Politycy partii rządzącej mają wyjątkowy talent do wymyślania nowych podatków. Opodatkowali banki, chcieli sklepy, dorzucili opłaty do wody, prądu, ostatnio do paliwa, mają opodatkować dochody najbogatszych, wynajem mieszkań, centra handlowe, a teraz padł – nie po raz pierwszy – pomysł, by opodatkować bezdzietnych. Nie znam nikogo, kto nie powiedziałby, że to idiotyzm, ale jeśli się głębiej zastanowić…
O podatku od bezdzietności wspomniał w wywiadzie prasowym wiceminister infrastruktury i rozwoju Artur Soboń. Podkreślił, że to jego prywatna opinia, ale i tak zrobił dużo szumu. (to zły zwyczaj, by w „urzędniczym” wywiadzie wypowiadać prywatne opinie na tematy spoza swojego zakresu kompetencji).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Komentarze są okrutne. Najłagodniejsze z nich przypominają, że to pomysł rodem z PRL. Po II Wojnie Światowej wprowadzono już w Polsce podatek zwany bykowym. Polegał on na tym, że bezdzietni powyżej 21. roku życia płacili wyższy podatek dochodowy. Z tej „szykany” zrezygnowano w 1973 r. I teraz – niby mimochodem – do sprawy wraca wiceminister prawicowego rządu. „Prywatnie”.
Ani to nowe, ani oryginalne. Takie koncepcje wracają co i rusz do obrotu publicznego, zwykle jako „wrzutki” polityków chcących, żeby ich zaprosić do telewizji. Podobny pomysł zgłaszali kilka lat temu m.in. młodzi chadecy w Niemczech (dodatkowy podatek miałby wynieść 1% dochodu od bezdzietnego i 0,5% od posiadającego tylko jedno dziecko). Zostali powszechnie wyśmiani.
Na pierwszy rzut oka pomysł jest wyjątkowo głupi. Karać ludzi wyższym podatkiem za to, że nie mają dzieci? Nie każdy może i nie każdy powinien mieć dzieci. Są ludzie, którzy zwyczajnie się do tego nie nadają i gdyby ich zmusić do rodzicielstwa, to zrobiliby tylko krzywdę swoim dzieciom. Czymś najgorszym jest „robienie” dzieci dla pieniędzy – np. po to, by płacić niższe podatki.
Jeśli jakiś polityk myśli, że urzeźbi wzrost dzietności na zasadzie „optymalizacji podatkowej” to chyba się z kimś na rozum pozamieniał. Z jakimś bykiem najpewniej ;-).
Czytaj też: Na co idą nasze podatki? Ta jedna liczba dowodzi, że powoli staczamy się w przepaść
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach”! Zapisz się na newsletter i odbierz zestaw praktycznych poradników, w tym przegląd najlepszych kont bankowych ułatwiających oszczędzanie
Chcesz „zasłużyć” na emeryturę – płać na tych, którzy ci ją „zafundują”
Ale z drugiej strony… znaczenie naszych dzieci dla systemu emerytalnego jest fundamentalne. Kiedyś nie było emerytur i to dzieci gwarantowany rodzicom dostatnią i spokojną starość. Kto nie miał licznej rodziny albo źle wychował dzieci – klepał na starość biedę. Dziś wszędzie pcha się państwo, ale dzieci też się liczą. Mamy redystrybucyjny system emerytalny – składki obecnie pracujących idą na emerytury obecnych emerytów. A składki i podatki naszych dzieci będą służyły utrzymaniu nas na emeryturze.
Ergo: kto ma więcej dzieci (i dzieci te będą płaciły podatki w Polsce) w większym stopniu przyczyni się do utrzymania na starość nie tylko siebie, ale wszystkich emerytów. Jednocześnie „dzieciaci” ponoszą większe koszty – wychowanie jednego dziecka, według Centrum im. Adama Smitha, kosztuje od kołyski do dorosłości 190.000 zł, zaś dwójki dzieci ponad 320.000 zł. Liczyłem kiedyś swoje prywatne wydatki na dzieci i niestety wyszło mi jeszcze więcej.
Kto wychowuje dwójkę, trójkę lub więcej dzieci, ponosi z tego tytułu nie tylko realne koszty. To też solidne ograniczenia w życiu na wiele lat (żeby było jasne: podejmowane świadomie i z chęcią – większość ludzi chce mieć dzieci i jeśli już się urodzą, to kocha je nad życie), ryzyko dla kariery zawodowej (w Polsce – głównie dla kobiety).
Dziecko, kiedy dorośnie, będzie płaciło składki emerytalne, z których państwo wypłaci świadczenia nie tylko jego rodzicom, ale i tym, którzy trudów, ograniczeń i kosztów związanych z wychowaniem dziecka ponieść nie chcieli bądź nie mogli.
Stawiam prowokacyjne pytanie: czy ci, którzy nie mają dzieci (niezależnie od przyczyny swej bezdzietności) nie powinni „refundować” części kosztów tym, którzy będą na emeryturze utrzymywani ze składek tych dzieci? Czy ten, kto poprzez swoją prokreację pośrednio włożył więcej do systemu emerytalnego, nie powinien dostać swoistego cashbacku (i to już awansem)?
