5 października 2025

Czy kryzys zadłużenia uderzy w rynek obligacji? Jak inwestować dziś w obligacje, żeby nieźle zarobić, a zbytnio nie ryzykować? Ekspert o swoim portfelu

Czy kryzys zadłużenia uderzy w rynek obligacji? Jak inwestować dziś w obligacje, żeby nieźle zarobić, a zbytnio nie ryzykować? Ekspert o swoim portfelu

Obligacje – w Polsce to coraz popularniejsza inwestycja. Jeśli umiejętnie z tego rynku korzystamy, możemy osiągnąć zyski znacznie wyższe niż w banku bez narażania się na wysokie ryzyko. „Rynek obligacji to są płyty tektoniczne, na których się unosi cała gospodarka” – mówi Emil Szweda z portalu Obligacje.pl. I radzi, jakie obligacje powinien wybrać przeciętny Kowalski. Kiedy i jak kupować, kiedy wyjść z inwestycji. Jaki wynik na tym rynku można uznać za satysfakcjonujący?

Rynek obligacji – wbrew pozorom – nie ogranicza się tylko do obligacji skarbowych, które możemy kupić przez internet od Ministerstwa Finansów. Obligacje emitują największe banki, duże firmy deweloperskie czy zarządzające wierzytelnościami. Są też fundusze obligacji, dzięki którym możemy inwestować w cały rynek obligacji o stałym i zmiennym oprocentowaniu.

Zobacz również:

Zarobić można więcej niż w banku. I – jak wszędzie – im większy potencjalny zysk, tym większe ryzyko. Polega ono przede wszystkim na tym, że emitent obligacji zbankrutuje i nie odzyskamy pieniędzy. Ale czasem też i na wahaniach rynkowych cen obligacji, o ile są notowane na giełdzie. Na obligacjach największych emitentów można zarobić 5–6% rocznie. Ci mniejsi płacą 8–10% w skali roku.

Obligacje detaliczne Skarbu Państwa mają oprocentowanie uzależnione od stopy procentowej NBP, poziomu inflacji albo stałe. Obligacje korporacyjne – przeważnie od stawki WIBOR, czyli rynkowej ceny pieniądza. Ale i tu czasem zdarzają się obligacje o stałym oprocentowaniu (takie emitował w czasie pandemii państwowy Bank Gospodarstwa Krajowego). Jak się za to zabrać? I czy obligacje to wciąż pewne aktywo w portfelu, gdy coraz bardziej zagląda nam w oczy kryzys zadłużenia?

Emil Szweda, jeden z rynkowych znawców obligacji uważa, że indywidualny inwestor powinien wybierać takie rodzaje obligacji, które pozwolą mu zachować w miarę dużą kontrolę nad zainwestowanymi pieniędzmi. Odradza więc mniej doświadczonym inwestorom inwestowanie w obligacje o stałym oprocentowaniu. Ich ceny rynkowe mocniej się zmieniają, więc wymagają one bardzo precyzyjnego śledzenia bieżących wydarzeń na rynkach, monitorowania wskaźników i danych makroekonomicznych. Obligacje o zmiennym oprocentowaniu są bardziej przewidywalne.

W jaki sposób zmierzyć opłacalność obligacyjnej inwestycji? Emil Szweda uważa, że nie należy ustalać benchmarku w postaci poziomu inflacji czy procentowego wzrostu nominalnego zainwestowanej kwoty pieniędzy. Benchmarkiem powinny być – jego zdaniem – alternatywne instrumenty dostępne na rynku. Kupujemy obligacje, patrzymy na wzrost ich wartości i sprawdzamy, ile w tym czasie moglibyśmy zarobić na lokacie bankowej.

Emil Szweda obserwuje też największe rynki obligacji na świecie. Najbardziej rozwinięte kraje mają obecnie potężne kłopoty ze swoim zadłużeniem i to wydaje się dużo poważniejsze niż kłopoty z inflacją. Inflacja spada już niemal na całym globie, spadają też stopy procentowe banków centralnych. A rentowności długu, nawet najbogatszych krajów (USA, Wielkiej Brytanii, Francji) idą w górę. Rosną nawet rentowności obligacji japońskich.

Czy najbogatsze kraje świata są w stanie rozwiązać swoje problemy z zadłużeniem? Jak mogą to zrobić? Co będzie, jeśli tego nie zrobią? I jak to może wpłynąć na wynik inwestowania w obligacje? Zapraszam do rozmowy z Emilem Szwedą, który od 2011 r. prowadzi portal Obligacje.pl.

Maciej Danielewicz: Jakie aktywa są bohaterami inwestycyjnymi 2025 roku? Czy to są obligacje, którymi się zajmujesz, czy raczej złoto, którego ceny biją rekordy? A może akcje, które są obecnie relatywnie najdroższe od pewnie 100 lat?

