Bardzo ciekawie zaczyna robić się na rynku funduszy inwestycyjnych. Firmy oferujące takie inwestycje wreszcie zaczynają rywalizować o nasze względy obniżając opłaty. Najpierw PZU wprowadził swoją ofertę tanich funduszy inPZU, a teraz goni go AXA kontratakując programem „Tanie oszczędzanie”. A za kilka tygodni na rynku pojawi się pierwszy polski „automatyczny” fundusz typu ETF
Narzekam od lat na poziom opłat w działających nad Wisłą funduszach inwestycyjnych. Polscy klienci są goleni niemiłosiernie, od każdej wpłaty na starcie fundusze zabierają im nawet 5,5%, a potem jeszcze drugie tyle rocznie za zarządzanie pieniędzmi. Ten stan zawdzięczamy bankom, które są właścicielami największych firm inwestycyjnych (TFI) i mają interes w tym, by klienci płacili jak największe prowizje za pośrednictwo.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Zmianę tego status quo może zwiastować unijna dyrektywa MIFiD II, która wchodzi na raty „do użytku” na polskim rynku i która zabrania ukrywania przed klientem opłat i inkasowania ich w sposób nieuzasadniony. A więc bank nie będzie mógł już brać od klienta 5,5% „oficjalnie” i dodatkowo jeszcze działki od opłaty za zarządzanie od TFI. A w każdym razie będzie musiał się trochę spocić, by takie prowizje uzasadnić.
Z drugiej strony wreszcie obudzili się duzi właściciele niebankowych firm inwestycyjnych, którzy do tej pory milcząco dostosowywali się do „antyklienckiego” konsensusu dyktowanego przez banki.
AXA rzuca rękawicę inPZU. Fundusze tanie niesłychanie
Najpierw PZU wprowadziło najtańsze na rynku fundusze indeksowe, które kupuje się przez internet bez prowizji, a opłaty za zarządzanie nimi wynoszą tylko 0,5% rocznie. Oferta funduszy w ramach specjalnie zbudowanej platformy inPZU.pl jest niewielka i liczy raptem sześć funduszy, ale za to jest łatwo, tanio i można inwestować bez konieczności ruszania się z fotela.
Czytaj więcej: Tutaj zrecenzowałem nowe fundusze oraz platformę inPZU
Czytaj też: Polacy kupują fundusze najdrożej na świecie. Jak przełamać ten trend? To musi być wojna… hybrydowa
Rękawicę podniosło AXA TFI, firma inwestycyjna należąca do francuskiego giganta ubezpieczeniowego. Jej odpowiedzią jest uruchomiony właśnie program „Tanie Oszczędzanie”, który pozwala inwestować w kilkanaście funduszy, z których kilka obniżyło opłaty za zarządzanie do poziomu 0,5%, czyli do takiego poziomu, co w inPZU.
W „Tanim oszczędzaniu” od AXA można założyć konto w pełni przez internet i od razu wpłacić pieniądze do wybranego funduszu. Dodatkowo AXA oferuje „automat”, który pozwala łączyć oszczędzanie w ramach programu z niosącymi ulgi podatkowe kontami IKZE i IKE. Klient, który ma otwarte wszystkie trzy konta tylko wpłaca pieniądze, a one są automatycznie dzielone między IKZE, IKE i „Tanie oszczędzanie”, by zmaksymalizować korzyści podatkowe.
Tutaj piszę więcej na ten temat: Twój fundusz spełniania marzeń powinien stać na co najmniej czterech nogach. Są już firmy finansowe, które dają pilota do obsługi tych nóg
Nie jest to pierwsze tego typu rozwiązanie, podobne „automaty” opisywałem już w poprzednich sezonach płacenia podatków, ale po raz pierwszy wszystkie elementy tej „maszyny do oszczędzania” są objęte naprawdę niskimi opłatami za zarządzanie. A właściwie powinienem powiedzieć, że mogą być objęte, bo w AXA – inaczej, niż w PZU – tylko niektóre fundusze są bardzo tanie.
I to jest chyba jedyna poważna wada „Taniego oszczędzania” – że trzeba uważać, by nie naciąć się na fundusz, w którym opłaty akurat nie należą do najniższych. No, może jeszcze można pokarzekać na sposób komunikowania wysokości opłat za zarządzanie, w AXA jest tyle ich rodzajów, że trudno się połapać (te odpowiadające za „Tanie oszczędzanie” to jednostki typu D).
Jeśli chcecie zapisać się przez internet do „Taniego oszczędzania” i wpłacić pieniądze do funduszu bez prowizji „na wejściu” oraz z opłatą za zarządzanie tylko 0,5%, to wybierajcie fundusz AXA Lokacyjny lub jeden z funduszy oznaczonych jako AXA SFIO: fundusz Globalny Akcji, Globalnych Strategii Dłużnych, Akcji Amerykańskich, Amerykańskich Obligacji Korporacyjnych oraz Akcji Europejskich Małych Spółek.
Link dla niecierpliwych. Jeśli klikniesz ten link, to dowiesz się więcej o koncie „Tanie Oszczędzanie”. Z kolei klikając tutaj założysz je i zasilisz pieniędzmi.
Czytaj też: Jaką część pensji musisz oszczędzać, by w przewidywalnym terminie zapewnić sobie poduszkę bezpieczeństwa?
AXA, czyli francuska nakładka
Jak widzicie, żaden z tych funduszy – poza Lokacyjnym – nie inwestuje pieniędzy w Polsce, ale to akurat jest dla mnie zaletą. Polski grajdołek jest zbyt mały, by zawierzyć mu 100% swoich długoterminowych oszczędności. Wymienione wyżej fundusze nie inwestują bezpośrednio na zagranicznych rynkach, są „nakładkami” na fundusze „centrali” AXA. W karcie informacyjnej funduszu AXA Akcji Globalnych czytam:
„Około 90% aktywów subfunduszu stanowią tytuły uczestnictwa subfunduszy, wyodrębnionych w ramach AXA World Funds, AXA Fixed Income Investment Strategies, AXA Rosenberg Equity Alpha Trust, ACMBernstein, ACMBernstein SICAV, ACMBernstein Value Investments, inwestujących swoje aktywa przede wszystkim w akcje. Ok. 10% aktywów funduszu stanowią depozyty”
To oznacza dwie rzeczy: dobra wiadomość jest taka, że pieniądze będą lokowane w sprawdzone, istniejące od wielu lat na Zachodzie rozwiązania, które mają swoją historię i sprawdzalne wyniki (choć nie wiemy w które konkretnie fundusze AXA zainwestuje „polski” subfundusz – wspomniana wyżej formułka w identycznym brzmieniu znajduje się w informacjach dotyczących wszystkich subfunduszy AXA SFIO).
Zła wiadomość jest taka, że „polska” opłata za zarządzanie funduszem będzie de facto drugą, którą zapłaci inwestor. W jednostkach funduszy kupowanych przez „polską” AXA będą już zawarte opłaty za zarządzanie funduszami naliczone przez „centralę” zarządzającą funduszem-matką. tyle, że fundusze na Zachodzie z reguły mają niskie opłaty za zarządzanie.
To strukturę zwana po angielsku master-feeder: aktywa polskich funduszy są inwestowane w inne fundusze prowadzone przez spółkę-matkę firmy zarządzającej funduszami w Polsce. Np. AXA Europejskich Małych Spółek inwestuje od 50% do 100% aktywów w fundusz AXA World Funds – Framlington Europe Small Cap z Luksemburga, gdzie jednostka uczestnictwa z najniższymi opłatami (czyli taka, którą kupuje polski fundusz od spółki-matki) pobiera 0.87% opłaty za zarządzanie rocznie (tytaj są szczegóły).
Oznacza to de facto, że w „polskim” funduszu zaszyte są dwie opłaty za zarządzanie (0,87% i 0,5% w skali roku, w sumie niecałe 1,4%, nie jest to dużo, ale też nie można powiedzieć, że to bardzo tani fundusz).
Aviva, NN, banki… Funduszy w internecie nie brakuje. Ale wciąż nie są tanie
Czy inPZU i AXA mają jakąś konkurencję? Jedną z dużych firm sprzedających fundusze przez internet jest Aviva. Brytyjski ubezpieczyciel też ma specjalną platformę Aviva24.pl, na której sprzedaje sześć prostych funduszy inwestujących w Polsce (od lokacyjnego po akcyjny). Nie ma opłat dystrybucyjnych (czyli prowizji od wpłaty, „na wejściu”), ale niestety opłaty za zarządzanie nie są tak niskie, jak w AXA, czy inPZU. Fundusz Lokacyjny pobiera tylko 0,25% rocznie, ale Dłużny Papierów Korporacyjnych (czyli obligacji firmowych) już 1% plus opłata zmienna 10% od „nadzwyczajnych” zysków, zaś fundusz Akcji aż 4%.
Owszem, Aviva ma teraz prowizję polegającą na tym, że zwraca połowę opłaty za zarządzanie jeśli inwestor utrzyma swoje jednostki uczestnictwa przez rok, ale nawet ten rabacik szału nie robi. Droga Avivo, chyba czas wejść do tej licytacji, bo choć byłaś pierwszą firmą ubezpieczeniową sprzedającą fundusze inwestycyjne przez internet, to możesz przespać najważniejszy moment w tej rewolucji. Śpią też w NN TFI, gdzie co prawda urzeźbili świetną i tanią platformę nntfi24.pl, ale niskie opłaty mają tylko dla inwestycji w IKE i IKZE, a nie w fundusze „po prostu”.
Banki? Jedną z najwygodniejszych platform do zakupu funduszy mają w mBanku. Nazywa się to mFundusze Dobrze Lokujące i jest fajnie skrojonym pomysłem dla inwestycyjnych „zielonych ogórków”. mFundusz Dla Każdego w zeszłym roku zarobił 3,2%, mFundusz Dla Aktywnych – 6,7%, a mFundusz Dla Odważnych – 8,6%. Przyzwoicie, a przecież nie są to fundusze mające niskie opłaty za zarządzanie – wynoszą one od 0,7% do 1,9%. To połowa stawek rynkowych, ale z inPZU lub najtańszymi funduszami AXA wciąż nie ma porównania.
Wkrótce do gry wejdzie kolejny gracz na rynku taniego inwestowania dla osób, które nie chcą lub nie mogą same kupować sobie akcji i obligacji. Na GPW rzeźbią właśnie pierwszy polski fundusz „automatyczny” typu ETF. Tutaj opisujemy jak będzie działał i czy rzeczywiście będzie tańczy oraz efektywniejszy od „zwykłych” funduszy.
ZAPISZ SIĘ NA MÓJ NEWSLETTER! Raz na jakiś czas wyślę Ci e-mail z kilkoma radami dla Twojego portfela, najnowszymi informacjami o tym jak ja lokuję swoje prywatne oszczędności oraz z najciekawszymi tekstami, które ukazały się na „Subiektywnie o finansach”. Obiecuję: nie będzie spamu, ani molestowania. Bądźmy w kontakcie!
Czy koszty zarządzania są najważniejsze? Nie, ale…
inPZU oraz AXA wyważyły drzwi, a ja czekam z utęsknieniem kto w nie jeszcze wejdzie. Fundusze, w których opłata za zarządzanie wynosi 0,5% rocznie powinny być standardem na polskim rynku, a nie wyjątkiem. Choć oczywiście ten medal ma i drugą stronę: jeśli fundusz osiąga świetne wyniki, to z punktu widzenia jego uczestnika nie ma znaczenia jakie pobiera opłaty. Co więcej: można powiedzieć, że za jakość warto zapłacić więcej.
To prawda, ale jeśli średnia długoterminowa rentowność inwestycji w polskie akcje (patrząc na indeks WIG) wynosi w ostatnim ćwierćwieczu 8% rocznie, zaś fundusz inwestycyjny zabierze od tego 5,5% rocznie za zarządzanie (litościwie nie wspomnę o opłatach dystrybucyjnych przy wpłacie), to zarządzający musiałby być strukturalnym geniuszem, żeby osiągać przynajmniej wyniki podobne do tej średniej. Bo jeśli jest „przeciętnym” zarządzającym, to jego fundusz rocznie wyciskałby 3-4%, czyli wynik niegodny wkładania pieniędzy w instrument wiążący się z ryzykiem poniesienia straty.
Czytaj też: Dlaczego nie można trzymać wszystkich oszczędności tylko w banku. Jeden, ale za to miażdżący argument
Czytaj też: Najstarszy w Polsce fundusz inwestycyjny skończył 25 lat. Ile można było w tym czasie na nim zarobić?
Owszem więc, niska opłata za zarządzanie nie gwarantuje dobrego wynika. Ale za to bardzo wysoka – taka, jak w większości polskich funduszy – gwarantuje wynik słaby lub w najlepszym razie niezachwycający. Dlatego pomysły na łamanie status quo, jakie widzimy ostatnio w inPZU oraz w AXA, mogą przynieść sporo dobrego na skostniałym i opanowanym przez banki rynku sprzedaży funduszy inwestycyjnych. O ile oczywiście Polacy zagłosują nogami i zaczną kupować fundusze w samoobsłudze, przez internet, znacznie taniej.