Jak to możliwe, że burmistrz miasta dowiaduje się o nadciągającej fali z przerwanej tamy od dziennikarzy? Dlaczego ludzie – w dobie aplikacji mobilnych i internetu satelitarnego – muszą apelować o pomoc w swoich miejscowościach za pomocą kamer telewizyjnych? Jak to możliwe, że prognozy o tym, kiedy i ile wody przypłynie, nie były udostępniane mieszkańcom w czasie rzeczywistym? Tego, jak przekazywać mieszkańcom prognozy o nadchodzącym kataklizmie, jak pokazywać dane o bieżącej sytuacji, jak umożliwić zgłaszanie potrzeby pomocy – możemy się uczyć od Amerykanów. Jak to działa w kraju regularnie nawiedzanym przez powodzie i huragany?
Oglądaliśmy przez ostatnie dni fotografie i materiały wideo pokazujące tragiczną powódź w południowo-zachodniej Polsce. Często poruszające. Ale to, czego dojmująco brakowało, to brak szczegółowej prezentacji i wizualizacji danych w czasie rzeczywistym. Dane o powodzi, „mielone” online i udostępniane ludziom, powinny ułatwić przygotowanie do walki z żywiołem, przyspieszyć popowodziową pomoc i znacznie obniżyć jej koszty.
- Osiągnąłeś sukces? Nie chcesz tego zaprzepaścić? Zaplanuj sukcesję. Może w tym pomóc notariusz. A jak? Oto przegląd opcji [POWERED BY IZBA NOTARIALNA W WARSZAWIE]
- Kiedy przychodzi ten moment, że jesteś już gotowy do lokowania części oszczędności za granicą? Pięć warunków, od których to zależy [POWERED BY RAISIN]
- Tego jeszcze nie było. Złoto drożeje szybciej niż akcje. Jak inwestuje się w „papierowy” kruszec? I po co w ogóle to robić? [POWERED BY XTB]
Czy sztaby kryzysowe na Dolnym Śląsku dysponowały wystarczającymi danymi? Być może. Ale nie było tego widać w reakcjach mieszkańców. Nie mieli do nich dostępu poszkodowani i wolontariusze chętni do pomocy napływający z całego kraju. Najpierw słyszeliśmy, że najbardziej brakuje ofiarom powodzi wody pitnej. Nie minął tydzień, a media zaczęły informować, że na zalane tereny napłynęło… za dużo transportów z butelkowaną wodą. Nie ma już gdzie jej składować. Mnóstwo dobrej woli i potencjału „pomocowego” się marnowało.
Katastrofy związane ze zjawiskami atmosferycznymi to codzienność wielu obszarów w USA. Co roku Stany Zjednoczone tracą z powodu niekorzystnych zjawisk klimatycznych ok. 1% PKB, czyli ok. 390 mld dolarów. Według wstępnych szacunków polskiego Ministerstwa Infrastruktury obecna powódź już wygenerowała straty w podstawowej infrastrukturze wodnej, drogowej i kolejowej warte ok. 10 mld zł. Rząd z kolei przyjął projekt ustawy o usuwaniu skutków powodzi i plan odbudowy, w którym mowa jest o przeznaczeniu 23 mld zł, czyli ok. 0,7-0,8% PKB.
Pewnych strat nie da się uniknąć, jeśli dużo ludzi mieszka w rejonach nawiedzanych suszą, pożarami, huraganami, ulewnymi deszczami, powodziami itp. Można jednak poprawić jakość zbieranych danych, żeby zminimalizować straty i przyspieszyć ich naprawianie. Jak to się robi w USA?
Katastrofy co i rusz. Czy trzeba się wyprowadzić? Wręcz przeciwnie!
Znana prawda mówi, że lepiej zapobiegać niż leczyć. Dotyczy ona nie tylko zdrowia, ale też katastrof naturalnych. Lepiej jest zawczasu przygotować się do wystąpienia klęsk żywiołowych. W tym – zadbać o jakość informacji o tym, co się może wydarzyć albo już się dzieje. Informacja jest kluczowa na wszystkich etapach – przewidywania kataklizmu, ostrzegania o nadciągających niebezpieczeństwach, pomocy dla ofiar.
