Miliarder, główny akcjonariusz grupy Getin Noble Bank stanął oko w oko z ponad setką inwestorów indywidualnych podczas debaty na Konferencji Wall Street 22 w Karpaczu. W ostatnich latach kursy akcji spółek z jego imperium dołowały na potęgę. Spotkanie miało być o najnowszej książce Czarneckiego („Lider Alfa”), ale zamieniło się coś na kształt spowiedzi. Czy był rachunek sumienia i żal za grzechy?
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Leszek Czarnecki zapraszany był do Karpacza na spotkanie z drobnymi graczami giełdowymi od kilku dobrych lat. Ale zawsze odmawiał, bo jak sam przyznał – nie za bardzo miał się czym chwalić. W tym roku Czarnecki podniósł rękawice i ponad godzinę odpowiadał nie raz na trudne pytania.
Czy spółki Czarneckiego jeszcze dadzą zarobić?
Prowadzący dyskusję Eryk Stankunowicz dopytywał dlaczego inwestorzy tracą pieniądze na inwestycjach w spółki z imperium Czarneckiego. Ten wybrnął całkiem gładko i oświadczył, że nie zna się na giełdzie i żeby go nie pytać o inwestowanie, bo skoro tak spadają kursy spółek, o których ma dużą wiedzę to co by było, gdyby zainwestował w te, o których wie mniej?
Czarnecki pokazał też, że humor i dystans – mimo trudniejszych lat i dużego spadku wartości majątku – go nie opuszcza („mój guzik jest największy” – mówił nawiązując do gargantuicznego wieżowca SkyTower, którego bryła dominuje nad Wrocławiem).
Czarnecki zaskakująco szczerze przyznał, że jedną z przyczyn kryzysu był niezbyt udany dobór menedżerów zarządzających bankową grupą. Ryzykowna, nastawiona na szybki wzrost strategia i sprzedawanie innowacyjnych, lecz nieodpowiednich dla klientów produktów finansowych – te grzechy przeszłości wymienił główny akcjonariusz grupy Getin.
„Niestety, ci ludzie wdrażali w banku takie, a nie inne produkty. Mi osobiście nie starczyło wiedzy w tej sprawie” – tłumaczył się. Czy inwestorzy mu uwierzą?
Chciał stworzyć za 200 mln euro duży bank, ale okazało się, że pieniędzy ma za mało (siedem lat póżniej Alior startował z kapitałem 400 mln euro). Zaczęły rosnąć wymogi regulacyjne (zamiast 8% kapitału własnego pod kredyty Getin dziś musi mieć 16%), okazało się, że nie wejdziemy do strefy euro, więc wzrosło ryzyko walutowych kredytów, których Getin udzielał na potęgę.
„Czy można z panem jeszcze zarabiać pieniądze?” – pytał Eryk Stankunowicz z Forbesa. Czarnecki twierdzi, że dopiero dziś kończy się restrukturyzacja jego bankowego biznesu po kryzysach z 2007 r. i 2011 r. Czy Getin stanie na nogi? Zdaniem Czarneckiego wkrótce zobaczymy koniec generowania strat i marsz w górę. „Chyba nie sądzicie państwo, że wkładałbym 800 mln zł w biznes, w który nie wierzę?” – nawiązał do niedawnego zobowiązania, że znów dokapitalizuje Getin Bank.
Czytaj też: Czy Getin Bank to już zombie? Trzy problemy, które go wykańczają
Czytaj też: Getin Bank (znów) chce skończyć z gwiazdkami. Pokazał nowe konto. I fachowców za 6 zł. Recenzuję!
Trudne pytania o Getback. Co się stało, że to zbankrutowało?
