Rekordowe upały nie pozostaną bez wpływu na gospodarkę. Gdy temperatura osiąga 30 stopni nasza produktywność gwałtowanie spada i nie pomaga nawet klimatyzacja. Policzyłem ile kosztuje nas skwar. Prawie miliard złotych. Dziennie!
Słupek rtęci może pokazać w tym tygodniu 40 stopni. I to cieniu. Pracownikom nie pomaga nawet klimatyzacja – jedni łapią przeziębienie, innym dokucza migrena z powodu nieprzespanej od upału nocy. W Polsce (jeszcze) nie ma śródziemnomorskiego zwyczaju sjesty, więc produktywność spada. O ile? Postanowiłem to sprawdzić.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
22 stopnie w biurze i w urzędzie
Państwowa Inspekcja Pracy apeluje do pracodawców, aby w czasie upałów skracać czas pracy – jeśli ktoś pracuje więcej niż 8 godzin i pracuje fizycznie kiedy słońce jest w zenicie. Pracownicy biur i urzędów nie mają taryfy ulgowej.
Zacznijmy od tego, że w Polsce nie ma przepisów, które określałyby maksymalną dopuszczalną temperaturę w pracy. Jedynie w przypadku pracowników do 18. roku życia (legalnie pracować można od „piętnastki”) temperatura „na zakładzie” jest limitowana – nie powinna przekraczać 30 stopni. Inaczej młody pracownik powinien być odesłany do domu.
Poza tym pracodawca musi zapewnić napoje chodzące jeśli na powietrzu jest 25 stopni, a w środku powyżej 28 stopni Celsjusza. Ale ten przepis dotyczy raczej pracowników fizycznych, którzy muszą mieć pod ręką butelkowaną wodę, pracownicy biur muszą coraz częściej zadowolić się wodą z kranu, której jakość z reguły nie odbiega od wody butelkowanej. Problem w tym, że taka kranówka nie jest chłodzona.
Według specjalistów z Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi, komfortowe temperatury otoczenia dla różnych rodzajów pracy wynoszą:
- 20-22,8°C dla pracy lekkiej w pozycji siedzącej zimą
- 23,9-26,7°C dla pracy lekkiej w pozycji siedzącej latem,
- 18,3°C dla pracy średnio ciężkiej,
- 15,5°C dla pracy bardzo ciężkie
Co mam powiedzieć, gdy w moim miejscu pracy jest okrągłe 30 stopni? W takich warunkach wydajność musi spaść? O ile?
Pracownik to nie robot. W upał wydajność mocno spada, a tracimy setki milionów złotych
Od lat różne ośrodki naukowe na świecie sprawdzają jak bardzo wzrost temperatury wpływa na spadek wydajności. Wyniki nie są jednorodne (szczegóły na wykresie w dalszej części tekstu). Możliwe, że jest to uzależnione od tego gdzie były przeprowadzone – upał na południu USA, gdzie zazwyczaj jest gorąco, inaczej wpływa na pracowników niż nawet „nędzne” 28 stopni na mieszkańców Norwegii, nieprzyzwyczajonych do takich okoliczności przyrody.
Ja znalazłem „uśrednione” fińsko-amerykańskie badania politechniki w Helsinkach i amerykańskiego wydziału Berkeley Lab, który jest związany z Uniwersytetem Kalifornijskim. Badacze po serii badań orzekli, że jesteśmy najbardziej wydajni, gdy pracujemy w temperaturze 21-22 stopni.
Gdy temperatura osiągnie 24 stopnie – pada „biurowo-ludzka granica wytrzymałości” , ale to jest jeszcze bez wpływu na wydajność pracy. Potem spadek produktywności rośnie lawinowo – o ok. 2% na każdy jeden stopień. Pracując w temperaturze 30 stopni mamy jedynie 91% naszej wydajności w porównaniu z sytuacją gdy temperatura wynosi 21,7 stopnia.
To uśredniony wynik, bo inne modele na przestrzeni lat wpływ spadku wydajności przy 30 stopniach szacowały na kilkanaście procent:
Co to dla nas oznacza? Jak upały na zewnątrz wpłyną na wydajność pracy? A może nie wpłyną, jeśli siedzimy sobie w klimatyzowanym pomieszczeniu? Problem w tym, że 8 godzin w zbyt dużym niekiedy chłodzie też nie ustrzeże nas przed spadkiem produktywności.
Dlaczego? Bo trzeba dojść do biura po nieprzespanej od upału tropikalnej nocy (jeśli temperatura nie spada poniżej 20 stopni, śpi się zwyczajnie źle), jechać zatłoczonym i dusznym metrem, ewentualnie czekać aż od klimatyzacji schłodzi się samochód (o ile nie był pod daszkiem czy w garażu). To powoduje, że w pracy jesteśmy ospali, obolali, nieskoncentrowani, otumanieni no i po prostu nam się nic nie chce. A to wpływa na produktywność i na gospodarkę. Jak?
