Nasz nowy cennik to niespodzianka” – usłyszałem w Panku, po ogłoszeniu przez firmę zmian w regulaminie. Zaskoczenie jest, ale nie in plus, bo standardowe cena za kilometr wzrosła o 15 groszy. Podwyżki przyszły w zaledwie miesiąc od czasu gdy z Warszawy swoje spalinowe samochody wytransferowała konkurencja z Traficar. Czy to zapowiedź droższego car-sharingu?
Konkurencja to najlepsze, co się może konsumentowi przytrafić. Walka o względy klientów sprawia, że sieci sklepów zbijają ceny, producenci aut robią je coraz doskonalsze, a korporacje dopieszczają swoje produkty. Wiele firm boi się konkurencji jak ognia – ten lęk, wsparty odpowiednio dużą ilością kapitału pozwala obniżać ceny tak dugo, aż słabsza kapitałowo konkurencja nie wytrzyma. A gdy na rynku nie będzie już z kim przegrać, podnosi się ceny.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czy tę strategię zastosował największy Warszawie system car-sharingu od firmy Panek? Po miesiącu od częściowego wyjścia z Warszawy swojej największej konkurencji Traficara, Panek podnosi standardowe ceny za przejazdy. Czy to początek podwyżek opłat na rynku car-sharingu?
Czytaj też: Startuje dostawczy carsharing IKEA. Ale auta nie zostawisz gdzie chcesz. Kto na to pójdzie?
Podwyżki i pakiety – taniocha nie mogła trwać wiecznie
W ubiegłym tygodniu firma Panek poinformowała swoich użytkowników o rychłej zmianie regulaminu – w ofercie oprócz standardowego najmu aut na minuty pojawiły się subskrypcje, które dzięki którym płacimy mniej za kilometr i mamy coś na kształt ubezpieczenia od udziału własnego w razie szkody. „O ile będzie taniej dla subskrybentów?” – dopytaliśmy, a firma odpowiedziała: „Niespodzianka!”
Minęło 7 dni i faktycznie niespodzianka jest, ale nie taka jakiej spodziewali się klienci – regularne ceny poszły w górę, a jeśli chce się płacić taniej, trzeba uiścić opłatę miesięczną – 79 zł (a studenci 49 zł). W zamian można podróżować w cenie 0,5 zł/min + 0,50 zł/km. Czyli o 15 gr. za kilometr taniej, niż w dotychczasowej taryfie bezabonamentowej i o 35 gr. taniej, niż standardowo po podwyżkach.
Poprzedni cennik w przypadku najtańszych hybrydowych Toyot Yaris wyglądał tak:
- 0,5 zł/min+0,65 zł/km i 0,1 zł za minutę postoju
Po zmianach oferta bez abonamentu wygląda tak:
- 0,5 zł/min+0,8 zł/km i 0,2 zł za minutę postoju
Czyli za hipotetyczny kurs 10 km w godzinach szczytu (czyli w pół godziny) zapłacimy zamiast dotychczasowych 21,5 zł już 23 zł. Wykupienie subskrypcji obniża ceny, ale wiąże nas z jedną firmą, a przecież samochody Panka, mimo, że jest ich najwięcej nie zawsze muszą być najbliżej, poza tym kiedy się bardzo spieszymy możemy chcieć pojechać buspasem i wybrać auto elektryczne Innogy GO, które ma do tego „uprawnienia”.
Co ciekawe 80 groszy za kilometr to tyle samo ile pobierał i pobiera w innych miastach Traficar i tyle samo ile bierze za wynajem Hyundai i30 firma 4Mobility. Ale to nie koniec porównań, bo jeśli uwzględnimy czas postoju (auto jest zamknięte, ale nikt nie może go prócz nas z niego skorzystać), to Panek – ze stawką 0,2 zł za minutę – jest o 10 groszy droższy od ceny, którą inkasował Traficar i o 8 groszy droższy od 4Mobility. Postój samochodem Panka jest o jeden grosik droższy niż elektrycznym BMW i3 od InnogyGO!
Stan gry w Warszawie jest taki, że Panek ma flotę ok. 1100 pojazdów. Drugi największy gracz InnogyGo! – ma 500 stuprocentowo elektrycznych BMWi3. Są to droższe w zakupie przez firmę i najmie pojazdy, ale za to nie emitujące CO2.
Trzecia firma to 4Mobility, która ma 200 samochodów Hyundai i trochę niszowych mini, BMW i audi – wszystkie auta są w 100% spalinowe, czyli nawet nie są to hybrydy. Traficar został z 40-ma elektrycznymi, chińskimi konstrukcjami ZD 2DS w najniższej cenie 0,99 zł za kilometr jazdy.
