Jeden tylko Elon Musk w ciągu ostatnich kilku dni pokazał „przechwycenie” lądującej rakiety, robotaksówki i humanoidalne roboty. Wynalazki, o których w Europie możemy tylko pomarzyć. Mario Draghi stworzył raport o perspektywach na nowoczesną technologicznie Europę. Jednak taka Europa, którą rysuje raport Draghiego… raczej już nie powstanie. Przynajmniej w najbliższym czasie. Z jednego prostego powodu
Największe światowe innowacje już od jakiegoś czasu powstają tylko w dwóch regionach świata – USA oraz w Azji. Europa rozpaczliwie broni się przed zalewem nowocześniejszych i tańszych produktów, tak jak np. przed samochodami z Chin, na które chce wprowadzić wysokie cła. Inaczej Europejczycy przestaliby kupować wyroby z fabryk Volkswagena, czy Mercedesa i europejski przemysł motoryzacyjny poszedłby z torbami.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Tymczasem sam tylko Elon Musk w ciągu ostatnich kilku dni pokazał jak przechwycić na Ziemi rakietę pędzącą z kosmosu z prędkością 1600 km/h, zaprezentował pierwszy przeznaczony do masowej produkcji samochód autonomiczny (robotaxi) oraz wypuścił do obsługi gości na imprezie Tesli kilkadziesiąt robotów humanoidalnych. A przecież USA to nie tylko Elon Musk. Z dziesięciu najwyżej wycenianych firm świata osiem pochodzi z Ameryki. Nie brakuje tam też pieniędzy na inwestycje. Rynek kapitałowy USA to już połowa łącznej kapitalizacji wszystkich giełd świata.
Co musi zrobić Europa, żeby dogonić USA i Chiny? Poprawić wydajność pracy, jej konkurencyjność, a przede wszystkim – szybko i efektywnie wdrażać innowacyjne rozwiązania. Tak, jak potrafią to robić np. w USA. Tego na razie nie ma. A bez poprawy – i to zdecydowanej – w tych obszarach pozostaniemy o całe dekady w tyle za Amerykanami i Chińczykami. Niektórzy mówią, że eksplozja amerykańskich koncernów technologicznych to bańka spekulacyjna. Ale może się okazać, że to nie bańka, tylko rewolucja technologiczna.
Wydajność pracy musi wzrosnąć. Inaczej będzie z nami źle
Musimy wygenerować w Europie dobre środowisko dla śmiałych projektów, pogłębiania integracji europejskiej, wspólnego tworzenia przełomowych innowacji. To najważniejszy warunek już nawet nie tyle ucieczki do przodu, ile podążania za największymi potęgami świata. Tak przynajmniej wynika z raportu Maria Draghiego o konkurencyjności europejskiej gospodarki. Potrzebujemy jednolitego rynku i bliższej współpracy – to warunek, by wyrwać się z pułapki wolno rosnącej wydajności i niskiej konkurencyjności pracy.
Europejska wydajność pracy poprawia się, ale w bardzo wolnym tempie od mniej więcej 20 lat. Jak dotąd udawało się to żółwie tempo kompensować np. większą liczbą zatrudnionych kobiet czy zatrudnianiem bezrobotnych. Nie zwiększało to jednak wydajności, tylko… liczbę pracowników w europejskiej gospodarce. Jednak te proste rezerwy na rynku pracy powoli się kończą. O ile już się nie skończyły.
Sytuacja demograficzna radykalnie się zmienia. Pula osób, które można zatrudnić, znacząco się skurczyła, za to Europę czekają dekady kurczenia się liczby ludności w wieku produkcyjnym. Jak czytamy w raporcie Draghiego, przewiduje się, że do 2040 r. z europejskiego rynku pracy będą znikać netto 2 miliony pracowników rocznie. Jeśli poprawa wydajności pracy będzie równie wolna co w ostatnich 10 latach, to gospodarka europejska pogrąży się w stagnacji co najmniej do roku 2050.
