Ma być ich 13 milionów. Zmienią nasze życie nie mniej, niż pojawienie się smartfona. Rząd z powodu pandemii przyspieszył prace nad wymianą przez firmy energetyczne staroświeckich liczników prądu na nowoczesne, inteligentne, które nie potrzebują wizyt inkasenta. Koniec prognoz, początek nowych taryf i rozliczeń pre-paid. Koszt? 4,5 mld zł. Zyski? 11 mld zł w 15 lat. I będą rosły. Usiądźcie wygodnie, zapnijcie pasy i przygotujcie się na energetyczną rewolucję, którą zwiastują inteligentne liczniki
W Sejmie trwają prace nad ustawą, która zakłada obowiązek wymiany w domach i mieszkaniach liczników prądu. Do użytku wejdą inteligentne liczniki, ze zdalnym odczytem zużycia prądu. To początek zmian na rynku energii – nowe taryfy, rozliczenia rzeczywiste, oferty przedpłacone, a nawet połączona z licznikiem pralka, która wie, kiedy brać, żeby oszczędzać.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Co to oznacza dla odbiorców prądu? Z jednej strony urealnią się wysokości rachunków, z drugiej – trzeba będzie pokryć koszt wymiany licznika (ok. 360 zł, 4,5 mld zł w skali kraju). Czy warto ponieść tę ofiarę? Jak się zmieni nasze życie, gdy firmy energetyczne zaczną dokładnie mierzyć nasze zużycie energii?
„Jestem inteligentnym licznikiem, bo….”
Prąd jest towarem takim, jak każdy inny. Obiorcy płacą za jego zużycie. Żeby sprawdzić ile prądu wykorzystaliśmy potrzebny jest licznik (absolwent wydziału elektrycznego powiedziałby: „układ pomiarowy”). Te, które są obecnie na naszym wyposażaniu, pod względem stosowanej technologii, to dinozaury. Jedyną ich funkcją jest zliczanie pobranych kilowatogodzin w kilku przedziałach czasowych.
Choć mamy XXI wiek, to liczniki nie komunikują się ze światem – żeby firma energetyczna wiedziała, kto i ile prądu pobrał, musi wysłać człowieka, żeby odczytał stan licznika na maleńkim wyświetlaczu i przekazał rząd cyfr do centrali. Popularne ostatnio zjawiska na rynku pracy, takie jak robotyzacja, czy automatyzacja monotonnych i prostych czynności, ominęły energetykę szerokim łukiem.
Ale idzie nowe, czyli inteligentne liczniki prądu. Z wyglądu prawie takie same, jak te „nieinteligentne”, z pewnością nie projektował ich Elon Musk. Ot, szara obudowa, mały wyświetlacz i kilka guzików. Na czym polega „inteligencja” nowych mierników?
- możliwość zdalnego odczytu, czyli opcja przesyłania informacji o aktualnym poborze energii, czyli np. co 5-15 minut (ale też możliwość zdalnego odłączenia prądu)
- możliwość obliczania, ile energii dane gospodarstwo zużywa i produkuje (np. z instalacji fotowoltaicznej).
- połączenie z aplikacją w telefonie, w której możemy śledzić zużycie prądu
Ostatecznie wiele zależy od tego, jakie konkretnie modele liczników wybierze firma i jakie funkcjonalności zdecyduje się wprowadzić. Licznik komunikuje się z „bazą” albo dzięki technologii GSM, czyli tak, jak zwykła komórka – to prostsze i bardziej niezawodne, choć droższe. Druga opcja jest taka, że licznik może do komunikacji wykorzystywać sieć elektryczną. Choć jest to technologia bardziej zawodna, ale za to tańsza.
Jak na XXI wiek to nie jest jakaś „rocket science”. W praktyce jednak tych kilka dodatkowych funkcjonalności, które posiadają inteligentne liczniki, stawia na głowie nie tylko reguły, które obowiązywały na rynku energii, ale też to jak będziemy gotować, prać, oglądać telewizję, ogrzewać się zimą i chłodzić latem.
Inteligentne liczniki, czy bardziej „szpiegowniki”?