W tej sytuacji na realną alternatywę wyrastają elektryczne hulajnogi, które w zależności od tego jaką firmę wybierzemy kosztują 2,5-3 zł na start+ 0,45-0,5 zł za kilometr. Hulajnoga jest ekologiczna, bo jest na prąd, ale nie zawsze pogoda jest odpowiednia no i możemy jeździć w tylko w pojedynkę na niezbyt długich dystansach. Są jeszcze elektryczne skutery, ale te są jak na moje oko ciągle rzadko spotykane.
Podwyżka cen w Panku sprawiła, że zmalała różnica między jazdą car-sharingiem, a Uberem. Na przykład z Placu Wilsona do Wola Parku zapłaciłbym za kurs Uberem 24,5 zł, a najtańszym car-sharingiem – 20,5 zł. Przed zmianami było to poniżej 20 zł. Więc niby dużej różnicy nie ma, ale jeśli jestem wożony to nie muszę się martwić o miejsce do parkowania. No i mogę posiedzieć z nosem w smartfonie, czy swobodnie pogadać ze współpasażerami.
„Podwyżka cen to całkiem naturalny ruch, biorąc pod uwagę, że biznes car-sharingowy nie należy do wysokomarżowych i charakteryzuje go coraz większa konkurencyjnością. Propozycja abonamentu i pakietów na osłodę podwyżki jest ciekawa, ale finalnie rynek zweryfikuje czy jest to model atrakcyjny z punktu widzenia użytkownika usługi”
– usłyszałem od obecnie największego konkurenta firmy Panek, czyli InnogyGO!
Czytaj też: Oni odetną prąd car-sharingowi? Warszawę i kraj zaleją… skutery na minuty. Ja już jeździłem
Jaka będzie przyszłość? Czy Panek wypuścił dżina?
Po zmianie cennika Panek dociągnął w Warszawie do cenowego stanu równowagi. Taniej można jeździć tylko dokupując abonament. Ciekawe, ile osób wykupi tę subskrypcję. Warszawa nawet nie jest polem doświadczalnym – jest głównym polem gry, – tu jeździ tyle samochodów (ok. 1800), ile we wszystkich pozostałych miastach Polski razem wziętych – największą firmą w skali kraju pozostaje Traficar, ale Panek depsze jej po pietach i wchodzi do innych miast – jest już dostępny w Lublinie, a od lipca w Krakowie.
Czy zatem podwyżka cen przez najtańszą do tej pory firm będzie jak wypuszczenie z butelki Dżina? A może po prostu tak tanio dłużej nie dało się prowadzić tego biznesu? Inne firmy na razie obserwują rozwój sytuacji i patrzą na to, czy model subskrypcji zaakceptują klienci. Jeśli tak, to konkurenci zapewne też zechcą zlojalizować swoich klientów i zaoferują im pakiety abonamentowe oraz podwyżki cen dla tych, którzy nie zechcą być wierni jednej firmie.
W Panku cena abonamentu – 79 zł – zwraca się po przejechaniu ok. 220 km. Kto jeździ mniej – temu się subskrypcja nie opłaci. Policzmy. 0,5 zł za kilometr w subskrypcji x 220 km = 110 zł. Do tego doliczamy cenę subskrypcji i wychodzi koszt 189 zł. Z kolei 0,85 zł za kilometr poza subskrypcją pomnożone przez 220 km daje 187 zł. Ile kursów samochodem na minuty przekłada się na te 220 km? Pewnie ze 15-20 w miesiącu. Sporo.
W przypadku studentów (abonament za 49 zł) próg opłacalności subskrypcji znajduje się po przejechaniu wynajętym samochodem Panka dokładnie 140 km miesięcznie. To sporo, bo przyjmując średnią odległość na uczelnię jako 8 km mówimy o 17-18 kursach (a więc przez dziewięć dni tam i z powrotem). Czyli ów student musiałby na uczelnię jeździć autem na minuty przez przynajmniej połowę dni wykładowych.
Ewentualne podwyżki nie mogą być spektakularne, bo zapewne tylko na to czekają inni operatorzy usług oferujących przemieszczanie się po mieście – hulajnogi, rowery, taksówki, „przewozy osób”. I nie można zapominać o komunikacji miejskiej, która nie powiedziała ostatniego słowa – wkrótce w Warszawie zostaną otwarte nowe stacje drugiej linii metra.
źródło zdjęcia:PixaBay