Prawdopodobieństwo wygranej w Lotto nie jest, delikatnie pisząc, największe: wynosi 1:13.983.816. Jeden do prawie czternastu milionów. To oznacza, że znacznie łatwiej jest np. zginąć w katastrofie lotniczej, niż wygrać główną nagrodę w Lotto. Bo jeśli rocznie linie lotnicze na świecie wykonują 28 milionów lotów rejsowych i przewożą ok. 2,1 miliarda pasażerów,, a rocznie w katastrofach lotniczych ginie średnio 1300-1500 osób, to statystyczne prawdopodobieństwo śmierci w katastrofie lotniczej wynosi jakieś 1:1.500.000. Słownie: jeden do półtora miliona, licząc to prawdopodobieństwo w skali jednego roku.
Wychodzi z nich, że jeśli raz w roku zagram w Lotto (to „duże” Lotto, w którym skreśla się sześć cyfr z 49) i raz w roku wsiądę do samolotu, to mam dziesięć razy większą szansę, że mój samolot spadnie, niż to, że trafię „szóstkę” w kolekturze. A transport lotniczy jest przecież relatywnie najbezpieczniejszym, więc aż strach liczyć dalej. Kiedyś oszacowałem, że prawdopodobieństwo śmierci w wypadku samochodowym jest jakoś 50-60 razy większe, niż prawdopodobieństwo wygranej w Lotto. Poniekąd jest to argument na rzecz grania, bo skoro jakoś wszyscy jeżdżą samochodami… 😉
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
DO WYGRANIA NIE TAK DUŻO. MOŻESZ TYLE… ZAROBIĆ
Być może nie ma się co podniecać, tylko czas zabrać się do roboty i powalczyć o miliony bez powoływania się na łut szczęścia. Ciężko pracując, mając talent, dobrych ludzi wokół siebie i odrobinę szczęścia tyle kasy można rocznie… wyciągać z pensji. Wśród Polaków takim szczęśliwcem, który nie musi grać w Lotto, bo „wielką kumulację” widzi na co dzień na swoim pasku płacowym, jest Robert Lewandowski. Jego roczna pensja w Bayernie Monachium wynosi ok. 15 mln euro. Jest pan Robert najlepiej opłacanym pracownikiem najemnym z polskim paszportem (Marcin Gortat w NBA „wyciągał” w zeszłym roku nędzne 12 mln dol. rocznie). Jak by nie liczyć, do „ustrzelenia” w Lotto – nawet przy największej kumulacji – jest tylko… roczna pensja „Lewego”. Naprawdę jest się czym ekscytować?
JEŚLI WYGRASZ. CO ZROBIĆ Z KASĄ?
Niezależnie od tego ile wygracie, możecie od razu przyjść z tym problemem do mnie, bo mam już gotowy plan. W skrócie: część pieniędzy powinna wylądować w bankach, żeby zapewnić godziwe życie (np. 10 mln zł ulokowane na 2,5% da spokojne 20.000 zł miesięcznie z wypłacanych odsetek). Być może to nie powinny być tylko polskie banki, ale też np. szwajcarskie. Część pieniędzy trzeba więc ulokować w zagranicznych walutach: euro i dolarze, bo nigdy nie wiemy która z walut najlepiej będzie utrzymywać wartość.
Ale banki nie są przecież stuprocentowo bezpieczne dla dużych deponentów (gwarancje państwowe dotyczą tylko kwot poniżej równowartości 100.000 euro), a poza tym pieniądz w banku jest narażony na inflację i dewaluację. Nie zawadzi więc mieć też solidny udział złota jako „waluty”, której wartość nigdy nie spadnie do zera, czego nie można wykluczyć w przypadku papierowych banknotów (stawiałbym koniecznie na złoto fizyczne, w sztabkach, przechowywane w Szwajcarii lub Austrii, być może dorzuciłbym też inne metale szlachetne). Oczywiście część kasy powinna pójść w nieruchomości, z których preferuję mieszkania na wynajem, a także w ziemię (ale nie w Polsce, bo jest zakaz).
No i do tego dorzuciłbym inwestycje na rynkach kapitałowych: spółki dywidendowe w Polsce i za granicą, najbardziej renomowane fundusze inwestycyjne. Wybierałbym te inwestycje, które dają szansę na zarabianie na starzeniu się społeczeństw i na nowoczesnych technologiach… A milion-dwa przeznaczyłbym na wspieranie początkujących firm, które mają pomysły na ułatwianie konsumentom życia. Taka inwestycja, zrobiona z głową, może wielokrotnie pomnożyć kapitał.
Aha, zamiast ulokować pieniądze w banku i wieść żywot rentiera można też kupić sobie… prywatną wyspę razem z rezydencją – koszt to kilka milionów euro – i tam sobie mieszkać, nie zawracając sobie głowy bankami, odsetkami i zakupami. Bo na takiej prywatnej wyspie przecież wszystko, co potrzeba do życia – jedzenie, dobra pogoda, cisza i spokój – już jest. Ewentualnie można zamienić całą wygraną na np. 300 kg złota 😉
SPRAWIEDLIWOŚĆ SPOŁECZNA, CZYLI ILU POWINNO WYGRAĆ?
A gdyby spojrzeć na Lotto bardziej demokratycznie? Po co jedna osoba ma wygrywać kwotę, która daje 100.000 zł miesięcznych odsetek, skoro można byłoby np. 60-milionową wygraną podzielić sprawiedliwie pomiędzy wielu, z których każdy mógłby do końca swoich dni żyć godnie z odsetek? Załóżmy, że do takiego godnego życia wystarczą nam niecałe trzy średnie krajowe, czyli 10.000 zł miesięcznie. Aby – przy obecnym oprocentowaniu pieniędzy w banku na poziomie 2% w skali roku – zgarniać takie odsetki, trzeba by mieć na lokacie 6 mln zł.
To oznacza, że najbardziej „ekonomicznie” dałoby się obdzielić wygraną w Lotto mniej więcej 10 szczęśliwców, z których każdy mógłby do końca życia nie pracować i móc sobie pozwolić na większość „zwykłych” przyjemności zamożnego obywatela. Biorąc pod uwagę podatek Belki (19% odsetek) oraz podatek od wygranej (10% odciągane jeszcze przed wypłatą nagrody), kwota wygranej na jednego rentiera musiałaby wynosić jakieś 7,3 mln zł, co oznacza, że wielka kumulacja wystarczyłaby na „ustanowienie” ośmioro rentierów.