Nadchodzi era konsolidacji w branży finansowej. Bank Pekao oraz PZU ogłosiły dziś plany wielkiej fuzji, która ma nastąpić w perspektywie kolejnego roku. To połączenie ma być spektakularnym wydarzeniem nie tylko na polską skalę, ale też wykreować holding finansowy, który spróbuje uzyskać skalę paneuropejską. Stworzenie holdingu ma pozwolić na uwolnienie 20 mld zł kapitału na inwestycje grupy finansowej i dać jej 200 mld zł „zdolności kredytowej” na finansowanie dużych projektów inwestycyjnych. Co to oznacza dla nas, klientów banków?
Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy ogłaszano oficjalne wyniki wyborów na prezydenta, Bank Pekao oraz PZU przekazały światu i swoim klientom ciekawą informację: obie instytucje podpisały memorandum, które przewiduje ich połączenie. Cały komunikat dostępny tu. Transakcja ma polegać na wyodrębnieniu działalności operacyjnej PZU do osobnej spółki i utworzeniu z obecnego PZU spółki holdingowej, która zostanie następnie połączona z Bankiem Pekao.
- Jak zacząć inwestować? Jak kupić swój pierwszy ETF? Gdzie go znaleźć i na co uważać? Przewodnik krok po kroku dla debiutantów [POWERED BY XTB]
- Prawdziwym królestwem gotówki nie są Niemcy. Jest nim dalekowschodni gigant znany z nowych technologii. Ludzie wolą tam banknoty. Dlaczego? [POWERED BY EURONET]
- Ile kosztuje nas drogowa brawura? Podliczyli koszty zbyt szybkiej jazdy w skali kraju. Jak „zaoszczędzić” życie i pieniądze? Technologia na pomoc [POWERED BY PZU]
Państwowa fuzja. Powstanie gigant, ale… nie europejski
„Powstała po połączeniu obu spółek grupa bankowo-ubezpieczeniowa będzie jedną z największych instytucji finansowych w Europie” – czytam w komunikacie. Projekt został wsparty przez Ministra Aktywów Państwowych, Ministra Finansów oraz szefa Komisji Nadzoru Finansowego. Wsparcie ministrów jest o tyle ważne, że mówimy o łączeniu dwóch spółek kontrolowanych przez Skarb Państwa. Aktywa Banku Pekao wynoszą dziś 330 mld zł, zaś aktywa PZU zbliżają się do 510 mld zł, a więc połączona grupa zarządzałaby aktywami blisko 840 mld zł.
Stałaby się więc bezapelacyjnie największą grupą finansową w Polsce (bank PKO BP dysponuje aktywami ponad 500 mld zł), aczkolwiek wciąż byłaby sporo mniejsza od np. austriackiej grupy Erste, będącej środkowoeuropejskim „czempionem”. Austriacki bank, kontrolujący aktywa o równowartości 1,3 biliona zł, niedawno kupił trzeci największy polski bank – Santander Bank Polska. I kto wie czy to ta transakcja nie „weszła na ambicję” polskim decydentom.
Czytaj więcej o tym: Austriacka Erste Group kupuje trzeci największy bank w Polsce – Santander Bank. Co ta zmiana oznacza dla klientów i polskich banków? Analizuję
Inna sprawa, że fuzjomania trwa w całej Europie. Kupują na razie głównie banki hiszpańskie (BBVA) oraz włoskie (UniCredit kupuje mniejsze banki w swoim kraju i chce przejąć niemiecki Commerzbank). Polska branża bankowa do tej pory była raczej w karcie dań, niż na polowaniu, ale nie ma pewności, czy połączenie Banku Pekao i PZU coś w tej materii zmieni. Obie spółki są już dziś „skoligacone” – pakiet kontrolny akcji Banku Pekao jest w posiadaniu konsorcjum PZU i PFR.
Minister finansów Andrzej Domański w trakcie Europejskiego Kongresu Finansowego w Sopocie ocenił, że szacunki uwolnienia 200 mld zł na akcję kredytową po fuzji Pekao i PZU to wyliczenia „konserwatywne”, czyli w rzeczywistości fuzja może pozwolić na wygenerowanie większych pieniędzy. Choć można mieć wątpliwości, czy holding będzie w stanie tę „zdolność kredytową” wykorzystać – dziś polskie banki są raczej nadpłynne, popyt na kredyt jest zdecydowanie za mały w stosunku do wartości pieniędzy, które klienci przynoszą w depozytach.
