Oszczędzający w czasach wysokiej inflacji nie mają łatwego życia. Ze świecą szukać opcji, które dawałyby bezpieczeństwo porównywalne z lokatą, a jednocześnie dawały procent powyżej inflacji. Żeby stworzyć taką ofertę banki próbują oswoić dzikiego tygrysa, czyli nieokiełznany do niedawna rynek walutowy. A zmienność przełożyć na korzyść dla klientów. Czy warto „założyć się” z bankiem o zmiany kursów walut i spróbować dzięki temu zarobić nieco więcej, niż na depozycie?
Według danych GUS, ceny rosły w ostatnich miesiącach w tempie 2,6-2,9% w skali roku. Lepiej nie będzie, bo NBP szacuje, że inflacja w przyszłym roku wyniesie 2,9%. Z drugiej strony Rada Polityki Pieniężnej utrzymuje koszt pieniądza na rekordowo niskiem poziomie już od 55 miesięcy – główna stopa procentowa wynosi 1,5%, a to oznacza, że oprocentowanie depozytów jest niska. Na lokacie w dużych bankach trudno dostać więcej, niż 1% w skali roku.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Gdzie szukać alternatywy? Cudów wyczarować się nie da, ale w bankach ostatnio modne są antyinflacyjne produkty oszczędnościowo-inwestycyjne, wykorzystujące rynek walutowy. To tak jakby próbować oswoić tygrysa – można nauczyć go sztuczek, ale to ciągle dzikie zwierzę. Jednak jeśli zachowa się zasady bezpieczeństwa, można mieć niezłą frajdę z towarzystwa króla dżungli (finansowej).
W banku obstawisz zmiany kursu walut. Bez ryzyka straty. A co z zyskiem?
Do niedawna możliwość lokowania oszczędności w produkty rynku walutowego dostępne były głównie dla firm. Korzystały z nich głównie te firmy, które zajmują się eksportem albo importem i potrzebowały zabezpieczyć się przed wahnięciami złotego, który mógł uszczuplić zyski (w przypadku importerów), albo przynieść złote góry (dla eksporterów).
Ale produkty oparte na walutach obcych trafiają też do oferty bankowej dla zwykłych ciułaczy. Miewają je od czasu do czasu w ofercie banki takie jak Citi Handlowy, Santander, mBank, czy Pekao. Oczywiście: nie w wersji hard, czyli jako inwestycje obarczone ryzykiem straty lub – jak to bywa na rynku forex – wręcz z mnożnikiem zwielokratniającym kwotę „zakładu”. Do oferty detalicznej trafiają raczej bankowe strukturyzowane certyfikaty – a to coś zupełnie innego.
Owszem, tu można zarobić jeśli kurs danej waluty zmieni się w zakładanym kierunku, ale… jeśli scenariusz się nie sprawdzi, to klient zwykle nie traci pieniędzy – w większości tego typu instrumentów istnieje ochrona zainwestowanego kapitału przed stratą. Bank jest zobowiązany do do ochrony kapitału i wypłaceniu właścicielowi wkładu co najmniej takiej kwoty, którą on wpłacił.
W przypadku, gdy sytuacja rozwinie się w pożądanym przez nas kierunku – np. bankowy certyfikat zakłada wzrost kursu dolara wobec złotego i tak też się dzieje – klient otrzymuje kilkuprocentową premię. Zarabia nawet dwu-, trzykrotnie więcej, niż na depozycie (choć oczywiście nie tak dużo, niż gdyby kupił daną walutę w kantorze). Ale uwaga, jest warunek – jeśli po pieniądze przyjdziemy w trakcie trwania umowy, gwarancja zwrotu pieniędzy nie obowiązuje. Wtedy o wszystkim decyduje rynek walutowy.
Czytaj też: „Zabawiłem się” w bank. Globalny. I zarobiłem 10% w skali roku. Podobno bez ryzyka
To lokata czy inwestycja?
Kluczem jest więc zakład – czy dana waluta w ciągu 12 miesięcy się umocni (wtedy dostaniemy oprocentowanie premiowe), czy osłabi (wtedy dostaniemy tyle, ile wpłaciliśmy plus ewentualnie określona w parametrach produktu premia gwarantowana (np. 0,1%). Dodatkowe koszty? Może pojawić się opłata dystrybudyjna pobierana przy zakupie certyfikatów. Przeważnie nie przekraczają 1-2% wartości inwestycji, ale w przypadku niekorzystnego z naszego punktu widzenia obrotu spraw – jest to nasza strata. Bank może oddać nam wpłacone pieniądze, ale opłata dystrybucyjna zawsze przepada.
