Kiedy banki z różnych powodów zaostrzają kryteria udzielania kredytów, korzysta na tym branża pożyczkowa. Klienci odrzuceni przez banki walą drzwiami i oknami po pożyczki pozabankowe. Ale czy tym razem będzie tak samo? Elementem tarczy antykryzysowej jest drastycznie obniżony na rok maksymalny limit kosztów pożyczek. Jak ten przepis zmieni branżę pożyczkową i czy to będzie dobra zmiana dla kilku milionów Polaków, którzy korzystają – mniej lub bardziej systematycznie – z jej usług? Na razie firmy pożyczkowe masowo zawieszają prowadzenie działalności
To może być rzeźnia na rynku pracy. Ekonomiści prześcigają się w korektach swoich prognoz dotyczących tegorocznego wzrostu gospodarczego. ING Banku przewiduje, że zaliczymy zjazd PKB o 4,5%, ekonomiści Banku Pekao – że o 4,4%, a ekonomiści mBanku prognozują spadek PKB o 4,2%. Taki scenariusz oznacza falę bankructw firm i wzrost bezrobocia.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Nic więc dziwnego, że banki zaczęły już dostosowywać swoje modele scoringowe do nowej rzeczywistości. Np. mBank zapowiedział, że nie będzie finansował osób pracujących w zagrożonych branżach takich jak gastronomia czy turystyka. Trudniej o kredyt będą mieć samozatrudnieni, osoby pracujące na umowach cywilno-prawnych, a nawet „etatowcy” z umową na czas określony. Podobne ograniczenia wprowadziły też BNP Paribas czy Alior Bank.
Z kolei PKO BP dokręcił śrubę w przypadku kredytów hipotecznych. Klient będzie musiał wykazać się wyższym wkładem własnym. Wkrótce możemy doczekać się sytuacji, kiedy kredyt w banku dostępny będzie tylko dla klientów z najlepszym scoringiem, albo wręcz dla tych, którzy kredytu… w ogóle nie potrzebują.
Podczas, gdy banki odprawiają klientów z kwitkiem, to zwykle ręce zacierają firmy pożyczkowe. Rocznie branża udziela blisko 2,5 mln pożyczek o wartości nieco ponad 7 mld zł. Firmy chwilówkowe mogą przejąć odrzuconych przez klientów banki, bo akceptują większe ryzyko niespłacenia pożyczki. Czy naciągający kryzys otworzy przed chwilówkami złotą erę?
Teoretycznie tak, choć trzeba pamiętać, że wbrew potocznym opiniom, firmy pożyczkowe nie udzielają pożyczek komu popadnie. One też badają zdolność kredytową swoich potencjalnych klientów. I sporą grupę wniosków odrzucają. Np. Wonga (jedna z największych i najbardziej „wymagających” w stosunku do klientów firm pożyczkowych), odrzuca 70-80% wniosków, podobnie jest w Providencie.
Kiedy bezrobociem zagrożone będą kolejne grupy potencjalnych klientów, wskaźnik odrzuceń może być jeszcze wyższy. A klienci, którzy już zaciągnęli pożyczki, mogą mieć problemy ze spłatą. Niedawno Fundacja Rozwoju Rynku Finansowego oraz Związku Przedsiębiorstw Finansowych – organizacje, które zrzeszają część sektora pożyczkowego – szacowały, że problemy ze spłatą może dotyczyć nawet połowy aktywnych klientów.
Niższy limit kosztów pożyczki-chwilówki. Na razie na rok
To jeszcze nie dramat, bo możliwość obsługi klientów w kryzysowych czasach i akceptacja wyższego ryzyka, to specjalność tej branży. Problemem może być znacznie niższy limit maksymalnego kosztu pożyczki. To element tzw. tarczy antykryzysowej, za którą mocno lobbował Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Ile pieniędzy pożyczkodawca może wziąć za udzielenie pożyczki? Oprócz odsetek, których górny limit wynosi obecnie 9% w skali roku – kredytodawca (bank lub firma pożyczkowa) może pobrać prowizję. Do tej pory obowiązywał limit 25% jednorazowo plus 30% w skali roku. Załóżmy, że pożyczamy 1000 zł na miesiąc. W takim przypadku maksymalny koszt pożyczki to 250 zł plus 25 zł (30% w skali miesiąca), czyli 275 zł. Gdyby pożyczka udzielona była na dwa miesiące, cena nie mogłaby przekroczyć 300 zł (250 zł plus 50 zł).
