Już wiemy, ile płacilibyśmy za prąd w naszych domach, gdyby nie Tarcza Solidarnościowa. I ile – co najmniej – będziemy płacili, gdy ta tarcza wygaśnie. To będą astronomiczne podwyżki rachunków! Wiemy też, ile – mniej więcej – dopłacimy z podatków firmom energetycznym za to, że ceny prądu na naszych rachunkach zostaną zamrożone na tegorocznym poziomie
Jest decyzja prezesa URE w sprawie taryf dla największych firm sprzedających nam energię – a więc PGE, Tauronu, Energi i Enei. Prezes państwowego regulatora zgodził się na gigantyczne podwyżki cen prądu i to jest zdecydowanie zła wiadomość. Ale jest i dobra: na razie nie będą nas te podwyżki dotyczyły. A dokładniej: będą, lecz w relatywnie niewielkim stopniu.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
URE ogłosił, jakie byłyby podwyżki rachunków za prąd
Przegłosowana przez Sejm niedawno ustawa mówi, że w przyszłym roku zarówno prąd, jak i jego dystrybucja, nie mogą być droższe niż w 2022 r. A więc będziemy płacili średnio po 40-45 gr netto za 1 kWh. Ale dotyczy to tylko zużycia do 2000 kWh w skali roku (z wyjątkami, o których więcej w tym artykule). No i zamrożenie nie dotyczy podatków doliczanych do sprzedaży energii, czyli VAT i akcyzy, które wrócą do wyższego poziomu.
Czyli nasze rachunki jednak będą o kilkanaście procent wyższe niż w ostatnich miesiącach (o jakieś 10-15 zł miesięcznie). A kto przekroczy 2000 kWh zużycia w skali roku, będzie płacił za prąd – to też wynika z Tarczy Solidarnościowej – już 69 gr netto za każdą nadmiarową 1 kWh (czyli jakieś 25-30 gr więcej niż do tej pory). I dodatkowo wyższą opłatę dystrybucyjną (dla „nadmiarowego” prądu nie ma zamrożenia dystrybucyjnej części rachunku jak dla pierwszych zużytych 2000 kWh).
Urząd Regulacji Energetyki policzył, że kto przekroczy zużycie 2000 kWh rocznie musi się liczyć łącznie z podwyżką rachunku o połowę. A więc jeśli płacisz dzisiaj za prąd 150 zł miesięcznie (razem z opłatami dystrybucyjnymi), to po przekroczeniu limitu 2000 kWh będziesz płacić mniej więcej 230-240 zł miesięcznie. Jeśli przekroczenie limitu nastąpi dopiero w ostatnim kwartale, to łącznie będzie ono kosztowało Cię dodatkowo pewnie jakieś 250 zł. Jak w połowie roku – to raczej 500 zł.
Oczywiście całkiem przerąbane mają ci, którzy zainstalowali sobie elektryczne ogrzewanie domu albo mieszkania. Tutaj zużycie może wynieść nawet 15 000 kWh rocznie i nie ma najmniejszych szans, żeby – nawet uwzględniając 1000 zł specjalnej dopłaty „elektrycznej” od rządu – uratować się przed drastycznym wzrostem kosztów. 2000 kWh po zamrożonej cenie dla takich osób to limit, który wyczerpią w dwa miesiące.
Uwaga: aby skorzystać z dobrodziejstw prawa zamrażającego ceny prądu, warto sprawdzić, czy Wasza umowa ze sprzedawcą energii będzie objęta Tarczą Solidarnościową. I – jeśli nie – jeszcze przed końcem roku ją zmienić. „Na ryzyku” są klienci, którzy skorzystali z różnych ofert specjalnych u swoich sprzedawców prądu. Co zrobić, żeby nie było problemów z wysokością rachunku za energię? Przeczytajcie ten miniporadnik albo posłuchajcie tego podcastu.
Wróćmy jednak do taryf zatwierdzonych przez URE (w tym tekście tłumaczę, na czym opiera się prezes URE oceniając wnioski firm energetycznych o podwyżki). Pokazują one, ile płacilibyśmy za prąd od początku 2023 r., gdyby nie było Tarczy Solidarnościowej i zamrożenia cen. A także ile za prąd będziemy realnie płacili, gdy Tarcza Solidarnościowa wygaśnie (kiedyś to nastąpi, na razie ceny są zamrożone do końca 2023 r.). A wreszcie: ile realnie kosztuje prąd. Bo to, że jego ceny nie zobaczymy na domowych rachunkach, nie oznacza, że nie poniesiemy kosztów wzrostu kosztów energii.
Taryfy URE pokazują, ile – zdaniem państwowego urzędu – wynoszą uczciwe koszty wytworzenia i sprzedania nam energii. Ktoś te koszty musi zapłacić. Jeśli nie my w rachunkach, to albo zapłacimy to w podatkach (jeśli rząd pokryje straty firmom energetycznym), albo we wzroście cen wszystkiego w sklepach (jeśli firmy energetyczne odbiją sobie straty, podwyższając ceny energii firmom).
