W Polsce dyskusja o wstąpieniu do strefy euro niemal zamarła. Co prawda Polska zobowiązała się do przyjęcia euro w momencie akcesji, ale nigdy nie został wskazany jakiś konkretny termin. Sprawa została odłożona przez polityków i bank centralny na święty nigdy. Tymczasem w Bułgarii nie próżnowano. Od kilku lat trwały przygotowania do zastąpienia lewów przez euro i w tym tygodniu Europejski Bank Centralny dał zielone światło do wejścia Bułgarii do strefy euro od 1 stycznia 2026 r.
Jeśli więc ktoś ma w planach wyjazd wakacyjny nad ciepłe Morze Czarne, np. do Słonecznego Brzegu czy Złotych Piasków, to może warto skorzystać w tym roku, płacąc jeszcze lewami? W przyszłym roku będzie już obowiązywała waluta europejska. Czy będzie to równoznaczne z podwyżkami cen? Niekoniecznie, choć przykłady innych debiutantów w strefie euro pokazuje, że wiele cen detalicznych zazwyczaj zaokrąglanych jest, oczywiście w górę, kiedy trzeba je przeliczyć z lokalnej waluty na euro.
- Jaką część dochodów oszczędzać, a jaką wydawać na przyjemności? Rozwiązuję odwieczny spór między ciułaczami i utracjuszami [POWERED BY UNIQA TFI]
- Jak lokować 10 000 zł, jak 100 000 zł, a jak milion? Czym się różni strategia lokacyjna dla małych i dużych pieniędzy? [POWERED BY RAISIN]
- Skąd wziąć pieniądze na inwestycje i jak „uruchomić” Polaka-inwestora? Może… pokazać siłę naszego kapitału? Oni mają na to pomysł [POWERED BY PZU]
Jednak najczęściej władze krajów wstępujących do strefy euro bardzo dbają o to, żeby wzrost cen był jak najmniej uciążliwy. Tak było np. ostatnio w Chorwacji, która weszła do strefy euro w 2023 r. Od razu też władze tropiły przypadki nieuzasadnionego podwyższania cen, a badania chorwackich ekonomistów dowiodły potem, że podwyżki nie były wielkim problemem. Ceny wzrosły bardzo nieznacznie, również poziom inflacji był raczej pod kontrolą.
Czytaj więcej o tym: Chorwacja przyjęła euro! Jak się do tego przygotowała i jak ta rewolucja przebiega w praktyce? Czy Chorwaci na tym wygrają? I czy to przykład dla nas?
Czytaj również to: Urlopowe dylematy walutowe. Czy po wprowadzeniu euro Chorwacja wciąż jest atrakcyjna dla turystów? Czy tego lata to będzie, jak zwykle, (k)raj wakacyjny dla Polaków?
Lew nie będzie już królem w Złotych Piaskach (o ile był)
Bułgarzy mają pól roku na ostateczne pożegnanie się ze swoją walutą. Czy będzie to bardzo bolesne? Bułgarski lew ma swoją wcale niekrótką historię, funkcjonuje jako waluta krajowa od 1881 r., czyli ma już dokładnie 144 lata. Jednak trzeba wziąć pod uwagę, że Bułgaria, podobnie jak dwa lata temu wchodząca do strefy euro Chorwacja, to kraj turystyczny, który bardzo dba o ułatwianie życia turystom, głównie z krajów niemieckojęzycznych. Dla przyjezdnych z Austrii i Niemiec nie było nigdy problemem, żeby płacić w euro za hotele czy restauracje.
Teraz po prostu stan faktyczny funkcjonujący na bułgarskim wybrzeżu Morza Czarnego zostanie usankcjonowany oficjalnym przejściem całego kraju na euro. Ciekawe jest to, że Bułgarzy od dawna nie musieli śledzić rynkowego kursu swojej waluty. Kurs był ustalony na sztywno wobec euro. Dla Polaków, zwłaszcza tych, którzy zaciągali wcześniej kredyty w walutach obcych, np. w euro czy frankach szwajcarskich, to dziwne.
