Konflikt w Radzie Polityki Pieniężnej to nie tylko ważny temat w mediach. Niewykluczone, że dokłada on też swoją cegiełkę do coraz niższych notowań złotego i coraz wyższej rentowności polskich obligacji. Co trzeba zrobić, żeby zakończyć awanturę? Jak podwyższać stopy procentowe? Kiedy inflacja spadnie do jednocyfrowego poziomu? O tym rozmawiam z Ludwikiem Koteckim, członkiem Rady Polityki Pieniężnej. Oto najważniejsze tezy rozmowy, którą w całości znajdziecie w najnowszym podcaście Ekipy Samcika z cyklu „Finansowe Sensacje Tygodnia”
- Rada Polityki Pieniężnej powinna umówić się na nowy regulamin swojego działania i zatwierdzić go przez aklamację, żeby zakończyć impas. Konflikt w Radzie rzutuje na wizerunek RPP, co z kolei wpływa na mniejszą efektywność prowadzenia polityki pieniężnej, bo Rada traci wiarygodność.
- Trzeba powrócić do zasad, które pozwalały członkom RPP mieć efektywny i szybki dostęp do analiz powstających w NBP. Część z nich powinna pojawiać się wcześniej, bo dziś ich napływ jest skoncentrowany tuż przed posiedzeniem RPP. Posiedzenia Rady powinny być dłuższe, a nie tylko kilkugodzinne.
- Właśnie teraz nastąpiło odkotwiczenie oczekiwań inflacyjnych, czyli to, czego najbardziej obawiają się ekonomiści. Dlatego im wyżej pójdą w bliskim czasie stopy procentowe, tym krócej będą musiały pozostać na podwyższonym poziomie. I tym szybciej będzie można je zacząć znów obniżać. W związku z podwyżkami stóp procentowych nie grozi nam wysokie bezrobocie.
- Mówienie o końcu cyklu podwyżek stóp procentowych było błędem, nawet na pauzę jest jeszcze za wcześnie. Spadek inflacji nie będzie szybki, w optymistycznym scenariuszu może dojdziemy do 10% w grudniu 2023 r. Ale to i tak jest bardzo optymistyczny scenariusz. Inflacja będzie rosła, dopóki realne stopy procentowe – czyli odpowiadające szacowanej inflacji za cztery-sześć kwartałów – pozostaną ujemne.
- Z analizy tegorocznego budżetu pod kątem standardów z 2015 r. wynika, że skala deficytu budżetowego będzie bardzo duża. Po zsumowaniu wszystkich pozabudżetowych funduszy może wynieść nawet 206 mld zł (wobec 68 mld zł zaplanowanych „oficjalnie” w projekcie przez rząd). To oznacza, że główny ciężar walki z inflacją musi wziąć na siebie RPP.
„Wojna” w Radzie Polityki Pieniężnej to w ostatnich dniach jeden z najważniejszych tematów w kraju. Po ostatnim, październikowym posiedzeniu RPP prof. Joanna Tyrowicz opublikowała na platformie LinkedIn swoją wersję komunikatu tego gremium. Z kolei prof. Przemysław Litwiniuk opowiedział o kłopotach, z jakimi członkowie Rady spotykają się w czasie swojej pracy w NBP – mają m.in. utrudniony dostęp do materiałów analitycznych i do analityków banku centralnego.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
W odpowiedzi na te zarzuty najcięższe działa wytoczył prezes NBP. Adam Glapiński, wraz z czterema członkami Rady, wydał komunikat, w którym oskarżył dwoje członków RPP o złamanie regulaminu i postępowanie „niegodne członka Rady”. W komunikacie Adam Glapiński i czwórka członków Rady zagroziła też swoim oponentom zawiadomieniem do prokuratury, iż popełniają przestępstwo.
Nie wiemy, w jakim stopniu awantura w Radzie Polityki Pieniężnej wpłynęła na zaufanie inwestorów zagranicznych do polskiej waluty oraz emitowanych przez rząd obligacji, ale nie da się ukryć, że rentowność polskich papierów osiągnęła rekordowy poziom 8,2%, zaś dwie z trzech najważniejszych dla polskich konsumentów walut – dolar i frank – znów otarły się o kurs 5 zł.