URE zgadza się na podwyżki cen prądu
Każda firma energetyczna pokazała inny koszt wytworzenia energii, więc każda ma trochę inną taryfę zatwierdzoną przez URE. Ale różnice między nimi nie są miażdżące. I tak:
>>> PGE Obrót będzie sprzedawał „zamrożony” prąd w cenie 41,4 gr za 1 kWh w taryfie całobobowej G11 (zwanej w tej firmie „Komfortową”) oraz po 47 gr w dzień i 29,8 gr w nocy w taryfie dwustrefowej G12 (zwanej elastyczną). W taryfach weekendowej i niedzielnej prąd w nocy będzie po 31-34 gr za każdą kWh. Taryfa „niezamrożona” mrozi krew w żyłach. Mamy tu 1,06 zł za kWh w G11 oraz 1,2 zł i 76 gr w taryfie G12.
>>> Tauron Sprzedaż będzie sprzedawał „zamrożony” prąd w cenie 41,4 gr za kWh w podstawowej taryfie G11, a w taryfach dwustrefowych G12 po 51-55 gr za kWh w dzień oraz po 26,5 gr za kWh w nocy. A po zakończeniu Tarczy Solidarnościowej to będzie już 1,12 zł za kWh w taryfie jednostrefowej oraz 1,38-1,48 zł w dwustrefowej w dzień oraz 0,71 zł w nocy. Mówimy więc o niemal trzykrotnej podwyżce ceny prądu, gdyby nie było tarczy.
>>> Energa Obrót będzie sprzedawała „zamrożony” prąd w cenie 41,3 zł za kWh w podstawowej taryfie G11 oraz po 48-55 gr w dzień i 31-32 gr w nocy w taryfach dwustrefowych oraz weekendowych. Po podwyżce – gdyby nie było żadnych tarcz – mówilibyśmy o wzroście do 1,13 zł w za kWh w przypadku taryfy G11 oraz do 1,32-1,38 zł w dzień oraz 0,85-0,9 zł w nocy w taryfach dwustrefowych.
>>> Enea sprzeda „zamrożony” prąd w cenie 41,4 gr za kWh w podstawowej taryfie G11 oraz po 59,5 gr w dzień i 25 gr w nocy w taryfie dwustrefowej G12. A uwzględniając taryfę na 2023 r. po uwzględnieniu podwyżki „klepniętej” przez URE mówimy już o cenach rzędu 1,05 zł za 1 kWh prądu w taryfie jednostrefowej oraz 1,32-1,52 zł w dzień i 60-63 gr w nocy w taryfach dwustrefowych.
Podwyżki rachunków za energię nieuniknione, choć opóźnione
Co to realnie oznacza? Że co prawda na razie we wszystkich firmach energetycznych kupujemy prąd po 41 gr za 1 kWh (plus VAT i akcyza oraz opłata za „dowiezienie” prądu po drutach), ale tak naprawdę powinniśmy płacić 1,05-1,13 zł za każdy 1 kWh (plus te same składniki). I – co ważne – prędzej czy później co najmniej tyle będziemy płacili. Podwyżki rachunków przyjdą niespodziewanie. Być może w 2024 r. wygaśnie Tarcza Solidarnościowa (tak jak teraz wygasa część elementów Tarczy Antyinflacyjnej) i to będzie ten moment.
Jeśli dziś za prąd przeciętnie płacimy 150 zł miesięcznie (zużywając w tym czasie 170 kWh energii i ponosząc opłaty dystrybucyjne), to po wygaszeniu wsparcia rządowego będziemy płacili już za tę samą porcję energii 280-300 zł. Wzrost łącznej kwoty do zapłaty będzie mniejszy niż to, co wynikałoby ze wzrostu cen samej energii, ale to dlatego, że opłaty za dystrybucję idą w górę wolniej niż ceny samego prądu.
Np. w Tauronie opłata sieciowa zmienna (czyli ta jej część, która zależy od zużycia energii) pójdzie w górę z 16 gr do 26 gr za każdy „przepchnięty przez druty” kWh energii. A np. opłata stała sieciowa idzie w górę (w zależności od liczby faz u odbiorcy) z 5-8 zł na 8-12 zł miesięcznie.
Radzę już dzisiaj myśleć o „prawdziwych” cenach prądu, włączając każde urządzenie elektryczne w domu. I przyzwyczajać się do myśli, że niektórych z nich za rok, dwa używać po prostu nie będziemy, bo nie będzie nas na to stać. Powiedzmy sobie szczerze: za rok pewnie Tarcza Solidarnościowa zostanie zdjęta (albo okrojona), a URE po raz kolejny zatwierdzi firmom taryfy. I na pewno nie będą one niższe od dzisiejszych.