Ile bezdzietni dziś płacą na dzieci?
No to teraz czas na kontrargumenty. O tym, iż podatek od bezdzietności (zwłaszcza gdyby nie był symboliczny) wspierałby patologie w stylu „zróbmy sobie dziecko pod ulgę podatkową” już było. Druga rzecz to przeznaczenie tych pieniędzy. Jaką mamy gwarancję, że rzeczywiście poszłyby na jakiś fundusz solidarności międzypokoleniowej, a nie na jakieś debilne billboardy lub inne „pilne potrzeby rządu”?
Ponkt trzeci: skąd wiemy, że te dzieci rzeczywiście w przyszłości będą płacić podatki w Polsce? Czy „karanie” bezdzietnych wyższym podatkiem już awansem, nie nosi znamion kupowania kota w worku?
Punkt czwarty to fakt, że „inwestycja” w dzieci już dziś w pewnym stopniu jest „refundowana” polityką prorodzinną państwa. A zatem wszyscy w równym stopniu – bezdzietni też – zrzucają się w podatkach na becikowe, kosiniakowe, ulgi podatkowe na dzieci, zasiłki w stylu „Rodzina 500+” czy wyprawkę dla dziecka, czy Kartę Dużej Rodziny.
Jeśli mamy dwójkę dzieci i rocznie dzięki PIT-owej uldze na dziecko w kieszeni zostaje nam ok. 1000 zł na każde z nich, zaś w ramach programu „Rodzina 500+” dostajemy kolejne 6000 zł na drugie dziecko, to w skali roku rząd zwraca nam 4000 zł z kosztów wychowania każdego z dzieci. W skali 18 lat – od kołyski do dorosłości – robi się z tego 72.000 zł. Państwo może zwrócić nam co czwartą złotówkę z tego, co dziecko nas kosztuje.
Czytaj też: Jak wycisnąć siódme poty z kasy na dzieci? Setki tysięcy złotych od państwa!
W pewnym sensie więc podatek od bezdzietności już w Polsce funkcjonuje, tylko na odwrót – w postaci ulg i dopłat dla tych, którzy mają dzieci. Ile osób jest „pokrzywdzonych”? Mniej więcej 4 mln, bo tylu żyje w Polsce ludzi pełnoletnich w wieku powyżej 25. lat nie mających jeszcze dzieci.
Czytaj też: Ilu obywateli dotknąłby podatek od bezdzietności, gdyby go dziś wprowadzić?
Chcecie więcej rodzin? To ulżyjcie tym, którzy już mają dzieci
Jestem przeciwny „inżynierii rodzinnej”, wymuszaniu na kimś posiadania dzieci bądź ich nie posiadania. To prywatna decyzja każdego Polaka i jeśli będziemy na nią wpływać administracyjnie, to będziemy mieli tylko więcej nieszczęśliwych rodziców i jeszcze bardziej nieszczęśliwych dzieci.
Jeśli rządzący chcą sprawić, że w Polsce będzie więcej rodzin, to niech urzeźbią pakiet rozwiązań finansowo-podatkowych, które przekonałyby Polaków, że państwo jeszcze bardziej wspiera ich pomysły na posiadanie dzieci.
Po pierwsze: dłuższy urlop macierzyński dla młodej matki (lub tacierzyński dla ojca – z opcją ich pomieszania). Młodzi rodzice nie powinny szarpać się między myślą o spędzeniu z dzieckiem pierwszych miesięcy jego życia, a obawą, że nie będą mieli przez ten czas z czego żyć. Niech to będzie dobrowolna opcja dla rodziców, którzy potrzebują czasu, by zorganizować sobie życie na nowo: z małym dzieckiem, opiekunką i pracą zawodową.
Po drugie: zwrot części kosztów legalnie zatraudnianej opiekunki do dziecka, które nie chodzi jeszcze do szkoły. Niech każdy, kto zatrudni nianię, opiekunkę, babcię dziecka, otrzymuje zwrot części kosztów. Państwo powinno wspierać zwłaszcza te matki, które ciągną jednocześnie dwa etaty – wspólnie z facetem ogarniają dom i dzieci, a oprócz tego chodzą do pracy.
Po trzecie: zwrot podatkowy dla firm, które organizują przy zakładzie pracy przedszkola lub żłobki. Po czwarte: finansowanie wizyt domowych lekarzy pediatrów. Po piąte: bony na podręczniki dla dzieci szkolnych. Po szóste… Kurczę, mam tyle pomysłów na wydawanie pieniędzy podatników, że powinni mnie wziąć do rządu.
Co myślicie o wspieraniu rodzin z dziećmi? Powinny płacić niższe podatki? A może bezdzietni powinni płacić wyższe? A może państwo w ogóle powinno się odp… od tego czy ktoś ma dzieci czy nie ma?
Czytaj też: Nadchodzi nowe oszczędzanie na emeryturę. Czy opłaca się obniżyć sobie pensję? Liczę korzyści z PPK!
Czytaj też: Osiem sposobów na zgromadzenie funduszu spełniania marzeń. Które z nich wybierzesz dla siebie?
źródło obrazka tytułowego: Bess-Hamiti/Pixabay.com