Jak zakończyć „wojnę” w RPP? Ludwik Kotecki zdradza swój plan
Co zrobić, żeby zażegnać „wojnę” w Radzie Polityki Pieniężnej? I żeby RPP, która powinna się teraz skupić na walce z inflacją i na obronie polskiej waluty, znów mogła normalnie pracować? Odpowiedzi na to pytanie – oraz na kilka innych – szukamy na „Subiektywnie o Finansach” u Ludwika Koteckiego, trzeciego (obok prof. Tyrowicz oraz prof. Litwiniuka) „senackiego” członka RPP. Gościł on w podcaście z cyklu „Finansowe Sensacje Tygodnia”.
„Mam nadzieję, że ta kłótnia jest krótkotrwała. Myślę, że każda ze stron wyrazi wolę, żeby konflikt szybko rozwiązać. Ani w średnim, ani w krótkim okresie nie powinno to mieć żadnego znaczenia dla wiarygodności prowadzonej przez RPP polityki pieniężnej i jej parametrów”
– uspokaja w podcaście Ludwik Kotecki. I deklaruje, że ma pomysł na przełamanie kryzysu. Na kolejnym, listopadowym posiedzeniu RPP zgłosi on propozycje, które mogą rozwiązać problemy w pracy Rady.
„Wydaje mi się, że wyjściem z tego impasu jest przejrzenie regulaminu RPP, dlatego że ten regulamin został nam zafundowany przez poprzednią Radę pod koniec jej kadencji. Bardzo chciałbym, żebyśmy w grudniu przyjęli zmiany w regulaminie działania RPP przez aklamację. A więc żeby to był taki projekt, który dla wszystkich jest akceptowalny. Musiałoby się tam znaleźć kilka zasad, które przywróciłyby standardy obowiązujące kilka lat temu”
Jakie to standardy? Kotecki uważa, że trzeba powrócić do zasad, które służą lepszemu wypełnianiu obowiązków przez członków RPP. Chodzi głownie o efektywny i szybki dostęp do analiz, które powstają w NBP, a które powinny służyć prowadzeniu polityki pieniężnej. Kotecki chciałby, żeby część z nich pojawiała się wcześniej, bo dziś ich napływ jest skoncentrowany tuż przed posiedzeniem RPP.
Zgodnie z obowiązującym regulaminem powinny one się pojawić na 7 dni przed posiedzeniem, ale tak zwykle nie jest. Kotecki uważa, że te analizy powinny spływać na bieżąco, w rytmie, w którym są tworzone, zaraz po akceptacji dyrektora odpowiedniego departamentu. Kotecki rozumie zastrzeżenia dwojga pozostałych członków RPP, którzy skarżyli się ostatnio na utrudnione warunki pracy, choć sam – jak deklaruje – jeszcze tego nie odczuł.
Czytaj też: rozmowa z prof. Joanną Tyrowicz, która była gościem jednego z poprzednich podcastów „FST”.
Niektórzy członkowie RPP narzekają też na to, że posiedzenia Rady Polityki Pieniężnej są zbyt krótkie. Na pytanie, czy jednodniowe posiedzenia mogłyby się wydłużyć np. do dwóch dni, podczas których byłby czas na bardziej rozbudowane rozmowy, Ludwik Kotecki odpowiada:
„Zaproponowałem pewne rozwiązanie na ostatnim posiedzeniu. Nie mogę na razie o tym mówić, ale chodzi właśnie o wydłużenie posiedzenia. Kilka razy w przeszłości postulowałem wydłużenie posiedzenia RPP do dwóch dni, ale nie było żadnego odzewu.”
Ludwik Kotecki uważa, że warto powrócić do merytorycznej rozmowy, pozbawionej uprzedzeń czy antypatii. Skupić się po prostu na problemie, który jest do załatwienia – czyli wartości złotego. Tylko wtedy możliwa będzie efektywna praca Rady.
„Wcześniej relacje między członkami RPP były dobre. Dużo rozmawialiśmy, chodziliśmy na wspólne posiłki. Natomiast ostatnia sytuacja wskazuje na to, że pojawił się problem strukturalny, dotyczący organizacji pracy Rady. To rzutuje na wizerunek RPP, ale też wpływa na mniejszą efektywność prowadzenia polityki pieniężnej, bo Rada traci wiarygodność.”