————————
ZAPROSZENIE:
Skorzystaj z największej w Polsce i najdłużej funkcjonującej na polskim rynku platformy wymiany walut, która nieprzerwanie działa już od 15 lat – Walutomat.pl. Za pomocą tej platformy – pochodzącej z Poznania – również Ojciec Redaktor (pochodzący z Poznania) wymienia waluty po dobrych kursach. Jak widać, wielkopolska solidność się przyciąga. Prowizje za wymianę walut na platformie Walutomat zaczynają się od 0,06% wartości wymiany i NIGDY nie przekraczają 0,2%. Na każdym 1000 euro wymiany na złote zaoszczędzić można 140-200 zł w porównaniu ze standardową ofertą rynkową z bankowych tabel wymiany walut. Dla nowych klientów, czytelników „Subiektywnie o Finansach”, Walutomat.pl ma specjalny kod rabatowy na dodatkowe korzyści z wymiany walut. Kliknij tutaj i sprawdź
————————
Sprawdzanie kursów walutowych, np. przed wakacyjnymi wyjazdami czy przed terminem płatności rat kredytowych, to dla wielu osób w Polsce silne przyzwyczajenie. Kurs złotego do głównych walut, zazwyczaj do euro, dolara i franka szwajcarskiego, podawany jest na co dzień we wszystkich newsach jako jedna z głównych informacji ekonomicznych, na równi z aktualnymi notowaniami głównych indeksów na warszawskiej giełdzie.
Przyzwyczajeni jesteśmy do dużej zmienności złotego i dziwnie byśmy się czuli, gdyby było inaczej. A nasz złoty lubi poskakać w zależności od tego, co się dzieje w kraju czy na świecie. Dzięki temu, mimo że może to być uciążliwe np. dla firm z ekspozycją na wymianę z zagranicą, złoty funkcjonuje jako papierek lakmusowy tego, co się dzieje w naszej gospodarce i jest traktowany jako drogowskaz sentymentu rynkowego wobec naszego kraju.
Tymczasem Bułgarzy mają to z głowy. Od wielu lat kurs był jednolity. Początkowo w 1997 r. ustalono w Bułgarii tzw. zarząd walutowy (currency board) ze stałym kursem wymiany wobec marki niemieckiej. a potem wobec euro od 1 stycznia 1999 r. Od początku kurs był ustalony na tym samym poziomie, czyli 1,95583 lewa za euro. Praktycznie od 28 lat Bułgarzy nie mają więc tego dreszczyku emocji, jaki towarzyszy Polakom sprawdzających codzienne notowania złotego.
To wszystko wydarzyło się jeszcze zanim Bułgaria weszła do Unii Europejskiej w 2007 r. W traktacie akcesyjnym w 2005 r. kraj zobowiązał się do przyjęcia euro. I obietnicy właśnie dotrzymuje. Od dwóch lat, od 20 maja 2023 r. lew był w mechanizmie walutowym ERM2. Ostatecznie zdał egzamin ze stabilności, tym łatwiejsze to było, że jest od dawna powiązany z euro. Spełnione też zostały inne parametry makroekonomiczne, czyli kryteria konwergencji ustalone w Maastricht w 1991 r.
„Notowania” lewa pokazuje poniższa grafika ze strony EBC. Kurs bułgarskiej waluty wygląda tu trochę jak kardiogram, który zatrzymał się w pewnym momencie na jednej linii i nie daje znaku życia:
O tym, jak Bułgaria spełniała warunki konwergencji
Bułgaria bardzo chciała przyjąć wspólną walutę, ale ostatnie lata były raczej wyboistą drogą. Wynikało to z jednej strony z niełatwej sytuacji gospodarczej w tym czasie, a drugiej strony – z uwarunkowań krajowej polityki. Początkowo euro miało być przyjęte od 1 stycznia 2024 r., potem rząd wycofał się z tej daty. Ostatecznie nastąpi to dwa lata później.
