. Nasza odpowiedzialność wynosi wtedy zero. To ważne, bo auta z wypożyczalni rzucają się w oczy, niekoniecznie budząc sympatię lokalsów.
Złodziejaszek, który wymknął się warunkom OWU
Spokój ducha w postaci pełnego pakietu ubezpieczenia wyceniany jest w zależności od klasy samochodu. W przypadku średniej klasy, np. opla astry ubezpieczenie, które w pełni wyłącza naszą odpowiedzialność (w tym od kradzieży pojazdu) to wydatek o równowartości 100-200 zł za każdą dobę. Jeśli wierzymy w łut szczęścia i w to, że pech nas ominie możemy albo w ogóle zrezygnować z takiego dodatkowego ubezpieczenia, albo wykupić pakiet medium.
Czytaj też: Tego jeszcze nie było! Klienci Ergo Hestii po wypadku zamiast auta zastępczego dostaną… car-sharing
Czytaj też: Duży ubezpieczyciel wprowadza auta zastępcze w car-sharingu! Dostaniesz ponad 100 zł dziennie, na zawsze
Jeśli rezygnujemy to bez obaw – i tak nie grozi nam, że będziemy musieli spłacać kilkudziesięciotysięczną wartość samochodu. W wersji minimum nasza odpowiedzialność ustalana jest do wysokości kilku tysięcy złotych (np. 1500 euro). Jeśli w wyniku naszej jazdy samochód czeka lakierowanie trzech elementów karoserii za 1499 euro, to płacimy z własnej kieszeni. Jeśli dojdzie do tego blacharka, czy koszty wymiany części powyżej tej kwoty – chroni nas polisa i nie dopłacamy nic powyżej 1500 euro.
Pakiet średni to niższa kwota udziału własnego w kosztach likwidacji ewentualnej szkody – np. zamiast 1500 euro, 500 euro. Rośnie wtedy jednak cena wypożyczenia. Najdroższa wersja to zerowy udział własny.
Ile warto dopłacić, by czuć się bezpiecznym?
Różnice w stawkach za dobę między opcją ze zmniejszonym udziałem własnym, a całkowitym zwolnieniem z odpowiedzialności są już niewielkie, np. udział własny w szkodzie w wyniku kolizji na poziomie 1600 zł kosztuje 50 zł za dzień. Zerowy udział własny to 70-80 zł. Czyli lepiej się nie szczypać, ale dołożyć parę złotych i mieć ubezpieczenie „full opcję”.
Haczyki? Znam historię osoby, która na greckim Zakynthosie, choć miała wykupiony najdroższy pakiet ubezpieczenia i tak musiała bulić 5 tys. zł za włamanie do auta. Bo pojazd był ubezpieczony od kradzieży i od utraty pozostawionych przedmiotów, ale już nie od uszkodzonych klamek i zamków samochodu.
Czytaj też: Porównaliśmy siedem kart wielowalutowych wydawanych przez polskie banki. Którą najlepiej wziąć na urlop?
Lepiej też nie kombinować i nie zamieniać się za kółkiem. Jeśli stłuczkę spowoduje osoba, nie wpisana jako kierowca, ochrona ubezpieczeniowa w ogóle nie działa. Wpisanie dodatkowego kierowcy to koszt kilkudziesięciu złotych dziennie. W praktyce pary i tak często zamieniają na miejscu kierowcy. To ryzykowne.
Młodość ma swoje prawa. I wyższe koszty
Jeśli myślisz o tanim wypożyczeniu samochodu, to lepiej być dojrzałym, przynajmniej metrykalnie. Ubezpieczyciele doskonale znają policyjne statystki i wiedzą, że w żyłach młodych kierowców buzują hormony i adrenalina. To w połączeniu teoretycznie z małym doświadczeniem za kółkiem powoduje zwyżki za wypożyczenie auta.
Zwykle minimalny wiek, od którego możemy wypożyczyć auto to 21 lat. Wiek jest nie przypadkowy, bo dodatkowym kryterium wypożyczenia jest posiadania prawa jazdy od 3 lat. To akurat taki okres, jaki mija od osiemnastki, gdy wiele osób wyrabia sobie uprawnienia do kierowania pojazdem.
