Broniłem się przed nazywaniem sprawy Getbacku „aferą” dopóki jedyną udowodnioną przyczyną niewypłacalności firmy była zbyt agresywna strategia wzrostu przyjęta przez spółkę. Ale opublikowany właśnie komunikat Komisji Nadzoru Finansowego, który objaśnia mechanizm domniemanego oszukiwania inwestorów co do kondycji finansowej firmy, nie pozostawia już złudzeń. I rodzi pytania nie tylko o odpowiedzialność zarządu, rady nadzorczej i audytorów, ale i samej KNF
Okazuje się, że komunikowane przez Getback zyski z działalności windykacyjnej były w sporej części fikcją, wytworem transakcji księgowych, których celem było zaciemnienie rzeczywistej sytuacji. Gdyby Getback nie ściemniał w sprawozdaniach, zapewne część inwestorów nie dałaby się namówić na zakup jego obligacji. Albo żądaliby znacznie wyższych odsetek, charakterystyczych dla inwestycji typu „kasyno”. A inni nie daliby sobie tak łatwo wmówić, że to „zysk bez ryzyka”.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Komisja Nadzoru Finansowego w opublikowanym kilka godzin temu komunikacie opisuje swoje działania w sprawie Getbacku. KNF informuje, że m.in. zawiadomiła prokuraturę o zawyżeniu wartości przejętej przez Getback firmy windykacyjnej EGB (Getback ujął w swoich aktywach wartość przejmowanego przedsiębiorstwa „w nieuzasadnionej wysokości”) oraz o celowym działaniu spółki, prowadzącym do „podania w raporcie półrocznym i księgach rachunkowych nierzetelnych danych”.
Czytaj też: Kupili obligacje Getback, a teraz drżą o swoje pieniądze. Bo polski rynek obligacji to proteza
Czytaj też: Układ obligatariuszy z Getbackiem, czyli nie mamy pańskiego płaszcza i…
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach”, zapisz się na newsletter i odbierz zestaw praktycznych poradników, w tym przegląd najlepszych kont bankowych ułatwiających oszczędzanie
Komisja Nadzoru Finansowego opisuje mechanizm przekrętu
O ile jeszcze kilka tygodni temu mogliśmy mówić o tym, że Getback przewrócił się z powodu zbyt agresywnej strategii rozwoju (firma drogo kupowała pakiety wierzytelności i finansowała to krótkoterminowymi obligacjami na wysoki procent i biznes się nie spiął), zaś kilka dni temu mówiliśmy o podejrzeniach, iż firma przy okazji stosowała kreatywną księgowość, to dziś już możemy mówić o podejrzeniu regularnego przekrętu.
Na czym on miałby polegał? KNF pisze w komunikacie, że Getback – po to, by uniknąć koniecznego przeszacowania w dół wartości posiadanych pakietów długów – sprzedawał je spółkom spoza grupy kapitałowej po zawyżonej cenie. Dzięki temu zamiast strat na zmniejszającej się wartości portfeli notował zyski ze sprzedaży portfeli.
Przed publikacją kolejnych sprawozdań finansowych spółki te – jak twierdzi KNF – odsprzedawały Getbackowi pakiety wierzytelności, ale… po „przeprowadzeniu” przez kilka innych transakcji i zmianie ich danych identyfikacyjnych. To tak, jakby w sklepie nabijać na metki nowy termin przydatkości towaru do spożycia. Ponieważ od strony statystycznej był to „nowy” pakiet, Getback księgował go po cenie nabycia, nie uwzględniając utraty wartości.
Trochę upraszczam, mam nadzieję, że dobrze rozumiem komunikat KNF, tutaj znajdziecie oryginał
O kilku innych pomysłach na podrasowanie wyników Getbacku pisałem kilkadziesiąt godzin temu, gdy posłuchałem eksperta od demaskowania kreatywnej księgowości.
Na razie mówimy o podejrzeniach KNF, która w tej sprawie skierowała zawiadomienie do prokuratury (zobaczymy czy prokuratorzy potwierdzą te domniemania i postawią zarzuty przedstawicielom zarządu, rady nadzorczej i audytora), ale i tak włosy stają dęba. Nie stają tylko byłemu prezesowi Konradowi Kąkolewskiemu, który wydał oświadczenie o takiej treści:
„W nawiązaniu do komunikatu Komisji Nadzoru Finansowego uprzejmie informuję, iż w okresie pełnienia przeze mnie funkcji Prezesa Zarządu księgowość spółki była prowadzona zgodnie z obowiązującymi przepisami, a sprawozdania finansowe zawierały rzetelne dane. Sprawozdanie finansowe Getback oraz poszczególnych funduszy sekurytyzacyjnych obsługiwanych przez spółkę (ponad 30 funduszy) pochodzące z okresu wskazywanego przez Komisję podlegało przeglądom niezależnych audytorów i nie budziły one zastrzeżeń”
Jak zauważył wspomniany przeze mnie wyżej spec od wychwytywania kreatywnej księgowości, w połowie 2017 r. w zasadzie działalność firmy skupiała się na handlowaniu pakietami długów z jednostkami stowarzyszonymi i zewnętrznymi spółkami oraz na przeszacowywaniu (w górę oczywiście) prognoz dotyczących odzysków pozostałych pakietów wierzytelności – tych, które pozostawały jeszcze w bilansie Getbacku.
