Astronomiczne 6,5 mld zł zarobił w pierwszym półroczu Orlen, po raz kolejny korzystając na dobrej koniunkturze w paliwach i ropie naftowej. Co z tych wyników dla nas wynika? Czy gdyby Orlen inaczej się zachowywał, to moglibyśmy tankować taniej? I czy w kolejnych miesiącach mamy szansę na tańsze paliwo? Przeczytałem najnowsze sprawozdania finansowe Orlenu, żeby spróbować odpowiedzieć na te pytania
Na początek – zanim zaczniemy oceniać, czy tak wysokie zyski Orlenu są „sprawiedliwe” – kilka zastrzeżeń. Po pierwsze: w zyskach Orlenu, czy są wysokie czy niskie, każdy z nas ma jakiś udział (w akcjonariacie spółki są fundusze emerytalne oraz fundusze inwestycyjne, w których trzymamy nasze oszczędności). Po drugie: każdy może być bezpośrednim udziałowcem firmy, bo jest notowana na giełdzie. Jedna akcja kosztuje ok. 70 zł, zaś w październiku spółka wypłaci na każdą taką akcję 3,5 zł dywidendy (udział w zysku za poprzedni rok). A kto kupi co najmniej 50 akcji może nawet tankować tańsze paliwo o 10 gr. na litrze.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Zatem… jeśli jesteście tylko klientami Orlenu i płacicie mu coraz większe pieniądze za paliwo, to przypominam uprzejmie, że można być po obu stronach tego interesu, a więc nie tylko płacić Orlenowi, ale też zarabiać na tym, że inni mu płacą. Czy to dobry pomysł na lokatę kapitału – nie wiem, zwłaszcza jeśli będziemy mieli „skok rządu” na zyski spółek energetycznych i paliwowych i dochody Orlenu spadną. Niemniej jednak opcja uczestniczenia w mniej lub bardziej „niesprawiedliwych” zyskach Orlenu jest realna.
Gigantyczne zyski Orlenu. Skąd się biorą?
A wyniki firmy, co by nie mówić, są kosmiczne. Przychody Orlenu po raz pierwszy w historii przebiły barierę 50 mld zł kwartalnie (wyniosły 57,8 mld zł), zaś w całym pierwszym półroczu firma „wykręciła” aż 103,2 mld zł przychodów (też historyczny rekord). I to pomimo faktu, że wcale nie sprzedała najwięcej swoich produktów (paliw, energii, półproduktów, hot-dogów) w historii.
Sprzedaż w ostatnich dwóch kwartałach wyniosła „tylko” po 5,9 mln ton produktów petrochemicznych (w poprzednich dwóch kwartałach wynosiła po 6,7 mln ton). A w roku 2020 r. przy podobnych wolumenach produkcji co dziś Orlen… przynosił straty. Teraz o stratach nie ma mowy, a wręcz przeciwnie. W pierwszym półroczu Orlen miał też gigantyczne zyski – 6,5 mld zł (rok temu o tej porze było 4,1 mld zł, w całym zeszłym roku – 11,2 mld zł).
Ile jest w tych zyskach chciwości firmy? Ma ona 32% udział w rynku stacji paliw oraz jest głównym hurtowym sprzedawcą paliw do innych sieci – ma więc wpływ na warunki obowiązujące konkurentów i konsumentów (a po przejęciu Lotosu wpływ będzie jeszcze większy). Orlen przede wszystkim zarabia na przerobie ropy. A ta jest droga. Orlen co prawda jej nie wydobywa (co jest w ogóle najlepszym interesem), ale i tak na tym korzysta, bo posiada rafinerię w Płocku (od niedawna także większą część własności drugiej – w Gdańsku, odziedziczona po Lotosie).
Ropa naftowa rok temu kosztowała 70 dolarów za baryłkę, w połowie tego roku – 115 dolarów. Ostatnio notowania zeszły poniżej 100 dolarów za baryłkę, ale tego wyniki Orlenu już nie uwzględniają. Do tego dochodzi wysoki kurs dolara, który przez ostatni rok wzrósł z 3,80 zł do 4,50 zł. To dla Orlenu wyższe koszty zakupu surowca (przed czym może się zabezpieczać kontraktami terminowymi), ale i możliwość droższego sprzedawania paliwa w hurcie i w detalu.
