Obligacje korporacyjne nie należą do najbezpieczniejszych instrumentów inwestycyjnych. Ale to nie znaczy, że trzeba się ich bać. Ryzyka trzeba zidentyfikować, a potem znaleźć sposób, by nimi odpowiednio zarządzić. Oto trzy główne kwestie, które trzeba brać pod uwagę, inwestując w dług przedsiębiorstw
Niepewność jest wtedy, gdy nie wiadomo, co się wydarzy. Ryzyko jest wtedy, gdy wiemy, co się może wydarzyć, i jesteśmy w stanie oszacować, jakie jest tego prawdopodobieństwo. A kiedy możemy przewidzieć (lub założyć), co złego może się stać – możemy wtedy podjąć odpowiednie kroki, by przed tym negatywnym rozwojem wypadków się zabezpieczyć.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Co należy brać pod uwagę przy inwestowaniu w obligacje korporacyjne? Czynników ryzyka jest wiele, ale najważniejsze są trzy główne, to znaczy: ryzyko informacyjne, ryzyko kredytowe i ryzyko płynnościowe. Jak im przeciwdziałać?
Ryzyko informacyjne, czyli obligacje korporacyjne bez białych plam
Na samym początku trzeba zadbać o to, by jak największą część niepewności przerobić na ryzyko. A żeby tego dokonać, konieczne jest zebranie możliwie szerokiego zasobu informacji na temat obligacji korporacyjnych, w które chcemy zainwestować.
Jakie są źródła takiej wiedzy? To oczywiście zależy od emitenta, czyli spółki, której obligacje chcemy kupić. Z największymi spółkami, zwłaszcza tymi z udziałem Skarbu Państwa – jest najłatwiej. Zazwyczaj stać je, by wykupić ocenę wiarygodności kredytowej (czyli rating) w jednej z największych agencji, czyli S&P Global Ratings, Moody’s i Fitch.
Firmy takie jak PKN Orlen, PGE, Enea, ale też całkiem prywatne Synthos, Cyfrowy Polsat czy GTC – mają regularnie mierzone ryzyko zdolności do regulowania zobowiązań, które podsumowane jest zwykle odpowiednią oceną (od AAA – czyli najbezpieczniejszych, do D – czyli w upadłości).
Rating jest absolutnie podstawową miarą – jeśli emitent jest objęty analizą przez jedną z agencji, możemy w miarę spokojnie uznać, że nie jest to firma, która wypadła sroce spod ogona. Czy agencjom zdarzają się wpadki? Ależ oczywiście. Najsłynniejszym przypadkiem ostatnich lat jest choćby Getback, który jeszcze na kilka dni przed ogłoszeniem niewypłacalności miał ocenę B. Choć pozornie brzmi pozytywnie, to jej opis brzmi: wysoko spekulacyjna.
Informacji – i opinii – warto też szukać w raportach analitycznych, czyli tak zwanych rekomendacjach. Wydają je biura maklerskie dla swoich klientów, a często po jakimś czasie trafiają do mediów i publicznego obiegu. Inwestycje w akcje rządzą się nieco innymi prawami niż w obligacje korporacyjne: częściej akcje kupuje się z myślą o odsprzedaży, zaś obligacje raczej z nastawieniem na długoterminowe trzymanie i pobieranie odsetek.
Nie zmienia to faktu, że nawet rekomendacje dotyczące akcji zawierają zwykle dogłębną analizę kondycji finansowej firmy. Rzadsze na rynku analizy dotyczące ściśle obligacji korporacyjnych można znaleźć na przykład na stronie biura maklerskiego Michael/Ström. To dość nietypowy przypadek, by takie materiały były dostępne dla wszystkich odbiorców i to za darmo.
Niezależnie od tego, czy podmioty zewnętrzne „pokrywają” swoimi analizami spółkę, której obligacje korporacyjne chcemy kupić, zawsze należy przeglądać raporty samego emitenta – raporty kwartalne i roczne czy oficjalne komunikaty. I choć często dane w nich zawarte mogą wydawać się z początku trudne w odbiorze, uwierzcie mi – im więcej ich przejrzycie, tym bardziej przejrzyste się będą stawać.
Ryzyko kredytowe, czyli „ile trzeba mieć, żeby ryzykować, że się straci?”
Inwestując w akcje, bierzemy pod uwagę, czy spółka będzie poprawiała zyski, czy wypłaci dywidendę, czy zainwestuje w sposób, który zwiększy wartość przedsiębiorstwa i czy akcje będą warte za rok więcej niż dzisiaj. Kupując obligacje korporacyjne, przejmujemy się głównie tym, czy do dnia zapadalności emitent znajdzie wystarczająco dużo gotówki, by regulować zobowiązania.
