mBank ogłosił nową strategię. Była „ikona mobilności”, a teraz ma być „ikona możliwości”. Co czeka klientów? Bank chce bardziej niż dotąd pomagać klientom w zakupach, inwestować ich pieniądze, być gwiazdą w kredytach hipotecznych oraz sprawić, by przelewy „robiły się same”. Chce też przyciągać aż ćwierć miliona nowych klientów rocznie oraz powoli „zazieleniać” portfel kredytowy. I go „odfrankowić”, ale nie za wszelką cenę
mBank to dziś piąty największy bank w Polsce. Z aktywami dobijającymi do 210 mld zł o miejsce na podium walczy z Santander Bankiem i ING Bankiem (Bank Pekao i PKO BP są na razie zbyt wysoko – poza zasięgiem). Jego zalety to relatywnie młodzi, aktywni i lubiący nowinki technologiczne klienci – zanim połączył się z „naziemnym” Multibankiem, był pierwszym bankiem stricte internetowym w Polsce. Ale ma wadę – duży portfel kredytów frankowych.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Przed wybuchem pandemii COVID-19 oraz dwoma innymi „nieszczęściami” – zjazdem stóp procentowych do zera oraz zmianą podejścia sądów do kredytów frankowych – mBank regularnie dawał akcjonariuszom 1-1,3 mld zł czystego zysku rocznie. Ale w zeszłym roku było już tylko 100 mln, zaś po trzech kwartałach tego – nieco ponad 450 mln zł.
Szefowie mBanku przekonują jednak, że gdyby nie rezerwy na spory sądowe w sprawie kredytów frankowych (łącznie wynoszą 2,2 mld zł), rentowność banku byłaby taka sama jak poprzednio, albo i większa.
Była „ikona mobilności”, ma być „ikona możliwości”. Co w menu?
Ucieczką do przodu ma być nowa strategia pod hasłem „ikona możliwości”, dzięki której mBank ma rosnąć znacznie szybciej niż w ostatnich latach. Bank, którzy dziś ma 5,5 mln klientów (z tego milion z nich w Czechach i na Słowacji), chce za cztery lata mieć ich o milion więcej.
To bardzo ambitne zadanie, bo oznacza konieczność przyciągnięcia (albo odebrania konkurentom) aż 250 000 nowych klientów rocznie. W takim tempie rosły do tej pory tylko największe gwiazdy polskiej bankowości. A mBank – tak się składa – w ostatnim roku w zasadzie nie pozyskiwał żadnych nowych klientów (tłumaczy, że to kwestia „czyszczenia” baz z nieaktywnych kont i kart).
Jakkolwiek jego aplikacja mobilna i bankowość internetowa wciąż należą do najnowocześniejszych na rynku, to wcale nie jest już tak jak kilka lat temu, że mBank technologicznie jest o pół długości przed innymi liderami bankowego rynku oraz o kilka długości przed ogółem banków w Polsce. Dziś rozwiązania mBanku nie wyróżniają się aż tak bardzo na tle konkurencji. Owszem, mBank „dowozi” jakość obsługi i nowoczesność oferty na przyzwoitym poziomie, ale ekstazy już nie wzbudza. I chyba to chciałby zmienić.
Za cztery lata mBank, jako „ikona możliwości”, chce być jeszcze bardziej mobilny (50% swoich usług chciałby sprzedawać przez smartfon, 90% nowych rachunków zakładać zdalnie), bardziej wygodny (30% dyspozycji klientów ma obsługiwać głosowy asystent, a milion klientów ma korzystać z nowoczesnego personal finance managera, czyli asystenta pomagającego w płatnościach i zarządzaniu domowym budżetem) oraz bardziej „zielony”.