———————–
ZAPROSZENIE: Jednym z banków oferujących lokaty strukturyzowane oparte na zmianach kursów walut, jest Bank Pekao. Od 1 października jego klienci mogą przystąpić do subskrypcji produktu strukturyzowanego BPW Mocny Złoty. To „zakład”, w którym przewidujemy umocnienie kursu złotego względem euro przez najbliższy rok. W przypadku realizacji tego scenariusza klienci mogą liczyć na maksymalny zysk na poziomie 3,51%. Jeśli się nie uda – dostaną swoje pieniądze z powrotem powiększone o 0,01%. Minimalna kwota inwestycji to 1000 zł. A więcej szczegółów jest pod tym linkiem. Bank podaje, że ostatnie dwie zakończone we wrześniu inwestycje – Certyfikaty Mocny Dolar – przygotowane przyniosły klientom 5,7% zysku w skali 18-miesięcznej inwestycji (przemiotem „zakładu” było umocnienie się dolara względem złotego).
————————
Warto pamiętać, że tego typu certyfikaty depozytowe to jednak produkty inwestycyjne. Płynność, czyli możliwość zabrania pieniędzy, jest ograniczona – wykupu przed terminiem możemy dokonać np. raz w tygodniu, a jeśli wycofamy się z inwestycji przed terminem możemy stracić część kapitału.
Może się zdarzyć, że w momencie zakupu certyfikatu nie będziemy znali wartości bazowej danej waluty, od której będzie się liczyć zmianę wartości na koniec trwania produktu w ramach tego swoistego „zakładu”. Znamy ogólną zasadę działania produktu – tzn., że euro może się umocnić o nie więcej, niż 25 groszy, żebyśmy zarobili pieniądze, ale nie wiemy, czy punktem wyjścia będzie 4,25 zł, czy 4,35 zł. To się ustala dopiero w dniu emisji certyfikatów (kilka-, kilkanaście dni po zamknięciu zapisów na nie), w oparciu o aktualną sytuację na rynku.
Ryzyko „niezarobienia” zależy od tego na ile prawdopodobny jest scenariusz, który obstawiamy w ramach zakupu certyfikatu. Im węższe są widełki, w których musi się zmieścić kurs waluty, tym mniejsza szansa, że nam się uda. Poza tym niektóre tego typu produkty są oparte na założeniu, że liczy się tylko kurs na końcu trwania zakładu, a inne – na założeniu, że przez cały czas kurs musi się utrzymywać w określonych widełkach (i jeśli opuści je choć na chwilę, klient „przegrywa”). Banki oceniają certyfikaty depozytowe na 3 w 7-stopniowej skali ryzyka. Zanim się zdecydujemy na zakup, musimy zapoznać się z kartą informacyjną.
Tutaj więcej: Jak odróżnić porządny produkt strukturyzowany od kiepskiego? Patrz na te cechy
O ile lokaty, czy konta oszczędnościowe można założyć niemal o każdej porze dnia i nocy 365 dni w roku, to żeby kupić certyfikat depozytowy trzeba trafić na okienko w kalendarzu, czyli wyznaczony przez bank termin zapisów. To mocno ogranicza pole manewru, mniej więcej to 10-14 dni w roku, by zdecydować się na dany produkt.
Zakład o kondycję złotego, dolara lub euro: opcja na zysk czy…?
Czy to się opłaca? Przepowiadanie zachowań kursów walut w dłuższym czasie to ruletka. Choć oczywiście możemy odświeżyć pamięć i przypomnieć sobie kiedy np. złoty (o ile to jego dotyczy „zakład”) zwykle tracił na wartości i czy w ciągu najbliższych 12 miesięcy może się zdarzyć coś, co uprawdopodabnia ten scenariusz. Nie ma pewności, że historia się powtórzy, ale na temat zachowania kursów walut można wyciągnąć kilka prawidłowości.
Na przykład gdyby nadszedł kryzys finansowy, nastąpiłby odpływ globalnego kapitału z rynków rozwijających się do tzw. „bezpiecznych przystani”, z dolarem i frankiem szwajcarskim na czele. Tak było, gdy na świecie szalała recesja, czyli w 2009 r. – wtedy złoty był baaardzo słaby, euro było kosztowało 4,5 zł,
Z drugiej strony na osłabienie złotego mogą wpłynąć też zawirowania w strefie euro (jakiś niezidentyfikowany na ten moment nowy kryzys zadłużeniowy – na wzór tego, który spotkał Irlandię, Grecję i poniekąd Hiszpanię i Włochy). Gdy w 2010 r. gospodarka USA zaczęła przeżywać ożywienie, ale jednocześnie ważyły się losy Grecji, euro kosztowało 3,85 zł. W ostatnich latach euro jest stabilne i nie przeżywa takich wahań jak dolar, frank czy funt.
W ciągu najbliższego roku (miejmy nadzieję) o swoim być albo nie być w Unii Europejskiej zdecyduje Wielka Brytania. Chyba, że znów Brexit się opóźni, albo w ogóle go nie będzie. Czy euro wtedy się umocni, bo rynek uzna to za tryumf Unii Europejskiej? A może się osłabi, bo brytyjska gospodarka odetchnie i nie straci dostępu do wspólnego rynku? Oto właśnie toczy się gra w walutowych produktach strukturyzowanych – jakie nastroje panują na świecie i czy obstawiam umocnienie, czy osłabienie waluty.
————————————————————
Partnerem cyklu artykułów pod hasłem „Klient z wyższej półki” jest Bank Pekao
Źródło zdjęcia: Pixabay.com