Emil Szweda: Od obligacji się wszystko zaczyna. Często używam takiego porównania, że rynek obligacji to są płyty tektoniczne, na których się unosi cała gospodarka i nawet niewielkie ruchy na tym rynku – bo co to jest zmiana rentowności o pół punktu procentowego w jedną czy w drugą stronę? – powodują ogromne drgania na innych rynkach. Tak jak w przypadku płyt tektonicznych powodują się wypiętrzenia albo załamania na rynku nieruchomości, na rynku akcji, na rynku metali szlachetnych, na rynku walut, na rynku… wszystkiego.

Więc jak dla mnie zawsze bohaterem numer jeden jest rynek długu. Obligacje są częścią rynku długu, najbardziej transparentną, najbardziej widoczną i codziennie wycenianą. Kredytu hipotecznego nie wyceniamy cały czas, codziennie, a rynek obligacji jest codziennie wyceniany i ma wpływ na wszystkie pozostałe instrumenty. W blasku fleszy w tym roku oczywiście są przede wszystkim metale szlachetne. I są ku temu powody.

Jakie to powody? Czy złoto i inne metale szlachetne będą dalej iść tak mocno w górę czy już powoli się kończy ta ich dobra passa?

Myślę, że w przypadku złota jest dosyć mocno rozwinięty i bardzo „dojrzały” trend, natomiast trudno odgadnąć, kiedy on się kończy. Jeżeli weźmiemy analogie z rynku akcji i spróbujemy odpowiedzieć na pytanie, kiedy się kończą hossy, to zawsze poprzedza to etap euforii, szalonych wzrostów, które wydają się nie mieć końca. Wydaje mi się, że na rynku metali szlachetnych jeszcze do tego momentu nie doszliśmy. Jeszcze nie jest tak, że wszyscy się rzucili na złoto i dostrzegli te właściwe powody, dla których ono jest kupowane.

Mocno rosną rentowności obligacji na największych rynkach. W Japonii, która przecież tradycyjnie miała bardzo niskie rentowności obligacji, we Francji, w Wielkiej Brytanii, w USA. Z czego to wynika? Mamy przecież cykl obniżek stuprocentowych w bankach centralnych, W strefie euro EBC jest bardzo zaawansowany w cyklu obniżek, w Stanach Zjednoczonych też spodziewamy się obniżek. Tymczasem inwestorzy na rynku długu jakby nic sobie z tego nie robią. I żądają coraz wyższych odsetek.

Warto do tego dodać jeszcze fakt, że w tym samym czasie rentowności obligacji chińskich spadają i to Chiny eksportują w tej chwili swoją deflację, czy też stabilizację cen, na cały świat. Oni mają w gospodarce nadprodukcję, rozsyłają swoje towary po świecie i to jeden z ważnych czynników obniżania inflacji. To pozwala bankom centralnym obniżać stopy procentowe. Obligacje krótkoterminowe na to reagują, ich rentowność spada. Natomiast obligacji długoterminowych nie.

Widać więc wyraźnie, że nie chodzi o inflację. Inflacja spada, wydaje się być pod kontrolą, nie ma żadnych prognoz ani przewidywań co do tego, żeby miała rosnąć w przyszłości. A rynek obligacji nie reaguje. Coś tu nie gra. Moim zdaniem przede wszystkim problemem jest zbyt duże zadłużenie świata zachodniego, czyli Japonii – 250% PKB, Stanów Zjednoczonych – 120% PKB, Francji – 115% PKB.

Przez lata to zadłużenie rosło, inwestorom zdawało się, że to niczemu nie przeszkadza. Jednocześnie przez 40 lat mieliśmy coraz niższą inflację, oczywiście z jakimiś tam wahaniami, ale generalnie trend był spadkowy. Coraz niższe stopy procentowe, coraz niższe rentowności obligacji, rządy mogły zwiększać dług „za darmo”, bo nie płaciły za to więcej odsetek. Ale przyszła pandemia i to był punkt przesilenia, bo mieliśmy wybuch inflacji i wzrost stóp procentowych.

I zaczęło się drapanie po głowie, bo nagle się okazało, że koszt obsługi zadłużenia to już nie są jakieś drobniaki. Okazuje się, że Stany Zjednoczone przeznaczają na odsetki od zadłużenia 18% wpływów budżetowych. Bilion dolarów rocznie. Zresztą nie tylko Ameryka tyle płaci. Mniej więcej 20 krajów na świecie płaci podobnie wysokie odsetki w relacji do wpływów budżetowych. Chociaż poza USA to są niemal tylko kraje trzeciego świata.