Porównując wzrost cen ropy i kursu dolara z cenami na stacjach paliw, można podejrzewać, że Orlen coś majstruje przy marżach. Rok temu w czerwcu litr E-95 kosztował mniej więcej 5,30 zł. W czerwcu tego roku było to 7,95 zł i to po uwzględnieniu tarcz antyinflacyjnych (zniesienia przez rząd części podatków obciążających paliwa). Gdyby nie ścięcie podatków, paliwo byłoby jeszcze o złotówkę na litrze droższe.
Co tu się „odpompia”, czyli na czym naprawdę zarabia Orlen?
Mamy więc wzrost ceny ropy naftowej o 60%, mamy wzrost kursu dolara o 20% (ale zmiany kursu waluty wpływają na zmiany cen paliwa w Polsce w mniejszym stopniu), a cena paliwa na stacjach – jeśli pominiemy tarcze antyinflacyjne – rośnie z 5,30 zł do 9 zł za litr. A więc niemal dwukrotnie. – Co tu się „odpompia”? – zakrzyknąłby niejeden kierowca przy dystrybutorze. Czy Orlen wyciska kierowców?
To pytanie powraca przy każdej publikacji wyników finansowych tej firmy. Odpowiedź nie jest prosta. Patrząc na składowe wyniku operacyjnego spółki (czyli tego przed podatkami, w skrócie EBIT) wynoszącego 8,75 mld zł, dojdziemy do wniosku, że zarabia ona dziś głównie na przerabianiu ropy naftowej na paliwo, a nie na sprzedaży samego paliwa.
Wynik EBIT segmentu rafineryjnego wyniósł w ciągu półrocza 5,4 mld zł. Ponad 1,6 mld zł to wynik EBIT działalności petrochemicznej (czyli m.in. sprzedawania paliwa w hurcie innym sieciom). Sprzedaż paliwa i hot-dogów na stacjach dała wynik EBIT na poziomie 860 mln zł. Pozostałe kilkaset milionów to sprzedaż energii i zysk z wydobywania ropy naftowej i gazu.
Orlen podaje w sprawozdaniu, że jego marża detaliczna w ostatnich miesiącach spadła (choć np. podniósł się zysk ze sprzedaży wszystkiego poza paliwami, czyli np. hot-dogów i kawy). Przyznaje też, że powiększył marżę hurtową, czyli wciąż doi konkurencyjne sieci (Shell, BP, Circle-K), które muszą kupować paliwa z ropy przerobionej przez Orlen, bo nie opłacałoby się im wozić tego paliwa cysternami z innych rafinerii (choć przecież Shell i BP mają swoją produkcję paliw na świecie). To może mieć fatalne skutki dla naszych portfeli w dłuższym terminie.
Orlen zarobił też krocie dzięki wyższej wycenie ropy naftowej kupionej po niższych cenach od rynkowych (np. w kontraktach terminowych) oraz na tzw. dyferencjale, a więc różnicy między ceną ropy Brent, a Urals (rosyjskiej). Ów dyferencjał wynosił ostatnio aż 30 dolarów na baryłce (bo nie wszyscy chcą kupować krwawą ropę od Putina).
Nie udało mi się dotrzeć do informacji, jaką część zakupów ropy Orlen wciąż realizuje w Rosji, ale każda baryłka kupiona z 30-procentowym rabatem to dla firmy dodatkowy zysk, a jednocześnie finansowanie bomb, które spadają na ukraińskie miasta.
Czy Orlen mógłby sprzedawać paliwo taniej?
Sytuacja jest więc następująca: Orlen kupuje na świecie ropę rynkowo droższą o 60% niż rok temu, miesza ją z ropą kupioną znacznie taniej z Rosji i przerabia to wszystko na paliwo, które sprzedaje niemal dwukrotnie drożej niż rok temu, narzucając przy okazji wyższe marże w hurcie i mniejsze w detalu (odbijając to sobie podwyżkami cen hot-dogów i kawy na stacjach). To wszystko nie obejmuje jeszcze wakacyjnej obniżki cen paliwa o 30 gr. na litrze, którą zaserwował klientom ostatnio Orlen.