Bułgaria jest obecnie najbiedniejszym członkiem Unii Europejskiej, z najniższym poziomem PKB per capita, czyli na jednego mieszkańca. Czy przyjęcie euro pomoże temu krajowi w bogaceniu się? A może przeszkodzi? Trudno będzie to sprawdzić ze względu na specyficzną sytuację obecnej waluty powiązanej z euro. W zupełnie innej sytuacji jest polski złoty, który może w czasach kryzysów amortyzować negatywne szoki zewnętrzne, umacniając się lub osłabiając.
W Bułgarii to nie działało od dawna, więc cały dotychczasowy rozwój gospodarczy przebiegał tak, jakby Bułgaria już była w strefie euro, tylko bez korzyści wynikających np. z niższych rentowności długu publicznego i większego dostępu do kapitału zagranicznego. Wejście do strefy euro będzie w tym kontekście właściwie formalnością. Pozycja Bułgarii w UE pod względem poziomu PKB per capita wygląda tak, jak na grafice Eurostatu poniżej, na szarym końcu:
Na jakiej podstawie EBC podejmuje decyzję o przyjęciu raju do strefy euro? Nie dzieje się to z dnia na dzień i na podstawie decyzji uznaniowej. Przygotowania są wieloletnie i obejmują wiele etapów, w tym kilkuletnie pozostawanie w wężu walutowym, w którym kurs waluty nie może zbyt mocno się wahać. Zdaniem EBC, Bułgaria obecnie jest już gotowa na przyjęcie euro od 1 stycznia 2026 r. Jak brzmi ostateczna ocena z raportu EBC opublikowanego w tym tygodniu?
„Bułgaria poczyniła dobre postępy w kierunku konwergencji gospodarczej ze strefą euro od 2024 r. Ta pozytywna ocena otwiera drogę Bułgarii do wprowadzenia euro od 1 stycznia 2026 r.”.
Według oceny EBC, Bułgaria spełnia kryteria makroekonomiczne określone dla krajów strefy euro. Jeśli chodzi o kryterium stabilności cen, w kwietniu 2025 r. 12-miesięczna średnia stopa inflacji HICP w Bułgarii wyniosła 2,7%, tj. tuż poniżej wartości referencyjnej 2,8% (wykres 1). Wartość referencyjna opiera się na trzech najlepiej radzących sobie państwach członkowskich pod względem stabilności cen, tj. Irlandii (1,2%), Finlandii (1,3%) i Włoszech (1,4%), biorąc pod uwagę ich średnią inflację z ostatnich 12 miesięcy i dodając 1,5 punktu procentowego.
Jeśli chodzi o kryterium fiskalne, Bułgaria nie podlegała procedurze nadmiernego deficytu od 2012 r. Deficyt budżetowy sektora instytucji rządowych i samorządowych wyniósł 3,0% PKB w 2024 r., czyli był dokładnie na poziomie unijnej wartości referencyjnej 3%. Relacja długu brutto sektora instytucji rządowych i samorządowych do PKB wyniosła 24,1%, czyli była znacznie poniżej wartości referencyjnej 60%, a od 20 lat utrzymuje się znacznie poniżej 60% PKB.
Wskaźniki dotyczące finansów publicznych są w Bułgarii jednymi z najlepszych w UE. Zdecydowanie lepsze niż w Polsce, zwłaszcza obecnie, kiedy od dwóch lat deficyty budżetowe w naszym kraju przekraczają 6% PKB, czyli ponad dwukrotnie poziom ustalony w traktacie z Maastricht. Również polskie zadłużenie finansów publicznych zbliża się już do maksimum unijnego 60% PKB. Nie wróży to dobrze perspektywom ewentualnego wypełnienia takich kryteriów przez Polskę.
O tym pisałem niedawno m.in. tu: Kto będzie rządził Polską przez kolejne lata? Niezależnie od tego, kto weźmie władzę, będzie musiał rozwiązać ten poważny problem finansowy
Jeśli chodzi o kryterium kursu walutowego, bułgarski lew uczestniczył w ERM2 w dwuletnim okresie referencyjnym od 20 maja 2023 r. do 19 maja 2025 r. Według informacji EBC, w okresie referencyjnym „lew nie wykazywał żadnego odchylenia od kursu centralnego wynoszącego 1,95583 lewa za euro”.