Inflacja tak łatwo nie odpuści
A wiarygodność jest potrzebna jak tlen, bo zadanie stojące przed Radą Polityki Pieniężnej, polegające na pokonaniu inflacji, jeszcze nigdy nie było tak trudne. I Ludwik Kotecki nie ma wątpliwości, że łatwo nie będzie:
„Jestem pesymistą co do perspektyw gospodarczych i skuteczności polityki pieniężnej w najbliższym czasie. Wydaje mi się bardzo mało prawdopodobne, że uda się zrealizować cele działania Rady. Ale i tak trzeba robić wszystko, żeby okres podwyższonej inflacji był jak najkrótszy. Mamy do tego jeden instrument: stopy procentowe. Byłoby dobrze, żeby były one podwyższone jak najszybciej, a dzięki temu – pozostały na wysokim poziomie przez jak najkrótszy czas. I żeby można było je, po sukcesie w walce z inflacją, szybko zacząć obniżać.”
Z tego punktu widzenia – jak mówi Kotecki – żadnych perspektyw spadku inflacji nie mamy, a w związku z tym nie powinniśmy mówić o końcu cyklu podwyżek stóp procentowych. Kotecki uważa, że prezes NBP Adam Glapiński nie powinien był wspominać o tym, że możliwy jest koniec cyklu podwyżek:
„To moim zdaniem był błąd, ale został naprawiony. Dzisiaj mówimy tylko o pauzie – wydaje mi się, że trochę za wcześnie na nią – a o końcu cyklu podwyżek będziemy mogli mówić dopiero za półtora, dwa lata. Wiedząc, że rzeczywiście udało się opanować inflację”
– powiedział Kotecki. Jego zdaniem inflacja wymknęła spod kontroli, rozlała się po całej gospodarce. Nastąpiło to, co najbardziej martwiło ekonomistów – odkotwiczenie oczekiwań inflacyjnych. Prawdopodobnie owo odkotwiczenie właśnie teraz ma miejsce.
Rząd nie pomaga w walce z inflacją. Ile wynosi „prawdziwy” deficyt budżetu państwa?
Ludwik Kotecki jest współautorem, wraz ze Sławomirem Dudkiem i Hanną Majszczyk (wszyscy troje pracowali przez wiele lat w Ministerstwie Finansów), analizy projektu budżetu na 2023 r. Tego, nad którym obecnie pracuje Sejm. Z analizy wynika, że skala deficytu budżetowego będzie gigantyczna. Po zsumowaniu wszystkich pozabudżetowych funduszy może wynieść nawet 206 mld zł (wobec 68 mld zł zaplanowanych „oficjalnie” w projekcie przez rząd). O budżecie na 2023 r. i pytań, które z niego wynikają dla naszych portfeli, pisałem niedawno na „Subiektywnie o Finansach”
„Nasza analiza pokazała, że po stronie polityki fiskalnej nie możemy się spodziewać wsparcia dla polityki pieniężnej. Nasze podatki wydawane w sposób nieprzejrzysty.”
Kotecki podkreśla, że budżet centralny, nad którym pracuje Sejm, obejmuje stosunkowo niedużą część finansów państwa. A coraz większa część jest poza jakąkolwiek kontrolą, poza dyskusją sejmową oraz poza wpływem parlamentu na to, jak te środki są wydawane i jak bardzo się w związku z tym zadłużamy.
„Wpływ polityki budżetowej na inflację jest taki, że jeśli jest wyższy poziom deficytu, to znaczy, że inflacja będzie prawdopodobnie wyższa niż wtedy, gdyby deficyt był niższy. Przerwa w cyklu podwyżek stóp procentowych i coraz mniejsza skala podwyżek może w tym kontekście okazać się błędem, bo inflacja rośnie. Prognozy wskazują, że inflacja wzrośnie do 20% na początku przyszłego roku. I to tylko pod warunkiem utrzymania tarcz antyinflacyjnych. Gdyby nie tarcze, to może byłoby 24-25%.”
Kotecki uważa, że w listopadzie – przy okazji prac nad zaopiniowaniem przez Radę Polityki Pieniężnej budżetu na przyszły rok – będzie dobra okazja, żeby porozmawiać o warunkach prowadzenia polityki pieniężnej w kontekście luźnej polityki fiskalnej. Bo w tej sytuacji to polityka pieniężna powinna brać na siebie główny ciężar walki z inflacją.