Tymczasem wydajność w Europie rośnie o wiele za wolno – w ciągu ostatnich 20 lat różnica w PKB między Europą a USA zwiększyła się – na niekorzyść Europy – do 12% z okolic zera. Aż 70% tej różnicy wynika z różnic we wzroście wydajności pracy.
Jeśli wydajność nie zacznie szybciej rosnąć, to PKB Europy stanie w miejscu, a naszego kontynentu nie będzie po prostu stać na podjęcie niezbędnych wyzwań. Nie tylko nie będziemy gonić Ameryki i Chin, ale po prostu będziemy zostawać coraz bardziej w tyle. Europa zacznie się zsuwać po równi pochyłej.
Jak podnieść wydajność? Tylko innowacje
Jakie są źródła tego wolniejszego wzrostu Europy w stosunku do USA? Okazuje się, że źródło jest jedno – sektor technologiczny. Musimy wymyślić na nowo swój własny innowacyjny sektor technologiczny. Może nie poprzez stworzenie europejskich gigantów na miarę Google czy Microsoft (to się nie uda), ale przynajmniej przez wejście w pojawiające się nowe obszary technologiczne, np. sztuczną inteligencję. Potrzebujemy firm technologicznych wytwarzających przełomowe rozwiązania.
Tylko że my takich firm praktycznie nie mamy. Trzy europejskie firmy wydające najwięcej na badania i innowacje to koncerny samochodowe i tak jest w Europie od 20 lat. To sytuacja identyczna z tym, jaka miała miejsce w USA, ale… 20 lat temu. Za Oceanem też największymi koncernami były giganty motoryzacyjne. Jednak to już przeszłość. Gospodarkę ciągną i to bardzo szybko do przodu Big Techy. Dodatkowo firmy europejskie wydają na badania o 270 mld euro mniej niż ich konkurenci zza Oceanu. Efekt? Spośród 50 największych firm technologicznych na świecie tylko cztery są europejskie.
Symboliczne jest to, że najbogatszy Europejczyk, trzeci najbogatszy człowiek świata, to Bernard Arnault, francuski multimiliarder, który jest twórcą i właścicielem największego na świecie konglomeratu wyrobów luksusowych LVMH. Tak, produkty luksusowe – ubrania, perfumy, szampany – dobrze się sprzedają. Jest jedno „ale”. Nie są motorem wzrostu naszego kontynentu i nie mają znaczenia w wyścigu technologicznym wielkich tego świata.
Co więcej, choć spora część europejskich uczelni ma osiągnięcia na polu innowacji, to już o wiele gorzej jest z komercjalizacją. Wynika to z faktu, że europejscy naukowcy są słabiej związani z klastrami innowacyjnymi, które odgrywają istotną rolę w komercjalizacji w sektorach wysokich technologii. Efekt? Jeśli spojrzymy gdzie można już przejechać się autonomiczną taksówką, to zobaczymy Europę ziejącą przeraźliwą pustką.
Jaka jest recepta Draghiego? I dlaczego jest… kompletnie nierealna?
Raport Draghiego pojawił się w momencie, kiedy startuje nowa Komisja Europejska. To potencjalnie dobry czas na tworzenie nowych, wielkich projektów. UE pieniądze ma. Jednak musiałaby je nieco inaczej wydawać. Przede wszystkim musiałaby zwiększyć pulę pieniędzy na badania. I zadbać o to, żeby badania były skonsolidowane, a nie rozproszone jak obecnie. W tym miejscu pojawia się pytanie, czy nasz ośrodek badań nad sztuczną inteligencją IDEAS NCBR miałby szansę na dofinansowanie? Czy raczej zyskałyby ośrodki badań w zachodniej części naszego kontynentu?
Według Draghiego, który zignorował naszą część kontynentu i skoncentrował się na najbardziej rozwiniętych regionach Europy Zachodniej, istotną rolę w nauce mogłoby mieć powołanie europejskiego odpowiednika agencji DARPA, czyli amerykańskiej agencji rządowej, której finansowanie pozwoliło stworzyć zalążki internetu. Jakie są kolejne zalecenia Draghiego?