EBC chwali Bułgarię za stabilność walutową, ale jednocześnie od razu zaznacza, że nie wszystko jest na najwyższym poziomie. Bułgaria powinna walczyć z takimi zjawiskami, jak pranie brudnych pieniędzy i finansowanie terroryzmu. To trochę zaskakujące, prawdopodobnie nie byłoby takich zaleceń w stosunku do Polski, ale wynika to prawdopodobnie ze specyfiki kraju leżącego bliżej basenu Morza Śródziemnego, w korytarzach przemytu ludzi z Bliskiego Wschodu i Afryki.
Ostatnim kryterium jest poziom rentowności długu. EBC uważa, że pod tym względem Bułgaria nawet przewyższa wymagania. Długoterminowe stopy procentowe w Bułgarii wynosiły średnio 3,9% w okresie referencyjnym od maja 2024 r. do kwietnia 2025 r. i były niższe od wartości referencyjnej wynoszącej 5,1% dla kryterium konwergencji stóp procentowych. W tym zakresie Bułgaria ma więc najlepsze wyniki.
Korzyści widać w niższych kosztach obsługi długu
Bułgaria ze swoim niewielkim poziomem zadłużenia nie musi bać się wysokich rentowności swojego długu, ale jeśli będzie chciała rozwijać się bardziej dynamicznie, to zapewne jej dług publiczny z czasem będzie rósł. Proces konwergencji z parametrami makroekonomicznymi strefy euro to również ustabilizowanie rentowności obligacji skarbowych na rynku wtórnym. Widać to w dwóch przypadkach – w porównaniu z rentownością długu w trzech krajach o najbardziej stabilnym poziomie cen plus 2 pkt proc. oraz w porównaniu z rentownościami długu niemieckiego o najniższych rentownościach.
EBC prześledził w swoim raporcie długoterminowe stopy procentowe wykorzystane do badania konwergencji na przykładzie benchmarkowych bułgarskich obligacji rządowych z okresem zapadalności wynoszącym ok. 6,5 roku. Bułgarska 12-miesięczna tzw. średnia ruchoma długoterminowej stopy procentowej okazała się niższa od wymaganej przez bank centralny strefy euro wartości referencyjnej.
Średnia stopa procentowa w Bułgarii wzrosła z 1,6% w styczniu 2023 r. do 3,9% pod koniec 2024 r. Wartość referencyjna, obliczona jako średnia długoterminowych stóp procentowych w Irlandii, Finlandii i Włoszech plus 2 pkt proc., wyniosła 5,1%. Bułgarska długoterminowa stopa procentowa utrzymuje się na stabilnym poziomie lub w pobliżu 4% od kwietnia 2023 r.
Różnica między długoterminowymi stopami procentowymi w Bułgarii i Niemczech utrzymywała się w przedziale 1,4–1,9% od marca 2023 r. do kwietnia 2025 r. Wyższy spread w porównaniu do średniej historycznej wynoszącej około 1,2% w ciągu ostatniej dekady prawdopodobnie odzwierciedla skutki wyższej inflacji, zwiększonej niepewności politycznej w Bułgarii i wąskiego rynku wtórnego bułgarskich papierów dłużnych. Jest jednak szansa na powrót niższego spreadu, jak przed rokiem 2023.
Na tym tle widać bardzo dużą różnicę w rentownościach polskich i niemieckich 10-letnich obligacji benchmarkowych. Przy polskim zadłużeniu, o wiele wyższym niż bułgarskie, sięgającym obecnie ok. 2 bln zł, relatywnie wysoki poziom rentowności polskiego długu przekłada się na dodatkowe miliardy w kosztach obsługi zadłużenia. Sama obsługa odsetek od polskiego długu, bez spłat rat kapitałowych, pochłania obecnie ok. 80 mld zł rocznie i te koszty rosną dynamicznie.