Ciekawy jest przykład USA, które nawiedzane są przez kataklizmy klimatyczne dosyć regularnie. Szczególnie słyszymy o huraganach i tornadach w południowej części USA. Za wiatrem idą powodzie. Ponieważ zjawiska te są powtarzalne, niektóre regiony właściwie co roku przygotowują się do obrony przed żywiołem. Nie oznacza to jednak, że wysoka częstotliwość katastrof klimatycznych zniechęca ludzi do osiedlania się w ryzykownych miejscach. Jest… wprost przeciwnie.
Mieszkańcy USA chętnie osiedlają się w miejscach, które najbardziej cierpią na ekstremalnych zjawiskach pogodowych. To dotyczy m.in. południa Stanów Zjednoczonych, u ujścia królowej amerykańskich rzek – Missisipi. Ciekawe wnioski przynosi pewne badanie amerykańskich naukowców, którzy połączyli dane o występowaniu katastrof pogodowych z danymi o osiedlaniu się nowych mieszkańców.
Liczba mieszkańców najbardziej „ryzykownych” obszarów w USA rosła w ostatnich dekadach nieproporcjonalnie szybciej niż kilkadziesiąt lat temu. Żeby dokładnie zobaczyć, gdzie mieszkają ludzie i gdzie występuje zwiększone ryzyko, naukowcy stworzyli indeks ryzyka nałożony na mapkę całego kraju w rozbiciu na powiaty, hrabstwa. Widać tu ryzyko w związku z możliwością wystąpienia 16 różnych typów zagrożeń pogodowych. Chodzi o lawiny, powodzie przybrzeżne, fale zimna, susza, grad, fale upałów, huragany, burze lodowe, osuwiska, pioruny, powodzie rzeczne, silne wiatry, tornada, tsunami, pożary lasów i mrozy.
Dane przydają się do analizy związków między lokalną dynamiką wzrostu populacji a ryzykiem klimatycznym. Np. ryzyko klimatyczne na północnym wschodzie i południu (szczególnie na południu Florydy) koncentruje się w hrabstwach nadmorskich. Na zachodzie obszar najwyższego ryzyka klimatycznego przypada na hrabstwa na granicy Kalifornii i Arizony. Środkowy Zachód jest generalnie regionem o niskim ryzyku klimatycznym, tylko niektóre hrabstwa w Nebrasce i Kansas wykazują umiarkowanie wysokie ryzyko klimatyczne.
Poniższa mapa przedstawia złożony pomiar ryzyka dla każdego hrabstwa w podziale na cztery wielkie obszary: północny wschód, środkowy zachód, południe i zachód. Hrabstwa o większym ryzyku zaznaczone są na czerwono a hrabstwa o niższym ryzyku – na fioletowo:
Dlaczego ludzie chcą mieszkać na zagrożonych terenach?
Jak taka mapka wyglądałaby w Polsce? Ryzyko bycia ofiarą kataklizmu byłoby również większe na obrzeżach kraju, głównie na południu, gdzie częściej występują np. powodzie i wichury. Kierunki migracji w Polsce są w stronę wielkich miast leżących przeważnie w dolinach. Niektóre z nich są w stosunkowo dużym stopniu narażone na ryzyko intensywnych zjawisk atmosferycznych (tak jak aglomeracje Dolnego Śląska, głównie Wrocław).
Teoretycznie rozpoznanie zagrożeń powinno skłonić ludzi do przeniesienia się do rejonów bezpieczniejszych. Nic z tych rzeczy. Wykresy osiedlania się nowych mieszkańców pokazują, że właśnie w hrabstwach o wyższym ryzyku powodzi czy wichur przybywa mieszkańców, a w tych o ryzyku niższym – dynamika nie jest wysoka.
Dlaczego tak się dzieje? Badacze doszli do wniosku, że to przesunięcie populacji w stronę lokalnych obszarów wysokiego ryzyka i wysokiej urbanizacji może wynikać z tego, że te miejsca mogą oferować więcej miejsc pracy i wysokie płace. Są to często tereny atrakcyjne widokowo i turystycznie, często też z atrakcyjnym mikroklimatem. W rezultacie ludzie lgną do tych obszarów pomimo dużego narażenia na powodzie, pożary czy tornada. Potencjalne szkody z powodu katastrof pogodowych są postrzegane jako „koszt prowadzenia działalności” w tych lokalizacjach.