Europa powinna finansować tylko przełomowe technologie. Obecnie – zbyt wiele środków w UE idzie w dziedziny, które takiego przełomowego charakteru nie mają. Chodzi też o propozycje dla innowacyjnych firm: jednolity patent europejski czy wprowadzenie statusu „Innowacyjnej Spółki Europejskiej” z jednolitą tożsamością cyfrową i dostępem do zharmonizowanych przepisów korporacyjnych, upadłościowych, części prawa pracy i podatkowego. Powinna też nastąpić konsolidacja rynku telekomunikacyjnego, żeby zwiększyć zdolności inwestycyjne w tym kluczowym sektorze.
Dla efektywnego sfinansowania takich zamierzeń Europa potrzebowałaby, według raportu, co najmniej 750 do 800 mld euro rocznie. Czyli dodatkowe 4,4-4,7% unijnego PKB z 2023 r. Takie wydatki oznaczałyby, że UE wydaje na inwestycje 27% PKB, czyli najwięcej od lat 60. i 70. XX w. Dla porównania – Polska na inwestycje wydała w ciągu 12 miesięcy zakończonych w czerwcu tego roku niecałe 18% swojego PKB. Jednak pod tym względem jesteśmy w ogonie Unii, inne państwa są od nas lepsze. Unia musiałaby więc równać w zakresie inwestycji do najlepszych.
Jak sfinansować takie przyspieszenie inwestycyjne? Europa musi poprawić efektywność swoich rynków finansowych. Według raportu są one obecnie zbyt rozdrobnione i przyciągają za małą część oszczędności gospodarstw domowych. By rynki zostały wzmocnione, potrzebny jest jednolity rynek kapitałowy (Single Capital Market), z unijnym regulatorem i jednolitymi regulacjami. Rynki te potrzebują również więcej kapitału długoterminowego ze względu na słabość unijnych funduszy emerytalnych.
Istotnym problemem Europy jest to, że polega ona głównie na finansowaniu bankowym, które słabo nadaje się do finansowania innowacji. Dodatkowo europejskim bankom brakuje skali działania. Wynika to z rozdrobnienia rynku – a sekurytyzacja w Europie jest wciąż w powijakach. Europa powinna więc ułatwić bankom operowanie w skali ponadnarodowej i rozluźnić ciasny obecnie gorset regulacyjny dla sekurytyzacji.
No i w końcu, by móc sfinansować unijną pomoc dla inwestycji i pomóc zbudować jednolity rynek kapitałowy, UE powinna zacząć regularnie emitować „wspólne bezpieczne aktywa” (commonn safe assets) – rodzaj unijnych obligacji. Będą one tym bardziej potrzebne, że od 2028 r. Unia będzie ponosić koszty spłaty instrumentów, które sfinansowały NextGenEU (czyli fundusz antycovidowy).
Co Europejczycy na plan Draghiego? Głosują na eurosceptyków
Jak nietrudno zauważyć, że istotna część propozycji Draghiego to tak naprawdę „więcej Europy” i „jeszcze bardziej jednolity rynek”. I są to propozycje, które nawet wśród tak zwanych partii głównego nurtu, w większości zdecydowanie proeuropejskich, budzą co najmniej mieszane uczucia. Powiedzmy otwarcie – propozycje Draghiego, o których napisałem w poprzednich akapitach, są nie do przyjęcia w obecnej Unii Europejskiej.
Weźmy emisje „wspólnych bezpiecznych aktywów”. Podobny instrument był proponowany przez Grecję ok. 10 lat temu i napotkał wtedy silny opór ze strony Niemiec. Nasz zachodni sąsiad co prawda zatwierdził emisje takich instrumentów, by sfinansować NextGenEU, ale miał to być instrument jednorazowy, na wydobycie Europy z covidowego kryzysu. Draghi chce stałej emisji takich instrumentów, by zaspokoić inwestycyjne potrzeby Europy.
