Finax, czyli wywodzący się ze Słowacji fintech oferujący robodoradztwo i inwestycje w ETF-y, ma propozycję dla osób, szukających sposobów na bezpieczne lokowanie oszczędności w euro. Produkt o nazwie Euro Depozyt nie jest jednak do końca tym, na co mogłaby wskazywać jego nazwa. Jakie są jego wady i zalety?
Na początku czerwca opisywałem nowy produkt firmy Portu, skierowany do osób, które chciałyby odkładać oszczędności w euro, ale nie satysfakcjonuje ich zerowe oprocentowanie depozytów walutowych w polskich bankach. Rezerwa inwestycyjna – bo tak nazywa się ta usługa – polega na lokowaniu przez Portu pieniędzy klientów na depozycie bankowym, z oprocentowaniem zbliżonym do depozytowej stopy procentowej Europejskiego Banku Centralnego.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Gdy recenzowałem ten produkt po raz pierwszy, oprocentowanie wynosiło 2,75%, ale w połowie czerwca EBC zdecydował o podwyżce o 0,25 pkt proc., więc i Portu podniósł je do 3%. Pozostałe aspekty, wszystkie plusy i minusy tej oferty są takie same – można je przeczytać tutaj.
Finax i Euro Depozyt
Firmy inwestycyjne wyraźnie zauważyły rosnący popyt ze strony klientów na sposoby lokowania gotówki w twardej walucie. Bankowe oferty depozytów w euro czy dolarze są zazwyczaj nieoprocentowane, więc inwestor ma do wyboru trzymać waluty „na bezrobociu” albo kupować za nie instrumenty denominowane w EUR czy USD – ale to się wiąże z dodatkowym ryzykiem, które nie dla wszystkich jest akceptowalne.
Dlatego też swoją propozycję dla takich klientów pokazał Finax, czyli wywodząca się ze Słowacji platforma do inwestowania, głównie w fundusze typu ETF. Euro Depozyt, bo tak nazywa się ten produkt, ma dawać stopę zwrotu zbliżoną do podstawowej stopy procentowej EBC, a zgodnie z tą publikacją, „na dzień 22.06.2023 r. jego oczekiwana rynkowa stopa zwrotu wynosi 3,3%”.
Już na start wielki zgrzyt. Dlaczego? Ponieważ Euro Depozyt TO NIE JEST DEPOZYT. Wydawało się, że po historii z funduszami pseudopieniężnymi z czasów przed aferą GetBacku, firmy finansowe nauczyły się, że nie powinno się używać nieadekwatnych nazw w sprzedawanych produktach.
Euro Depozyt od Finax jest portfelem ETF-ów. Tyle tylko, że bardzo specyficznych – bo są to fundusze rynku pieniężnego, a więc takie, które inwestują w najbezpieczniejsze instrumenty: depozyty bankowe, krótkoterminowe obligacje rządowe i korporacyjne o najwyższych ratingach.
Z danych na stronie Finax wynika, że Euro Depozyt inwestuje w cztery takie ETF-y, a struktura aktywów w tych funduszach to ok. 60% depozyty overnight, 30% obligacje rządowe, 10% obligacje korporacyjne i poniżej 1% gotówka.
Warto jednak podkreślić, że ETF-y, które odpowiadają za depozytową część tego portfela tak naprawdę robią to przez swapy na stopę overnight na rynku międzybankowym strefy euro. A więc replikują za pomocą instrumentów pochodnych tę wartość, a nie realnie lokują tam pieniądze.
„Kiedyś postrzegaliśmy te fundusze jako bardziej ryzykowne, ponieważ oprócz ryzyka rynkowego i ryzyka stopy procentowej, inwestor ponosił ryzyko kredytowe kontrahenta (banku). To uległo jednak zmianie. Obecnie przepisy zezwalają detalicznym funduszom UCITS jedynie na ograniczoną niepokrytą pozycję w instrumentach pochodnych na kontrahenta, co znacznie obniża ryzyko kredytowe”
– tłumaczy Finax. Nie zrozumcie mnie źle, nie chcę tutaj nikogo straszyć – fundusze pieniężne, dzięki swojej dywersyfikacji i skupieniu na krótkoterminowych instrumentach mogą być oceniane nawet jako bezpieczniejsze niż depozyt w pojedynczym banku – pod względem ryzyka kredytowego, czyli groźby niewypłacalności. Jednak jest to nadal ryzyko inwestycyjne, a wycena tych instrumentów może podlegać wahaniom rynkowym.