Gdy w 2014 r. ówczesne Ministerstwo Gospodarki przygotowywało grunt pod wprowadzenie nowych liczników, fundacja „Panoptykon”, która zajmuje zagrożeniami związanymi z rozwojem technik nadzoru nad społeczeństwem, alarmowała, że to będą „szpiegowniki”. Pierwotnie dane z urządzeń nie miały podlegać żadnej ochronie, a przecież mogły łatwo identyfikować jakie kto ma wyposażenie domu – w sensie czy zużywa dużo energii (w domyśle jest zamożny i może paść ofiarą rabunku), czy tylko trochę. Po zgłoszeniu uwag dostosowano przepisy, a ekspert fundacji Wojciech Klicki, mówi mi dziś tak:
„Inteligentne liczniki są potrzebne i nie jestem ich przeciwnikiem. Diabeł tkwi jednak w szczegółach – przede wszystkim dane pomiarowe powinny podlegać ochronie jako dane osobowe. Dzięki temu mieszkańcy będą mieli większe prawo do prywatności i sankcje za wyciek danych będą surowsze. Po drugie – musimy wiedzieć jak będą działały inteligentne liczniki, jak gęstą będą miały granulację danych, czy będą je przekazywały co minutę, co 15 minut, a może co godzinę. Wtedy trudniej jest coś powiedzieć na temat stylu życia mieszkańców”
– mówi Wojciech Klicki. Odpowiedzi na te pytanie i szczegółów konstrukcji ofert i samych liczników jeszcze nie znamy. Zwykle urządzenia, które są już na rynku, wysyłają „impuls” co godzinę. Pytane o tę kwestię przez mnie Ministerstwo Środowiska obiecało odpowiedzieć, ale w ciągu ostatnich dwóch tygodni nie znalazło czasu.
Czytaj też: OZE same nie uratują świata. Będzie potrzebna pomoc. Czyli energia z wodoru. Oni już w to inwestują
Dlaczego akurat teraz mam wymieniać licznik?
Do wymiany opomiarowanie na inteligentne zobowiązuje nas Unia Europejska i dyrektywa przyjęta jeszcze w 2014 r. Do tej pory jednak niewiele się w tej sprawie działo. Jaki interes ma w tym Bruksela? Dokładny pomiar w czasie rzeczywistym energii pomaga lepiej nią zarządzać (włączać lub wyłączać elektrownie, przekierowywać energię tam gdzie jest potrzebna) , ogranicza marnotrawstwo, zapobiega blackoutom – jednym słowem – inteligentne liczniki są po to, „by żyło się lepiej”.
Pierwotne plany mówiły, że już obecnie, czyli w 2021 r. powinniśmy mieć inteligentne liczniki w 90% domów. Zarówno rządowi, jak i firmom energetycznym brakowało jednak motywacji do zmian. Awersja firm, które sprzedają prąd, do wymiany liczników jest nawet trochę zrozumiała – jeśli klienci będą dokładnie wiedzieć, ile prądu zużywają, to zaczną go oszczędzać, a firmy mniej zarobią.
Ale bieg spraw przyspieszyła pandemia. Wizyty inkasentów, którzy kontrolują raz na jakiś czas to, czy nasze odczyty są prawidłowe i czy systemowo nie zaniżamy sobie zużycia (i czy nie podkradamy prądu) zostały w pandemii zawieszone. Zakłady energetyczne (firmy dystrybucyjne – do nich należą liczniki) wstrzymały większość odczytów inkasentów, żeby nie rozsiewać koronawirusa.
Pandemia nie chce sobie pójść, nie słychać głosów żeby inkasenci mieli być wcześnie szczepieni, więc koronawirus stał się dobrym pretekstem żeby przyspieszyć pracę nad projektem „inteligentne liczniki”. Trzeba mieć nadzieję, że kiedy program wymiany się skończy, czyli gdzieś ok. roku 2028., pandemia będzie tylko przykrym wspomnieniem.
Ministerstwo Klimatu i Środowiska, które koordynuje prace nad nowelizacją ustawy, chce by w 2023 r. 15% liczników było inteligentnych. W 2028 r. aż 80%, czyli mówimy o 13 mln nowych urządzeń. Ile jest ich teraz i ile to będzie kosztować? Pieniądze są duże. Według ministerstwa koszt wymiany (licznika i robocizny) to 360 zł. Gdy pomnożymy tę liczbę razy 13 mln wychodzi niebagatelna sumka 4,7 mld zł. W rzeczywistości pewnie więcej, bo w miarę upływu lat ceny będą rosnąć, z drugiej strony pieniądze będą wydawane ratami, w pulach rocznych wymieniając po kilkaset tysięcy liczników.
Kto zapłaci za wymianę i kiedy inwestycja się zwróci?
Ja zapłacę, pan zapłaci, pani zapłaci… koszty tak dużej operacji, w sytuacji gdy firmy energetyczne i tak wydają miliardy złotych na utrzymanie sieci przy życiu, zostaną zaszyte w rachunkach za prąd, w części dystrybucyjnej, czyli tej, która co do zasady podlega taryfowaniu URE (nie można tej oferty sobie zmienić, bo dana firma na danym terenie ma monopol).
