We Wrocławiu działa bardzo nowoczesny system kupowania biletów w autobusach i tramwajach. Bilet jest od razu „nabijany” na kartę płatniczą przyłożoną do biletomatu, a pieniądze automatycznie ściągane z konta. To jest super, ale… dostałem kilka skarg na to, że transakcje są rozliczane z dużym opóźnieniem oraz – co bardziej niepokojące – że kontrolerzy karzą mandatami posiadaczy biletów „nabitych” na kartę płatniczą, bo z jakichś przyczyn te bilety nie są widoczne w ich kontrolerskich terminalach. Co się tam wyprawia w tym Wrocławiu? Próbuję rozwikłać tę zagadkę
Odkąd mogę podróżować autostradami – przynajmniej niektórymi – bez konieczności kupowania biletów i przeprowadzania jakichkolwiek transakcji przy bramkach (używam aplikacji autostradowej, więc szlaban otwiera się sam, a pieniądze „schodzą” z karty automatycznie) nie mogę się nadziwić, że podobny system nie może działać w komunikacji miejskiej.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
W zasadzie nie powinno być większego problemu w opracowaniu systemu, który skanowałby smartfona pasażera przy wchodzeniu i wychodzeniu z pojazdu, a następnie obciążał jego kartę kwotą biletu na tej trasie. Proste i bezbolesne. Choć być może i niezbyt potrzebne, gdy możemy bilet kupować w aplikacjach typu mPay, czy SkyCash.
W kilku miastach – np. we Wrocławiu – działają też bilety zapisywane na karcie płatniczej pasażera. Zatem nie trzeba mieć żadnej aplikacji, ani smartfona, wystarczy plastikowa karta, którą przykładamy do biletomatu, żeby kupić bilet. Ostatnio nawet pojawiły się informacje, że w tym systemie będzie można kupować bilety okresowe (a nie tylko jednorazowe). Świetny pomysł, ale – jak donoszą mi zacni mieszkańcy tego miasta – działający z pewnymi błędami.
„Panie Macieju, wczoraj jadę sobie tramwajem z córką do ZOO we Wrocławiu. Kupiłem bilet płacąc kartą Banku Pekao. Wszedł konduktor. Przy kontroli okazało się, że na karcie nie ma biletu. Dopiero dzisiaj „zeszło” mi z karty rozliczenie tego zakupu. Oczywiście dostałem mandat karny za brak biletu i to przy córce! Nie daruję im tego! Wychodzi na to, że płacąc w komunikacji miejskiej kartą bankową w kasownikach pojazdów wrocławskiego MPK jeździ się potencjalnie na gapę. Jak dla mnie to skok na kasę ludzi”
– napisał mi pan Daniel. Wydawało mi się, że to musiał być wyjątkowy pech, bo przecież możliwość kupowania biletów we wrocławskiej komunikacji miejskiej „na kartę płatniczą” działa już od kilku lat i zbiera raczej dobre opinie (choć raczej tylko wśród zorientowanych w tej nowince turystów, bo większość mieszkańców i tak ma klasyczny bilet miesięczny). Może coś jednorazowo nie zadziałało?
Czytaj też: Biletomat-horror. Kupiła dwa bilety, a zapłaciła za 551. Wpadła w debet, bank zablokował jej konto
Chcieli kupować i „ładować” bilety bezpośrednio na kartę płatniczą, ale dostają mandaty za… jazdę na gapę
Niestety, gdy zacząłem rozpytywać wśród znajomych, to się okazało, że problem nie jest jednorazowy, zaś w mediach społecznościowych są zamieszczane liczne żale na mandaty wystawiane przez tzw. kanarów za brak biletu, choć przecież bilet został zakupiony i „umieszczony” na karcie płatniczej.
„Dwa razy miałem podobną akcję i nie przyjąłem mandatu. Oczywiście kontrolerzy grozili mi policją. W końcu odpuścili, bo im wytłumaczyłem, że to nie moja wina jeśli biletomaty źle działają”
– powiedział mi pan Mariusz, który we Wrocławiu bywa przejazdem. Z kolei pani Patrycja odpowiada, że kupiła rano bilet 24-godzinny „nabijając” go w biletomacie na kartę i – choć biletomat potwierdził na ekranie, że bilet jest zakupiony – jadąc tramwajem dostała mandat. Jej zdaniem bilet „zaksięgował” się dopiero o godz. 1.00 w nocy. Pani Patrycja poszła do banku po pisemne potwierdzenie, że po stronie wystawcy karty płatniczej było wszystko OK. A potem do MPK kłócić się o anulowanie mandatu, co oczywiście się powiodło.
