Inflacja w USA zaczyna spadać. Stopy procentowe wciąż rosną, ale (jeszcze) nie „zabijają”. Czy nadszedł czas inwestowania w fundusze i ETF-y, które mają w portfelach obligacje amerykańskich firm? Jak Polak może inwestować w obligacje emitowane przez McDonald’sa czy Coca-colę?
Obligacje korporacyjne są ciekawą opcją inwestycyjną pod jednym – jakże ważnym – warunkiem: że gospodarka kraju, w którym inwestujemy, nie znajdzie się w głębokiej i długiej recesji albo stagflacji (bo wtedy wiele firm nie wykupi obligacji i na tym rynku może nastąpić krach). Oprocentowanie obligacji korporacyjnych jest zwykle wyższe od oprocentowania obligacji sprzedawanych przez rząd, a w trudnych czasach spread (czyli rozrzut rentowności) między oprocentowaniem jednych i drugich jeszcze dodatkowo rośnie.
- Pięć lat PPK. Ile zarobili ci, którzy na początku zaryzykowali? Gdzie (dzięki PPK i nie tylko) jesteśmy na drodze do dodatkowej emerytury? Słodko-gorzko [WYCISKANIE EMERYTURY BY UNIQA TFI]
- Ile złota w portfelu w obecnych czasach? Jaki udział powinien mieć żółty kruszec w naszych inwestycjach? Są nowe wyliczenia analityków [STAĆ CIĘ NA ZŁOTO BY GOLDSAVER]
- Zdjęcia w smartfonie: coraz częściej pierwszy krok do… zakupów. Czy pożyczki „na fotkę” będą hitem sezonu zakupowego? Bać się czy cieszyć? [BANKOWOŚĆ PRZYSZŁOŚCI BY VELOBANK]
Inwestorzy lokujący w obligacje korporacyjne w trudniejszych czasach – gdy rośnie spread między obligacjami rządowymi i korporacyjnymi – zawsze muszą rozważać dwa scenariusze: albo firmy będą w stanie zwiększać przychody i płacić wyższe oprocentowanie za zaciągnięty dług, albo nie. Gdy nie ma w kraju recesji – zwykle rośnie szansa na pozytywny scenariusz. Jeśli to założenie jest spełnione – idealnym momentem na inwestowanie w takie obligacje jest chwila, gdy stopy procentowe osiągają apogeum. Ich spadek oznacza, że wyemitowane wcześniej obligacje o stałym (wysokim) oprocentowaniu stają się bardzo cenne.
Czy amerykańskie obligacje korporacyjne jako pierwsze dadzą zarobić?
Czas zadać sobie pytanie: w którym obszarze geograficznym jest szansa na wypełnienie obu tych założeń – czyli uniknięcia recesji przy wysokim oprocentowaniu obligacji oraz widokach na spadek stóp procentowych? Niestety, nie jest nim Polska. Tu ani końca podwyżek stóp, ani spadku inflacji, ani pewności, że unikniemy „twardego lądowania” nie ma. Ale niektórzy analitycy zwracają wzrok ku rynkowi amerykańskiemu, który – jak się wydaje – walkę z inflacją znosi na razie relatywnie dobrze.
Po ostatnich wypowiedziach szefa amerykańskiego banku centralnego inwestorzy oczekują wzrostu stóp procentowych do 4,5%, a prawdopodobieństwo, że amerykańskiej gospodarce uda się uniknąć twardego lądowania jest 50:50. W dalszym ciągu jednak wydaje się, że jeśli jakiś obszar świata może go uniknąć – to będą to Stany Zjednoczone. Świadczą o tym ostatnie dane makroekonomiczne, a przede wszystkim – nieoczekiwanie duży spadek inflacji do 7,7%.
Wzrost cen wciąż jest wysoki, ale scenariusz, w którym amerykański bank centralny zbliża się do końca cyklu podwyżek stóp procentowych, jest coraz bardziej możliwy. Jeśli tylko taki scenariusz pojawi się na horyzoncie – a może to być kwestia tygodni lub miesięcy – nadejdzie czas inwestowania w fundusze amerykańskich obligacji.
Pewnie tych rządowych też, ale przede wszystkim – korporacyjnych. To wielki, płynny rynek, oferujący wyższe potencjalne zyski niż rynek obligacji skarbowych. Choć emitenci to prywatne firmy, to na rynku amerykańskim są to często tak potężne korporacje, że ich wiarygodność jest większa niż wiarygodność niejednego rządu. Choć oczywiście trzeba zaakceptować większe ryzyko wahliwości i strat wynikających z tego, że niektóre firmy nie będą w stanie spłacić długów (w przypadku państw zdarza się to rzadziej). Jakie zalety ma lokowanie kapitału w amerykańskie obligacje?