Musimy przyjąć założenie, które polegają na tym, że upał wpływa na wszystkie 16,6 mln osób pracujących w Polsce – nieważne czy mają „klimę”, siedzą za biurkiem, czy budują drogi. Upał daje się we znaki wszystkim.
Zakładamy, że jeden dzień z upałem ponad 30 stopni to „ solidarny”spadek wydajności o 10% niezależnie od branży, sektora, czy miejsca pracy – zapewne u jednych będzie większy, u innych mniejszy.
Roczna wartość naszego PKB to ok. 2 bln złotych (w tym roku będzie nawet więcej). Policzyliśmy niedawno, że dziennie wytwarzamy dobra i usługi o wartości 5,5 mld zł jeśli uwzględnimy 365 dni kalendarzowych, albo 7,9 mld zł jeśli weźmiemy tylko 251 dni roboczych. Zakładając 10% spadek wydajności, to przez jeden dzień upału PKB zmniejsza się o ok. 550-790 mln zł!
Ale nie wszyscy się martwią. Są badania wskazujace na to, że w słoneczne dni lepiej zarabia się na giełdzie akcji. Tutaj trochę statystyk na temat nastrojów inwestorskich, gdy świeci słoneczko.
A pamiętacie jak Laskowik ze Smoleniem ostrzegali przed narzekaniem na nasłonecznienie? ;-))). Nota bene o braku prądu też jest mowa ;-)):
Czytaj też: A jeśli czeka nas wielka susza? Może zainwestować oszczędności w… wodę?
Upały nad Polska – wzrośnie liczba zgonów!
A przecież pieniądze to nie wszystko, jest jeszcze – a może przede wszystkim – zdrowie. W upały nie da się żyć – mówi w te dni wielu z nas i nie jest to tylko czcze gadanie. Zapoznałem się z wynikami badań Światowej Organizacji Zdrowia i z rządowym Strategicznym Planem Adaptacji do Zmian Klimatu (takie opracowanie powstało w ministerstwie środowiska w 2013 r.).
Z danych lekarzy wynika, że z upałami nie ma żartów. Jeśli ktoś pamięta serial edukacyjny „Było Sobie Życie”, to doskonale kojarzy czerwone krwinki, które niosły bąbelki życiodajnego tlenu. Skwar (czyli temperatury pow. 30 stopni) trwający dłużej niż 3 dni powoduje, że w naszych tętnicach krwinek jest mniej i nie ma komu nosić tlenu. Stąd już krótka droga do powikłań i zgonów.
W większości miast widoczny jest większy wzrost umieralności w skrajnie gorących typach odczucia termicznego niż w skrajnie zimnych. W dniach z odczuciem termicznym „bardzo gorąco” oraz „ekstremalnie gorąco”, w każdym polskim mieście obserwowano wzrost liczby zgonów sięgający:
- 18% w Warszawie
- 26% w Krakowie
- 31% w Poznaniu
W Europie statystycznie więcej osób umiera zimą, ale to wtedy kiedy robi się gorąco dobowa liczba zgonów gwałtownie rośnie – ale musi być to ok. 30 stopni. Problem w tym, że rośnie liczba dni z takimi temperaturami. Liczba dni upalnych, czyli zgodnie z definicją takich, w których temperatura przekracza 30 stopni wzrosła w niektórych rejonach Polski z 5 rocznie do 15 rocznie!
Szczęście w nieszczęściu, że fale upałów nie są jeszcze u nas tak śmiertelne jak zimy. Sprawdziłem dane GUS, które pokazują liczbę zgonów w poszczególnych miesiącach. Po wyrównaniu do średniej miesięcznej cały czas najbardziej śmiertelne są u nas miesiące zimowe – styczeń i luty (można się spotkać z teorią, że to wynik ponurych nastrojów).
A to nie koniec. Dziwimy się inwazji kleszczy, które przenoszą bereliozę, a to też jest „zasługa” zmian klimatu. Jeszcze w 2000 r. notowaliśmy w Polsce 1850 przypadków roznoszonej przez kleszczy groźnej choroby borelioza. Teraz notujemy ok. 25.000 przypadków rocznie!
Są jeszcze wywołane gorącem choroby układu oddechowego, alergie, astmy – możemy obserwować wzrost zachorowań na te przypadłości właśnie z powodu rosnących temperatur. Gdzie uciec? Statystycznie w Polsce najchłodniej w ciągu roku jest w Zakopanem i na Helu.
źródło zdjęcia: Pixabay