Pasażerowie niepokoją się też dużymi opóźnieniami w księgowaniu biletów. Jeden z moich czytelników twierdzi, że teraz ściągnęli mu pieniądze za bilety kupowane w… sierpniu. Inny mówi, że prawie dostał zawału serca, jak MPK mu ściągnęło z karty 30 zł.
Myślał, że to fraud i że ktoś włamał mu się na konto, ale okazało się, że system po prostu zsumował zakupy biletów i obciążył posiadacza karty za wszystkie przejazdy łącznie. A ponieważ zrobił to z kilkudniowym opóźnieniem, to klient się nie zorientował, że to są „stare” bilety i zaczął już nawet dzwonić na policję.
Moi czytelnicy słusznie twierdzą, że gdyby transakcje były księgowane natychmiast, bez opóźnień, to w przypadku kontroli byłoby im łatwiej udowodnić, że nie są wielbłądami. Bo przecież nawet, gdyby na karcie płatniczej bilet nie był „nabity”, to można byłoby pokazać potwierdzenie zakupu w aplikacji bankowej w smartfonie (inna sprawa, czy to byłby jakikolwiek dowód, bo w większości przypadków bank pokazywałby taką transakcje jako blokadę, a nie ostateczne obciążenie).
Kwestia opóźnień w księgowaniu transakcji jest może i denerwująca, ale nie jest niczym dziwnym. W niektórych bankach zdarza się to częściej, a w innych rzadziej, ale terminy zakupu i rozliczenia transakcji potrafią się „rozjechać” nawet o dwa tygodnie. Jest tak, gdy terminal, w którym coś kupujemy i płacimy kartą, działa w trybie offline i nie księguje transakcji „na żywo”.
„Proces zakupu biletu w kasownikach Open Payment System opiera się na wniesieniu opłaty za przejazd i wydaniu biletu w formie elektronicznej. O ile jednak bilet musi zostać „wydany” od ręki, to zapłata za niego może nastąpić później – pozwala na to zastosowanie mechanizmu odroczonej płatności”
– przyznaje Kamila Bidzińska z Mennicy Polskiej, która (Mennica, nie pani Kamila) jest operatorem systemu biletomatów we Wrocławiu.
Grubsza sprawa jest z tymi kontrolami. Sytuacja, w której biletomat sygnalizuje, że bilet został „załadowany” na kartę płatniczą, a przychodzi kontroler i stwierdza, że pasażer jedzie na gapę, jest niedopuszczalna. Ale – wbrew pozorom – raczej nie ma związku z późniejszym rozliczeniem transakcji.
To, że pieniądze za bilet są ściągane z karty później nie musi oznaczać, że bilet został kupiony później. Bilet powinien być „wpisany” na kartę w momencie zakupu.
Czytaj: Zapłacił kartą w restauracji 150 zł. Terminal w ogóle nie zażądał PIN-u! Jak to możliwe?
Czytaj też: Jak wypłacić pieniądze bez PIN-u z karty, która nie ma nawet funkcji zbliżeniowej? To niestety możliwe. Masakra!
Dlaczego bilet na karcie podobno jest, a kontroler go nie widzi?
Dlaczego to się w opisywanych przypadkach – jak wszystko na to wskazuje – nie stało? Przyczyn może być kilka. Przedstawicielka Mennicy Polskiej mówi, że jeśli kontrola biletów następuje w krótkim czasie po zakupie biletu, to jest możliwe, że dane z kasownika nie zostały jeszcze zaktualizowane.
„W takiej sytuacji pasażer zawsze może potwierdzić ważność biletu w kasowniku, niezależnie od weryfikacji w czytniku kontrolerskim”
– mówi Kamila Bidzińska. Nawet jeśli do czytnika kontrolera nie dotarła jeszcze informacja, że na danej karcie płatniczej jest bilet, to powinna ona być w pamięci kasownika, w którym bilet przed chwilą został kupiony. Być może kontrolerzy nie pamiętali, by klientom o tym przypomnieć i od razu zabrali się do wypisywania mandatów.
„Nie można również wykluczyć, że w toku kontroli pojawił się problem z zasięgiem danej sieci. W czytniku kontrolerskim jest karta jednego operatora, a w kasowniku dwie, w celu usprawnienia zakupu biletu”
– mówi przedstawicielka Mennicy Polskiej. Teoretycznie jest możliwe, że to z powodu zakłóceń w przesyłaniu danych przez internet kontroler nie ma najnowszych danych dotyczących zakupionego przed chwilą biletu.
