Zakaz handlu w niedzielę był wprowadzony po to, by Naród nie szwendał się po galeriach handlowych należących do wrednych, zachodnich kapitalistów, lecz zapewniał obroty polskim, małym sklepikarzom. Chcieli dobrze, ale… co wyszło?
W ostatnich dniach dość głośno było o tajnej analizie dotyczącej sensowności rozszerzania zakazu handlu w niedzielę, przygotowanej przez Biuro Analiz Sejmowych. Choć od początku tego roku niedziel handlowych jest dwa razy mniej, niż w zeszłym (tylko co czwarta), to z analizy sejmowych ekspertów wynikać ma, że to nie jest najlepszy pomysł. A całkowity zakaz handlu w niedzielę, który ma obowiązywać od 2020 r. – to pomysł już całkiem zły.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Osobiście nie mam ostrego poglądu na tę sprawę. Z jednej strony brak możliwości kupowania w niedzielę nieco mnie uwiera, ale nie jest to krzywda dojmująca. Jeśli z tego powodu pracownicy sklepów mają więcej czasu dla rodziny – być może nie ma co kruszyć kopii. Byłoby lepiej, gdyby kompromis w tej sprawie utarł się między związkami zawodowymi pracowników sklepów, a zarządzami sieci handlowych, ale skoro tak się nie dało…
Czytaj też: Zakaz handlu w niedzielę. Gdzie pójść po sumie, żeby nie zwariować? Poradnik zakupoholika na odwyku
Sęk w tym, że z twardych danych wynika, iż zakaz handlu w niedzielę spowodował trzy niefajne skutki. Każda władza powinna tak zmieniać prawo, by przewidywać potencjalne skutki uboczne, a jeśli wszystkiego nie przewidziała, to po pewnym czasie powinna zrobić analizę i skorygować to, co działa źle. A co działa źle – z punktu widzenia twórców zakazu handlu w niedzielę? Trzy rzeczy.
1. To wykańcza mały handel. A nie miało
Zakaz handlu w niedzielę był po to, by ogłupiony reklamami Naród nie szwendał się po galeriach handlowych należących do wrednych, zachodnich kapitalistów, lecz zapewniał obroty polskim, małym sklepikarzom. Chcieli dobrze, lecz wyszło jak zwykle, bo okazało się, że duże sieci – a w jeszcze większym stopniu dyskonty – zdołały przekonać ludzi do powiedzenia „co masz zrobić jutro, zrób dzisiaj”. Promocje „kup więcej, na zapas, na zapas” odniosły taki skutek, że w otwartych w niedzielę małych sklepach obroty wzrosły, ale mocniej spadły w piątek i sobotę.
Z opublikowanych w listopadzie badań Nielsena (niestety obejmujących okres tylko do lipca 2018 r., ale można założyć, że w danych za cały rok te trendy będa wyostrzone) wynika, że udział w rynku sprzedaży towarów spożywczych zwiększyły dyskonty takie jak Lidl, czy Biedronka (z 23,4% do 33,2%) oraz stacje benzynowe (z 1,7% do 2,1%). Spadło hipermarketom (z 9,9% do 9,4% rynku spożywczego) oraz… małym sklepom osiedlowym (z 10,5% do 9,8%).
Zmiany procentowe nie są duże, ale mówimy przecież o zakupach 350-400 mld zł rocznie. Każdy procencik to kilka miliardów złotych przepływające z kieszeni do kieszeni. Jeśli za cenę wykańczania polskich sklepikarzy posłowie zabrali kilka miliardów francuskim Carrefourowi i Auchanowi, żeby przekazać tę kasę w ręce niemieckiego Lidla i portugalskiej Biedronki (oraz troszkę w ręce państwowego Orlenu – to jedyna dobra wiadomość dla rządu), to sens przedsięwzięcia jest umiarkowany.