Jaka jest historia spreadu w rentownościach między 10-latkami polskimi a niemieckimi pokazuje poniższy wykres. Ta różnica ustabilizowała się od ok. roku na poziomie nieznacznie wyższym niż 3%. W okresie bardzo wysokiego wzrostu inflacji w Polsce ten spread sięgał ponad 6%, a w czasie pandemii była na swoim najniższym poziomie ok. 1,6%.
Bułgaria przyjmuje euro, Polska zostaje przy złotym
Pozytywny raport EBC na temat bułgarskich osiągnięć na drodze do euro jest ciekawy, ponieważ dotyczy kraju o zdecydowanie najniższym poziomie życia i najniższych dochodach mieszkańców na tle UE. To również kraj o relatywnie słabym rynku pracy i wysokiej stopie bezrobocia, a także niskiej produktywności i słabej innowacyjności firm. Parametry inne niż czysto finansowe nie wyglądają najlepiej, ale kryteria wejścia do strefy euro koncentrują się na finansach.
My w Polsce przyzwyczailiśmy się myśleć, że strefa euro to rodzaj elitarnego klubu dla najbogatszych i najbardziej zaawansowanych gospodarek. Przez długi czas panowało przekonanie, że nasza gospodarka jest wciąż zbyt mało nowoczesna, dużo ciężkich sektorów, firmy nie mogą pochwalić się tak wysoką wydajnością jak ich odpowiedniki na Zachodzie, a na badania i rozwój wciąż wydajemy zbyt mało i zbyt mało inwestujemy w najnowocześniejsze branże.
Tymczasem przykład Bułgarii pokazuje, że można doskonale wypełnić kryteria konwergencji, nawet z nadwyżką, być super dobrym uczniem w zakresie wymagań finansowych, a jednocześnie pozostać krajem z relatywnie słabą gospodarką, którego jedną z głównych zalet w oczach zachodnich obywateli są… wspaniałe walory przyrodnicze, przyjazny klimat i dobre warunki dla turystyki, co czyni Bułgarię coraz lepsza alternatywą dla wyjazdów np. do Grecji czy Turcji.
Ciekawy pod tym względem jest artykuł na portalu Politico, powszechnie czytanym przez europejskich decydentów w Brukseli. Przekaz artykułu jest taki: Podczas gdy Bułgaria przygotowuje się do przystąpienia do strefy euro, Polska nie jest tym zainteresowana. Dodatkowo wybór eurosceptycznego prezydenta oznacza, że „kraj, który uosabia wielką historię sukcesu gospodarczego będzie jeszcze mniej zainteresowana przystąpieniem do strefy euro”.
„Podczas gdy najbiedniejszy kraj Unii Europejskiej, Bułgaria, przygotowuje się do przystąpienia do strefy euro, ekonomiczna gwiazda regionu, Polska, jest dalej niż kiedykolwiek od przyjęcia euro”.
Dla polskiego czytelnika najciekawsze jest to, że Bułgaria chwalona jest jakby w kontrze do Polski. Przedstawiana jest jako kraj, który mimo wewnętrznych podziałów politycznych, od dawna wykazuje stałe zainteresowanie przystąpieniem do wspólnej waluty, wiążąc lewa z euro w 1999 r., dołączając do unii bankowej w 2020 r. i starając się spełniać wszystkie kryteria ekonomiczne. I tu następuje chyba najciekawszy dla polskiego czytelnika moment analizy:
„Podczas gdy Bułgaria usiłuje dołączyć do klubu, jeden uczestnik, którego wszyscy by powitali — Polska — nie jest zainteresowany dołączeniem”.
Dotąd żyliśmy w przekonaniu, że Polska dalece nie jest przygotowana do przyjęcia euro i nikt nas tam na razie nie oczekuje, zanim nie spełnimy szeregu wyśrubowanych parametrów. Uczciwie trzeba powiedzieć, że obecnie nie spełniamy żadnego z pięciu kryteriów, mimo że w poprzednich latach mieliśmy okresy, w których zdarzało nam się niektóre parametry wypełniać, np. w zakresie deficytu budżetowego czy długu publicznego. Ale stabilność cen, rentowności długoterminowego długu czy kursu walutowego to były nasze pięty achillesowe.
