Gaz miał być ostrzem miecza, który wykosi z Polski smog. Ale może okazać się finansową pułapką. Wszystko przez to, że jego cena zaczęła iść w górę w gigantycznym tempie. Ugotowani są przede wszystkim nie ci, którzy używają gazu do gotowania, ale ci, którzy gazem ogrzewają dom (oraz oczywiście firmy używające go do produkcji). Jak tanio i skutecznie ogrzać dom, gdy przyjdą chłody?
To wygląda na finansowy sabotaż – mieliśmy odchodzić od węgla, a paliwem przejściowym (zanim będziemy w stanie używać głównie energii odnawialnej) miał być gaz. Ale ten okazuje się na razie finansową pułapką. Ceny błękitnego paliwa wystrzeliły w kosmos. Stało się to, przed czym ostrzegali eksperci, w związku z walką ze smogiem (wzrósł popyt), a swoje dołożyła polityka Gazpromu, głównego dostawcy gazu do Europy (ogranicza dostawy).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Kto chciał zmienić ogrzewanie na ekologiczne i wymienił węglowego kopciucha na kocioł gazowy – może mieć finansowy problem. Ale całe to zamieszanie to też bolesne zagadnienie dla klasy średniej, która stawia swój pierwszy dom na przedmieściach i wybrała ogrzewania gazowe, bo tak było taniej w stosunku do miksu fotowoltaiki i pompy ciepła.
Czy ogrzewanie gazowe w polskich warunkach stało się inflacyjną pułapką? Ile osób dotyczy ten problem? I czy można jakoś uciec przed podwyżkami? Sprawdzam!
Czytaj też: Nadciągają czterej „jeźdźcy energetycznej apokalipsy”. Jak bardzo odczujemy w portfelach podwyżki cen prądu, ciepła, gazu i benzyny? Oto przyszłoroczny krajobraz
Drogi gaz drenuje nasze portfele. A konsumenci wciąż wybierają węgiel
Z gazem jest problem. Z jednej strony to paliwo czyste, bo nie emituje smogu. W polskich warunkach to priorytet, bo mamy najbardziej brudne powietrze w całej Europie. A przyczyniło się do tego 3 mln kopciuchów i 1 mln innych „kominków” na paliwa stałe (drewno). Z powodu pyłów w powietrzu umiera rocznie ponad 40 000 osób. Właśnie dlatego w Wielkiej Brytanii chcą w ogóle zakazać palenia drewnem w kominkach – na Wyspach robi tak 2,5 mln gospodarstw domowych i to jest główne źródło zanieczyszczenia tamtejszego powietrza.
A u nas? W ramach walki ze smogiem rząd wprowadził program „Czyste Powietrze”, w ramach którego w ciągu ostatnich 3 lat podpisano 224 000 umów na modernizację ogrzewania w domach. To mało, jeśli spojrzeć np. na przyrosty użytkowników fotowoltaiki. „Czyste Powietrze” ma działać do 2027 r., ale dla wielu gospodarstw domowych nie jest rozwiązaniem.
Jeśli ktoś z trudem wiąże koniec z końcem (a to dotyczy ok. jednej trzeciej polskich rodzin), to nie wystarczy mu 30-40% dotacji – ubogie gospodarstwa domowe nie mają nie tylko pieniędzy na pokrycie brakującej kwoty inwestycji w unowocześnienie ogrzewania, ale mogą mieć problem z kupowaniem bardziej ekologicznego paliwa.
Zwracał na to uwagę Polski Instytut Ekonomiczny, który policzył, że ubóstwo energetyczne (definiowane jako brak możliwości zapewniania sobie komfortu cieplnego z powodów finansowych) w 2020 r. wzrosło w Polsce do 21%.
Węgiel jest tańszy niż gaz, główna alternatywa dla niego (dokładne wyliczenia w dalszej części tekstu). Po środku jest ciągle mocno promowany, np. przez Polską Grupę Górniczą, tzw. „ekogroszek”. Z ekologią ma on tyle wspólnego, co ja z Johnem Travoltą. A reklamy brzmią tak: „Karlik to moje imię, spalam się wolno w zimie”.