Japonia, która jest zadłużona jeszcze mocniej, na 250% PKB, na odsetki od obligacji przeznacza w tej chwili 12% dochodów budżetowych, ale ten koszt bardzo szybko rośnie, o kilka punktów procentowych co roku. To działa na zasadzie takiego lewara. Jeżeli jesteś zadłużony bardziej niż całe PKB, to o ile PKB musi wzrosnąć, ile wpływów budżetowych więcej musisz zgarnąć, żeby utrzymać koszty odsetkowe na dotychczasowym poziomie? Cała gospodarka światowa też jest zadłużona na… 250–300% globalnego PKB do globalnego PKB… Musi więc rosnąć o 3–4% rocznie tylko po to, żeby zarobić na odsetki. I to jest trudne.

Z drugiej strony trudno wytłumaczyć społeczeństwu, że nie damy pieniędzy na edukację czy zdrowie, bo musimy coraz więcej płacić inwestorom.

Tak. I wcześniej czy później rządy staną przed dylematem: spełniać żądania obywateli czy inwestorów? Zależnie od tego, której grupie będą sprzyjać, tak potoczy się ich dalszy polityczny los oraz los ich państw. Natomiast na razie nikt z rządzących nie chce stanąć twarzą w twarz z tym problemem i ogłosić społeczeństwu: niestety, zagalopowaliśmy się z wydatkami i teraz musimy podnieść podatki i obciąć świadczenia. Wtedy może uda się uniknąć kryzysu zadłużenia.

Francja jest przykładem kraju, który powinien zacząć oszczędzać. Prezydent Emmanuel Macron niemal siłą, dekretem prezydenckim, wprowadził reformę emerytalną. Społeczeństwo tego nie chciało, parlament nie chciał. Cały czas są protesty wobec tej reformy. Premier François Bayrou chciał zrobić oszczędności na 44 miliardy euro, bez szans. We Francji nie ma gotowości do tego, żeby oszczędzać na wydatkach społecznych i socjalnych. Czy Francja może jako pierwsza przetestować granice zadłużenia? Będzie potrzebne wsparcie Międzynarodowego Funduszu Walutowego?

Nie jestem pewien, czy MFW jest w stanie udźwignąć takie brzemię. Ta organizacja może wspomagać np. Argentynę, ale Francja jest za duża, podobnie jak Japonia czy Stany Zjednoczone. Sytuacja Polski, trzeba to powiedzieć jasno, też nie jest różowa. Mamy nową ustawę budżetową, wynika z niej, że obsługa zadłużenia ma kosztować 90 mld zł przy 650 mld zł wpływów budżetowych. 90 mld zł odsetek oznaczałoby, że średnio rocznie koszt obsługi zadłużenia wynosiłby 3,75% wartości całego naszego dwubilionowego długu, czyli o jeden punkt procentowy poniżej obecnej stopy referencyjnej.

Czyli te kwoty są niedoszacowane i będziemy musieli płacić więcej za odsetki od obligacji?

Za roczne obligacje czy za bony skarbowe rząd dziś płaci 3,9%. A oprocentowanie krótkoterminowych obligacji, ze względu na minimalne ryzyko niewypłacalności, jest zawsze niższe od oprocentowania tych długoterminowych. Nie mam wszystkich danych z Ministerstwa Finansów, ale wydaje mi się, że to jest niewykonalne, by udało się utrzymać koszt odsetek na tak niskim poziomie. Dług nominalny mamy niski w porównaniu do Japonii, Stanów Zjednoczonych, Francji i wielu innych krajów, ale koszty jego obsługi wcale nie są takie znowu niskie.

Francja płaci za 10-letnie obligacje 3,5%, my płacimy 5,5%. To duża różnica, aż dwóch punktów procentowych. Czy jest uzasadniona?

Mamy wyższą inflację. Ale oczywiście to tylko część odpowiedzi. O ile nad inflacją jesteśmy w stanie w ten czy inny sposób zapanować, to jeżeli chodzi o zadłużenie – już nie. I wtedy tak naprawdę w grę może wchodzić nie tyle to, jakiej inflacji się inwestorzy spodziewają, ale też ryzyko kredytowe. Czyli inwestorzy nie tyle wyceniają to, że w przyszłości wzrośnie u nas inflacja, ale też to, że mogą być podjęte jakieś działania, żeby zapanować nad zadłużeniem. We własnej walucie się nie bankrutuje. Po prostu zwiększa się podaż tej waluty. Ale to prowadzi do wzrostu inflacji.