Niemniej jednak wielkie projekty infrastrukturalne mogą to zmienić – na budowę elektrowni atomowej czy megalotniska w Baranowie, sieci kolei szybkiej prędkości albo wielkich farm wiatrowych na Bałtyku będą potrzebne owe setki miliardów złotych, więc być może popyt na kredyt wzrośnie i kapitał wynikający z tego, że „duży może więcej” się przyda.
W projekt fuzji zaangażował się również minister aktywów państwowych Jakub Jaworowski. Na sopockim EKF zadeklarował mocne wsparcie jego resortu, zwłaszcza w kontekście szansy na stworzenie silnej grupy bancassurance. Co ciekawe, jeszcze rok temu na tej samej konferencji minister aktywów państwowych narzekał, że PZU posiada dwa banki i że era grup bancassurance na świecie się skończyła – ubezpieczyciele raczej nie posiadają banków. No, ale to było przed tym, jak premier Donald Tusk ogłosił erę nacjonalizmu gospodarczego i repolonizacji gospodarki.
Tak jak Orlen dzięki fuzji z Lotosem nie stał się paliwowym gigantem europejskim, tak PZU po połączeniu z Bankiem Pekao nie będzie kontynentalnym gigantem bankowym. Żeby wejść do dziesiątki największych banków w Europie, grupa Pekao-PZU musiałaby urosnąć jeszcze bardziej niż pięciokrotnie – banki takie, jak włoski UniCredit, pochodząca z tego samego kraju Intesa Saopaolo, czy brytyjski Lloyds, albo holenderski ING mają skalę zbliżoną do biliona euro aktywów. A to banki walczące o wejście do dziesiątki największych w Europie.
Rok na największą fuzję finansową XXI wieku w Polsce
Polski sektor bankowy rzeczywiście jest mały i rozdrobniony. Największy polski bank jest na 300. miejscu w rankingach największych banków świata, podczas gdy nasza gospodarka pod względem wielkości jest w trzeciej dziesiątce największych na świecie. Z tego punktu widzenia konsolidacja wydaje się mieć zalety. Ale z drugiej strony, nie wiadomo, jakie będą korzyści wynikające z połączenia, poza uwolnieniem kapitału i „zdolności kredytowej”.
Według komunikatu obu instytucji cała transakcja połączenia ma zająć niemal dokładnie rok. „Intencją stron jest zrealizowanie potencjalnej transakcji, tj. połączenie banku oraz PZU, po wyodrębnieniu z PZU działalności operacyjnej, do dnia 30 czerwca 2026 r.” – czytam w komunikacie. Tempo ma być więc iście szalone.
Będą konieczne zmiany legislacyjne (zobaczymy co na to powie nowy prezydent), uzyskanie zgód regulacyjnych od odpowiednich instytucji nadzorczych w Polsce (Komisja Nadzoru Finansowego, Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów) i w Unii Europejskiej, a także zaakceptowanie planów przez akcjonariuszy Banku Pekao i PZU.
Oby poszło tym razem lepiej niż w przypadku wcześniejszych fuzji z udziałem Orlenu, giganta paliwowego z Płocka, kiedy Orlen musiał dostosować się do decyzji Komisji Europejskiej związanych z przepisami konkurencyjnymi na poziomie europejskim. Wtedy wymusiło to na Orlenie sprzedaż części aktywów, co było prawdopodobnie bardzo złym pomysłem. W przypadku Banku Pekao i PZU ryzyko jest mniejsze, bo spółki prowadzą uzupełniającą się działalność, a nie taką samą.
Efektem transakcji ma być uproszczenie struktury właścicielskiej grupy, zwiększenie efektywności modelu bancassurance i docelowa reorganizacja grupy z pozostawieniem jednego podmiotu notowanego na giełdzie. W wyniku fuzji inwestorzy giełdowi pozostaną z akcjami banku, zniknie z rynku kapitałowego oddzielnie notowane PZU. O tym, by upraszczać zarządzanie państwowym majątkiem – dziś państwo ma 200 spółek, ale tylko 20 z nich generuje 95% przychodów z dywidend – minister aktywów państwowych też dużo mówił na Europejskim Kongresie Finansowym.