Gaz to też tylko taki „trochę lepszy węgiel” – też trzeba go „wyciągać” spod ziemi i też powoduje emisję CO2 (choć o połowę mniejszą). W Europie trwa dyskusja, czy w związku z tym powinno się w ogóle finansować nowe elektrownie gazowe czy od razu przejść na energię odnawialną.
Ale, jak pokazują ostatnie dni, zielona rewolucja trochę się oddaliła. Energia była tak droga, że nawet będąca w ekologicznej awangardzie Holandia „odpaliła” nieczynne już elektrownie węglowe. I mimo rekordowych cen CO2 produkuje „brudny” prąd z węgla, który zaspokaja prawie 20% zapotrzebowania kraju na energię. Ekolodzy dostają palpitacji serca.
Ci, którzy przeszli na ogrzewania gazowe, chwalą je sobie. Nic dziwnego – jest wygodne i nie trzeba się tak umorusać jak przy piecu na węgiel. Wiedzą to nawet „energetycy starej daty”. Podczas zwiedzania elektrociepłowni w Rzeszowie słuchałem jej pracowników, którzy opowiadali mi, jaką ulgą było dla ich uruchomienie „gazówki”. „Węgiel odpalamy tylko, jak musimy” – opowiadali.
————-
ZAPROSZENIE: Z TĄ APLIKACJĄ OBNIŻYSZ RACHUNKI ZA PRĄD!
Tego jeszcze nie było. Firma Fortum wprowadziła na rynek aplikację mobilną „Prąd w telefonie”, dzięki której – w powiązaniu z inteligentnym licznikiem w Twoim mieszkaniu – możesz bardzo łatwo obniżyć rachunki za energię i wygodnie doładowywać konto w czasie rzeczywistym. Testowaliśmy to już na własnej skórze i polecamy. Z propozycji dołączenia do tej innowacji możesz skorzystać klikając ten link
A z tego tekstu dowiesz się jak zmienić licznik na inteligentny.
————-
Gaz wybrało 2 mln rodzin. I boją się, co będzie z ich rachunkami
Ale Polacy – wyłączając 40% mieszkańców miast, którzy ogrzewają się dzięki miejskim ciepłowniom, czyli z sieci – w 33% wciąż używają węgla do ogrzewania swoich mieszkań i domów. Gazem ziemnym ogrzewa się 13% Polaków, drewnem opałowym 9%, a niecałe 3% ma ogrzewanie elektryczne.
Można założyć, że gaz ma w swoich domach ok. 2 mln rodzin (zakładając z grubsza, że gospodarstw domowych jest 15 mln). I to oni z przestrachem patrzą na trzecią już podwyżkę ceny gazu przez PGNiG oraz na wykres cen tego surowca na giełdzie (poniżej wykres obejmujący ostatnich 10 lat).
W PGNiG mamy już trzecią w tym roku podwyżkę. Jeśli gotujemy na gazie, to zapłacimy o 1 zł miesięcznie więcej. Ale jeśli ogrzewamy dom – to statystycznie o 14-15 zł miesięcznie więcej. Warto jednak pamiętać, że to prawdopodobnie nie ostatnia podwyżka cen gazu od PGNiG.
Nie tylko polskie rodziny się martwią. Wiele krajów uzależniło się od gazu, w dodatku od gazu z jednego (wschodniego) kierunku. I się finansowo „ugotowało”. Ceny błękitnego paliwa na giełdzie osiągnęły najwyższą wartość od kilkunastu lat i spora w tym zasługa dużej firmy z Petersburga – Gazpromu.
Co to dla nas oznacza? Że wiele osób dwa razy zastanowi się, jak i czym ogrzać dom. O ile wzrosną rachunki z powodu wzrostu cen gazu? Czy to kolejny argument za montażem pompy ciepła? A może czas przesiąść się na bezemisyjny pellet? Sprawdzam!