A im więcej trzeba tłumaczyć zawiłości zabezpieczeń na rynku funduszy inwestycyjnych, lokujących pieniądze w instrumenty pochodne, replikujące indeks stawek niezabezpieczonych pożyczek overnight na rynku międzybankowym… sami rozumiecie.
Co ciekawe, Rezerwa inwestycyjna od Portu rzeczywiście lokuje pieniądze w bankach – a pieniądze klienta są objęte systemem gwarancji depozytów (a więc do równowartości 100 000 euro). Podobnie jak pieniądze, które można wysłać do Saxo, jednego z nielicznych zagranicznych banków, które przyjmują oszczędności od polskich klientów – także w euro.
Opłaty robią różnicę
Oprocentowanie obu produktów jest porównywalne, ale przewagę ma Euro Depozyt (3,3%) nad Rezerwą inwestycyjną (3%). Tę różnicę niwelują jednak niemal w całości koszty. Finax liczy sobie za swój Euro Depozyt 0,5% rocznie, zaś Portu połowę mniej, bo 0,25% rocznie.
To oznacza, że finalnie oba produkty mogą dać taki sam zysk netto. A skoro o netto mowa, to w grę wchodzą przecież jeszcze podatki. W przypadku tradycyjnej lokaty bankowej to bank odprowadza za nas podatek. W przypadku tych dwóch produktów musimy to zrobić sami.
Czego możemy się spodziewać po obu firmach? Finax od początku 2022 r. ma zarejestrowany oddział w Polsce, a więc wystawia swoim klientom PIT-8C. Portu jest natomiast częścią czeskiego Wood&Company z siedzibą w Pradze, więc przygotowuje „roczne zestawienie podatkowe”. Kto inwestuje za pomocą zagranicznych platform, ten wie, czego się spodziewać. Kto tego jeszcze nie zrobił – musi liczyć się z tym, że spędzi na wypełnianiu PIT-u więcej czasu niż zwykle.
Finax jest relatywnie popularną marką w Polsce, która w przeciwieństwie do konkurencji jak Aion czy Wealthseed nie wycofała się z rynku. Dla jego użytkowników taki produkt może być dość wygodny w obsłudze – o ile sami nie zdecydują się zainwestować w takie ETF-y o niskim profilu ryzyka.
Przeczytaj też: Kolejny fintech kończy obsługę klientów detalicznych w Polsce. Posiadacze kont dostali dziś wypowiedzenia umów. I prośbę o zabranie pieniędzy
Zastanawiam się jednak nad potrzebą, jaką ma zaspokajać taki pseudo-depozyt. Osoba, która zarządza swoim portfelem ETF-ów, powinna utrzymywać pewną poduszkę płynnościową: na wszelki wypadek, żeby mieć z czego zainwestować w razie pojawienia się ciekawej okazji inwestycyjnej albo powstałej w wyniku wypłaty dywidendy.
Byłoby świetnie, gdyby ta gotówka nie leżała odłogiem, ale także mogła zarabiać – do czasu, aż zostanie zatrudniona do jakichś innych celów. Jednak do takiego rozwiązania konieczne jest, by wyjęcie środków z takiego produktu było możliwie szybkie. W przypadku zarówno Rezerwy inwestycyjnej, jak i Euro Depozytu na pieniądze trzeba czekać do 10 dni. Nie jest to więc rozwiązanie dla klientów, którzy rzeczywiście szybko obracają środkami.
Zostaje więc rzeczywiście alternatywa dla eurowej lokaty w banku. Oba te rozwiązania mają niskie ryzyko – Portu jest bezpieczne „ustawowo” dzięki gwarancjom depozytów bankowych (przynajmniej dopóki lokuje pieniądze klientów w obligacje, a nie w część inwestycyjną), a Finax ma produkt bezpieczny „technicznie”, dzięki inwestowaniu w specyficzne produkty i dywersyfikację (choć nadal klient ponosi niewielkie, ale jednak ryzyko rynkowe).
Teoretycznie ktoś, kto ma rachunek na jakiejś platformie inwestycyjnej, albo w biurze maklerskim, które oferuje dostęp do zagranicznych ETF-ów, mógłby we własnym zakresie zainwestować w fundusze rynku pieniężnego. Diabeł tkwi jednak w szczegółach – a dokładnie w opłatach. ETF-y w portfelu Euro Depozyt mają koszty roczne od 0,05% do 0,14%, ale trzeba przecież doliczyć także opłaty transakcyjne czy depozytowe (nomen omen), a także różnice kursowe. Wielce prawdopodobne, że Finax, który rozlicza takie transakcje „hurtowo”, ma niższe koszty niż klient biura maklerskiego „w detalu”.
Źródło zdjęcia: Markus Winkler/Unsplash