Długoterminowe rentowności obligacji uwzględniają ryzyko nie tyle wzrostu inflacji, ile kosztu potencjalnego kryzysu zadłużenia wynikającego np. z dodruku pieniądza. Nikt nie wie, jakie te koszty będą, kiedy się rzeczywiście ujawnią, czy w ogóle się ujawnią. Poruszamy się po nieznanym lądzie. Świat nigdy nie był tak zadłużony. Oczywiście Stany Zjednoczone kiedyś już miały zadłużenie 120% PKB, ale to było na koniec II wojny światowej. Potem schodziły z tego zadłużenia i to bardzo, bardzo długo…

I miały bardzo korzystną sytuację gospodarczą po wojnie. Generowały gigantyczny wzrost PKB przy niskiej inflacji…

Właśnie, a dziś jest odwrotnie. Oprócz tego, że jest bardzo wysokie zadłużenie, to mamy też bardzo proinflacyjne środowisko gospodarcze. Jest proces deglobalizacji, który oznacza mniejszą konkurencję między krajami, co daje efekt proinflacyjny. Jest też załamanie demografii, a to oznacza stałą presję popytową na rynek pracy. To będzie stały element naszej gospodarki – ręce do pracy na wagę złota. Trzecim elementem, który jest niedoszacowany, bo bardzo trudno go ubrać w liczby, jest wpływ zmian klimatu na gospodarkę.

Wiadomo, że on nie będzie korzystny, zmiany klimatu wpływają przede wszystkim na rynek żywności, ale rynku żywności nie możemy niczym zastąpić, bo musimy jeść. Na razie tego tak nie widać w podaży żywności. Światowa Organizacja Żywności przy ONZ nie raportuje na razie tego, żeby drastycznie spadała produkcja żywności, przynajmniej tych podstawowych zbóż, ale jeśli chodzi o kakao czy kawę, to zaczynają się już kryzysy podaży. To też czynnik proinflacyjny. Wyższa inflacja i niższy wzrost to fatalna sytuacja, jeśli chce się wychodzić z długów.

Świat zachodni prawdopodobnie nie powróci do niższych stóp procentowych. Kraje nie mają co marzyć o tym, że zaciągany obecnie dług będzie tańszy w obsłudze. Jak w tym otoczeniu ma postąpić Kowalski chcący zainwestować w obligacje?

Najlepiej tak, żeby zarobić, a przynajmniej nie stracić. Mamy okres spadających stóp procentowych, ale mamy świadomość tego, że to jest zjawisko niepermanentne, raczej cykliczne i krótkie. Jeśli nie wiemy, kiedy sytuacja się odwróci, ale zakładamy, że jednak jesteśmy w trendzie podwyższonej inflacji, to sensownym działaniem może być zakotwiczenie sobie kosztów kredytowych na stałej stopie. A z drugiej strony zapewnić sobie przychody z oszczędności uzależnione od stóp procentowych lub inflacji.

Należałoby unikać długoterminowych obligacji o stałym oprocentowaniu. Redukcje stóp procentowych już się dokonały w dużej części. Być może w Polsce stopy procentowe jeszcze spadną, ale to już jest wycenione i uwzględnione przez rynek. Jeżeli chodzi o obligacje, to preferowałbym obligacje o zmiennym oprocentowaniu.

Zresztą w przypadku mniej doświadczonych inwestorów zawsze rekomendowałbym obligacje o zmiennym oprocentowaniu. Obligacje o stałym oprocentowaniu to de facto jest gra o ryzyko stopy procentowej, która jest bardzo, bardzo trudna do wyceny przez inwestora indywidualnego. Nie wiadomo, w jakim momencie cyklu polityki pieniężnej jesteśmy, czy będą kolejne obniżki czy może nie, w jakiej skali, czy rynek to uwzględnił czy może nie. To jest naprawdę bardzo, bardzo trudne dla inwestora indywidualnego.

A fundusze inwestujące w obligacje? One w dużej części mają w swoich portfelach właśnie obligacje o stałym oprocentowaniu… 

One mają bardzo ograniczoną możliwość „grania na krótko”, czyli zarabiania na spadku cen obligacji (a w przypadku wzrostu rentowności na rynku lub stóp procentowych obligacje o stałym oprocentowaniu zwykle tanieją). Jeżeli inflacja rośnie i stopy procentowe też rosną, to nie oczekujmy od zarządzających, że nas uratują przed stratami. Kiedy RPP zaczęła podnosić stopy procentowe pod koniec 2021 roku, podczas kiedy inflacja była już wtedy bardzo wysoka, fundusze obligacji skarbowych przyniosły w kolejnym roku do 20% strat. To trudno zrozumieć. Jak to? Powierzyłem pieniądze funduszom mającym obligacje, najpewniejsze instrumenty, jakie w istnieją, a one straciły 20%? Straciły z powodu ryzyka stopy procentowej i wahań cen obligacji o stałym oprocentowaniu.

Co zrobić w sytuacji, kiedy spodziewamy się, że stopy procentowe będą spadać, ale inflacja może w tym samym czasie rosnąć? Tak było na przykład w 2024 roku. Inflacja przed wakacjami spadła prawie do celu inflacyjnego, ok. 2,5% przez kilka miesięcy, a potem na przełomie lat 2024–2025 ponownie wzrosła. W wakacje 2025 roku mieliśmy spadek inflacji do 2,8%, ale do końca roku inflacja ma wzrosnąć. 