Czy Orlen mógłby sprzedawać paliwo taniej? Cóż, pewnie by mógł, ale dopóki na rynku panuje taka sytuacja, w której popyt na benzynę rośnie szybciej niż popyt na ropę (czyli rafinerie się nie wyrabiają i na rynku brakuje paliwa) – jest to trudne. Dumpingowe ceny paliwa oczywiście są możliwe, ale nie życzylibyśmy sobie tego, bo konkurencja dla Orlenu przestałaby istnieć (a i tak słabnie).
Niewątpliwie Orlen wkłada do własnej kieszeni – a nie do kieszeni kierowców – ekstrazyski z dyferencjału, czyli z faktu, że część ropy kupuje od Putina po bardzo „promocyjnych” cenach. Czy te pieniądze mogłyby trafić w inne miejsce? Cóż, być może właśnie trafiają w formie wakacyjnej promocji…
Ciekawe jest to, że Orlen zaraportował wzrost wolumenów sprzedaży paliwa w detalu o 15% (w skali roku) w Polsce, przy jednoczesnym spadku we wszystkich innych krajach, w których firma działa – Czechach, Litwie i Niemczech – o 11-16%. Czy te liczby mogą oznaczać, że o ile w sąsiednich krajach władze starają się ograniczać popyt na ropę naftową i paliwo, o tyle w Polsce tego nie robią?
Tańsze czy droższe paliwo na stacjach? Przegląd argumentów
Co będzie dalej z cenami paliwa na stacjach w Polsce? Raczej nie ma szans na to, że wrócimy do poziomów cenowych sprzed roku, czyli do paliwa po 5-5,5 zł za litr. Ale jakie czynniki będą działały na ceny w przyszłości? Widzę to tak:
>>> Ropa naftowa raczej nie będzie dużo droższa, niż jest dziś. Paliwo też? Orlen szacuje, że w kolejnych kwartałach cena nie przekroczy 115 dolarów za baryłkę. Chyba że będziemy mieli wojnę między Chinami a USA o Tajwan. To punkt dla hipotezy, że będziemy tankowali taniej.
>>> Rząd będzie musiał wreszcie zdjąć tarcze antyinflacyjne, bo ich koszt jest gigantyczny (50-75 mld zł w skali roku), co oznaczałoby skokowy wzrost cen paliwa o ok. 1 zł na litrze. Rząd zapewne przekieruje cały wysiłek finansowy na pomaganie „ofiarom” wysokich cen węgla i energii elektrycznej oraz gazu.
>>> Dolar w najbliższych kilku miesiącach może nieco stracić na wartości, ale docelowo będzie coraz droższy. Po prostu Ameryka wyjdzie pierwsza z wysokiej inflacji, a ponieważ jej gospodarstwa domowe są bogate, a firmy silne – szybko ruszy do odrabiania strat. Hossa na amerykańskiej giełdzie może wrócić, kapitał zacznie płynąć do USA, a my będziemy płacili za dolara ponad 5 zł. Punkt na rzecz tezy o tym, że paliwo nie potanieje.
>>> Konkurencja na polskim rynku paliwowym raczej będzie się osłabiać niż rosnąć. Orlen zapowiedział właśnie rebranding przejmowanych od Lotosu stacji (z rynku wypada ważny konkurent Orlenu), może też kontynuować politykę wyciskania konkurentów za pomocą wysokich marż hurtowych oraz przyciągać ludzi na swoje stacje poprzez trzymanie niskich marż detalicznych. Zatem konkurencja będzie słabła, co nie sprzyja taniemu paliwu.
>> Wejście węgierskiego MOL-a może oznaczać… droższe paliwo (uwaga, teoria spiskowa). W miejsce stacji Lotosu na rynek wejdzie węgierski MOL (bierze część stacji po Lotosie), ale jemu na pewno nie będzie zależało na tanim paliwie, bo trzyma sztamę z Putinem. Gdyby pomógł „zagłodzić” Polaków, to zasłuży na nagrodę w postaci tańszego gazu dla Węgier. No dobra, może przesadzam z tym „na pewno”, bo jest to rodzaj spiskowej teorii, ale czy na pewno nieprawdopodobnej?