Jakkolwiek Getback nie był piramidą finansową, jak Amber Gold, to pewna cecha łączy te dwie sprawy – zarówno Amber Gold, jak i Getback (w ostatnich miesiącach przed upadkiem) w rzeczywistości zajmowały się czym innym, niż się wydawało na pierwszy rzut oka.
Czytaj też: Leszek Czarnecki o Getbacku. „Za moich czasów tego nie było”
Kto pójdzie siedzieć?
Trudno zaakceptować takie numery na regulowanym rynku giełdowym, gdzie trafiają spółki prześwietlone szczegółowo przez KNF, co pół roku audytowane przez biegłych rewidentów, zobowiązane do pełnej jawności wyników finansowych (i publikowania ich co kwartał) oraz do natychmiastowego podawania do wiadomości publicznej wszelkich istotnych informacji.
Bankructwa firm się zdarzają, a straty z tego tytułu są wliczone w ryzyko inwestowania pieniędzy. W takich przypadkach można się co najwyżej zastanawiać czy ktoś (analitycy, agencje ratingowe, doradcy inwestycyjni) powinien wcześniej ostrzec inwestorów przed nieszczęściem, albo czy dane papiery wartościowe były sprzedawane uczciwie, bez missellingu. Ale dopuszczanie do sytuacji, w której firma fałszuje swoje wyniki finansowe – to już wykracza poza szeroko pojęte standardy cywilizowanego rynku kapitałowego.
Jeśli to wszystko prawda, odpowiedzialność karna (włącznie z więzieniem) może grozić przedstawicielom zarządu i rady nadzorczej spółki („Puls Biznesu” ujawnił, że jej były szef na odchodnym został nagrodzony kwotą 3 mln zł i ani Getback, ani on sam nie potrafią wyjaśnić za co ta kasa), a kosztowne konsekwencje – niezależnemu audytorowi, który nieprawidłowości powinien zauważyć i opisać w komentarzu do raportu półrocznego. Tymczasem w komentarzu audytora do ostatniego raportu Getbacku czytamy, że…
Ciemne chmury zbierają się jednak również nad Komisją Nadzoru Finansowego. Daleki jestem od tego, by wyznaczać rolę KNF jako „opiekuna dzieci w przedszkolu”. Na rynku kapitałowym wszyscy są dorośli i każdy powinien wiedzieć za co bierze pieniądze. Jeśli wykonuje źle swoje obowiązki, to traci licencję, płaci odszkodowania albo trafia do więzienia. Ani zarządy spółek, ani rady nadzorcze, ani audytorzy nie mogą być niańczeni przez KNF, bo to byłoby niepoważne.
Ale dopuszczenie do sytuacji, w której inwestorzy przez co najmniej pół roku (tyle upłynęło od momentu opublikowania audytowanych sprawozdań za pierwsze półrocze 2017 r.) mogli być oszukiwani co do sytuacji spółki… Coś jednak nie zagrało. To przypomina sytuację, w której policjant na ruchliwym skrzyżowaniu z zepsutą sygnalizacją świetlną ucina sobie drzemkę, a w tym czasie dochodzi do śmiertelnego wypadku.
KNF broni się – i ma trochę racji – że jego główna rola polegała na dopuszczeniu spółki do obrotu i zatwierdzeniu jej prospektu emisyjnego. Urzędnicy podkreślają, że z raportu wynikało, iż spółka prowadzi dynamicznie działalność windykacyjną, ma przychody, a jej wysokie zadłużenie zostało uwzględnione w rozdziale mówiącym o czynnikach ryzyka, a więc inwestorzy zostali o nim poinformowani.
Natura transakcji fałszujących finansowy obraz pakietów wierzytelności (czyli ich sprzedawanie i „pranie”, żeby wracały do spółki jak nowe) jest taka, że – jak twierdzą urzędnicy KNF – trudno je wykryć, bo w przychodach ze sprzedaży była ona ukryta w pozycji „odzyski z portfeli wierzytelności”, co uniemożliwiało rozpoznanie ich w sprawozdaniach finansowych. KNF najprawdopodobniej trafiła na ich ślad dopiero w trakcie rozpoczętej w lutym kontroli.