To trudny kawałek chleba: przewidywać te trendy inflacyjne, zwłaszcza w momentach przełomowych. Pamiętajmy, że dwucyfrowej inflacji w Polsce też nikt nie przewidział. Co można zrobić? Po pierwsze można sobie podzielić portfel na dwie części. Jedną przeznaczyć na coś opartego na wskaźniku WIBOR czy na stopie referencyjnej, a część portfela mieć opartą na wskaźniku inflacji. Ja wdrożyłem takie działanie, że kupowałem obligacje indeksowane inflacją co miesiąc. Po to, żeby uśrednić oprocentowanie. Część portfela oparta na wskaźniku WIBOR to mogą być przede wszystkim obligacje korporacyjne oraz roczne, dwuletnie obligacje oszczędnościowe Skarbu Państwa.

Obligacje to relatywnie bezpieczne narzędzia do inwestowania. Nie osiągają takich stóp zwrotu jak akcje (a przynajmniej nie zdarza się to często). Jaki jest satysfakcjonujący wynik portfela obligacji? 5% czy może raczej 8-9% w skali roku?

Trzeba patrzeć na wynik swojego portfela, nawet tego obligacyjnego, nie w wartości nominalnej, ale w porównaniu do oprocentowania depozytów bankowych. Bank dzisiaj mi płaci, powiedzmy, 1,5%. Obligacja oszczędnościowa roczna płaci 4,75%. I co się stanie, jeżeli dojdzie do kolejnych obniżek stóp procentowych? Oprocentowanie moich obligacji, tych oszczędnościowych, pewnie też spadnie, ale oprocentowanie depozytów bankowych też. I różnica pozostanie na mniej więcej stałym poziomie. Więc de facto ja nie tracę na tym, że RPP obniża stopy procentowe.

Jest coś bezpieczniejszego na rynku niż obligacje Skarbu Państwa?

Tak, wchodzą na rynek detaliczny listy zastawne. To są instrumenty dłużne podwójnego zabezpieczenia. Są zabezpieczone na portfelu pracujących kredytów hipotecznych. A kredyty hipoteczne są z kolei zabezpieczone na nieruchomościach. W związku z tym mówi się o podwójnym zabezpieczeniu.

Ale przecież mieliśmy wielki kryzys finansowy, który wyrósł z obligacji zabezpieczonych na kredytach hipotecznych w Stanach Zjednoczonych.

Trzeba pamiętać, że amerykańskie banki i nie tylko banki udzielały tych kredytów na prawo i lewo. Nawet osobom, które nie miały zdolności kredytowej, licząc na to, że przecież wzrost wartości nieruchomości będzie wystarczającym zabezpieczeniem. Nawet jeśli ktoś przestanie obsługiwać kredyt, to sprzedamy jego nieruchomość i zarobimy. To była taka sytuacja, która doprowadziła najpierw do hossy na rynku nieruchomości, a potem do pęknięcia bańki. Oczywiście rynek pamięta takie wydarzenia i regulatorzy też o nich pamiętają.

Listy zastawne to jest taki papier, który musi mieć odpowiednią zawartość kredytów. One nie mogą stanowić 100% LTV (LTV to Loan-To-Value – wskaźnik ryzyka finansowego stosowany przez banki reprezentujący stosunek kwoty pożyczki do wartości finansowanego aktywa, w tym przypadku wartości nieruchomości). A bank, który będzie jako pierwszy emitował te papiery, ma 30% LTV i szkodowość portfela kredytów hipotecznych na minimalnym poziomie. Warto o tym papierze dodać, że agencje ratingowe oceniają ich ryzyko na kilka oczek powyżej obligacji skarbowych. Czyli de facto są uznawane za bezpieczniejsze nawet na krajowym rynku niż obligacje skarbowe.

Dlaczego? Teoretycznie można sobie wyobrazić sytuację, w której Skarb Państwa mówi: nie mamy pieniędzy, nie mamy jak płacić odsetek, restrukturyzujemy dług, część umarzamy. W przypadku listów zastawnych takie zagrożenie nie istnieje lub jest minimalne. Nie wiem, co by się musiało wydarzyć, żeby wszystkie te nieruchomości, które są zabezpieczeniem tych listów zastawnych, przepadły.

Zainteresowanie listami zastawnymi będzie po części strony przedsiębiorstw. Jeżeli dzisiaj, powiedzmy, prowadzę przedsiębiorstwo, które ma 10 mln zł gotówki, to nie mam jej gdzie zdeponować. Banki płacą firmom zero procent. A list zastawny jest najbezpieczniejszym instrumentem. Jeżeli będzie o zmiennym oprocentowaniu, czyli będzie wolny od ryzyka stopy procentowej, będzie wolny praktycznie od ryzyka kredytowego i zapłaci mi te 5% rocznie, to to jest dużo więcej niż zero na lokacie bankowej, którą mają do dyspozycji przedsiębiorcy.

