Sensacją w branży pozabankowych firm pożyczkowych stał się news o tym, że rząd w ostatniej chwili wprowadził do swojego projektu ustawy antylichwiarskiej jeszcze bardziej restrykcyjne ograniczenia dotyczące kosztów tych pożyczek. Branża chwilówkowa ryknęła, że oznacza jej likwidację. Czy rzeczywiście? I czy bez niej nasze życie byłoby smutniejsze? Analizuję najnowsze pomysły rządu i ministra Ziobro
Sprawa jest taka, że zamiast planowanego „sufitu” w wysokości 45% prowizji (w tym tylko 25% najfajniejszej prowizji, niezależnej od okresu kredytowania) firmy pożyczkowe miałyby być zmuszone do ustalenia maksymalnej prowizji na 20% (w tym tylko 10% niezależnie od okresu pożyczania pieniędzy).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Nie wiadomo co strzeliło do głów przedstawicielom rządu, ale jeśli taki plan na antylichwę się utrzyma, to będzie (nie)wesoło, przynajmniej dla niektórych. Próg kosztów został bowiem ustawiony na tyle nisko, że raczej skończy życie pożyczek-chwilówek, czyli tych o najniższych kwotach i bardzo krótkim terminie (np. 30 lub 60 dni).
Czytaj też: Pięć odsłon antylichwy, czyli jak politycy walczą z drogimi pożyczkami
Tylko chwila do pogrzebu chwilówek?
Gdybym dzisiaj chciał pożyczyć w Vivusie 500 zł na miesiąc, to musiałbym oddać o 100 zł więcej (w tym 4 zł odsetek i 96 zł prowizji). Gdyby miała wejść nowa ustawa antylichwairska według starej wersji (45% maksymalnej prowizji), to przysłowiowy Vivus mógłby wziąć maksymalnie tylko 114 zł procentów i prowizji. A według nowej wersji?
Maksymalne 10% odsetek w skali miesiąca to 4 zł. 10% prowizji niezależnej od okresu kredytowania to 50 zł. Zaś 10% prowizji związanej z okresem trwania umowy – 4 zł. Łącznie – 58 zł.
Czy to dla przysłowiowego Vivusa może być problem? Tak, bo firmy pożyczkowe nie zbierają depozytów, pieniądze na pożyczki pozyskują z emisji obligacji, zwykle płacąc za to ok. 10% odsetek w skali roku (czyli 27 zł).
Są też inne koszty – sprawdzenie jednego klienta w bazie BIK i dwóch-trzech BIG-ach to jakieś 50-60 zł (chyba, że to „swój” klient, wtedy ten koszt odpada), a parę, paręnaście złotych kosztuje tzw. ryzyko, czyli po prostu straty wynikające z tego, że jeden na 8-10 klientów nie odda pieniędzy.
Po co komu pożyczki-chwilówki?
Krótko pisząc: firmy chwilówkowe przy tym poziomie prowizji nie mają prawa utrzymać się przy życiu. Czy mnie to martwi? W zasadzie nie, bo nie widzę żadnych zalet w ich istnieniu. Jeśli pożyczam 500 zł na miesiąc i muszę oddać o 100-200 zł więcej, to nie istnieje żaden powód, by tego rodzaju pożyczki komukolwiek polecać.
Dlaczego 3 mln osób pożycza w tego typu firmach? Bo są odcięci od pieniądza bankowego („spóźniłem się kiedyś ze spłatą 10 zł i mam ban na kredyty przez siedem lat”), znajdują się w desperacji („stoi nade mną windykator”, „nie mam za co kupić dzieciom butów”) lub w zaślepieniu konsumpcyjnym („muszę mieć ten smartfon teraz”).
Żeby to zaślepienie konsumpcyjne wywołać, firmy chwilówkowe stosują diabelską „pierwszą pożyczkę gratis”. Czyli: pożyczają sporą kasę bez kosztów na miesiąc lub dwa i liczą na to, że klient nie będzie w stanie oddać w terminie. Wtedy wchodzi już druga pożyczka, na warunkach komercyjnych.
Czytaj też: Pierwsza pożyczka gratis. Dlaczego radzę jej unikać? Case study
Czytaj też: Pierwsza pożyczka gratis to było zło w czystej postaci. Ale to… to jest dopiero wymysł szatana
Dużo radości i cztery wątpliwości
Jeśli minister sprawiedliwości to całe towarzystwo rozpędzi, to ja łez rzewnych ronił nie będę. Natomiast jest kilka ryzyk. Pierwsze to takie, że Polska okaże się znów krajem z kartonu i o ile będzie umiało rozpędzić działającą z otwartą przyłbicą branżę chwilówkową, to okaże się bezradne wobec pożyczkowego podziemia, gdzie żadne limity kosztów nie obowiązują.
Drugie to takie, że firmy chwilówkowe zostaną przejęte przez windykatorów. Kilka takich zblatowanych grup pożyczkowo-windykacyjnych już na rynku chwilówek jest. Niedawno Kruk zapowiedział zakup dużej firmy pożyczkowej Wonga. Firma pożyczkowa Yolo też powstała pod egidą windykatora PRESCO. Patent mógłby być prosty: dumpingowe ceny na pożyczki i zarabianie na windykowaniu. Jeśli wszystko dzieje się „w rodzinie”, to dlaczego nie?
Trzecie to takie, że firmy chwilówkowe, zanim sobie grzecznie zbankrutują, nie spłacą kilkuset milionów złotych długu w postaci wyemitowanych obligacji, kupowanych m.in. przez polskich inwestorów. Nie będzie to taka katastrofa jak Getback, ale może być gwoździem do trumny publicznego rynku obligacji korporacyjnych.
Rzecz czwarta to ból, że zniknie w Polsce w sumie dość innowacyjna branża, która wywiera presję na banki, by biegały szybciej (70% pożyczek do 4000 zł przejęły już firmy pożyczkowe, z których część to te chwilówkowe, ale teraz banki ostro wzięły się do roboty, by odzyskać pole). To tak, jakby zlikwidować Ubera, który w sumie też jest zły (bo płaci grosze kierowcom i ich wyzyskuje), ale bez niego parę osób w Polsce nie potrafi już żyć. A branża taksówkarska, gdyby nie było Ubera, pewnie wciąż składałaby się głównie ze stojących na postojach „cierpiarzy”.
Przeczytaj też: Czytelnik na wojnie ze złodziejami pieniędzy. Chciał szybko „zastrzec” PESEL, ale dowiedział się, że… te młyny wolno mielą. Sprawdzamy!
Wariant optymistyczny: zamiast chwilówek będziemy brać „ratalki”
W zasadzie rozumiem i podzielam intencje ministra Ziobry i jego ludzi. Być może obstawiają raczej wariant optymistyczny. Czyli jaki? Ano taki, że administracyjne zainspirowanie likwidacji firm chwilówkowych spowoduje, że ich klientów przejmą firmy specjalizujące się w nieco dłuższych i nieco większych pożyczkach ratalnych. To, że są dłuższe i większe, powoduje, że mogą być tańsze. I tym firmom – jeśli będą dobrze zarządzały kosztami – niski limit antylichwy nie przeszkodzi.
Jeśli zamiast pożyczyć 500 zł w Vivusie na 30 dni z ceną 100 zł, pożyczę 1000 zł na pół roku, to maksymalny limit kosztów wyniesie 100 zł (maksymalnie 10% prowizji niezależnie od terminu spłaty), jakieś 28 zł odsetek (10% w skali roku) oraz 50 zł prowizji (maksymalnie 10% prowizji w skali roku uzależnione od okresu kredytowania).
Czyli za pół roku będę musiał oddać ok. 180 zł więcej. W Vivusie dziś musiałbym po pół roku rolowania miesięcznej pożyczki oddać 600 zł więcej, niż na początku pożyczyłem.