Ryzyko kredytowe to nic innego jak ryzyko upadłości. Jak się przed nim zabezpieczyć? Trzeba zacząć od analizy najważniejszych wskaźników płynności i zadłużenia – i tutaj znowu warto sięgać po raporty analityków, ale emitenci też często zamieszczają te informacje w swoich dokumentach.
Jakie to wskaźniki? Te podstawowe to na przykład dług netto do kapitałów własnych czy zobowiązania do aktywów. Oba wskazują generalnie, jak dużo spółka ma do spłacenia względem posiadanych zasobów. I w obu przypadkach – im niższa wartość wskaźnika, tym lepiej.
Czy da się określić, kiedy jest nisko, a kiedy wysoko? Niestety nie ma na to jednego wzoru. Bardzo często benchmark zależy od branży. W kapitałochłonnych branżach wskaźniki zadłużenia są wyższe niż w tych prowadzonych na mniejszej dźwigni. Ale nawet w ramach sektorów poszczególne segmenty rynku mogą się różnić. Na przykład deweloperzy mieszkaniowi mają niższe wskaźniki zadłużenia niż deweloperzy komercyjni. To wynika ze specyfiki prowadzonej działalności.
Poziomy bezpieczne i niebezpieczne dla każdego emitenta można też sprawdzić, porównując je do kowenantów. Czym są kowenanty? To określone warunki, które spółka wpisuje do dokumentów związanych z emisją obligacji. Emitent obiecuje, że utrzyma pewne wskaźniki finansowe na odpowiednim poziomie, bo w przypadku ich naruszenia wierzyciele mają prawo domagać się spłaty całości długu.
Na przykład odzieżowa grupa CCC podaje w swoim raporcie rocznym następujące kowenanty: nakłady inwestycyjne nie wyższe niż 255,0 mln zł oraz wskaźnik zadłużenia finansowego netto do EBITDA Grupy Kapitałowej Modivo (spółka zależna CCC) na poziomie nie wyższym niż 3,5.
Zazwyczaj spółki podają też, jak daleko im do ewentualnego naruszenia tych poziomów ryzyka – a w przypadku ich naruszenia (lub znacznego ryzyka takiego zdarzenia) – komunikują to dodatkowo.
Osobną kwestią jest analiza ryzyka tego, co się stanie, gdy spółka ogłosi niewypłacalność. Upadłość wcale nie musi oznaczać, że nasze obligacje korporacyjne są warte zero. Bardzo często jest tak, że w ramach układu wydłuża się okres spłaty długów, dzięki czemu później, ale dostajemy większość, a czasami nawet całość naszych pieniędzy.
Dlatego ważne jest, czy obligacje korporacyjne, w które chcemy zainwestować (albo już zainwestowaliśmy), są zabezpieczone. A jeśli tak – to na czym. Bo sami musicie przyznać, że czym innym jest hipoteka, a czym innym zabezpieczenie na znaku towarowym należącym do firmy. Wartość nieruchomości raczej nie spadnie drastycznie w razie bankructwa firmy, ale na jego logo już może niekoniecznie być wielu chętnych.
Obligacje mogą być też podporządkowane – o czym przekonali się w ostatnich latach wierzyciele Idea Banku i GNB. Ten rodzaj długu – na co sama nazwa wskazuje – ustępuje pierwszeństwa (starszeństwa) innym zobowiązaniom. A więc posiadacze obligacji podporządkowanych stają na końcu kolejki w razie ewentualnego bankructwa.
Przeczytaj też: Banki centralne poszły o krok za daleko? Jak inwestować w obligacje w czasie wysokiej inflacji i podwyżek stóp? Cztery porady od eksperta
Ryzyko płynności, czyli wiarygodność wyceny i dostęp do wyjścia ewakuacyjnego
Przypuszczam, że dla większości inwestorów, którzy czytają Subiektywnie o Finansach, obligacje korporacyjne mają być rodzajem lokaty kapitału. Czyli instrumentem, w którym można zaparkować oszczędności i odcinać kupony przez lata.
Trzeba mieć jednak plan B – nigdy nie wiadomo, kiedy i z jakiego powodu możemy potrzebować pieniędzy. Powinniśmy więc przeanalizować, czy kupione obligacje korporacyjne da się sprzedać. I to jest właśnie ryzyko płynności. Nawet najbezpieczniejszy i najwyżej oprocentowany walor jest dla nas niewiele warty, gdy potrzebujemy gotówki.