Naukowcy zbadali jeszcze, czy te wyniki różnią się w zależności od rodzaju zagrożenia czynnikami naturalnymi – czy to będzie tornado, susze, czy pożary lub powodzie itd. W przypadku większości rodzajów zagrożeń wzrost populacji wciąż był wyższy w hrabstwach o wysokim ryzyku klimatycznym niż w hrabstwach o niskim ryzyku (z wyjątkiem tornad i gradu). Potwierdza to teorię, że ludzie nie wycofują się z zagrożonych terenów.
Trend rosnącej populacji i rozrastania się aglomeracji na „ryzykownych”, ale coraz bardziej zaludnionych obszarach oznacza, że przyszłe zdarzenia klimatyczne będą wywoływać coraz większe szkody. Na poniższych grafikach wykresy populacji dla poszczególnych części USA.
Straty z roku na rok są więc coraz większe. Liczba katastrof związanych z klimatem w USA, które kosztowały ponad 1 miliard dolarów, wzrosła w latach 2010–2020 ponad dwukrotnie w porównaniu z poprzednią dekadą. Jakie są powody? Z jednej strony rosnąca częstotliwość i intensywność zdarzeń związanych z klimatem, z drugiej – wzrastająca liczba ludzi i rosnąca aktywność gospodarcza na obszarach wysokiego ryzyka, co zwiększa wartość nieruchomości i aktywów zagrożonych pożarami, wichurami czy powodziami.
Gdzie uderzy huragan? Kto nie ma prądu? Mapy online na pomoc
Indeks ryzyka to jedno, a wykorzystanie wszelkich dostępnych możliwości do zapobiegania skutkom katastrof – to drugie. Jeśli już ludzie chcą mieszkać w miejscach narażonych na różne katastrofy, to nie znaczy, że muszą za każdym razem zaczynać życie od nowa. Zbieranie danych i zarządzanie nimi to w chwilach katastrof bardzo przydatna rzecz.
Np. w południowych stanach USA częstym zjawiskiem atmosferycznym jest huragan Francine. Jego występowanie można dość dokładnie określić w ramach obserwacji meteorologicznych. Na platformie Bloomberg News można znaleźć ciekawe mapki, które pokazują skalę zbieranych danych i możliwości ich użycia w całym procesie przygotowania się do huraganu i ograniczanie jego skutków (np. awarii prądu).
Na mapce poniżej widać dokładny kierunek przesuwania się huraganu z dokładnym czasem wystąpienia na danym terenie podanym w godzinach. Można dokładnie przewidzieć, w które dokładnie miejsca uderzy huragan tym razem, czyli 11-12 września. Są to okolice Nowego Orleanu:
Mieszkańcy mogą się więc przygotować. W razie potrzeby mogą wyjechać w rejony mniej narażone i wrócić po wycofaniu się huraganu. Jeśli nie ma takiej potrzeby, mogą starać się zabezpieczyć własne domy i budynki publiczne w swojej miejscowości, np. wzmocnić okna i drzwi, ewentualnie zejść do piwnicy, gdyby było większe ryzyko zniszczenia domu. Prezentacja w mediach danych o spodziewanym przebiegu zdarzenia ułatwia decyzje mieszkańców.
Po przejściu huraganu Francine kolejny etap to zbieranie danych o awariach w domach, głównie – braku prądu i uszkodzeniach infrastruktury. Służy do tego system pozwalający mieszkańcom zgłaszać uszkodzenia. To umożliwia nie tylko szybkie oszacowanie skali szkód, ale też koniecznej pomocy. W wyniku dokładnego monitoringu i zbierania danych powstają nowe dynamiczne mapki, na których widać awarie i uszkodzenia, a także poważniejsze zniszczenia. Mieszkańcy mogą śledzić dane na bieżąco w mediach lokalnych.
Huragan Francine dotarł do południowej Luizjany 11 września. Zgłoszone przerwy w dostawie prądu w Luizjanie, Missisipi i Alabamie pozwoliły stworzyć szczegółową mapkę potrzeb. Po najechaniu kursorem widać informacje nie tylko z każdego hrabstwa, ale też z każdej parafii. Na grafice poniżej po najechaniu kursorem na obszar parafii Richland otrzymałem wynik – 8 gospodarstw domowych zgłosiło brak prądu. Oczywiście, gdyby sprawdzić taki wynik w samym epicentrum, liczba szkód i awarii byłaby wyższa. Szkody są proporcjonalne do gęstości populacji i aglomeracji.