Czytaj też: A tymczasem były prezes Getbacku zamierza… łączyć siły
Czy KNF też „dał ciała” w sprawie Getbacku?
Wtedy rzeczywiście wszystko mogło być w porządku, ale w ciągu roku doszło do dramatu. Nie zauważyła nic rada nadzorcza, ani niezależny audytor. Nic nie widziały dwie agencje ratingowe oraz przedstawiciele siedmiu biur maklerskich, którzy analizowali i wyceniali akcje spółki. Być może KNF – choć nie może pilnować wszystkich skrzyżowań w mieście – powinna wykazać większą czujność?
Fałszowanie sytuacji finansowej poprzez wyprowadzanie aktywów do spółek zewnętrznych to też znany od lat trik, a nie rocket science. Skoro „skarbówka” potrafi wychwytywać podejrzane przepływy pod kątem unikania podatków to zakładam, że w KNF są roboty, które wychwytują podejrzane rzeczy w raportach spółek. A jeśli 100% przychodów spółki pochodzi z handlowania aktywami ze spółkami stowarzyszonymi i zewnętrznymi…
KNF, jeśli ma podejrzenia, że coś jest nie tak, może w każdej chwili wejść do spółki i skontrolować jej papiery. W przypadku Getbacku nadzór z tej możliwości skorzystał dopiero w lutym tego roku. Gdyby zrobił to wcześniej, można było uchronić część inwestorów przed zakupem „trefnych” papierów. Tak jak wspomniałem – daleki jestem od czynienia z KNF głównego winnego tej sytuacji (tak jak policjantów w czasie snu nie uznaje się głównymi winnymi wypadku na skrzyżowaniu z zepsutymi światłami), ale…
Dopóki mówiliśmy o tym, że „przekręciła się” spółka windykacyjna, która po prostu przeinwestowała, broniłem KNF przed zarzutami – choć wielu twierdziło, że to nadzór powinien nie dopuścić do missellingu i ostrzegać inwestorów przed ryzykiem. Ale jeśli Getback „przekręcił się” z powodu przekrętu…
Zastanawia mnie jedna rzecz: czy przypadkiem rozwój sytuacji w kierunku przekrętu nie utrudni nabitym w Getback klientom walki o odszkodowania od sprzedawców pod zarzutem misselingu. Teraz sprzedawcy dostali do ręki argument: „przecież nas też oszukali”
EPILOG
30. maja GetBack opublikował wreszcie „wstępne, nieaudytowane sprawozdanie finansowe” za 2017 r. Okazało się, że spółka ma 1,33 mld zł skonsolidowanej straty, co oznacza, że każda akcja jest warta jakieś minus 15 zł (gdybyście chcieli pokryć – to uwaga do akcjonariuszy). Dla porównania: w 2016 r. firma pokazała 200 mln zł zysku netto, a po trzech kwartałach 2017 r. raportowała 180 mln zł zysku.
Firma nie tylko miała straty, ale też… ujemne przychody (minus 300 mln zł). „Na spadek przychodów z nabytych pakietów wierzytelności miała wpływ przede wszystkim wycena portfeli wierzytelności z zastosowaniem metodologii o charakterze stress-test. Grupa zaprezentowała ujemne przychody w związku z utratą wartości portfeli wierzytelności w wysokości 640 mln zł) z tytułu obsługiwanych portfeli wierzytelności, wycofanych umów sprzedaży wierzytelności oraz z powodu wycofania wyniku na sprzedaży pakietów wierzytelności” – podano w raporcie.
SPROSTOWANIE:
W jednej z wcześniejszych wersji niniejszego tekstu pojawiła się informacja, która mogła sugerować, że spółka Hussar Solutions była jedną z firm handlujących z Getbackiem pakietami długów. Tymczasem Hussar Solutions nigdy nie kupowała , ani nie sprzedawała pakietów długów w żadnych transakcjach, których drugą stroną byłby Getback (w ogóle się taką działalnością nie zajmuje). Otrzymałem od Hussar Solutions prośbę o sprostowanie, co niniejszym czynię. Fragment tekstu oczywiście zmodyfikowałem, by nie budził już żadnych wątpliwości. A Hussar Solutions oczywiście bardzo przepraszam za postawienie w dość niefajnym towarzystwie.
Zdjęcie: Kadr z filmu „Wilk z Wall Street”. Bardzo adekwatny.