Tymczasem najbardziej czytany brukselski portal oznajmia, że Polska byłaby z otwartymi ramionami przyjęta ze względu na jej sukces gospodarczy i osiągnięcia w realnej gospodarce. Może nie wypełniamy kryteriów finansowych, ale za to, jaki byśmy dali strefie euro impuls rozwojowy. Problem w tym, że nie chcemy. I nie jest to nawet kwestia ostatniego wyboru prozłotowego prezydenta. Wiadomo, że ani prezes NBP Adam Glapiński nie chce euro, ani ostatnie rządy, w tym obecny.
„Polska odnotowała trzy dekady stałego wzrostu gospodarczego. Jej rynek akcji przeżywa boom. Wzrost PKB, wynoszący 3,2% w tym roku według prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego, przewyższa 0,8 pkt proc. wzrost w strefie euro”.
Nasze obawy, lęki, nasz zdrowy rozsądek
Problem w tym, że sami Polacy, którzy co do zasady są od dawna europejskimi entuzjastami, nie są jednak wielkimi zwolennikami wejścia do strefy euro w najbliższym czasie. Wpływ na tę postawę ma na pewno powszechna świadomość wysokich cen w krajach strefy euro. Kojarzymy te ceny z licznych wyjazdów wakacyjnych i boimy się, żeby nie zapanowały u nas. Wpływ na te obawy ma też realna, wciąż niska, wysokość naszych wynagrodzeń.
Uważamy, i słusznie, że zarobki w Polsce wciąż są dużo niższe niż w krajach zachodniej Europy, a ceny ustalane w euro będą dążyć raczej w stronę cen w krajach, które przyjęły euro. Dla wielu Polaków przykład Litwy czy Słowacji jest pod tym względem benchmarkiem. Czy Litwini i Słowacy przyjeżdżają do nas masowo na tańsze zakupy? Tak piszą o tym media. Również Niemcy lubią kupować taniej na przygranicznych polskich bazarkach i w naszych sklepach. A nawet tankują na naszych stacjach.
Polacy mają zdecydowanie sceptyczny stosunek do euro. Co prawda ponad połowa z nas opowiada się za przyjęciem tej waluty, ale aż trzy czwarte z nas uważa, że nasz kraj nie jest na razie gotowy na przystąpienie do strefy euro. Ciekawy jest ostatni raport na ten temat opracowany na zlecenie Warsaw Enterprise Institute, opublikowany w marcu tego roku, a zatytułowany „Z euro czy bez? Przyszłość polskiego pieniądza”.
Główne wnioski z raportu WEI to rekordowo niskie poparcie zanotowane dla przyjęcia przez Polskę waluty euro. Okazuje się, że aż 74% Polaków nie chce rezygnować ze złotego. Przy czym społeczne poparcie dla euro maleje z roku na rok. Badanie WEI notuje spadek z 35% poparcia jeszcze w 2023 r. do 26% w roku 2025. Ciekawe, że bardziej sceptyczne, na poziomie 80%, są kobiety, które w gospodarstwach domowych najczęściej odpowiadają za domowe wydatki i w ogóle – budżety. Wśród mężczyzn sprzeciwia się wprowadzeniu euro zdecydowanie mniej uczestników badania, tylko 66%.
Entuzjastami wprowadzenia euro tradycyjnie są przedsiębiorcy, którzy uważają, że euro pomogłoby w rozliczeniach międzynarodowych firmom handlującym z zagranicą. Ale to w sumie tylko 18% wskazań. Natomiast bardzo ciekawe jest, że młodzi Polacy nie są entuzjastami przyjęcia euro. Tylko 24% osób w wieku do 34 lat popiera przyjęcie wspólnej waluty, mimo że ogólnie młodzi Polacy są entuzjastami naszej obecności w UE. Uważają jednak, że polski złoty to coś, co nas wyróżnia w UE i co pozwala nam zachować tożsamość i odrębność. Często w badaniach powtarzała się fraza:
„Jesteśmy Polakami i naszą walutą jest złoty”.
Źródło zdjęcia: Neven Myst/Unsplash