Jest jeszcze trzecia możliwość: że ktoś „załadował” bilet na plastikową kartę, ale kontrolerowi okazuje tę samą kartę, lecz w smartfonie (np. podpiętą do Apple Pay, czy Google Pay).
„Jeśli kartą plastikową będziemy chcieli potwierdzić, że dokonaliśmy zakupu z użyciem telefonu, to czytnik kontrolerski nie potwierdzi naszego uprawnienia do przejazdu. I to nawet wtedy, gdy wspomniana karta jest również podpięta do telefonu”
Kontrolerzy biletów kontra kupujący bilety w aplikacji. Jak rewolwerowcy na Dzikim Zachodzie
Nie wiemy, która z tych opcji przydarza się osobom podróżującym komunikacją miejską we Wrocławiu, ale pewne jest, że przydarza się zdecydowanie zbyt często. Wygląda na to, że kontrolerzy też się niezbyt dobrze poinformowani o możliwych usterkach komunikacyjnych systemu i traktują pechowców jako jadących na gapę, bez naturalnej dozy zaufania lub zrozumienia.
Bilety elektroniczne i aplikacje do kupowania biletów przez smartfona są nota bene zmorą popularnych kanarów, bo nierzadko pasażerowie próbują „łamać system” i kupić bilet tuż przed kontrolą, dopiero wtedy, gdy widzą, że jest „obława”. Relacje takich pasażerów z dobrym refleksem z kontrolerami przypominają trochę pojedynki kowbojów na Dzikim Zachodzie. Wygrywa ten, kto ma lepszy refleks. Albo zdążysz kupić bilet, albo nie.
„Ścięło mi aplikację i bilet aktywował się w niej minutę po tym, jak zaczęłam go kupować. Na kolejnym przystanku wsiedli kontrolerzy i wlepili mi mandat, bo mój bilet został zakupiony jedną sekundę po zablokowaniu kasowników. Kazali się odwoływać. Odwołanie zostało odrzucone, bo bilet powinnam kupić przed wejściem do pojazdu”
– skarży się na Facebooku pani Helena. Niestety, takie sytuacje sprawiają, że pasażer z aplikacją lub biletem „nabitym” na kartę płatniczą czasem jest traktowany przez kontrolerów jak naciągacz, a nie człowiek, który – jeśli nie może pokazać biletu, bo on gdzieś krąży po odmętach internetu – ma po prostu pecha, bo chciał być nowoczesny.
Publikuję ten tekst z nadzieją, że we Wrocławiu przyjrzą się krytycznie jeszcze raz systemowi „nabijania” biletów na kartę płatniczą, bo jeśli system ma działać z błędami częstszymi, niż śladowe, to lepiej, żeby w ogóle nie działał.
_________________
POSŁUCHAJ PODCASTU „FINANSOWE SENSACJE TYGODNIA”
W najnowszym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” rozmawiamy o omyłkowych przelewach obłożonych wysokimi prowizjami, których mogłoby nie być, gdyby bankowcy chcieli ruszyć palcem w bucie, o wysypie reklam inwestycji w nieruchomości z „gwarantowanym zyskiem” i o tym co w nich jest „gwarantowane”, o tym dlaczego fintechy nawet nie spróbowały zniszczyć banków, chociaż dostały do ręki młotek oraz o tym jak nasi południowi sąsiedzi radzą sobie z pandemią. Zapraszamy do odsłuchania!
Rozpiska odcinka:
00:57 – Dlaczego banki nie chronią klientów przed pomyłkami przy zlecaniu przelewów?
12:08 – Inwestycje w nieruchomości z gwarantowanym zyskiem. Dlaczego trzeba na nie uważać?
23:10 – Bilet komunikacji miejskiej zaszyty w karcie płatniczej. Super sprawa, tylko dlaczego system nie działa?
31:02 – Z otwartą bankowością żyjemy już rok. Kto wykorzystał tę szansę, a kto ją przespał?
42:10 – Wyznania podróżnika, czyli jak Czesi radzą sobie z pandemią, czy mają lepszą niż my infrastrukturę drogową i płatniczą?
Aby odsłuchać podcast kliknij tutaj lub w poniższy baner:
źródło zdjęcia tytułowego w artykule: MPK Wrocław