Inwestorów bardziej interesowało to, czy odzyzskają pieniądze zainwestowane w spółki z jego stajni. I co dalej z GetBackiem, najsłynniejszą w Polsce firmą windykacyjną, która straciła płynność finansową. Czarnecki jest jej twórcą, ale w 2016 r. sprzedał Getback funduszowi Abris. „Od tego czasu nie rozmawiałem z nowymi właścicielami” – mówił najbogatszy wrocławianin. Ale mimo wszystko sporo powiedział o tym jak – jego zdaniem – doszło do klęski wielkiej spółki windykacyjnej.
Co się stało z Getbackiem? Czarnecki podał tylko dwie liczby. Kiedy Getback był sprzedawany Abrisowi za 870 mln zł, miał niecałe 500 mln długu i pakiety wierzytelności warte 14 mld zł. A teraz ma 2,8 mld zł długu – czyli prawie sześć razy więcej – przy dwukrotnie większej skali działalności, niż za czasów, gdy Getback był w grupie Getinu.
Twórca grupy Getin dodał też, że jego zdaniem spółka mogła wprowadzić w błąd inwestorów twierdząc, że planowana na jesień zeszłego roku emisja akcji jest częściowo na rozwój. Getback w trzecim kwartale „wytwarzał” już tylko niewiele więcej gotówki, niż potrzebowała na spłatę zadłużenia. Należało wtedy uczciwie powiedzieć inwestorom, że nowy kapitał jest potrzebny na spłatę długów.
Według Czarneckiego grzechem głównym zarządu prezesa Kąkolewskiego było klasyczne niedopasowanie aktywów do pasywów. Spółka kupowała portfele wierzytelności, z których pieniądze miała odzyskać za pięć-sześć lat (bo tyle to trwa) i finansowała to obligacjami z terminem spłaty do dwóch lat, częściowo z opcją żądania natychmiastowego wykupu przez posiadaczy obligacji.
Twórca grupy Getin podkreślał też, że za jego czasów Getback prowadził bardzo bezpieczną działalność. Mało inwestował w zakupy pakietów długów na własny rachunek, zajmował się przede wszystkim serwisowaniem (czyli windykowaniem) wierzytelności na cudze zlecenie. W tamtym czasie spółka miała w statucie zapis o maksymalnym poziomie dozwolonego zadłużenia, a każde zwiększenie długu o 1,5 mln zł lub więcej wymagało zgody rady nadzorczej.
Gdyby po przejęciu firmy przez Abris hamulce nie puściły, Getback zapewne nie wpadłby w tarapaty – wynika z wypowiedzi Czarneckiego. Był pytany przez Eryka Stankunowicza o to czy w Getbacku nie ma „trupów” w postaci bardzo złej jakości portfeli kredytów z Getin Banku. Czarnecki zaprzeczył.
Jak uratować Getback? Leszek Czarnecki ma pomysł na układ. „Wierzyciele mogą odzyskać wszystkie pieniądze. Ale trzeba się spieszyć”
Leszek Czarnecki kilka razy podkreślił, że jego zdaniem jak najszybciej Getback musi zawrzeć układ z wierzycielami. „Być może za kilka tygodni nie będzie się z kim układać, a za kilka miesięcy to już na pewno” – uważa miliarder, który jest jednym z wierzycieli Getbacku (Getin udzielił mu kredytu, a Idea Bank oraz należące do grupy TFI mają po 20 mln obligacji windykatora)
Plan układu, który przedstawiła spółka (spłata 1,5 mld zł w ciągu siedmiu lat i zamiana 35% długu na akcje), Czarnecki określił jako „mało ambitny” i skalibrowany w taki sposób, żeby stracili tylko obligatariusze i akcjonariusze mniejszościowi. Abris tak skalkulował warunki układu, że nie straciłby ani grosza na konwersji nie spłaconego długu na akcje.
Czarnecki uważa, że skoro Getback w zeszłym roku średnio miesięcznie odzyskiwał ze swoich portfeli wierzytelności 77 mln zł, to nawet będąc w tak trudnej sytuacji jak dziś byłby w stanie odzyskiwać po 600-700 mln zł i generować z tego 200-250 mln zł gotówki na spłacanie wierzycieli.