Nie chodzi tylko o wyeliminowanie papieru, zamianę plastikowych kart na mobilne, zmniejszenie ilości generowanych odpadów, zmianę samochodów bankierów na elektryczne. Chodzi o to, żeby firmy, które będą spłacały kredyty udzielone przez mBank, też były neutralne dla klimatu. Czyli żeby bank nie finansował „brudnych” branż. Ten stan mBank chce osiągnąć dopiero w 2050 r. W najbliższych czterech latach chce zaś udzielić 10 mld zł kredytów na zielone inwestycje (cały portfel kredytowy w mBanku wart jest dziś 123 mld zł).
mOkazje będą jak Goodie lub Klarna? A inwestycje jak w Aion Banku?
mBank – choć to nie padło wprost – chce naprawić kilka błędów, które popełnił w przeszłości. I nie chodzi wcale o franki. Po pierwsze jego program rabatowy mOkazje ma być przekształcony w porządną platformę zakupową. Nie wiadomo, czy będzie wbudowana w aplikację mobilną mBanku czy też będzie to osobna aplikacja (jak Goodie w przypadku Banku Millennium), ale dzisiejsze mOkazje to marnowanie potencjału tego rodzaju usługi. Są mało zauważalne dla klientów i nie motywują do niczego (a o to przecież chodzi w programach lojalnościowych). Bardziej przypominają Payback, czyli coś dla dziadersa, niż driver do posiadania konta w tym akurat banku.
To, że mBank „przespał” kilka lat, w czasie których mógłby uczynić z mOkazji gwiazdę wśród programów lojalnościowych, jest grzechem niewybaczalnym. I najwyraźniej w mBanku chcą nadgonić stracony czas. Polskie banki ogólnie nie mają dobrej ręki do rzeźbienia platform zakupowych, ale muszą się wreszcie tego nauczyć, bo inaczej nie uciągną roli „centrum życia” klientów. Bo to życie, do jasnej cholery, to przecież wokół zakupów krąży, a nie wokół przelewów. Zobaczcie, jak to robi Klarna, która też jest bankiem, ale w Szwecji. I jaką tam „ikoną możliwości” zakupowych jest.
Drugą „dziurą kompetencyjną”, która straszy dzisiaj w mBanku, jest brak własnej firmy zarządzającej aktywami klientów. Z jednej strony to dobrze dla klientów, bo dzięki temu mBank mógł rozwinąć Supermarket Funduszy i oferować inwestycje z całego świata. Rozwinął też partnerstwo z biurem maklerskim i ma absolutnie zajebistą usługę tematów inwestycyjnych. Ale z drugiej strony odkąd mBank pozbył się własnych funduszy inwestycyjnych, jest skazany na odsyłanie klientów – niezadowolonych z oprocentowania depozytów – do inwestycyjnej konkurencji. I na utratę części marży.
Jeśli przyjmiemy, że coraz większą rolę w bankach będzie odgrywało zarządzanie majątkiem klientów, to warto mieć własną firmę inwestycyjną, w której to się będzie działo. Nie wiadomo, czy zyskają na tym klienci, ale bank – na pewno. Chociaż część klientów też może będzie zadowolona, bo mBank zapowiedział tworzenie funduszy inwestycyjnych lokujących pieniądze klientów „na zielono”, czyli w sposób odpowiedzialny społecznie.
Wiadomo, że w pozyskiwaniu klientów ważna jest podstawa, czyli wygodna i nieawaryjna bankowość transakcyjna, mobilność, wygoda, prostota, przyjazna tabela prowizji. Ale zaraz na drugim miejscu jest pakiet usług dodatkowych (płatności za parkingi, bilety, autostrady, platforma zakupowa w rodzaju tego, co pokazała ostatnio Klarna) oraz inwestycyjnych (tutaj blisko ideału jest Aion Bank ze swoimi światowymi ETF-ami).
Czytaj więcej o tym: Porządny bank: sześć cech, które go wyróżniają. Czas na audyt konta? (subiektywnieofinansach.pl)
Bezpieczeństwo, stabilność, hipoteki i… franki
I tym zamierza zaatakować odmalowany na nowo mBank. I może jeszcze kredytami hipotecznymi. W tym roku bank ma 8% udziału w rynku, ale chce, żeby był on dwucyfrowy. I żeby mBank był kredytodawcą pierwszego wyboru dla młodych ludzi potrzebujących finansowania swojego pierwszego mieszkania. Prezes Cezary Stypułkowski planuje, że mBank będzie trzecim największym hipotecznym kredytodawcą w kraju. Może to w mBanku wreszcie doczekamy się kredytu hipotecznego, który będzie można wziąć całkiem online, bez drukowania i podpisywania ani jednego papierka?