Jak wykorzystać listy zastawne do ułożenia bezpiecznej części portfela inwestycji?

Można sobie ułożyć bezpieczną strukturę portfela, komponując go np. z obligacji indeksowanych inflacją (trochę nie zważając na to, że w tej chwili inflacja spada), z obligacji o zmiennym oprocentowaniu (uzależnionym od stawki WIBOR lub od stopy NBP) i z listów zastawnych właśnie.

A jeśli dla kogoś to mało?

Są na rynku obligacje korporacyjne. W przypadku największych, najbardziej wiarygodnych firm do wzięcia jest oprocentowanie na poziomie WIBOR plus 2–2,7%. Jeśli, jako inwestor, rozumiem ryzyko kredytowe, które się z tym wiąże i wolę zarabiać nie 5% tylko 8%, to nie ma przeszkód. Na rynku obligacji korporacyjnych można zarabiać nawet 9–10% rocznie, choć z wyższym ryzykiem niewypłacalności emitenta.

A twój własny portfel, czy jest złożony głównie z obligacji, czy jednak doceniasz też inne aktywa?

Był czas, w którym większość moich pieniędzy to były obligacje korporacyjne i skarbowe. Od jakiegoś czasu, niezbyt długiego, już na pewno po pandemii, zwiększyłem udział akcji i metali szlachetnych. Wydaje mi się, że dobrą metodą jest ta opisana przez Benjamina Grahama, czyli mentora Warrena Buffetta, który zalecał inwestorom mniej doświadczonym, pasywnym, żeby obligacje to było minimum 25%, a najlepiej 50% portfela, a drugie 50% w akcjach lub funduszach indeksowych.

Udało Ci się pokonać inflację, jeśli chodzi o cały portfel, w ciągu ostatnich kilku lat, kiedy była największym polem ryzyka?

Nie liczyłem tego dokładnie, ale mogę powiedzieć, że obligacjami udawało mi się manewrować i żonglować bardzo zręcznie. Byłem w gronie tych inwestorów, którzy kupowali obligacje indeksowane inflacją, te najbardziej opłacalne w tym czasie. Chyba nigdy nie miałem w portfelu obligacji o stałym oprocentowaniu. Zawsze się bałem ryzyka stopy procentowej. Udawało mi się zarobić na globalnym rynku, wykorzystując kontrakty na obligacje niemieckie i amerykańskie.

Generalnie nie narzekam. Wyszedłem na tym całkiem przyzwoicie. Akcji jeszcze wtedy nie miałem dużo. Moim benchmarkiem nie była inflacja, tylko stopa zwrotu wolna od ryzyka. Porównuję zawsze swój wynik do tego, co bym miał, gdybym niewiele robił. Czyli co mógłbym mieć w banku, na lokacie albo kiedy kupuję obligacje korporacyjne bardzo bezpiecznych emitentów, gdzie ryzyko nie jest specjalnie wysokie.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

———————————-

DŁUŻSZA WERSJA ROZMOWY W WERSJI WIDEO:

———————————-

CZYTAJ WIĘCEJ O OBLIGACJACH:

rentowność japońskich obligacji

zamieszanie na rynku długoterminowych obligacji

———————————-

CZYTAJ WIĘCEJ PORAD FINANSOWYCH:

nadpłacanie kredytu

trzy sposoby bankowców na wysoki procent

dziedziczenie obligacji zmiana zasad pobierania opłaty

———————————-

CZYTAJ TEŻ INNE NASZE HITOWE TEKSTY:

konto za granicą w brytyjskim banku

pierścienie płatnicze

czy kredyty hipoteczne bankom się nie opłacają

to nie było rażące niedbalstwo

———————————-

SPRAWDŹ KTÓRY BANK NAJWIĘCEJ PŁACI:

Zastanawiasz się, co zrobić z pieniędzmi? W którym banku jest najwyższe oprocentowanie pieniędzy na długo, a w którym na krótko? Który najlepiej zapłaci za nowe środki, a który „w standardzie”? Sprawdź „Okazjomat Samcikowy” – to aktualizowane na bieżąco rankingi lokat, kont oszczędnościowych, a także kont osobistych, rachunków firmowych i kart kredytowych. Wszystkie tabele znajdziesz w zakładce „Rankingi” w „Subiektywnie o Finansach”.