Dla wielu osób najlepszym rozwiązaniem byłoby ciepło z sieci – to statystycznie najtańszy sposób ogrzewania mieszkań – ciepło produkuje jedna duża elektrociepłownia, więc koszt jednostkowy wytworzenia ciepła rozkłada się na wiele tysięcy mieszkań. Oczywiście takie ciepło też drożeje, bo jest produkowane z węgla.
Ostatnio wspólnoty mieszkaniowe radzą swoim mieszkańcom oszczędzać ciepło: aktywnie kręcić termostatem, spać przy 18 stopniach i krótko wietrzyć mieszkania. Problem w tym, że ludzie nie będą szanowali ciepła, póki nie będą w stanie dokładnie policzyć zużycia. A dziś jest to niemożliwe – podzielniki ciepła tylko „dzielą” koszty zużycia ciepła (o których więcej pisaliśmy tutaj), nie spełniają więc swojej roli i mogą fałszować realne zużycie (ktoś mało grzeje, a i tak zapłaci dużo). Nowoczesne liczniki ciepła są zaś drogie.
Więcej na ten temat tutaj: Ciepłomierze a podzielniki ciepła – wady i zalety obu rozwiązań
Ile kosztuje ogrzewanie domu? Porównanie opcji. Gaz już nie wygrywa
Wydatki na ogrzewanie to Polsce wciąż największa pozycja w domowym budżecie. Rozstrzał wydatków jest ogromny i zależy od tego, czy ktoś mieszka w bloku, czy w domu, a jak w domu, to czym go ogrzewa i jak grube i docieplone ma ściany i czy ma piec na węgiel, gaz czy może pompę ciepła… Przykładowe zestawienie kosztów ogrzewania w zależności od źródła – na wykresie kilka akapitów niżej.
Najtańsza w użytkowaniu jest pompa ciepła (której instalacja jest jednak droga) oraz kocioł na węgiel lub drewno (czyli najbardziej nieekologiczne paliwo). Ale – niezależnie od tego, czego używamy do ogrzewania – najpewniejszym sposobem, dzięki któremu możemy obniżyć wydatki na ciepło, jest zmniejszenie jego zużycia.
Jak tego dokonać? Przede wszystkim inwestycja w termomodernizację. Zgodnie z normami budowlanymi domy spełniające warunki termomodernizacji są coraz bardziej izolowane od utraty ciepła (i przez to droższe, szacunkowo o niebagatelne 3-5%), ale zmniejsza się ich zapotrzebowanie na energię i wyższa cena się zwraca.
Czytaj też: Ile (naprawdę) kosztuje budowa domu? I na czym można zaoszczędzić? Pandemiczny poradnik dla tych, którzy mają już dość małego metrażu
Pellet, czyli tanie palenie bez smogu
Tańszym od gazu sposobem na ekologiczne ogrzewanie jest pellet. Wiele osób nie wie, co to jest (ja kilka lat temu też nie wiedziałem). To pozostałości z produkcji branży meblarskiej (trocin, zrębków, a akurat w meblach jesteśmy mocni i mamy dużo „surowca”), pellet może być też produkowany ze słomy. Ale ten pierwszy ma większą wartość energetyczną, np. z dwóch ton drewna można wyprodukować tonę pelletu.
Polskie zakłady produkują rocznie 500 000 – 600 000 ton pelletu. Niemcy – ponad 2,2 mln ton. Pellet produkowany jest z roślin, więc jest traktowany jak odnawialne źródło energii (za jego spalanie były nawet dopłaty). Przy jego spalaniu nie powstaje smog. Pellet nie wydziela trujących substancji ani pyłów, bo pali się zamknięty w nim gaz, który stanowi w jego składzie 80% (reszta to brykiet drzewny).
Zdaniem ekspertów jego czystość można porównać do spalania gazu. „Pali nim cała Europa. Z wyjątkiem Polski” – mówi nam Piotr Kowalewski, właściciel firmy produkującej pelletu COM-VID. Z tego źródła korzysta mniej niż 1% gospodarstw domowych.