Ile to może być i czy ten wydatek się opłaci? Koszt wymiany to 360 zł. A ile zaoszczędzimy? Tego nie wiadomo – nie znamy przyszłych cen prądu, ani taryf. Wiemy, ile teraz płacimy za wizyty inkasentów. To koszt tzw. opłat abonamentowych, które są pobierane w części dystrybucyjnej. URE określa ten składnik taryfy jako ponoszone koszty w związku z odczytywaniem wskazań układów pomiarowo-rozliczeniowych i ich kontrolą, Skoro odczyty i kontrola będzie zdalna, spodziewałbym się spadku tej kwoty, ewentualnie zostawienie jej przez jakiś czas, aż spłacimy koszty wymiany licznika. Ostatecznie jednak powinna zostać zlikwidowana.
Jak długo może trwać spłata? Dziś opłaty abonamentowe są różne w zależności od firmy i od cyklu rozliczeniowego – im częściej chcemy się rozliczać (np. co miesiąc a nie raz na pół roku) tym drożej. Na przykład PGE Dystrybucja opłata za rozliczenie co miesiąc to 5,54 zł, a w innogy Stoen Operator 3,1 zł. Rozliczenie 6-miesięczne to odpowiednio 0,92 zł i 0,26 zł miesięcznie. Różnice wynikają stąd, że PGE działa na ogromnym, rozproszonym obszarze województw Mazowieckiego, Łódzkiego aż po Podkarpacie. Inkasenci muszą pokonywać wiele kilometrów. A innogy Stoen Operator działa na terenie miasta, gdzie wszystkie liczniki są w promieniu kilkunastu kilometrów.
Jeśli koszt licznika to 360 zł, a opłata inkasenta to dla uproszczenia 0,5 zł, to średnio licznik musielibyśmy spłacać przez 60 lat. To mało prawdopodobne. Nie sposób teraz przewidzieć, ile więcej zapłacimy za licznik. O tym będzie decydował w taryfach Urząd Regulacji Energetyki.
Czytaj więcej: Pięć powodów, które zadecydują o tym, że nie będzie w Polsce elektrowni atomowej
Co zmienią inteligentne liczniki w moim życiu?
To będzie skok jakościowy. Ale żeby nie nawijać Wam makaronu na uszy, oddaję głos ekspertowi Maciejowi Makowskiemu z firmy Fortum, która już tworzy oferty dla posiadaczy smart-liczników. Oto 8 takich rzeczy:
- rozliczenia w oparciu o rzeczywiste odczyty, czyli koniec prognoz
- możliwość wyboru rozliczenia przedpłatowego w standardzie (tj. bez wymiany licznika, bez uciążliwej procedury wprowadzania kodów doładowań)
- możliwość wprowadzania ofert powiązanych z cenami na rynku hurtowym lub z korzystniejszymi układami strefowymi, co może mieć bardzo duże znaczenie dla prosumentów czy rozwoju elektromobilności
- znaczne skrócenie i uproszczenie procesu zmiany sprzedawcy prądu dzięki bardzo szybkiemu przekazywaniu danych do rozliczenia końcowego i rozpoczęcia nowej umowy
- możliwość monitorowania jakości energii i ciągłości dostaw, co mogłoby prowadzić do automatyzacji procesu bonifikat dla klientów z tytuły niedotrzymywania tych parametrów
- obsługa prosumentów w standardzie dzięki pomiarowi energii wprowadzonej do sieci
- komunikacja licznika inteligentnego z urządzeniami smart home odbiorcy
- pozytywny wpływ na koszty funkcjonowania systemu (obniżenie kosztów odczytów i obsługi odbiorców, obniżenie strat handlowych i technicznych)
I mówimy o rewolucji nie tylko w skali mikro, czyli jednego mieszkania, ale o milionach mieszkań. Przedsmakiem jest pewien pilotaż firmy Energa sprzed kilku lat. Grupa Kaliszan przez rok testowała eksperymentalne programy taryfowe o zróżnicowanych stawkach cenowych. Np. tańsza energia w godzinach od 22.00 do 6.00 rano, a najdroższa między 17.00 a 22.00. Różnice dochodziły do 1,17 zł za kilowatogodzinę – to bardzo dużo, bo dziś różnice między taryfami dzienną, a nocną to maksymalnie kilkadziesiąt groszy. Nie byłoby to możliwe bez liczników inteligentnych. Dlaczego więc firma nie poszła za ciosem?