Stosunkowo mało strategia mBanku mówi o zarabianiu pieniędzy. Bezpieczeństwo i stabilność mają być na pierwszym miejscu. I zwrot z kapitału na poziomie 10% (tyle mają „dostawać” akcjonariusze we wzroście aktywów banku lub w dywidendzie, w skali roku, jako wynagrodzenie za udostępnienie kapitału). „Skończyły się czasy, gdy banki istniały tylko po to, by generować wartość dla akcjonariuszy” – mówił prezes Stypułkowski.
I to nas prowadzi do bolesnej kwestii kredytów frankowych. Stypułkowski zapowiedział, że przygotowuje pilotaż dotyczący ewentualnych ugód i będzie sprawdzał, na jakie ustępstwa są gotowi jego klienci. Dodał, że być może trzeba będzie jeszcze zwiększyć rezerwy na spory sądowe z klientami, ale jest już dość blisko sytuacji, w której będą one wystarczające. Powiedział, że obawia się interwencji państwa, która podważy podstawy funkcjonowania banków w Polsce i ograniczy im dostęp do kapitału. Ale nie ujawnił, o jaką interwencję chodzi (pewnie o ustawę, która automatycznie przewalutowałaby wszystkie kredyty na złotowe po kursie z dnia ich zaciągnięcia).
W 2025 r., gdy bank będzie kończył realizację strategii, portfel kredytów frankowych ma nie przekraczać 10% całości portfela banku. Ale prezes Stypułkowski nie chciał obiecać, że do 2025 r. problem franków na pewno będzie rozwiązany.
Czytaj też: mBank idzie do Canossy? Kredytobiorcy dostali list: „zmiana zasad” (subiektywnieofinansach.pl)
Czytaj też: mBank ujawnił liczby pokazujące, dlaczego nie pali się do frankowych ugód (subiektywnieofinansach.pl)
Nie chciał też powiedzieć, czy bank będzie kontynuował podwyższanie prowizji. Dzięki nim był w stanie utrzymać rentowność w latach 2020-2021, gdy spadały dochody z odsetek. W mBanku historycznie udział prowizji w przychodach banku był mniejszy niż u konkurencji („mamy klientów młodych, umiejących porównywać ceny” – mówił prezes), nie przekraczał 20-25%.
A jak będzie w najbliższych latach? „To zależy od konkurencji. Jeśli ona będzie odważnie zwiększała prowizje – mBank też” – zasugerowali menedżerowie mBanku. Będzie się liczył też poziom stóp procentowych. Im większą część dochodów zapewniających utrzymanie rentowności na obecnym poziomie (ROE w okolicach 10%) da się ukręcić z marży odsetkowej, tym mniej mBank będzie cisnął klientów nowymi prowizjami.
Ikona możliwości, czyli jak przywrócić dawny błysk?
Dynamiczny wzrost, który chce przeżyć w ciągu najbliższych lat mBank w ramach strategii „ikona możliwości”, to zapowiedź ciekawych czasów w polskiej bankowości. mBank już nie raz wytyczał szlaki dla konkurencji, ale, odkąd stał się potężny i mainstreamowy, gdzieś zagubił ten pierwiastek bycia technologicznym liderem. Osiadł w wygodnym fotelu jednego z największych banków i odcinał kupony od wcześniejszych sukcesów.
Bez odzyskania tego blasku będzie mu trudno pozyskiwać ćwierć miliona klientów rocznie. No i mBank rzeczywiście potrzebuje jak tlenu porządnej platformy lojalnościowo-zakupowej oraz rozwinięcia możliwości prostego inwestowania pieniędzy. Klienci mają ich coraz więcej i chcą robić z nimi coś innego niż tylko trzymać na kontach oszczędnościowych na niemal zero procent.