——————————-

POSŁUCHAJ „FINANSOWYCH SENSACJI TYGODNIA”:

W każdą środę publikujemy kolejny odcinek podcastu „Finansowe Sensacje Tygodnia”, w którym opowiadamy o sprawach wokół Waszych portfeli, które nas poruszyły, wkurzyły albo zmierzwiły. Albo rozmawiamy z ekspertami o ważnych sprawach dla naszych portfeli. Podcast do słuchania na Spofity, w Apple Podcast, Google Podcast i na kilku innych platformach z podcastami. A ostatnio w „Finansowych Sensacjach Tygodnia” było o…

———————————-

ZOBACZ EXPRESS FINANSOWY I ROZMOWY O PIENIĄDZACH:

„Subiektywnie o Finansach” jest też na Youtubie. Raz w tygodniu duża rozmowa, a poza tym komentarze i wideofelietony poświęcone Twoim pieniądzom oraz poradniki i zapisy edukacyjnych webinarów. Koniecznie subskrybuj kanał „Subiektywnie o Finansach” na platformie Youtube

Źródło zdjęcia: Adrian Jagosz

Subscribe
Powiadom o
25 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
RAFAL
1 dzień temu

Trochę dziwne ,ze taki ekspert a nie skorzystał na oczekiwaniach co do spadku stóp proc w Polsce i zgarnięcia ok 50 proc od 10.2022 przez ok 2 lata . Nie wspomina o zagranicznych . Np rumuńskie ok 6 proc w euro . Korpo np barcleys ok 9 proc w USD . To tylko przykłady a nie rekomendacje .

Grzegorz
20 godzin temu
Reply to  RAFAL

Wszyscy eksperci ekonomiczni, to głównie „historycy”. A nawet co do przeszłości nie mogą się dogadać i wyciągnąć wspólnych wniosków. A co tu dopiero mówić o prognozowaniu.

„Forecasters reported 53% confidence in the accuracy of their forecasts, but were correct only 23% of the time, the researchers found.” (Berkely, 2024)

Większość rad polega na ograniczaniu strat tudzież trzymaniu się blisko powierzchni. A gdy mówimy o papierach wartościowych – rzucanie kostką będzie tańsze od usług profesjonalisty 🙂

Admin
16 godzin temu
Reply to  Grzegorz

Główny problem polega na tym, że rzeczy, które się dzieją, nie mają precedensu, więc odnosić się do historii trochę nie ma sensu 😉

Krzyżak
13 godzin temu
Reply to  RAFAL

Obligi Barclaysa u jakiego brokera do nabycia? W Degiro nie widzę niestety.

RAFAL
9 godzin temu
Reply to  Krzyżak

W Saxo np.

Jacus
1 dzień temu

Dla mnie obligacje korporacyjne to śliski temat. Nie znam na tym za bardzo, ale kolarze tylko reklamy sprzedających je deweloperów. Jak lekko przydusiło branże to nagle pojawiły się oferty jak grzyby po deszczu. Rozumiem że oni kredytów nie mogą dostać? Poza tym tam były oprocentowania rzędu 12% z tego co pamiętam. Ja nie wiem jakie marże mają w planie wykręcać, ale to mi się nie spina tak na pierwszy rzut oka. Chyba że ktoś ma czas by cały czas być na bieżąco z raportami za te kilka procent więcej.

Admin
17 godzin temu
Reply to  Jacus

Obligacje korporacyjne są dobre, ale przy odpowiednich parametrach (oprocentowanie nie więcej niż WIBOR plus 3-3,5%)

Derko
16 godzin temu
Reply to  Jacus

Masz obligacje korporacyjne renomowanych firm windykacyjnych: Kruk, Best. Albo przemysł: PCC Rokita i PCC Exol – ciężka chemia, nowoczesne, rozbudowujące się zakłady. Coś wiem o nich. Dywersyfikujesz, wpłacasz jakąś część pln-ów. Wejdź na „Obligacje.pl”. Teraz idzie około 2,5% ponad Wibor.

Admin
16 godzin temu
Reply to  Derko

Tak, to są bardzo dobre pomysły na ulokowanie pieniędzy, relacja ryzyko-zysk na dobrym poziomie

Derko
20 godzin temu

Pan Maciej, naczelny portalu, obiecał, że w przypadku problemów z polskim długiem, będzie informował, ostrzegał i rekomendował. Problem z długiem narasta, a tytuł: „Minister finansów Andrzej Domański przyznaje, że nie wie jak zapanować nad długiem” – brzmi mrożąco. Złoto rośnie, dług rośnie, za oknem plucha, jak żyć??

Admin
16 godzin temu
Reply to  Derko

Będę ostrzegał. Na razie mam w obligacjach skarbowych kilkanaście procent aktywów

Derko
16 godzin temu
Reply to  Maciej Samcik

Jest jeszcze jeden aspekt. Współpraca NBP z wrogim rządem i ewentualny dodruk albo jakieś sztuczki dla ratowani finansów. Oczywiście finalnie podnoszące inflację. W trakcie rządów Matiego była współpraca, „luzowanie”, itd. W krótce w razie kłopotów Glapa może powiedzieć: Domański, radź sobie sam…nic wam nie dodrukuję! Chyba, że zagranica będzie kupować nasz dług, czyli statek będzie dryfował dalej….