Czasami wiele się musi zmienić, by nie zmieniło się nic. I podobnie jest z licznikami inteligentnymi. Gdyby przyjrzeć się sytuacji na rynku, to jest już ich całkiem sporo. Energa ma takich liczników ponad 1 mln, a Tauron ponad 500.000, a innogy 100.000. To już jest spora liczba, a mimo to dla ich użytkowników nie ma nowych, rewolucyjnych ofert.
Dlaczego? Bo firmom, które sprzedają prąd „z urzędu” majstrowanie przy ofertach nie za bardzo się opłaca. Dla nich zachowanie status quo jest wygodne i nawet wolą żeby klienci nie wiedzieli za co płacą i żeby nie korzystali z rozliczeń rzeczywistych. Zmienić to będzie mogła dopiero konkurencja.
O tym jak nasze życie zmienią e-liczniki zapytałem Joannę Panderę, prezes think-tanku Forum Energii, to jedna z najlepszych takich instytucji w branży. Jej zdaniem wprowadzenie zdalnego odczytu i rozliczeń rzeczywistych otworzy nowy rozdział dla konsumentów na rynku energii.
Po pierwsze – to jeden z elementów uelastycznienia taryf, bezpośrednio związany z uwolnieniem cen energii dla gospodarstw domowych co musi się niedługo w Polsce zdarzyć. To niezbędny warunek wprowadzania taryf dynamicznych, w których ceny prądu się często zmieniają – w zależności od podaży energii. Czyli jak jest mało prądu w systemie, to cena jest wyższa, jak dużo – to niższa. Dziś nie można wprowadzić takich taryf, bo nie sposób byłoby się między nimi poruszać ze względu na stare liczniki.
Po drugie – powstaną aplikacje do zarządzania zużyciem prądu. Dziś jak wynika z badań nad zachowaniami konsumentów, jeśli chodzi o rozliczenia za prąd, nie są oni zainteresowani oszczędzaniem, bo nie rozumieją dokładnie swojego zużycia, możliwości oszczędzania przy płaskiej taryfie są niewielkie. To kwestia skomplikowanego rachunku za prąd, ale też braku wiedzy, ile kosztuje nas włącznie poszczególnych urządzeń. Inteligentne licznik to zmienią, powstaną aplikacje na telefon, służące do zarządzania zużyciem prądu w domu. Dowiemy się, ile kosztuje godzina pracy telewizora, czy oświetlenie kilku pomieszczeń.
Po trzecie – będziemy przesuwać swoje zużycie energii w zależności od pory dnia. Pralki, zmywarki, ładowanie samochodu, ogrzewanie elektryczne włączą się wtedy, gdy cena prądu będzie niska – prawdopodobnie w nocy. Jednym słowem: inteligentne liczniki ułatwią ograniczenie zużycie prądu „na żądanie” – a tym samym ułatwią zarządzanie systemem energetycznym.
Docelowo nie będzie tak, że musimy wiedzieć kiedy prąd jest tani – to nasze domowe urządzenie będzie się komunikować z licznikiem, który da impuls: włącz się teraz, w gniazdku jest tani prąd.
———————————————
Posłuchaj podcastu „Finansowe sensacje tygodnia”
Dziś w cyklu podcastowym „Finansowe sensacje tygodnia odcinek nietypowy, poświęcony „rocznicy” pandemii w Polsce. Dokładnie 4 marca 2020 r. ogłoszono w Polsce pierwszy przypadek koronawirusa, a dokładniej – wywołanej nim choroby nazwanej Covid-19. Czego nauczyliśmy się przez ten rok? Jakie mamy wnioski na przyszłość? I jaka będzie ta przyszłość? Zapraszam do posłuchania pod tym linkiem, albo na Spotify, Google Podcasts, Apple Podcasts i siedmiu innych platformach do słuchania.
Rozpiska minutowa odcinka:
00:56 – od pierwszego przypadku koronawirusa w Polsce do pierwszego twardego lockdownu. Panika sklepowa, afera maseczkowa, rzeź na giełdzie. I co nam z tego dziś zostało? Czy warto było panikować?
16:57 – wiosenny lockdown. Czy dziś możemy z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że zamykanie wszystkiego to zło?
20:14 – pandemiczna odwilż i wakacje. Jak w pandemii zmieniła się turystyka? I jak się zmieni w najbliższych miesiącach, latach?
28:50 – drugi, jesienny lockdown. Jak rząd (nie) pomagał przedsiębiorcom uziemionym przez Covid-19. I co z tego wynika?
37:47 – odmrażanie gospodarki w przeddzień trzeciej fali koronawirusa. W którym miejscu pandemii jesteśmy? Czy dzięki szczepionce pokonamy zarazę? Bilans pandemii po roku od jej wybuchu
źródło zdjęcia: PixaBay/Unsplash