Bez realnie dodatnich stóp procentowych z inflacją nie wygramy
Kotecki uważa, że przy tak wysokiej i trudnej do pokonania inflacji część ciężarów powinien wziąć na siebie rząd w postaci zaproponowania mniejszych wydatków i niższego deficytu w państwowym budżecie. Jeśli to się nie stanie – a polityka pieniężna ma być skuteczna – to powinna być bardzo ostra.
Kotecki przyznaje, że zasadniczo RPP ma do dyspozycji tylko stopy procentowe. Ale wyobraża sobie także emisję obligacji oszczędnościowych przez NBP, by zebrać z rynku pieniądz, a jednocześnie nie podwyższać ludziom rat kredytowych. Kotecki uważa, że być może problem sytuacji kredytobiorców jest nieco wyolbrzymiony, o czym świadczy fakt, iż z wakacji kredytowych skorzystała tylko ok. połowa uprawnionych. Wprowadzenie wakacji kredytowych zwiększyło „przestrzeń do prowadzenia polityki pieniężnej” (czyli – pisząc „po ludzku” – do ewentualnych podwyżek stóp).
Kotecki uważa, że projekcja inflacji NBP z lipca tego roku była bardzo optymistyczna. Co prawda im wyższe ceny, tym ich dalszy wzrost powinien być mniejszy (czyli statystyczny efekt powinien sprzyjać obniżaniu inflacji), ale statystyka w lutym 2023 r. zadziała też w drugą stronę: luty 2023 r. to będzie miesiąc, w którym inflacja skoczy. W lutym tego roku wprowadzono tarcze antyinflacyjne, które obniżyły inflację, co sztucznie obniżyło podstawę liczenia. Czyli inflacja w lutym 2023 r. skokowo powiększy się o kilka punktów procentowych.
„Uważam, że spadek inflacji nie będzie szybki, w optymistycznym scenariuszu może dojdziemy do 10% w grudniu 2023 r. Ale uważam, że to jest bardzo optymistyczny scenariusz.”
Koteckiego martwi też sytuacja na rynku walutowym. Tutaj nie ma żadnych pozytywnych sygnałów, polska waluta wolno, ale systematycznie traci na wartości. Coraz bliżej mamy do sytuacji, w której wszystkie trzy ważne dla Polaków waluty obce – dolar, euro i frank szwajcarski – będą kosztowały ponad 5 zł.
„Słabość złotego także do tej inflacji będzie nam się dokładać. Z miesiąca na miesiąc coraz bardziej, bo złoty jest coraz słabszy. A ten pas transmisyjny bardzo szybko oddziałuje na inflację. Dzieje się to niemal natychmiast, za pośrednictwem wzrostu cen artykułów z importu.”
Do jakiego poziomu powinny wzrosnąć stopy procentowe? Kotecki uważa, że aby polityka pieniężna była skuteczna, stopy procentowe powinny być co najmniej na poziomie oczekiwanej inflacji za rok-półtora. Patrząc na jego prognozę spadku inflacji do 10% na koniec 2023 r. w wariancie optymistycznym – mówilibyśmy o dwucyfrowej stopie procentowej NBP.
„Mamy ujemną realną stopę procentową, a w tej sytuacji z inflacją nie da się walczyć, ona będzie po prostu rosła, dopóki stopy procentowe nie będą realnie dodatnie.”
Kotecki zgadza się też z prof. Tyrowicz, która w podkaście „Finansowe Sensacje Tygodnia” przekonywała, że zaostrzanie polityki pieniężnej obecnie nie spowoduje dużej recesji, a jeśli już – to spowolnienie. A na pewno nie spowoduje dużego wzrostu bezrobocia. Żyjemy w innym „demograficznie” świecie niż jeszcze kilkanaście lat temu.
W tym roku rynek pracy wchłonął 400 000 uchodźców z Ukrainy i nikt tego nie zauważył. Gdyby pojawiło się kolejne 400 000 pracowników, to też znajdzie się dla nich praca – uważa Kotecki. Jego zdaniem nie ma co straszyć 30-procentowym bezrobociem, bo nawet do 10-procentowego jest tak bardzo daleko, że w ogóle nie powinniśmy o tym rozmawiać, bo „szkoda czasu” – uważa członek RPP.
Źródło zdjęcia: Maciej Bednarek