Zgłoszona liczba klientów bez prądu na 13 września (podana jest dokładna liczba w każdej jednostce terytorialnej poszczególnych powiatów!) to wynik aktywności mieszkańców, którym zależy na tym, żeby wszelkie potencjalne awarie były jak najszybciej usuwane. To również wynik współdziałania jednostek administracji terytorialnej z operatorami i dostawcami prądu. Ciekawe jest to, że chodzi nie tylko o dane zgłaszane indywidualnymi ścieżkami do lokalnego centrum dowodzenia kryzysem, ale też o kompleksową informację dla wszystkich zainteresowanych.
Dane o powodzi to podstawa. I informacja, komu pomóc
Zebranie i usystematyzowanie danych – takich jak te widoczne powyżej – w świecie szybkiej komunikacji komórkowej i satelitarnej, jeśli normalna łączność telefoniczna zawiedzie, nie powinno generować trudności. W Polsce mamy system powiadamiania o nadzwyczajnych niebezpiecznych zdarzeniach – RCB. Dostępne są aplikacje pogodowe. Jednak w czasie ostatniej powodzi na Dolnym Śląsku nie widać było zintegrowanej informacji.
O skali przepływu wody, naporze wody na poszczególne zapory, stopniu napełnienia zbiorników retencyjnych i miejscach wystąpienia powodzi, a potem o potrzebach pomocy, dowiadywaliśmy się ze szczątkowych komunikatów. Media pełne były obrazów, ale – nie map z danymi. A przecież te dane były zbierane. Nie było po prostu żadnego miejsca, w którym mogłoby być agregowane.
Efektywny wczesny system ostrzegania powinien umożliwić racjonalną i uporządkowaną akcję ewentualnej ewakuacji, a potem powrotu ludzi do mieszkań. Nie powinno np. dochodzić do tego, żeby przeniesienie chorych ze szpitala w Nysie odbywało się już w sytuacji bezpośredniego zagrożenia, kiedy woda niemal wdziera się do budynku. Również wiele samochodów można było wcześniej przenieść na wyżej położone miejsca, a wyposażenie wielu mieszkań zgromadzić na wyższych piętrach budynków mieszkalnych.
Wystarczyłoby, aby każdy mieszkaniec miał dostęp do mapy z sytuacją powodziową online: gdzie jest woda, ile jej jest, gdzie są uszkodzone linie energetyczne, które drogi są już nieprzejezdne. Na podstawie map z tymi informacjami każdy mógłby w porę zareagować i uratować większą część dobytku. A tymczasem o tym, że po przerwaniu tamy w Stroniu Śląskim gigantyczna fala zmierza do Kłodzka, jego burmistrz dowiedział się od dziennikarzy. Zarówno on, jak i wszyscy mieszkańcy, powinni mieć to pokazane na mapach, łącznie z prognozą – kiedy i ile wody przypłynie oraz które tereny będą zalane.
Mapy z prognozą sytuacji, informacja o stanie infrastruktury w momencie, gdy żywioł atakuje to jedno. Równie ważny jest efektywny, zaplanowany z wyprzedzeniem system zgłaszania awarii i potrzeb. Mógłby on znacznie skrócić drogę ekip ratunkowych i niesienia zwykłej humanitarnej pomocy. Ile wody, żywności czy ubrań jest potrzebne na danym terenie, kto zgłasza potrzebę interwencji medycznej, jakie tereny pozbawione są prądu, gazu, telefonów czy internetu? To wszystko można szybko ustalić. Podobnie jak szybko ustala się skalę zniszczeń podstawowej infrastruktury wodnej, drogowej czy kolejowej.
I nie chodzi tylko o szacowanie strat materialnych. Te są ważne dla późniejszej odbudowy i przygotowania środków np. na poziomie budżetu państwa przy dalszej odbudowie. Równie ważna jest informacja widoczna w mediach dla wszystkich. Dla tych zmagających się na miejscu ze zniszczeniami swoich domów i mieszkań, dla tych niosących pomoc, również dla tych, którzy chcieliby pojechać na tereny dotknięte powodzią, żeby pomóc przy bieżącym naprawianiu elementów infrastruktury przeciwpowodziowej. Kto i gdzie ma się stawić? Skąd to wiedzieć?