A do tego spółka może – i powinna – zaordynować sobie program restrukturyzacji, czyli ściąć koszty o 100-150 mln zł rocznie (dziś sięgają 500 mln zł rocznie) i wycofać się z niekluczowej działalności. „Gdy zobaczyłem strukturę tej firmy to chwyciłem się za głowę” – mówił twórca grupy Getin.
Poza tym Getback powinien opracować plan zmniejszenia skali działalności, czyli po prostu odsprzedać część portfeli wierzytelności na aukcjach. Z tego też udałoby się odzyskać trochę gotówki. To wszystko pozwoliłoby myśleć o spłacie dużej części zadłużenia – może nawet dwóch trzecich – w ciągu trzech-czterech lat.
Według Czarneckiego dobry układ zawierać też zamianę części zadłużenia na akcje. Ale wierzyciele powinni otrzymać te akcje po symbolicznej cenie, np. po 5 gr. za akcję (w propozycjach układowych widnieje cena 8,65 zł za akcję). Czyli de facto przejąć kontrolę nad Getbackiem.
Według Czarneckiego jeśli Getback będzie miał dobry plan restrukturyzacji, to będzie w stanie wypracowywać 200-300 mln zł gotówki i generować 100 mln zł rocznego zysku (zakładając spłaty z portfeli, sprzedaż części portfeli na aukcjach, zmniejszenie kosztów i wyjście z niekluczowych biznesów).
I w ciągu dwóch lat wartość akcji mogłaby osiągnąć taką wartość, że wierzyciele – dodając do tego spłaty w ratach – mogliby odzyskać cały zaangażowany w Getback kapitał.
„Uzasadnione reklamacje dotyczące missellingu w sprawie obligacji Getbacku uznamy”
Czarnecki złożył też ważną deklarację, w którą powinni się wsłuchać wszyscy klienci Getinu, którzy za pośrednictwem Idea Banku i Lions Banku kupowali trefne, jak się okazało, obligacje Getback. Część nabywców twierdzi, że rekomendowano im te obligacje jako pewny zysk bez ryzyka i zamiennik depozytu bankowego.
Idea Bank i Lion’s bank będą pozytywnie rozpatrywać reklamację klientów w tej sprawie i wypłacać odszkodowania, o ile rzeczywiście miałby miejsce misselling – obiecał Leszek Czarnecki. Obecnych na sali tak zaszokowała ta obietnica, że zapadła grobowa cisza.
Oczywiście: klient będzie musiał udowodnić, że zakup to efekt misselingu, czyli wciskaniu klientowi zupełnie niedopasowanych do jego potrzeb produktów. Np. ktoś przychodził otworzyć lokatę, a wychodził z obligacją Getback. „Jeśli tak było, to przepraszam za to. To nie jest powód do dumy” – powiedział Czarnecki.
Giełda? Ja się na tym nie znam
Czarnecki do Karpacza przyjeżdżać nie chciał, bo jego imperium giełdowe, nie przynosiło tylu zysków, ile oczekiwaliby inwestorzy, a wręcz przeciwnie. Spółki z nim kojarzone raczej doprowadzały inwestorów do wściekłości: w ciągu ostatnich 5 lat spółki Getin Holding i Open Finance stały się spółkami groszowymi, po utracie kilkudziesięciu procent wartości.
Ostatnio trudne chwile przeżywa Idea Bank, które kurs od początku roku zjechał z 28 na ok. 8 zł. „Nie znam kompletnie na giełdzie. Sam chciałbym wiedzieć, dlaczego te spółki tracą. Przecież mam tam zainwestowane więcej pieniędzy niż państwo” – mówił do obecnych na sali inwestorów Czarnecki. „Bankowość ma znacznie lepsze perspektywy niż wydawcy prasy „- skonstatował kąśliwie.