>>> Inwestujemy w twardej walucie, czyli w amerykańskim dolarze, co nas zabezpiecza w jakiejś części przed eskalacją wojny i dalszym osłabieniem polskiego złotego. Jakkolwiek ponosimy ryzyko walutowe (gdyby dolar się osłabił, to zyski z inwestycji w obligacje zostaną „zjedzone” przez różnice kursowe), to jednak w obecnej sytuacji wydaje się, że złoty nie będzie miał zbyt wysokich notowań w świecie inwestycyjnym (Polska bardzo szybko zwiększa zadłużenie, walczy z bardzo wysoką inflacją, nie otrzymuje pieniędzy z Unii Europejskiej, a budżet państwa jest coraz bardziej przeciążony transferami społecznymi);
>>> Inwestujemy w dług wyemitowany przez spółki amerykańskie, których sytuacja na rynku jest dużo lepsza niż spółek w Unii Europejskiej. Nie ma tam aż tak ostrego, jak w Europie, kryzysu energetycznego, zaś oczekiwania inflacyjne są niższe niż u nas. Niektóre spółki amerykańskie są dużymi beneficjentami wzrostu cen surowców, szczególnie ropy i gazu (choć oczywiście w Europie też by się takie znalazły, tyle że tutaj pewnie będą obciążone specjalnymi podatkami);
>>> Mamy dobre możliwości ograniczania ryzyka, bo istnieje wiele ETF-ów, które pozwalają inwestować w obligacje korporacyjne. Te ETF-y na amerykańskie obligacje korporacyjne są bardzo dobrze zdywersyfikowane, przeważnie zawierają ponad 1000 różnych emisji obligacji. To bez porównania lepsza dywersyfikacja niż ta, którą oferują np. polskie fundusze – one nie są w stanie osiągnąć takiego poziomu dywersyfikacji bez ponoszenia dodatkowych kosztów;
>>> Możemy dowolnie wybrać profil ryzyka naszej inwestycji i oczekiwanej stopy zwrotu, ETF-y oparte o high yield bonds (HYG), czyli bardziej ryzykowne obligacje, oferują obecnie rentowności na poziome 7-9%, licząc w dolarach, a ETF-y oparte o obligacje o ratingu inwestycyjnym (LQD) – 4.5-5%. To oczywiście stawki w dolarze, trzeba do nich dodać ewentualny zysk z osłabienia złotego (lub stratę z ewentualnego umocnienia naszej waluty wobec dolara);
>>> Możemy dowolnie wybrać sposób zarządzania odsetkami, które przysługują nam w związku z inwestycją w obligacje. Fundusze ETF na amerykańskie obligacje są dostępne na różnych platformach inwestycyjnych w podwójnych opcjach, w zależności od tego, czy chcemy, żeby odsetki były nam regularnie wypłacane (wtedy taki ETF jest oznaczony sygnaturą „Dist”) czy też reinwestowane („Acc”).
Czarny scenariusz dla amerykańskich obligacji: a jeśli wojna z inflacją się przedłuży?
Oczywiście, jest też ryzyko. Jeśli Ameryka nie wygra z inflacją, to będziemy mieli twarde lądowanie – kolejne podwyżki stóp procentowych i recesję wywołaną z jednej strony patologicznie silnym dolarem, a z drugiej – gigantycznymi kosztami finansowania działalności przez amerykańskie firmy. A z trzeciej – rosnącym bezrobociem i spadającą siłą nabywczą wynagrodzeń obywateli.
Ryzyko polega też na tym, że inwestycje dolarowe w czasie największej siły amerykańskiej waluty to większe prawdopodobieństwo, że to, co zarobimy na obligacjach, stracimy z nawiązką na różnicach kursowych. Słabe euro nie będzie trwało wiecznie, trendy na rynku walutowym prędzej czy później się zmieniają.
Funduszy ETF, które umożliwiają inwestowanie w amerykańskie obligacje, jest multum. Dla przykładu przytoczę tutaj najbardziej renomowane. W przypadku inwestycji w obligacje korporacyjne o najwyższym ratingu inwestycyjnym (czyli teoretycznie mniej ryzykowne i przynoszące niższy zysk) ciekawym pomysłem może być iShares USD Corporate Bond UCITS ETF (Acc).