Jeśli mapy Google mają funkcję „potwierdź, że w tym miejscu pas wciąż blokuje uszkodzony samochód”, jeśli są aplikacje typu Yanosik, w których sami użytkownicy zgłaszają kontrole policyjne, to powinien też istnieć system, w którym każdy mieszkaniec zgłasza w aplikacji awarię prądu lub gazu, raportuje zniszczoną drogę, brak wody pitnej.
Brak takiego systemu informacji oznacza też straty dla całego regionu. Turyści nie wiedzą, czy mogą bezpiecznie wyjechać na Dolny Śląsk na wypoczynek. Wiele ośrodków turystycznych z Dolnego Śląska apeluje, żeby nie odwoływać wizyt i pobytów w hotelach i pensjonatach, wprost przeciwnie – przyjechać i w ten sposób wspomóc lokalną turystykę. Jednak przyjazd wymagałby dokładnej wiedzy o skali zniszczeń infrastruktury.
Powinna np. jak najszybciej powstać mapka terenów, po których potencjalny turysta mógłby się poruszać, żeby poza pobytem w pensjonacie mógł zwiedzić okolicę. Czy może liczyć na przejazd lokalnymi drogami albo kolejami? Które trasy górskie są dostępne, a jakich dokładnie miejsc należy bezwzględnie unikać, bo są zbyt ryzykowne? Podobnie – i dla mieszkańców, i dla turystów – potrzebna byłaby mapka dostępności sklepów i stacji benzynowych, czynnych szpitali i przychodni zdrowia, szkół, banków i bankomatów.
Prognozy pogody powinny być dostępne. Publikowała je np. dla całego regionu objętego tegoroczną powodzią Komisja Europejska. Ale same prognozy to nie wszystko. Potrzebne są dodatkowe dane, na bieżąco aktualizowane, o których pisałem powyżej.
Publiczne mapy, prognozy, dane o powodzi. Straty byłyby mniejsze?
Skończyły się czasy, w których znakiem rozpoznawczym Polski był łagodny klimat, a powodzie, ekstremalne mrozy czy upały zdarzały się raz na pokolenie. Raport Polskiej Izby Ubezpieczeń mówi, że powodzie będą się zdarzały w Polsce nie co 15 lat, lecz co 5-7 lat. I to te „klasyczne”, a przecież są jeszcze „powodzie błyskawiczne”, które wynikają z intensywnych opadów deszczu. Coraz więcej będzie pożarów, pojawią się huragany.
Poprawa retencji wody w górach (czyli odbudowa lasów), zaplanowanie nowych zbiorników retencyjnych, „odbetonowanie” rzek (żeby woda mogła się bezpiecznie rozlać na pola, zanim dotrze spiętrzona do miasta), wzmocnienie tam i budowli spiętrzających i zatrzymujących wodę na jakiś czas – tego wszystkiego potrzebujemy, ale najbardziej „przegraliśmy” tę powódź w dziedzinie przepływu informacji, a nie wody. Uczmy się od Amerykanów, jak robić to dobrze.
——————————-
ZAPISZ SIĘ NA NEWSLETTER „SUBIEKTYWNIE O ŚWI(E)CIE
Newsletter „Subiektywnie o Świ(e)cie i Technologiach” będziesz dostawać na swoją skrzynkę e-mail w każdy czwartek bladym świtem. Będzie to podsumowanie najważniejszych rzeczy, o których musisz wiedzieć ze świata wielkich finansów, banków centralnych, najpotężniejszych korporacji oraz nowych technologii.
Dzięki temu nie tylko dowiesz się, co się dzieje (to już wiesz z innych źródeł), ale też dlaczego się dzieje, jak może na Ciebie wpłynąć i dlaczego jest dla Ciebie ważne. Piszemy nasze newslettery zrozumiałym językiem, unikamy hermatycznych sformułowań i ekonomicznego, finansowego żargonu.