Jak czytamy w komunikacie, obie instytucje oczekują synergii dotyczących przychodów, zwiększenia dywersyfikacji działalności i potencjału wypłat dywidendy. Fuzja, poza wygenerowaniem kapitału na inwestycje, ma pozwolić na „optymalizację wymogów wypłacalności w ramach dyrektywy Solvency II”. To dyrektywa europejska, która zobowiązuje ubezpieczycieli do posiadania wyższego kapitału w przypadku posiadania udziałów np. w bankach. .
Co z ponad 100-letnią historią PZU? Idą nowe czasy
Komunikat zawiera również informację, która na pewno będzie ważna dla wszystkich, którzy są przywiązani do historycznych polskich marek. W wyniku katastrof historycznych, a także zmian transformacyjnych lat 90. XX w. wiele polskich tradycyjnych marek musiało zniknąć z krajobrazu biznesowego i społecznego. Tak jak szkoda byłoby Wedla czy Banku Handlowego, tak szkoda byłoby marki PZU. Firma powstała w 1921 r., ale jej początki sięgają… początku XIX w.
„Obie marki zachowają tożsamość, odrębność i autonomię działania w swoich obszarach biznesowych, podobnie jak od wielu lat funkcjonują w ramach Grupy PZU, ale na czele nowej grupy będzie stał bank, a nie ubezpieczyciel. (…) Marki PZU i Pekao warte są śmiałej wizji odpowiadającej ich potencjałowi i ambicjom. Rozpoczynamy realizację projektu, którego znaczenie wykracza poza kwestię wewnętrznej architektury naszej grupy i który jest efektem namysłu, analiz i pracy szerokiego grona ekspertów, menedżerów i urzędników związanych z rynkiem finansowym”.
– czytam w komunikacie. Dużo okrągłych słów, ale tak naprawdę chodzi o trzy rzeczy. Fuzja ma po pierwsze odpowiedzieć na trend konsolidacji w europejskiej branży finansowej. Po drugie, ma pomóc uwolnić dodatkowy kapitał, który pomógłby w celach rozwojowych polskiej gospodarce. Po trzecie wreszcie, jest wymuszona dyrektywą Solvency, która narzuca na ubezpieczycieli dodatkowe wymogi kapitałowe z tytułu posiadania udziałów w bankach.
Tworzenie wielkich państwowych firm, które „zasysają” mniejszych konkurentów, nie jest z katalogu wolnorynkowych działań wzmacniających konkurencję. Zawsze można mieć z tyłu głowy ryzyko powstania firmy „zbyt dużej, by upaść”. I trudnej w zarządzaniu, zwłaszcza jeśli będą ją nadzorowali politycy. To z całą pewnością jest ryzyko tej transakcji. Z drugiej strony trudno odmówić logiki decydentom – jeśli będzie sytuacja, w której np. PZU ma nadwyżkę kapitału, a Bank Pekao go potrzebuje na finansowanie portfeli kredytowych, to zarządzanie kapitałem będzie łatwiejsze.
Byłaby to więc realizacja projektu po części politycznego (zwiększanie potencjału polskich firm i poziomu samowystarczalności kapitałowej polskiej gospodarki), ale po części biznesowego (racjonalizacja zarządzania kapitałem). Efekt skali może pomóc się rozwijać w Europie, ale polskie instytucje finansowe nie mają dobrych doświadczeń w takiej ekspansji. Trend ostatnich kilkunastu lat, pod którym podpisują się wszystkie najważniejsze siły polityczne w naszym kraju, wskazuje jednak na potrzebę wzmacniania krajowych instytucji i krajowego potencjału inwestycyjnego.
Wielkie banki będą finansować inwestycje. Ale czy to się opłaci?
Słowa komunikatu: „uwolnimy dużą nadwyżkę kapitału” mogą być w tym kontekście kluczowe. Gigantyczne potrzeby inwestycyjne, z których wyjątkowo kapitałochłonne będą wielkie projekty energetyczne, jak np. budowa energetyki jądrowej czy wsparcie dla wytwarzania energii odnawialnej. Do wyboru jako kraj mamy środki europejskie, pożyczki i kredyty z zagranicy, emisje obligacji dla inwestorów w Polsce i za granicą. Pod inwestycjami będą musiały się również podpisać krajowe instytucje finansowe, które dysponują największymi zasobami na realizację wielkich zadań.