„Pellet może być remedium na problem smogu w Polsce. Z analiz IEO wynika, że kilkaset tysięcy pieców węglowych można by zastąpić kotłami na pellet. To jest droga, jaką przed laty przeszły takie kraje jak Austria, Szwecja czy Dania. Wiele krajów Europy Zachodniej stosuje preferencyjne stawki VAT na pellet, co zachęca mieszkańców do zakupu tego paliwa”
– mówił mi Grzegorz Wiśniewski z Instytutu Energetyki Odnawialnej. Warunek ekologiczności? Pellet musi być produkowany blisko miejsca zużycia, a nie transportowany z Ameryki czy Rosji, bo wtedy zostawia ogromny ślad CO2.
„Słoma, siano czy pokosy są odpadkiem, który i tak powstaje, niezależnie od tego, czy produkujemy pellet czy nie. Tę biomasę można zostawić na polu, żeby zgniła i wydzieliła szkodliwy metan, albo zagospodarować i przerobić na pellet”
– dodaje Dariusz Zych, prezes Stowarzyszenia Producentów Polska Biomasa. Czy to się może opłacić? Wyliczenia są trudne, bo na rynku trwa walka lobby gazowego i pelletowego, a każdy utrzymuje, że ich paliwo jest najtańsze.
Piec na pellet potrzebny do ogrzania domu o powierzchni 120 mkw. to koszt ok. 10 000 zł. To tyle, ile kosztuje kosztuje nowoczesny gazowy piec kondensacyjny. Ogrzewanie gazowe jest bezobsługowe, pellet musimy dosypywać raz na jakiś czas, ale w przeciwieństwie do węgla nie pobrudzimy się – paliwo jest czyste, można to robić „pod krawatem” nawet raz na tydzień.
Producenci pelletu przekonują, że ogrzewanie nim jest tańsze niż gazem. W przypadku wysokiej jakości pelletu będzie to około 3100 zł rocznie (średni koszt 3,6 tony pelletu). Gaz ziemny natomiast będzie kosztował około 4200 zł (za 1650 m3 gazu), a gaz LPG – 7200 zł (za 2800 m3 gazu). Ale wszystko zależy od ceny zakupu pieca, surowca oraz od zużycia ciepła. Warto policzyć wszystko samodzielnie.
Pompa ciepła plus fotowoltaika. Duży wydatek na start, a potem same oszczędności
Drugi sposób, żeby mniej płacić za ogrzewanie, to pompa ciepła. Coraz więcej firm instalujących fotowoltaikę oferuje pakiet: fotowoltaika plus pompy ciepła. O nich niedawno zresztą pisaliśmy. To taka pracująca na odwróconej zasadzie lodówka – pobiera ciepło z zewnątrz budynku i oddaje je do środka, nawet jak za oknem jest -20 stopni. Tania nie jest, bo kosztuje 30 000 zł. Mimo to zyskuje na popularności. Według szacunków organizacji branżowych takich urządzeń może być już ok. 200 000.
Sama pompa zużywa sporo energii. Koszt zużytego przez pompę ciepła prądu w ciągu roku to 1500-1800 zł. Ale gdy prąd do niej będzie „darmowy” – czyli będzie pochodził z instalacji PV (fotowoltaika) – to wszystko zaczyna mieć sens. Dzięki pracy pompy ciepła w tandemie z instalacją fotowoltaiczną wydatki na prąd potrzebny do zasilania pompy praktycznie nie istnieją.
Są osoby, które dzięki takiemu rozwiązaniu ograniczyły wydatki na ogrzewanie (w tym ciepłą wodę) z kilkuset złotych miesięcznie do 100-200 zł, w zależności od tego, jaka jest temperatura na zewnątrz – im mroźniej, tym zużycie energii przez pompę rośnie. Pewnie w komentarzach pojawią się wypowiedzi osób, które mają pompy, i które dadzą świadectwo swoich oszczędności. Ale czy tak duży wydatek się opłaca?