—————————————
POSŁUCHAJ PODCASTU „FINANSOWE SENSACJE TYGODNIA”
>>> W 231. odcinku „Finansowych Sensacji Tygodnia” gościem Macieja Samcika jest prof. Adam Mariański, szef i twórca Mariański Group. To kancelaria zajmująca się doradztwem podatkowym i strategicznym, pomocą w zarządzaniu majątkiem zamożnych Polaków oraz doradztwem w tworzeniu fundacji rodzinnych. I właśnie od fundacji rodzinnych zaczęliśmy naszą rozmowę. Ministerstwo Finansów uważa, że duża część z nich powstała tylko po to, żeby optymalizować podatki. I chce ograniczyć ich przywileje. Czy to dobry pomysł? Drugim tematem naszej rozmowy są podatki. Jak należałoby zmienić system podatkowy w Polsce, żeby było sprawiedliwie? I jak zreformować PIT – najbardziej „nierówny” podatek?
>>> 230. odcinek podcastu „Finansowe Sensacje Tygodnia” zaczęliśmy od pytania z grubej rury: czy Polska może zbankrutować? Czy my już jesteśmy w jakimś ciemnym zaułku? W ciągu kilku tygodni się okaże, którą ścieżką redukcji dziury budżetowej będziemy szli. Ale na pewno będziemy musieli więcej pożyczać. Po jakiej cenie? Co się będzie działo na świecie z ceną pieniądza, jak się będą zmieniały stopy procentowe? Kiedy spadną stopy procentowe w Polsce i jak bardzo? Czy budżet daje już znać, czym się będą różniły rządy nowej koalicji od poprzedników? O tym wszystkim Maciej Samcik rozmawia z Michałem Dybułą, głównym ekonomistą BNP Paribas Bank Polska. Podcastu można odsłuchać w Spotify, Google Podcast, Apple Podcast i na pięciu innych platformach podcastowych oraz pod tym linkiem.
>>> W 229. odcinku „Finansowych Sensacji Tygodnia” wszystko stanęło na głowie. Zamiast Samcik rozmawiać, z Samcikiem rozmawiają. A konkretnie Natalia Tur, edukatorka i mediatorka rodzinna rozmawia z Maciejem Samcikiem o… pieniądzach. Bo nie tylko pieniądze w rodzinie są ważne, ale też rozmawianie o pieniądzach. Bez tego nie nauczymy naszych dzieci oszczędności i oszczędzania. A jak nasze dzieci nie nauczą się oszczędzania za młodu, to będą musiały się uczyć za dorosłości. Czyli wtedy, kiedy my się uczyliśmy, co – jak wiemy – jest bolesne. Jak ograniczyć ból? Zapraszamy do posłuchania!
Wszystkie podcasty znajdziesz w Spotify oraz na siedmiu innych platformach podcastowych, szukaj pod hasłem „Finansowe Sensacje Tygodnia”. W każdą środę nowy podcast!
——————————-
WIĘCEJ SUBIEKTYWNOŚCI – W SOCIAL MEDIACH
Jesteśmy nie tylko w „Subiektywnie o Finansach”, gdzie czyta nas ok. pół miliona realnych odbiorców miesięcznie, ale też w mediach socjalnych, zwanych też społecznościowymi. Tam krótkie spostrzeżenia o newsach dotyczących Twoich pieniędzy. Śledź, followuj, bądź fanem, klikaj, podawaj dalej. Twórzmy razem społeczność ludzi troszczących się o swoje pieniądze i ich przyszłość.
>>> Profil „Subiektywnie o Finansach” na Facebooku śledzi ok. 100 000 ludzi, dołącz do nich tutaj
>>> Profil Maćka Samcika w portalu X (dawniej Twitter) śledzi prawie 26 000 osób, dołącz do nich tutaj
>>> Profil „Subiektywnie o Finansach” w Instagramie ma prawie 11 000 followersów, dołącz do nich tutaj
>>> Połącz się z Samcikiem w Linkedin, samcikowy profil połączyło ze swoim 23 000 ludzi. Dołącz tutaj
>>> Kontent wideo „Subiektywnie o Finansach” subskrybuje prawie 10 000 widzów. Dołącz do nich tutaj
——————————
ZOBACZ WIDEOROZMOWY „SUBIEKTYWNIE O FINANSACH TV”
Na kanale „Subiektywnie o Finansach” w portalu społecznościowym YouTube rozmowy z mądrymi ludźmi oraz wideoporadniki edukacyjne i samcikowe wideofelietony o sprawach bieżących. Zapraszamy do obejrzenia oraz do komentowania, lajkowania oraz subskrybowania kanału!
Źródło zdjęcia: Jim Witkowski/Unsplash