Taryfy na gaz też w górę
Dziś być może URE trochę sobie pofolgował, pozwalając na większe podwyżki cen energii firmom energetycznym, bo wiedział, że to na razie nie ma znaczenia dla konsumentów. Ale w końcu tego znaczenia nabierze. A już dziś trzeba liczyć, że 15,5 mln gospodarstw domowych, z których 10 mln pobiera prąd w ramach „zamrożonych” taryf, żyje de facto na kredyt. Co miesiąc każdy z tych 10 mln domów lub mieszkań jest dotowany przez firmę energetyczną kwotą ok. 150 zł. I 1800 zł w skali roku.
To rachunek, który nie zostanie zapłacony przez nas do kas sprzedawców prądu i który firmy energetyczne wystawią państwu. Czyli też nam, tylko nie jako konsumentom prądu, tylko jako podatnikom. Bo w przyrodzie nic nie ginie. Te 150 zł miesięcznie pomnożone przez 10 mln domostw i przez 12 miesięcy daje astronomiczną kwotę 18 mld zł „długu energetycznego”.
URE zatwierdził nie tylko taryfy na prąd, ale i – na wniosek PGNiG – taryfy na gaz. Dziś za 1 kWh gazu płacimy netto (czyli bez VAT) mniej więcej 20 gr. Państwowy urząd zgodził się, żeby taryfa PGNiG urosła do 65 gr za 1 kWh, czyli ponad trzykrotnie.
Z kolei usługa dystrybucji gazu, czyli doprowadzenia go do naszych domów podrożała o 21%. Gdyby nie fakt, że ceny gazu też są zamrożone, przeciętny rachunek dla „kuchenkowicza” (zużycie roczne 1200 kWh) pewnie wzrósłby z 25-30 zł do 65-70 zł miesięcznie. W przypadku domów, które ogrzewają się gazem (a nie tylko używają go do gotowania posiłków na kuchence) mówimy o ponad 10-krotnie większym rachunku. Czyli – bez żadnych tarcz – byłoby to nie 300-350 zł miesięcznie, tylko 700-800 zł.
Czyja to wina, że mamy drogi prąd?
Ceny prądu nie musiałyby być tak wysokie (i podwyżki rachunków też), gdybyśmy od 20 lat nie bujali się z budową elektrowni atomowej (koszty budowy są gigantyczne, ale za to prąd później jest tani) oraz gdybyśmy odważniej zainwestowali w OZE (w tym wiatraki na wodzie i na lądzie). I gdybyśmy zmodernizowali sieć energetyczną, która dziś nie jest w stanie „przepychać” całej energii produkowanej przez Polaków z OZE.
Niestety, 70% produkcji prądu w Polsce jest wciąż z węgla. Węgiel to co prawda tanie źródło energii, ale bardzo zanieczyszcza środowisko (i musimy za to płacić w cenie certyfikatów za emisję CO2, co podbija cenę prądu). No i w Polsce akurat wydobycie węgla jest coraz trudniejsze, bo musimy kopać znacznie głębiej, niż np. Australijczycy czy górnicy z RPA.
Nawet jeśli zastąpimy węgiel innymi źródłami, to będzie to trwało 10-15 lat, a w tym czasie będziemy musieli ponosić koszty inwestycji w transformację energetyczną. A to oznacza podwyżki rachunków. Część pieniędzy – a potrzebnych może być 700-800 mld zł – chce dać Unia Europejska, ale nie wiadomo czy Zjednoczona Prawica (o ile utrzyma się przy władzy) będzie chciała te pieniądze wziąć.
————————————-
POSŁUCHAJ TEŻ ENERGETYCZNYCH PODCASTÓW:
W 132. odcinku podcastu „Finansowe Sensacje Tygodnia” rozmawialiśmy o cenach energii i o tym, jak możemy zmitygować podwyżki rachunków za prąd. Wspólnie z Włodzimierzem Cupryszakiem, ekspertem ds. regulacji w Polskim Komitecie Energii Elektrycznej, spróbowaliśmy odpowiedzieć na pytanie, czy zamrożenie cen energii to dobry pomysł, kto za to wszystko zapłaci, jakie są szanse na tańszy prąd oraz jak ograniczyć wzrost rachunków za energię. Podcastu można wysłuchać pod tym linkiem, zaprasza Maciej Samcik
W przyszłym roku ceny energii dla odbiorców indywidualnych – zgodnie z uchwaloną przez Sejm ustawą – będą zamrożone na tegorocznym poziomie do 2000 kWh rocznego zużycia. Ale będą wyjątki. O meandrach tzw. Tarczy Solidarnościowej opowiada Rafał Soja, prezes firmy energetycznej Tauron Sprzedaż. Posłuchać możesz pod tym linkiem, zaprasza Maciej Samcik
zdjęcie tytułowe: ds_30/Pixabay