Tarcza Antykryzysowa wprowadza nowy limit. W przypadku pożyczek na okres powyżej 30 dni wynosi on 15% kwoty pożyczki plus 6% kwoty pożyczki w skali roku. Co to oznacza? Wróćmy do przykładu 1000-złotowej pożyczki udzielonej na 60 dni. Wcześniej mogła kosztować 300 zł. Przy nowym limicie już tylko 160 zł (150 zł plus 10 zł).
Pozaodsetkowe koszty kredytu nie mogą być też wyższe od 45% całkowitej kwoty kredytu. Poprzedni limit wynosił 100%. Ale to nie wszystko. Odrębny limit wprowadzono dla pożyczek udzielanych na okres do 30 dni. Wynosi on 5%, czyli za pożyczone 1000 zł nie można zażądać więcej niż 50 zł plus odsetki (maksymalnie 9% w skali roku).
Branża pożyczkowa lamentuje, że taki limit nie pozwoli jej przetrwać. Czym to argumentuje? Niedawno Polski Związek Instytucji Pożyczkowych przywołał uzasadnienie do ustawy, która wprowadzała obowiązujący do niedawna limit (25% + 30%).
„W segmencie mikropożyczek, gdzie okres kredytowania na ogół nie przekracza miesiąca, koszty operacyjne kształtują się na poziomie 15–27% kwoty pożyczki. Do kosztów operacyjnych należy dodać koszt ryzyka, który w segmencie mikropożyczek oscyluje w granicach 11% (odsetek pożyczek straconych), zatem przeciętne koszty w tym segmencie kształtują się między 26% a 38% kwoty pożyczki. […] Koszty operacyjne w segmencie pożyczek udzielanych na dłuższe okresy stanowią 27,5% do 51% kwoty pożyczki. Do kosztów operacyjnych należy dodać koszt ryzyka, […] szacuje się w tym segmencie na ok. 22%–25%. Całkowite koszty pożyczki udzielonej na okres ok. 1 roku będą oscylować w granicach 49,5%–76% kwoty pożyczki. […] limit mieści się w dolnych granicach kosztów ponoszonych przez pożyczkodawców”
Podsumowując: branża alarmuje, że nie da się funkcjonować na zmniejszonym limicie. Co to dla niej oznacza?
„Straty na portfelu i koszty operacyjne, takie jak opłaty za informacje gospodarczą, niezbędną do badania zdolności kredytowej, utrzymanie biura, sieci sprzedaży, personelu, reklamy, usług prawnych i IT, to nie wszystkie obciążenia przedsiębiorcy o tym profilu. Instytucje pożyczkowe finansują się ze środków własnych, a pożyczek nie mogą udzielać z depozytów ludności, w związku z czym kapitał pozyskują od inwestorów. Oprocentowanie płacone przez firmy pożyczkowe za udostępnione im środki waha się od 12% do 16%. Dodatkowo największe instytucje pożyczkowe są płatnikiem specjalnego podatku tzw. „bankowego” oraz składek na działanie Biura Rzecznika Finansowego, obarczone są rygorami AML i obowiązkiem rejestracji w KNF.”
Śmierć, wstrzymanie działalności, a może konsolidacja branży?
Branża chwilówkowa ma to do siebie, że zawsze psioczy, gdy ktoś próbuje majstrować przy limitach kosztów. Tak też było w 2015 r., gdy wprowadzano limit „25 + 30%”, a – jak wiadomo – branża do piachu nie poszła. Czy tym razem lament jest uzasadniony? Chyba coś jest na rzeczy.
Kilka firm już zamknęło lub wstrzymało działalność. Np. TAKTO Finanse poinformowało o zawieszeniu sprzedaży pożyczki gotówkowej od 1 kwietnia do odwołania. Na stronie Cashalot.pl pojawił się komunikat, że firma już nie udziela pożyczek. Na stronie InCredit czytamy, że firma właśnie zmienia stronę. Albo za chwilę pojawi się komunikat, że firma zawiesza działalność, albo jej właściciele właśnie liczą, czy dadzą radę wyżyć na niższym limicie kosztów.
MS Kredyt? Firma podjęła decyzję o czasowym wstrzymaniu prowadzenia działalności pożyczkowej, uzasadniając to tym, że zmiana limitu „wpływa negatywnie na możliwość uzyskiwania wystarczających przychodów z udzielanych kredytów konsumenckich, przychodów na pokrycie zwiększonych kosztów ryzyka kredytowego oraz prawdopodobnie będzie mieć przełożenie na wyższe koszty finansowe związane z ograniczeniami w pozyskiwaniu finansowania, a także koszty agencyjne”. Również YOLO zapowiedziało, że być może wstrzyma działalność.