Fundusz ten jest dostępny dla inwestorów europejskich. W ciągu ostatnich trzech lat przyniósł 3,5% straty po przeliczeniu na euro. Polski inwestor powinien dołożyć do tego jeszcze efekt osłabienia złotego do euro z 4,4 zł do 4,9 zł, czyli o ponad 10%, a więc byłby mimo wszystko na plusie. Wyniki funduszu w dolarach są tak złe, jak wszystkich innych funduszy obligacji w erze podwyżek stóp procentowych:
Natomiast dla inwestorów preferujących większe ryzyko strat i oczekujących wyższej stopy zwrotu być może bardziej godny obejrzenia byłby inny ETF, oparty o obligacje o ratingu spekulacyjnym: iShares USD High Yield Corporate Bond UCITS ETF USD (Acc). W tym przypadku mówimy o dużo wyższej oczekiwanej stopie zwrotu, ale i wyższym ryzyku upadłości firm-emitentów obligacji.
Inflacja i dolar dadzą odpowiedź
Odpowiedź na pytanie, czego można się spodziewać w przyszłości, jest mocno uzależniona od tego, jak będzie kształtować się inflacja w USA. Jeśli będzie spadać (ale bardzo powoli), to będzie to skutkować podwyższonym oprocentowaniem obligacji korporacyjnych, szczególnie tych o ratingu spekulacyjnym. Natomiast jeśli inflacja będzie spadać szybciej , to i tak jeszcze przez jakiś czas będziemy beneficjentami podwyższonych spreadów, czyli różnicy między oprocentowaniem obligacji o najwyższym ratingu i tych spekulacyjnych.
Wiele też zależy od notowań dolara. Jeśli amerykańska waluta będzie bardzo silna, to zacznie to w końcu szkodzić amerykańskiej gospodarce (eksport amerykańskich towarów będzie bardzo drogi). Niewykluczone, że to może skłonić amerykański bank centralny do tego, by z inflacją nie walczyć tak stanowczo, jak planował.
Wykres poniżej – rentowności rynkowe już wyemitowanych obligacji – pokazuje, że jesteśmy w pobliżu szczytu oprocentowania obligacji korporacyjnych „high yield” (9%), ale bywało już drożej. Są to wartości w dolarach, czyli niemal wyrównujące tamtejszą inflację.
Notowania rynkowe obligacji (a więc i notowania funduszy ETF) zwykle idą w górę w sytuacji, gdy stopy procentowe spadają albo jest takie oczekiwanie na rynku. Wówczas już wyemitowane obligacje (o wyższym oprocentowaniu) są wyceniane coraz wyżej i fundusze oraz ETF-y na tym zyskują. Wydaje się, że większa szansa na taką sytuację jest w USA niż w Polsce. No i chyba też większa jest szansa na silnego dolara niż na silnego złotego.
To argumenty, które mogą przemawiać za zainwestowaniem kawałka kapitału w amerykańskie obligacje korporacyjne, choć oczywiście – zgodnie z zasadą dywersyfikacji – warto obstawiać wiele scenariuszy i niejeden rynek. Zwłaszcza że nie można też wykluczyć, że pokonanie inflacji w USA nie będzie łatwe, podwyżki stóp potrwają dłużej, a recesja zacznie wykańczać najsłabsze firmy. Wtedy fundusze i ETF-y, które „wiszą” na rynku obligacji „high-yield”, będą musiały spisywać na straty niewykupione serie obligacji i zamiast marzeń o zysku pojawią się straty sięgające może nawet kilkunastu procent.
———————-
ZAPROSZENIA/REKLAMA:
>>> W amerykańskie obligacje korporacyjne możesz inwestować też poprzez fundusze inwestycyjne. Wśród polskich TFI taki fundusz ma m.in. TFI UNIQA. W ramach programu „Tanie oszczędzanie” można go kupić bez opłat dystrybucyjnych. Opłata za zarządzanie jest niestety wyższa niż w ETF-ach i wynosi – w ramach „Taniego oszczędzania” – 0,94% w skali roku (szczegóły tutaj). Żeby założyć konto „Tanie oszczędzanie” i kupić fundusz amerykańskich obligacji korporacyjnych – kliknij w ten link.
>>> W czasie wysokiej inflacji i rosnących stóp część pieniędzy trzymam w aktywach, z których dochód jest uzależniony od wskaźnika WIBOR. Należą do nich obligacje trzyletnie, o których pisałem tutaj, oraz obligacje emitowane przez firmy. Więcej o nich pisałem tutaj. Do inwestowania w polskie obligacje korporacyjne polecam Michael / Ström Dom Maklerski. Z jego pomocą kupiłem większość obligacji korporacyjnych w moim portfelu. Każdy klient dostaje doradcę, którego można zasypać pytaniami (to duże wsparcie). Można to wszystko przetestować pod tym linkiem.
zdjęcie tytułowe: pixabay