Jak zabezpieczyć interesy akcjonariuszy w takim projekcie korporacyjno-inwestycyjnym? Czy będą oni współwłaścicielami podmiotu, który rzuca dziesiątki miliardów złotych na projekty infrastrukturalne ważne dla państwa i nie zawsze rentowne, choć strategiczne? Przecież premier niedawno mówił na warszawskiej giełdzie, że spółki Skarbu Państwa są nie tylko po to, żeby zarabiać. W komunikacie czytamy, że fuzja „przyniesie korzyści akcjonariuszom”. Komunikat przywołuje słowa prezesa PZU Andrzeja Klesyka:
„Transakcja ułatwi finansowanie ważnych przedsięwzięć i inwestycji, których potrzebuje polska gospodarka, m.in. w obszarach energetyki, obronności czy nowych technologii”.
Prezes Banku Pekao Cezary Stypułkowski widzi w połączeniu szansę stworzenia liczącego się w skali Europy podmiotu bankowo-ubezpieczeniowego. Tego typu wehikuł nie będzie już tylko gigantem w skali kraju, tylko będzie mógł być dostrzeżony z Londynu czy Nowego Jorku. Oby.
„Wspólnie udało nam się wypracować koncepcję atrakcyjną dla akcjonariuszy, która efektywnie wykorzystuje potencjały PZU i Banku Pekao oraz optymalizuje alokowanie zasobów kapitałowych tych dwóch wielkich organizacji. Pozwoli nam to istotnie zwiększyć zdolność do kredytowania polskiej gospodarki”.
Akcjonariusze PZU i Banku Pekao muszą odpowiedzieć sobie na pytanie, czy taka możliwość wzrostu skali działania firmy (w perspektywie: wzrostu rentowności i dywidend) nie będzie okupiona zbyt dużym ryzykiem, że notowany na giełdzie holding będzie „używany” nie tylko do zarabiania pieniędzy, ale też do realizacji potrzeb państwa, czyli głównego akcjonariusza. Teraz też takie ryzyko jest, ale im bardziej strategiczna będzie skala działania Pekao-PZU, tym więcej będzie „misji specjalnych” zlecanych przez rządzących.
200 mld zł do wpompowania w polską gospodarkę. A co z zyskami?
W opinii twórców projektu, grupa powstała z połączenia największego ubezpieczyciela i drugiego co do wielkości banku w Polsce będzie dysponowała m.in. większym o ok. 200 mld zł potencjałem kredytowania w porównaniu do obecnego modelu grupy. Wśród korzyści ma być też poprawa ładu korporacyjnego i transparentności całej organizacji, wzrost sprzedaży krzyżowej wszystkich produktów oferowanych przez grupę oraz wykorzystanie w pełni kanału bankowego do dystrybucji ubezpieczeń i stworzenie grupy finansowej o silnie zdywersyfikowanej strukturze przychodów.
Kwestia ostatecznej realizacji projektów i ustalenia kierunków inwestycyjnych – czyli to, jak wykorzystać te 200 mld zł – ma należeć ostatecznie od akcjonariuszy obu instytucji. Inwestorem strategicznym jest Skarb Państwa, więc ta kwestia wydaje się przesądzona.
„Wygenerowana po zaplanowanych w memorandum przekształceniach nadwyżka będzie mogła zostać wykorzystana przez nową grupę stworzoną przez PZU i Pekao m.in. do zwiększenia finansowania prorozwojowych projektów w polskiej gospodarce, a także zwiększy potencjał dywidendowy połączonych instytucji. Ostateczna decyzja co do podziału wypracowanych nadwyżek kapitałowych będzie należała do akcjonariuszy”.
Jak zareagowali inwestorzy na warszawskiej giełdzie? Na razie akcje Banku Pekao, czyli przejmującego w transakcji, spadają o ok. 3,5%. Stabilne są natomiast akcje PZU, które nawet lekko zyskały. Być może w przypadku Banku Pekao inwestorzy obawiają się zbyt dużego wpływu polityki na decyzje podejmowane przez nowy wehikuł finansowy?
Źródło zdjęcia: materiały Banku Pekao