Moje osobiste doświadczenie to rozmowy z drobnymi sklepikarzami z osiedlowego bazarku nieopodal mojego domu. W niedzielę i tak nie pracowali, ale przynajmniej w sobotę mieli żniwa (nawet 30-40% całotygodniowych obrotów). A teraz? W wielu sklepikach hula wiatr, bo Naród albo już się obkupił w piątek wieczorem w Lidlu i Biedronce, albo pobiegł w sobotę z rana do centrum handlowego, żeby się nacieszyć, zanim je zamkną w niedzielę.
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach”, zapisz się na mój newsletter i bądźmy w kontakcie!
2. To zmniejsza obroty handlowców. A nie miało
Na zdrowy rozum jeśli Naród nie może kupić tego, co potrzebuje w niedzielę, to kupi to coś w sobotę. Ale z drugiej strony jeśli Naród w niedzielę kupuje z nudów, a teraz może z nudów co najwyżej pójść do kościoła lub zatankować samochód, to obroty mogą być mniejsze. I są. Z niedawnej analizy Credit Agricole wynika, że wartość handlu detalicznego wskutek zakazu handlu spadła o 2-3% (punkty procentowe) w stosunku do sytuacji, gdyby zakazu handlu nie było.
Oczywiście: nie jest wykluczone, że to, czego nie wydajemy w niedzielę na zakupy (te 2-3%) wydajemy w restauracjach i kinach. W budżecie państwa podobno nie widać spadku dochodów z podatku VAT i dochodowego, co by potwierdzało tę tezę (poczekałbym na dokładniejsze dane z weryfikacją tej tezy). Ale w tym roku niewykluczone, że uszczerbek wartości handlu detalicznego będzie większy, bo niedziel handlowych będzie dwa razy mniej.
Czytaj też: O ile więcej musisz wydać w sobotę, żeby mieć czyste sumienie w niedzielę?
Tutaj: Obszerna analiza handlu detalicznego w Polsce
3. To pomaga robotom i zaszkodzi ludziom. A nie miało
Zakaz handlowania w niedzielę – oraz wizja jego rozszerzenia – zmusza właścicieli sieci handlowych do przyspieszenia prac nad innowacjami, które sprawią, że pracownicy – o których wolne niedziele tak bardzo troszczą się politycy partii rządzącej – będą mieli wolne zarówno w niedzielę, jak i w pozostałe dni tygodnia. Po prostu przestaną być potrzebni. Sklepy w pełni samoobsługowe z płatnością mobilną to już nie tylko koncept Amazona, ale i działających w Polsce sieci.
Jasne, że innowacje to proces w jakimś sensie nieuchronny, a jego skutki – m.in. konsolidacja handlu w rękach najsilniejszych graczy – muszą się wydarzyć, ale nie jestem pewny czy to był cel konserwatywnego rządu. To tak, jakby powiedział górnikom, że teraz nie będą potrzebni, bo w tunelach będą fedrowały roboty.
Czytaj: Carrefour jak multimedialne centrum rozrywki. Coś dla tych, których męczą zakupy
Czytaj też: Amazon Key, czyli kurier dostarczy ci jedzenie nawet jeśli nie ma cię w domu
Nota bene w pewnym stopniu zakaz handlu w niedzielę przyczynił się do wzrostu obrotów sklepów internetowych, ale na ten temat nie mam twardych danych. Z raportów PwC wynika, że w 2018 r. wartość e-handlu przekroczyła 45 mld zł i ma on 5% udziału we wszystkich wydatkach Polaków.
Krótko pisząc: rząd urzeźbił prawo, które – przynajmniej w aspektach ekonomicznych – działa dokładnie odwrotnie, niż rząd by chciał. W sumie nie pierwszy i nie ostatni raz, ale mimo wszystko głupio jakoś ;-).
Czytaj więcej o tym: Wybrałem się w przyszłość (niedaleką). I dotknąłem zakupów przyszłości
Czytaj też: Kolejna bitwa na rynku płatności odbędzie się w… naszych samochodach
zdjęcie tytułowe: Słynny „statek Biedronki” wymyślony przez AszDziennik