Zobacz też: Czuli pismo nosem? Branża pożyczkowa postanowiła się samouregulować. Znów.
Ryzyk-fizyk. Zmieszczą się śmiało?
Gdyby więc było możliwe skonwertowanie wszystkich niskokwotowych chwilówek, udzielanych z myślą o rolowaniu w nieskończoność, na pożyczki ratalne na dłuższy termin, to klienci płaciliby mniej, a firmy pożyczkowe mogłyby się utrzymać nad wodą.
No, nie tak do końca, bo dziś taka 1000-złotowa, półroczna pożyczka w Providencie jest wyceniana na 426 zł kosztów, a nie 200 zł. Będą więc musieli pożyczkodawcy mocno spiąć pośladki, żeby się „zmieścić” w limitach.
Pytanie tylko, czy „zmieszczą się” ich klienci, bo niższy koszt pożyczki będzie musiał oznaczać albo skuteczniejszą ocenę ryzyka (zmniejszenie odsetka nietrafionych pożyczek) albo… „odstrzeliwanie” większej liczby klientów. I tu pojawia się ryzyko państwa z papieru i chwilówkowego podziemia.
Minister Ziobro, którego chęć wygrania wybo… tfu, walki z lichwą generalnie rozumiem, tańczy więc na cienkiej linie. Może sytuację poprawić – wtedy będzie bohaterem w moim domu i może nawet powieszę jakiś plakat z nim jako z szeryfem na osiedlu. Ale może też ją totalnie schrzanić. Z tego ryzyka pewnie zdaje sobie sprawę jego szef, Mateusz Morawiecki, który kilka lat temu – jeszcze w innej roli – krytykował pomysły zbyt „ciasnej” regulacji pożyczek.
Tutaj: Pełne stanowisko Polskiego Związku Instytucji Pożyczkowych do nowych pomysłów rządu
A może by zabronić krótkich pożyczek?
Jeden z moich czytelników zgłosił ostatnio inny pomysł, uderzający w istotę problemu, choć mający słabość w postaci swojej „administracyjności” (a więc i „omijalności”) oraz radykalizmu postaci rzeczy.
„Moim zdaniem po prostu powinien zostać wprowadzony minimalny czas trwania pożyczki – 6 lub 12 miesięcy, tak aby nie dochodziło do budowaniu dzięki chwilówkom spirali długów”
Mój czytelnik słusznie twierdzi, że jak kogoś nie stać na dłuższą pożyczkę, to może w ogóle nie powinien się zadłużać? I może państwo powinno mu tego zabronić, tak jak zabrania popełniania samobójstw oraz dealerki narkotyków. Sam kiedyś porównałem pierwszą pożyczkę gratis do pierwszej działki gratis, co nie przysporzyło mi sympatii wśród prezesów firm chwilówkowych.
„Dopóki tego nie zrobimy, to tak naprawdę cały czas będziemy mieli zjawisko wpędzania ludzi w długi przez pozwalanie im na zadłużanie się co miesiąc, czego nie są w stanie spłacać. Jak działa typowa firma pożyczkowa i dlaczego jest to szkodliwe? To jest model: pozyskać klienta – poprzez scoring określić czy można mu pożyczyć – zarobić poprzez spłatę rat – zarobić więcej poprzez windykację. Jeśli firma pożyczkowa zajmuje się również windykacją, to w modelu scoringowym wprowadzi take cechy klienta, których żadna instytucja pożyczkowa by nie wprowadziła”
Może więc jednak antylichwa się uda i będzie nam dobrze bez chwilówek? W tym kontekście trzymam za rządzących kciuki. Świat bez chwilówek i pierwszej pożyczki gratis byłby na pewno lepszy. Pytanie czy Polska jest już na tyle zamożnym krajem, żeby konwersja na klientów na „ratalki” była możliwa. Może to jest tak, jak z 500+. Mówiono, że „się nie da”, a tu proszę. Jest na drugie dziecko, jest na pierwsze, a może będzie i na krowę.