Z innymi propozycjami nie jest lepiej. Więcej finansowania badań przechodzące przez UE? A kto nam zagwarantuje, że to „nasi” dostaną pieniądze? I dlaczego to urzędnicy z Brukseli mają decydować, na jaki startup one pójdą? Innowacyjna Spółka Europejska? To częściowe wyjmowanie firmy z krajowego systemu prawnego i podatkowego. Większa koncentracja na rynku telekomunikacyjnym? Miło brzmi dla potencjalnych przejmujących. Ale w kraju przejmowanego telekomu usłyszymy stary argument o sprzedawaniu rodowych sreber.
Konsolidacja unijnego systemu bankowego? Jeszcze gorzej niż w telekomach. Banki to jest suwerenność. Przykład mieliśmy dosłownie kilka dni po opublikowaniu raportu Draghiego – plany włoskiego Unicreditu przejęcia niemieckiego Commerzbanku spotkały się z gniewną reakcją niemieckiego rządu. Efekt jest taki, że w Europie coraz trudniej dogadywać się w sprawie innowacji, a niektórzy złośliwcy na portalu społecznościowym Elona Muska nawet szydzą porównując największe wynalazki ich idola z najgłośniejszymi ostatnio innowacjami z Europy.
Sęk w tym, że żaden z krajów Europy – ani z Zachodu, ani tym bardziej z Europy Środkowej – nie jest na tyle silny kapitałowo i jeśli chodzi o potencjał naukowy, żeby rywalizować z takimi potęgami, jak USA, czy Chiny. Niestety, czy to lubimy czy nie, możemy cokolwiek zdziałać tylko współpracując i wykorzystując fakt, że Unia Europejska jako całość to wciąż prawie 450 mln konsumentów i równowartość 17 bilionów dolarów PKB (dla porównania: USA generują 29 bilionów dolarów rocznie).
Ale wśród Europejczyków wahadło przechyla się raczej w drugą stronę, niż w kierunku łączenia sił europejskiej nauki i biznesu. W Austrii niedawno wybory wygrała prawicowo-populistyczna Wolnościowa Partia Austrii. To partia bardzo eurosceptyczna. Wygrana FPÖ nie była pierwszym sukcesem eurosceptycznej prawicy w ostatnim czasie. W ubiegłym roku wybory w Holandii wygrała antyimigrancka PVV Geerta Wildersa, w tegorocznych wyborach we Francji Zjednoczenie Narodowe, choć nie wygrało, to osiągnęło najlepszy rezultat w historii, a w niedawnych wyborach we wschodnich niemieckich landach sukcesy święciła skrajnie prawicowa AfD.
Nie będzie realizacji planu Draghiego. Co z tego dla nas wynika?
Te rozliczne przeszkody to złe wieści dla propozycji Draghiego. I, jeżeli były szef ECB ma rację, również dla Europy, która już dotarła „do punktu, w którym bez jakiegoś przyspieszenia, będziemy musieli poświęcić nasz dobrobyt, nasze środowisko lub naszą wolność”.
Co z tego dla nas wynika? Cóż, raport raportem, a życie potoczy się dalej. Zbyt śmiały raport, ze zbyt rewolucyjnymi wnioskami o konieczności wzmocnienia jednolitego rynku, spowodował raczej przestrach u klasy politycznej i u mieszkańców (którzy się tym raportem zainteresowali) niż wolę realizacji tych pomysłów. Europa z trudem rozwiązuje bieżące problemy społeczne i polityczne, takie jak nielegalna imigracja czy wojna w Ukrainie. A myślenie o tym co będzie za 20 lat odkłada na później.
Pod względem finansowym państwa europejskie wciąż zajęte są wydawaniem środków z pocovidowego programu wzmocnienia gospodarek, którego polskim wyrazem jest KPO. Pamiętajmy jednak, że obecnie kraje UE z trudem i mozołem wydają pieniądze na cele zaplanowane dobrych kilka lat temu. Chodziło wtedy głównie o ochronę rynku pracy i wzmocnienie istniejących od dawna przemysłów i firm. Tworzenie nowej jakości? O, to może w kolejnej pięciolatce. A może i później. Wtedy USA i Chiny będą już daleko przed nami.
Źródło zdjęcia: SpaceX