Mamy więc 30 000 zł wydatku na start i 3000-4000 zł oszczędności rocznie na ogrzewaniu. Oznaczałoby to, że inwestycja w pompę ciepła zwróciłaby się po 8-10 latach. Diabeł tkwi w szczegółach. Po pierwsze 30 000 zł to raczej dolna granica. Do tego trzeba doliczyć kilka tysięcy złotych kosztów montażu. Poza tym, instalacja pompy bez fotowoltaiki to pewny wzrost rachunków za prąd. Czyli wydajemy mniej na ogrzewanie gazem, za to więcej na prąd. To może nie mieć sensu.
I wreszcie po trzecie niektórzy punktują, że tak skomplikowane urządzenie może się łatwo popsuć, a producenci dają gwarancję na 2-5 lat. W takim wypadku będziemy musieli doliczyć koszty napraw. Tak czy owak w bilans trzeba wliczyć koszt serwisu.
Z drugiej jednak strony, do zakupu takiego urządzenia dorzuca się państwo w ramach programu „Czyste Powietrze” – można dostać 20 000 zł lub 35 000 zł łącznej dotacji, jeśli montujemy pompę razem z fotowoltaiką. Ale to rozwiązanie dla tych, którzy nie budują domu od zera, ale wymieniają piec węglowy.
Wydatki na zakup i montaż pompy ciepła można jednak znacząco obniżyć, dzięki podatkowej uldze termomodernizacyjnej (można odliczyć o 17%, maksymalnie o 53 000 zł w ciągu trzech lat). W sumie, w zależności od lokalnego programu wsparcia oraz ulgi podatkowej, koszt takiej instalacji może być nawet o połowę niższy. Chętnych nie brakuje, bo ok. 32% złożonych wniosków w ramach programu „Czyste Powietrze” dotyczy właśnie pomp ciepła.
Problem polega na tym, że w polskich warunkach pompy ciepła zwiększają emisję CO2 i tak będzie dopóki nie zreformujemy naszego systemu energetycznego. A po drugie – nie możemy sobie zafundować miliona czy 3 milionów pomp ciepła. Osoba związana z branżą energetyczną opowiadała mi o kulisach zastopowania rozwoju pomp ciepła na rynku francuskim, gdzie generalnie dominuje ogrzewanie elektryczne.
Nad Sekwaną pojawiła się obawa, że zbyt dużo pomp ciepła wywoła rekordowe zapotrzebowanie na prąd i poszedł cichy „przykaz” do firm energetycznych, żeby przestały promować te urządzenia. W polskich realiach – jeśli pompy ciepła nie będą zasilane z własnego magazynu energii (za kolejne kilkanaście tysięcy złotych), też szybko mogą dojść do ściany.
Dom pasywny, czyli opcja zerowa
Zerowa, bo wymaga budowy domu od podstaw. Za dom pasywny uznaje się taki dom, którego roczne zapotrzebowanie na energię do ogrzewania nie przekracza 15 kWh na mkw. Dla porównania domy „zaledwie” energooszczędne potrzebują do ogrzewania nie więcej niż 40 kWh na mkw.
W domu pasywnym nie ma grzejników, jest co najwyżej mała nagrzewnica, która podgrzewa rozchodzące się po wnętrzach powietrze. W domu o powierzchni 100 metrów kwadratowych ma ona taką moc, co tani czajnik elektryczny, czyli powiedzmy 1000 W. Czyli jednak trochę prądu pobiera (szacunki mówią o koszcie 200 zł rocznie, ale przecież dzięki instalacji fotowoltaicznej prąd mamy za darmo).
Czy zatem to się opłaci? Taki dom pasywny jest droższy w budowie – zwykle o 10-20% Jeśli mamy wydać na budowę domu 350 000 zł, to licząc dodatkowe 50 000 zł, po jakim czasie zwróciłby się nam ten dodatkowy wydatek? To zależy od tego, jakie ogrzewanie byśmy zamontowali. Na razie ten czas może sięgnąć 17-20 lat, ale realnie będzie to mniej, bo przecież ceny energii nie będą stać w miejscu, tylko będą rosnąć.
źródło zdjęcia:PixaBay