>>> Orlen właśnie oddał część własności rafinerii należącej wcześniej do Lotosu arabskiej firmie Saudi Aramco (największy koncern świata), której nie zależy na tanim paliwie. To handlarze ropą naftową, a nie paliwem, więc zależy im na sprzedawaniu drogiej ropy. Na domiar złego Saudi Aramco bierze 30% udziałów w Lotosie, ale ma prawo do wykorzystania 50% mocy przerobowych rafinerii. To oznacza, że Arabom bardziej może zależeć na sprzedawaniu do polskiej rafinerii drogiej ropy niż taniej (i inkasowaniu 30% zysków w dywidendzie). Nie wiemy, jakie są warunki kontraktów Orlenu z Saudi Aramco, ale Arabowie raczej nie grają w jednej drużynie z polskimi kierowcami.
Czy będziemy nosić Daniela Obajtka na rękach za tańsze paliwo?
Ogólnie może być groźnie, jeśli się okaże, że Saudi Aramco jest tylko pośrednikiem. Według nieoficjalnych informacji zapłaciło za 30% rafinerii Lotosu tylko miliard złotych, czyli tyle, ile ta rafineria może zarobić w kilka miesięcy (zwłaszcza przy takiej sytuacji na rynku ropy naftowej, jaką mamy dziś – gdy to na przerabianiu ropy zarabia się najwięcej).
Nasze marzenie to tańsze paliwo. A duży pakiet udziałów w polskiej rafinerii to marzenie Putina, który chętnie by „takie cóś” kupił, zaorał, a potem przystawił nam paliwowy pistolet do skroni. Arabowie intensywnie współpracują z Rosją, więc taki pomysł może się im urodzić.
Prawdopodobnie Orlen ma prawo pierwokupu udziałów w rafinerii Lotosu, ale jeśli Saudi Aramco podyktuje cenę, która będzie do zaakceptowania tylko przez Putina… Zapewne w takiej sytuacji do gry wszedłby polski rząd, lecz koszty takiej rozgrywki byłyby kosmiczne.
I to jest prawdziwe zagrożenie dla naszych baków. Te sprzedane MOL-owi stacje to pikuś, ale jeśli Saudi Aramco wykręci Danielowi Obajtkowi jakiś brzydki numer, to szef Orlenu przejdzie do historii jako grabarz polskiej petrochemii (czego mu w żadnym wypadku nie życzę, w swoim dobrze pojętym interesie), a my zapłaczemy gorzko, płacąc za paliwo. Jeśli natomiast prezes Daniel Obajtek zapewni nam tanią, arabską ropę – będziemy go nosili na rękach.
Ale po pierwsze: dlaczego Arabowie mieliby nam sprzedawać tanią ropę (a tylko tania ropa to tańsze paliwo)? I po drugie: dlaczego Orlen, mając coraz bardziej dominującą pozycję na rynku, miałby nam sprzedawać tanią benzynę? Takie rzeczy zapewnia rynkowa konkurencja, a strategia jednego, wielkiego koncernu multienergetycznego jej raczej nie zwiększy. Chciałbym się mylić.
—————
Posłuchaj nowych „Finansowych sensacji tygodnia”
W tym odcinku „Finansowych Sensacji Tygodnia” rozmawiamy o naszych potrzebach samochodowych. Na zakup nowego samochodu czeka się niekiedy nawet ponad rok, ceny idą w górę jak rakieta. A z drugiej strony nadchodzi technologiczna rewolucja samochodów elektrycznych, które zresztą również szybko się zmieniają. Czy w tej sytuacji kupowanie samochodu – na kredyt lub za gotówkę – jest racjonalnym rozwiązaniem? Jakie są plusy i minusy wynajęcia samochodu z myślą o tym, żeby pozostać na fali samochodowej rewolucji i nie „utknąć” z autem, które dziś wygląda na technologicznie nowoczesne, ale za kilka lat może być już przestarzałe? O tym właśnie opowiada w naszym podkaście Radosław Kitala z firmy Arval. Zapraszamy do posłuchania pod tym linkiem, a także na Spotify, Google Podcast, Apple Podcast
zdjęcia w tekście: Orlen.pl