Zwykle zwyżki za młody wiek obowiązują do 25 roku życia – poniżej dopłacamy, albo w ogóle nie możemy wynająć niektórych, droższych modeli. Na przykład 22-latek za 5 dni jazdy po Krecie fiatem panda zapłaci 650-700 zł. Dla porównania 30-latek tylko 400-450 zł.
Jak uniknąć najdroższego tankowania w życiu?
Lepiej też nie brudzić auta, a jeśli zdarzy nam się nakruszyć warto samemu odkurzyć wnętrze na przydrożnej stacji. Wypożyczalnie mogą ściągać opłaty za konieczność sprzątania.
No i zalać bak do pełna, czyli oddać w takim stanie, w jakim wzięliśmy auto. Inaczej firma doleje nam benzynę sama. Po cenie co najmniej takiej, jaka byłaby gdyby wybuchł jakiś kolejny kryzys paliwowy. Jedne wypożyczalnie piszą wprost w regulaminie, że wezmą za to równowartość 12 zł za litr. Inne mają swoje własne stacje, z cenami mniej więcej rynkowymi. A jeszcze inne informują tylko doleją paliwo same, ale kwestie ceny przemilczają.
Tutaj przeczytasz: Nowy ranking zwykłych kont walutowych
Czytaj też: Bankomat miał być darmowy, a nie był. Karta bez przewalutowań, ale… przewalutowali. O co chodzi?
Zmiana rezerwacji? W dobrych wypożyczalniach jest darmowa. W innych inkasują kilkadziesiąt euro. Bardzo dużo niejasności budzi też kwestia opłaty za niestawienie się po odbiór zarezerwowanego samochodu. W zależności od firmy może ona wynieść nawet równowartość trzech dni za wypożyczenie. Inne wypożyczalnie piszą, że obciążą klienta „częścią utraconych zysków”.
Auto porysowane. Ale przecież to nie ja!
Na co jeszcze uważać?
- Na limity kilometrów. Czy wypożyczalnia nie ustaliła limitu kilometrów, np. 300, czy 500 na cały czas trwania umowy. Jeśli go przekroczymy, płacimy za każdy następny przejechany odcinek.
- Godziny pracy wypożyczalni. Jeśli się spóźnimy – dopłacamy za kolejną dobę. W miastach wypożyczalnie korzystają z parkingów, na których można zostawić auto, a kluczyk wrzucić do wrzutni. Istnieje ryzyko, że ktoś porysuje auto już po tym kiedy zdamy kluczyki. Wtedy będziemy musieli udowadniać, że nie jesteśmy wielbłądem i liczyć, na to, że kamery nagrały prawdziwego sprawcę.
- Przekraczanie granic – państw i stanów. Generalnie w Europie nie powinno być z tym problemu o ile poruszamy się po strefie Schengen. Ważne, żeby oddać auto w tym samym kraju, bo inaczej czeka nas dopłata. W USA trzeba sprawdzić warunki wypożyczalni, czy pozwala na przekraczanie samochodem granicy danego stanu.
- Jak wypożyczalnie liczy dobę? Miałem taką sytuację, że w systemie rezerwacyjnym wpisałem godzinę 17 jako termin wypożyczenia i godz. 19 za trzy dni jako datę oddania. Ale faktycznie auto odebrałem już o godz. 16. Efekt? Termin oddania przesunął się również na 16, a nie na godz. 19 tak jak rezerwowałem. A pal licho, pomyślałem, i oddałem auto tak jak chciałem, czyli w porze „Wieczorynki”. No i musiałem dopłacić.
- Zatrzymali cię „chłopcy radarowcy”? Mandat płać na miejscu i bez angażowania w to wypożyczalni. Firmy inkasują opłaty manipulacyjne.
- Dopłaty za lotniska – zwykle jest drożej, ale nie zawsze. Warto przeklikać się przez różne opcje miejsca skąd można wziąć samochód, może lepiej dojechać do śródmieścia busem i tam brać auto? Z drugiej strony bierzemy samochód właśnie po to, żeby było nam wygodnie, a nie żeby gnać z bagażami do dusznego autobusu.