„Będziemy musieli poważnie przemyśleć naszą Strategię 2019-2021, co może również skutkować tymczasowym wstrzymaniem nowej akcji pożyczkowej na rynku polskim”
– napisał Krzysztof Piwoński, prezes firmy w liście do interesariuszy. Z polskiego rynku może wycofać się też duży pożyczkodawca Lendo. Jak donosi „Puls Biznesu”, jego szwedzki inwestor poinformował, że dłużej nie będzie finansował polskiego brokera, a znalezienie nowego inwestora w czasie kryzysu może być trudne. O wstrzymaniu działalności poinformowały też Bocian (na dwa tygodnie) i Loan Me (na dwa miesiące). Ten ostatni pożyczkodawca zwolnił już blisko 100 pracowników.
Z kolei pożyczkodawca działający pod marką Opoqa Finance podał, że łączy się z Tani Kredyt. Czy konsolidacja może być lekarstwem dla firm pożyczkowych? Być może. Połączenie pozwala zredukować zatrudnienie, zaoszczędzić na IT czy marketingu. Mój informator z branży (pracuje w jednej z największych firm pożyczkowych) uważa jednak, że konsolidacja nie jest rozwiązaniem, bo firmy pożyczkowe są bardzo rozdrobione, mają różnych właścicieli, różne modele finansowania, różne produkty.
Przeczytaj też: Dla wielu firm praca zdalna to dziś konieczność. Ale home office może przynieść oszczędności. Ile pieniędzy zostaje w kasie? Policzyli!
Przeczytaj też: Koronawirus psuje szyki narzeczonym i może dobić branżę weselną. Co robić, żeby ocalić i przyjęcie, i branżę? Mam pewien pomysł
Koniec z pierwszą pożyczką za darmo?
Mój rozmówca uważa, że w wyniku kryzysu prawdopodobnie przetrwają największe firmy, które mają w miarę stabilne źródło finansowania, np. inwestora o dobrej sytuacji płynnościowej, bo mogą sobie pozwolić na to, żeby przeżyć rok „na stracie” (nowe regulacje mają obowiązywać przez rok). Choć i tak nie obejdzie się bez cięcia kosztów, a więc zwolnień.
Na straconej pozycji mogą być firmy, które opierały swój model biznesowy na emisji papierów dłużnych, bo nie będzie popytu na ich obligacje. Podobnie może być z firmami, które finansowały się kredytem bankowym, bo teraz mogą trafić u bankowców na listę branż o zwiększonym ryzyku. Ale nawet w dużych firmach pożyczkowych należy spodziewać się cięcia kosztów, m.in. redukcji zatrudnienia.
Przeczytaj też: Dlaczego nie wszystkie banki oferują odroczenie rat kredytowych? I dlaczego wakacje kredytowe mogą być… finansową pułapką?
Przeczytaj też: Domowy budżet w czasach zarazy. Jak się przygotować na ekonomiczne konsekwencje koronawirusa? Sześć rzeczy do ogarnięcia
Zapewne zmieni się też oferta chwilówkowa. Spodziewam się, że z rynku mogą zniknąć tzw. pierwsze pożyczki za darmo, czyli pożyczamy np. 1000 zł i dokładnie tyle samo oddajemy (w tym modelu kolejna pożyczka jest już płatna). W ten sposób firmy próbują przyciągnąć i uzależnić od siebie klienta. Ale Vivus – król takich pożyczek – jeszcze się na taki krok nie zdecydował. Nadal można pożyczyć w Vivusie pierwsze 500 zł bez kosztów.
Kolejną zmianą może być wycięcie z oferty firm pożyczkowych (przynajmniej na czas obowiązywania niższego limitu) pożyczek na okres do 30 dni. No bo jeśli firma za taką pożyczkę może wziąć tylko 5% prowizji, a za pożyczkę na 31 dni już co najmniej 15%, to rachunek ekonomiczny sam podpowiada rozwiązanie.
Mój rozmówca przewiduje, że obecny kryzys może doprowadzić do zniknięcia z polskiego rynku nawet 80% firm pożyczkowych. Wycofanie się niektórych firm, czy wstrzymanie działalności przez inne jest już faktem. To pokazuje, że tym razem chyba nie mamy do czynienia z lamentowaniem branży pożyczkowej na wyrost.
Pytanie jakie będą konsekwencje. Czy będzie to mniejsza liczba osób tkwiących w pętli kredytowej, czy też zejście do podziemia działalności polegającej na zaspokajaniu tych potrzeb klientów? W pierwszym scenariuszu nie będzie powodów, by żałować upadku części branży pożyczkowej. W drugim – będzie powód, by żałować klientów, którzy będą pozbawieni elementarnej ochrony prawnej w przypadku niespłacenia „nieoficjalnej” pożyczki w terminie.