Druga sprawa jest taka, że jeśli płynność na jakimś instrumencie jest niska – czyli kiedy transakcji jest mało – wówczas jego rynkowa wycena nie jest wiarygodna. Tutaj także warto przywołać przykład Getbacku – ponieważ na rynku nie było za wielu transakcji jego długiem, a wiele serii nie zostało zdematerializowanych (czyli nadal były w formie dokumentu), fundusze mogły przypisywać im wycenę wynikającą z modeli – a gdy okazało się, że spółka upada, z dnia na dzień musiały spisać wartość do zera.
Jak sobie radzić z ryzykiem płynności? Można sprawdzić liczbę i wartość transakcji na stronie Catalyst, czyli obligacyjnego rynku zarządzanego przez GPW. Dostępne są też dane z BondSpot, czyli pozagiełdowy (i dużo bardziej aktywny) pozagiełdowy rynek długu.
Można jednak przyjąć kilka przybliżeń, które pozwalają zidentyfikować te papiery, które będą się cieszyć wyższą płynnością. Raczej będą to te większe emisje niż te mniejsze; raczej te publiczne (czyli do ponad 149 inwestorów) niż te prywatne; raczej te, które mają pokrycie w raportach analityków; raczej te, które emitują spółki już notowane na GPW.
Nie są to oczywiście niezachwiane prawa ekonomii, a raczej wskazówki. Czasami oferta dużej spółki trafia do portfeli kilku większych graczy, którzy – jeśli dokonują transakcji – to w kwotach, które wykraczają poza skalę dostępną dla indywidualnego inwestora.
Jak kupować obligacje korporacyjne? Ze świadomością ryzyka
Czy obligacje korporacyjne są instrumentem dla każdego? Z pewnością nie. Warto decyzję o ich kupowaniu lub ich niekupowaniu podejmować świadomie. A żeby to zrobić trzeba zdawać sobie sprawę z ryzyka, które się z nimi wiąże.
Dla jednych ocena ryzyka może doprowadzić do decyzji, że to nie są instrumenty dla nich – można przecież mieć ekspozycję na ten rynek poprzez fundusze inwestycyjne, które większość pracy związanej ze zbieraniem informacji, oceną wiarygodności kredytowej i płynnością za nas wykonują. A do tego dokładają szeroką dywersyfikację portfela i dostęp do obligacji, których indywidualni inwestorzy często nie mają okazji.
Inni mogą jednak uznać, że wcale nie taki diabeł straszny. I że da się wybrać kilku emitentów, o których da się zebrać wystarczająco dużo informacji, by uznać ryzyko ich bankructwa za wystarczająco niskie. I świadomie zaakceptować mniej bezpieczną inwestycję w zamian za wyższą oczekiwaną stopę zwrotu.
Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej na temat budowania antyinflacyjnego portfela obligacji korporacyjnych, to zachęcam to obejrzenia tego webinarium.
Podcast: Czy pożyczanie pieniędzy dużym firmom może ochronić oszczędności przed inflacją?
W tym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” skupiamy się na tym, jak ochronić pieniądze przed inflacją. Wśród długoterminowych inwestycji, które na to pozwalają, są akcje spółek dywidendowych, obligacje skarbowe, obligacje emitowane przez przedsiębiorstwa, nieruchomości, metale szlachetne… Dziś przyglądamy się obligacjom korporacyjnym. Ile można zarobić? Dlaczego takie obligacje mogą być ochroną przed inflacją? Jakie jest ryzyko? Ile trzeba mieć pieniędzy, żeby zainwestować? W odpowiedzi na te pytania pomaga nam Szymon Gil z Domu Maklerskiego Michael / Ström, największego niebankowego domu maklerskiego (i czwartego na rynku w ogóle), który oferuje obligacje korporacyjne zarówno na rynku pierwotnym, jak i wtórnym. Zapraszam do posłuchania podcastu pod tym linkiem.
——————–
Artykuł powstał w ramach cyklu edukacyjnego poświęconego obligacjom korporacyjnym realizowanego wspólnie przez „Subiektywnie o Finansach” oraz Michael / Ström Dom Maklerski, lidera na rynku obligacji korporacyjnych wśród niebankowych domów maklerskich. M/S Dom Maklerski od 2015 r. oferuje profesjonalne usługi bankowości inwestycyjnej dla firm i unikalne produkty inwestycyjne dla osób indywidualnych. Ponad 2000 klientów prywatnych i firm zainwestowało z M/S Dom Maklerski ponad 3,5 mld zł.
Źródło zdjęcia: janilson furtado/Unsplash