Admin
16 godzin temu
Reply to  Derko

Tak, to jest pewne ryzyko

Piotr
15 godzin temu
Reply to  Maciej Samcik

Ciekawe kto będzie wybierał (skutecznie) nowego prezesa NBP. Obecny czy nowy rząd. Obstawiam że zostanie nim Glapinski bis, który zrobi wszystko aby pomóc nowemu rządowi PiS

Admin
10 godzin temu
Reply to  Piotr

Ciekawe czy może być trzecia kadencja dla tego samego człowieka

Marek
18 godzin temu

Ja bym radził inwestować poza systemem (Bitcoin, złoto, srebro), a nie pakować się w system finansowy który umiera na naszych oczach. Widać to doskonale po kursie złota, które zapewne w tym tygodniu przekroczy magiczne 4k za uncję. Drastyczny wzrost metali szlachetnych wynika w głównej mierze ze spadku zaufania do dolara i całego systemu. Hasło 'cash is trash’ które powstało podczas pandemii wraca ze zdwojoną siłą… Inflacja znowu zapuka do drzw i wtedy standardowe obligacje nas nie uchronią przed spadkiem wartości.

Admin
16 godzin temu
Reply to  Marek

Zgoda, na inflację trzeba uważać, ale taki scenariusz jest w grze już od 20 lat. I może być jeszcze przez jakiś czas. Umiarkowana inflacja pozwoli nie spłacać długów, ale utrzymywać ich poziom do PKB tak, żeby nie straszyć rynków. Wtedy akcje będą coraz droższe i złoto też, co się rzadko zdarza i generalnie poprzedza katastrofę, ale może nie tym razem

Ppp
17 godzin temu

Przewidzieć inflacji niby się nie da, ale z drugiej strony od 1989 do dzisiaj minęło 36 lat, a tylko przez DWA z nich mieliśmy minimalną deflację, a kolejne dwa – inflację poniżej 1%. W sumie 4 z 36 lat, czyli 11.11% i wątpliwe, by takowych było więcej w kolejnych latach. Zatem „ryzyko niskiej inflacji” należy uznać za minimalne, a krótkoterminowo wręcz żadne. Może w jakimś miesiącu puknie w 2%, ale potem odskoczy w górę.
Pozdrawiam.

Admin
17 godzin temu
Reply to  Ppp

Deflacja zwykle wiąże się z recesją. A recesji przeciwdziała dodruk pieniądza

Derko
16 godzin temu

Mnie ciekawi co będzie ze strefą Euro….Francja bankrutuje, Niemcy cienko, inne kraje różnie, zadłużenie spore. Lokując kasę w Euro, na wypadek kryzysu w Polsce, liczy się, że złotówka osłabnie wobec Euro. A jeśli Euro przejdzie kryzys? Może ulokować kasę w walucie pozaeuropejskiej, wyłączając dolara, wobec której złotówka się umacniała ostatnio.? Np. Juan??

Admin
16 godzin temu
Reply to  Derko

Juan jest z kolei centralnie sterowany. Jest wart tyle, ile partia chce… Odkrył Pan tajemnicę wysokiej wyceny złota ;-). Dolar niepewny, euro niepewne, juan centralnie sterowany… Zostają frank i jen z oprocentowaniem zero. Albo złoto, też z oprocentowaniem zero 😉

AdamM
14 godzin temu
Reply to  Maciej Samcik

Ja niestety nie do końca rozumiem roli jaką pełnią rezerwy walutowe (nie wiem po co to jest tak naprawdę), ale jeśli Chiny kupują aż tyle złota, to moim skromnym zdaniem szykują się do konfliktu i chcą sobie zbudować odporność na sankcje. Tak tylko gdybam.

Admin
10 godzin temu
Reply to  AdamM

Tak, albo chcą zniszczyć dolara co będzie możliwe tylko wtedy, gdy będą mieli więcej złota, niż dolarowych obligacji.

Bartek
14 godzin temu

Dzień dobry,
czy ulokowanie w obecnej sytuacji ok. 80% oszczędności w edo/rod, to dobry pomysł? Póki inflacja jeszcze pod kontrolą, a wiadomo, że dla ww wymienionych papierów najważniejszy i kluczowy jest pierwszy rok. Dziękuję bardzo za materiał i pozdrawiam serdecznie autora oraz wszystkich czytelników.

Admin
10 godzin temu
Reply to  Bartek

Nie wiem czy warto, to zależy od indywidualnych preferencji. U mnie ta część portfela (w sumie ok. 15% wszystkich pieniędzy) jest podzielona tak, że 45% w TOS, 45% w EDO/ROD i 10% w pozostałe. Pozdrowienia dla Pana, Panie Bartku!

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu