Temu, AliExpress, Shein: chińskie platformy sprzedażowe podbijają świat, a polscy przedsiębiorcy skarżą się na nieuczciwą konkurencję. Jakie stawiają zarzuty? Jak często robimy zakupy w Chinach? Czy w Allegro mają się czego bać? Ilu Polaków kupuje w zagranicznych sklepach? Sprawdzam!
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Coraz chętniej zaglądamy na azjatyckie platformy sprzedażowe – trzy z nich (Temu, AliExpress i Shein) są już na liście dziesięciu najpopularniejszych sklepów internetowych w Polsce. Niskie ceny na takich platformach kuszą, ale okazuje się, że sposób działania może budzić poważne wątpliwości.
Polskie sklepy mają „kosę” z Chińczykami?
Polska jest członkiem Unii Europejskiej, a więc konsument jest u nas dosyć dobrze chroniony. Wśród naszych praw są m.in. 14-dniowe prawo do bezpłatnego zwrotu produktu zakupionego przez internet (bez podania przyczyny); prawo do rzetelnej informacji o najniższej cenie z ostatnich 30 dni; zakaz zamieszczania nieprawdziwych opinii; czy prawo do ochrony danych osobowych.
Generalnie, kupując w internecie, można czuć się bezpiecznie. Szczególnie jeżeli płacimy kartą i zapewniamy sobie możliwość skorzystania z procedury chargeback. Problem w tym, że regulacje prawne w Unii Europejskiej dotyczą też sklepów internetowych spoza wspólnoty, a te z kolei nie zawsze chętnie się do nich stosują.
W Chinach mamy do czynienia z dużo luźniejszym podejściem do ochrony środowiska i praw człowieka niż w Europie. Dodatkowo chińskie przedsiębiorstwa często korzystają ze wsparcia władzy i wielu ułatwień. W rezultacie mogą produkować szybciej i taniej niż ich europejscy konkurenci.
Pojawiają się zarzuty o wykorzystywanie luk w prawie (np. do niedawna chińscy sprzedawcy w ogóle nie płacili VAT-u – zaraz do tego dojdę); luźne podejście do ochrony danych osobowych i szpiegowanie klientów (np. poprzez aplikacje mobilne); skandaliczne warunki traktowania pracowników (w tym zarzuty o wykorzystywanie nieletnich pracowników); zanieczyszczanie środowiska (i używanie szkodliwych, niecertyfikowanych materiałów); produkcję podróbek, które imitują wyroby renomowanych marek i o niską jakość produktów (chociaż akurat z tego kupujący świetnie zdają sobie sprawę).
VAT dla e-commerce pomógł, ale nie wystarczył
Przedsiębiorcy z Unii Europejskiej wielokrotnie podnosili temat nieuczciwej konkurencji chińskich platform sprzedażowych i nawet osiągnęli pewne rezultaty. Jeszcze kilka lat temu większość przesyłek była sprowadzana z Chin bez opłacania VAT-u i cła, a więc opłat, które stanowią znaczący udział w ostatecznej cenie każdego produktu.
Kilka lat temu udało się trochę ograniczyć ten proceder, bo od 1 lipca 2021 r. w życie wszedł w życie tzw. VAT dla e-commerce. Od tego czasu m.in. nie ma zwolnienia z VAT-u dla towarów o niskiej wartości, a zwolnienie od cła dotyczy tylko przesyłek o wartości do 150 euro (więcej pisałem o tym tutaj) .
Problem w tym, że efektywność pakietu VAT dla e-commerce bywa wątpliwa w odniesieniu do platform azjatyckich. Wartość ogromnej liczby przesyłek jest deklarowana poniżej tego progu, a do tego dochodzą „okazjonalne prezenty” od osób fizycznych o niskiej wartości, które pozwalają uniknąć VAT-u.
„Izba Gospodarki Elektronicznej, jako organizacja reprezentująca przedsiębiorców z branży e-commerce, od dawna zwraca uwagę na problem nierównej pozycji małych i średnich przedsiębiorców krajowych wobec „gigantów” z państw trzecich. Jest to konsekwencja niedoskonałych przepisów prawnych oraz niepełnego egzekwowania obowiązujących regulacji”
– wyjaśniła mi Patrycja Sass-Staniszewska, Prezes Izby Gospodarki Elektronicznej. Coraz częściej pojawiają się głosy, aby – z jednej strony – zwiększyć skuteczność egzekwowania już istniejących przepisów w odniesieniu do przedsiębiorstw spoza Unii Europejskiej oraz – z drugiej strony – wprowadzić nowe regulacje, które wyrównają szanse.
Kolejnym krokiem, który pośrednio ochroni sprzedawców w Unii Europejskiej, było przyjęcie Aktu o usługach cyfrowych (tzw. DSA – tutaj szczegóły), gdzie uregulowano wiele istotnych zagadnień. Branża zgłasza jednak uwagi, że to ciągle mało, bo azjatyckie firmy nadal będą próbować jakoś omijać przepisy.
Patrycja Sass-Staniszewska dodaje, że Izba Gospodarki Elektronicznej opracowała pakiet ustawy („Polska cyfrowa. Pakiet zmian”), który ma na celu m. in. wzmocnienie ochrony polskich przedsiębiorców.
„Problemy jakie zauważa e-Izba, ale również Ecommerce Europe do której E-Izba należy, to brak należytego egzekwowania prawa, w tym przepisów mających na celu ochronę konkurencji, ale również zagadnienia podatkowe i celne. Z tego względu niezbędne jest podjęcie intensywnych działań mających na celu zapewnienie, aby wdrożone już do tej pory regulacje były egzekwowane”.
Azjatyckie sklepy wykorzystują luki w europejskim systemie prawnym. Często zwyczajnie brakuje narzędzi do egzekwowania prawa, a chińskie sklepy chętnie z tego korzystają i niejako działają „na rympał”. Przykład? Na początku 2023 roku weszła w życie tzw. dyrektywa Omnibus (tutaj szczegółowo ją omówiłem).
W największym skrócie chodzi o to, że przedsiębiorcy, którzy obniżają cenę jakiegoś produktu, mają obowiązek informować o najniższej cenie danego towaru, która obowiązywała w ciągu 30 dni przed wprowadzeniem obniżki. Na pewno spotkaliście się z tym w wielu sklepach. Problem w tym, że w chińskich serwisach nie zawsze znajdziemy taką informację, co można uznać za nieuczciwą konkurencję. Weźmy przykład losowej, przecenionej oferty ze strony głównej Shein:
Jak widzicie, nie ma ani słowa o najniższej cenie z ostatnich 30 dni. Tylko informacja, że jest promocja i obniżka ceny w wysokości aż 63%. AliExpress z kolei taką cenę z ostatnich 30 dni podaje, ale dopiero w widoku oferty. Na stronie głównej marketplace’u też nie było takiej wzmianki, a powinna się znaleźć.
Temu prawie dogoniło Allegro
Jeżeli spojrzymy na statystyki, to przekonamy się, że konkurencja z chińskimi platformami sprzedażowymi jest coraz trudniejsza. W Polsce nadal niekwestionowanym liderem zakupów internetowych jest serwis Allegro. W styczniu ich stronę internetową lub aplikację mobilną odwiedziło 18,67 mln użytkowników (badanie Mediapanel).
W IV kwartale 2023 r. Allegro mogło pochwalić się liczbą 14,6 mln aktywnych kupujących, czyli osób, które w ciągu poprzednich 12 miesięcy dokonały zakupów w serwisie (dla chętnych tutaj pełne wyniki finansowe Allegro). To oznacza, że mniej więcej co drugi dorosły Polak kupuje w serwisach Allegro.
Wróćmy jednak do badania Mediapanel. Na drugim miejscu znalazła się platforma Temu, którą odwiedziło aż 14,92 mln polskich internautów. Temu to chiński marketplace, który zadebiutował w Polsce niespełna rok temu. Na początku Temu nie posiadało nawet strony w języku polskim.
Niskie ceny produktów wysyłanych bezpośrednio z Chin oraz ciekawe promocje (m.in. darmowa dostawa dla wszystkich zamówień, darmowe zwroty w ciągu 90 dni, darmowe drony w reklamach na YouTube itd.) wystarczyły, aby błyskawicznie zakorzenić się w świadomości polskich użytkowników.
Temu naprawdę ma się czym chwalić. Gdy niecały rok temu pisałem o debiucie platformy Wszystko.pl (notabene projekt został zakończony), to Temu nie miało nawet polskiej strony na Wikipedii. W sierpniu 2023 r. odwiedzało ich 5,81 mln użytkowników, a we wrześniu już 9,86 mln. To oczywiście nie jest jedyny wyznacznik, bo na Shopee też chętnie wchodziliśmy, a serwis opuścił Polskę (tu pisałem o przyczynach).
To nie koniec. Na liście najpopularniejszych platform handlowych w Polsce nalazło się też AliExpress (4. miejsce w zestawieniu, 8,69 mln użytkowników) oraz Shein (10. miejsce w zestawieniu, 6,05 mln użytkowników). Dla porównania światowego giganta, serwis Amazon odwiedziło „zaledwie” 6,27 mln użytkowników.
Coraz więcej czasu spędzamy na azjatyckich platformach handlowych, a to przekłada się na częstsze zakupy. Przeciętnie użytkownicy spędzili 2 godziny i 37 sekund na Allegro, 36 minut i 9 sekund na Temu, 1 godzinę 1 minutę i 51 sekund na AliExpress oraz 33 minuty i 53 sekundy na Shein. Jak wypadł Amazon? 7 minut i 44 sekundy.
Co trzeci Polak kupuje za granicą
To pokazuje, że Polacy coraz częściej buszują po tych serwisach. Są zachęcani niskimi cenami, kuponami promocyjnymi, pozytywnymi relacjami znajomych, którzy coś tam kupili i reklamami (ostatnio wyświetliła mi się reklama z darmowym dronem od Temu – oczywiście można go otrzymać dopiero po spełnieniu pewnych warunków, ale taka reklama musi przyciągać uwagę).
A ilu z tych użytkowników ostatecznie robi zakupy na azjatyckich platformach handlowych? Dokładnych danych nie mam, ale rozmawiałem z dwoma kurierami z DHL-u i dowiedziałem się, że zdarzają się takie dni, w których połowę ich paczek stanowią przesyłki z Temu. Robi wrażenie.
Ostatnio czytałem wyniki badania UCE Research i okazało się, że zaledwie co trzeci Polak robi zakupy w zagranicznych sklepach internetowych. Konkretnie 10,2% badanych robi to z dużą częstotliwością, 10,9% niezbyt często, a 12,1% rzadko. To dużo czy mało? To może oznaczać nawet kilka milionów transakcji, z których znaczną część zgarniają właśnie Temu, AliExpress i Shein. Skoro co drugi Polak kupuje na Allegro, to „co trzeci Polak” wcale nie jest takim małym udziałem w rynku.
Spójrzmy jeszcze na bariery zakupów w zagranicznych sklepach internetowych (z tego samego badania UCE Research). 36,7% badanych ma obawy związane z ewentualnym zwrotem produktu, 33,4% badanych odstraszają bariery językowe, dla 29,4% problemem jest długi czas dostawy, dla 20,8% wysoki koszt dostawy, a dla 18,4% poziom obsługi posprzedażowej.
Widać wyraźnie, że chińskie marketplace’y starają się walczyć z tymi barierami. Otworzyłem stronę główną Temu i aż razi po oczach: „bezpłatna dostawa dla wszystkich zamówień”, „bezpłatne zwroty w ciągu 90 dni”, „zwrot środków w przypadku napotkanych problemów”. Podobne akcje marketingowe widzimy na AliExpress i Shein.
Do tego dochodzą: strony internetowe po Polsku, znane i lubiane formy płatności (np. Blik), dostawy do domu lub do automatów paczkowych różnych firm. W wyniku rozwoju światowej infrastruktury logistycznej skraca się też sam czas dostawy. Zwróćcie uwagę, że respondenci rzadko podkreślali bariery w postaci niskiej jakości produktów lub obawy o ich oryginalność. To oznacza, że kupujący w takich serwisach zdają sobie sprawę z jakości produktów, które kupują.
Temu to dopiero początek. Problemem są… azjatyccy sprzedawcy w Polsce!
Okazuje się, że powyższe dane mogą być zaniżone, bo część osób może nawet nie wiedzieć, że zrobiło zakupy u chińskich sprzedawców. Zdajecie sobie sprawę, że na Allegro jest coraz więcej zagranicznych sprzedawców?
Jakiś czas temu opisywałem wrażenia zarówno sprzedawców (tutaj), jak i klientów (tutaj) na Allegro. I jedni i drudzy narzekali na konkurencję ze strony zagranicznych, głównie chińskich, sprzedawców. Najczęstsze zarzuty dotyczyły braku dokumentów sprzedażowych, zaniżania cen, niskiej jakości produktów lub nawet podróbek markowych produktów.
Nie znam precyzyjnych liczb, ale dla zobrazowania skali wpisałem w wyszukiwarkę Allegro „a” (żeby znalazło mi jak najwięcej ofert) i wyfiltrowałem po miejscu wysyłki. Potem to samo zrobiłem z literami „z” oraz „o” (część z nich pewnie się powtarza). Rezultat? Zobaczcie sami.
Skala jest ogromna. Jasne – może być jakiś błąd w filtrowaniu, cześć z tych ofert to pewnie polskie firmy sprzedające towar bezpośrednio z Chin, ale i tak liczby są zauważalne. Jak sprawdzić, skąd jest sprzedawca na Allegro, skoro niektórzy z nich mają polsko brzmiące nazwy i oferują nawet dostawy Allegro Smart? Najprościej w widoku oferty nacisnąć na „ O sprzedającym” i na dole zobaczycie pełne dane firmy.
Zresztą może się okazać, że Allegro zrobiło błąd, gdy wpuściło chińskich sprzedawców na swój portal. Dlaczego? Bo przy okazji przyzwyczaili Polaków do zakupów w Azji, a jednocześnie pośrednio promują azjatyckie marketplace’y. Teraz chińscy sprzedawcy wystawiają identyczne oferty na Allegro i swoich marketplace’ach (np. Temu). Oczywiście ceny u nich są niższe, co – w połączeniu z darmową dostawą – oznacza prosty wybór dla kogoś, kto potrafi liczyć.
Europa i Polska są dla chińskich sprzedawców całkiem dużym rynkiem zbytu, o który trwa walka. Niestety okazuje się, że ta walka nie zawsze jest uczciwa, bo nie wszystkich obowiązują takie same reguły. Nie może więc dziwić, że lokalni przedsiębiorcy domagają się wyrównania szans konkurencyjnych. Czas pokaże, co uda im się osiągnąć.
Przeczytaj więcej o technologicznych aspektach walki z chińskimi sprzedawcami na HomoDigital!
Zdjęcie główne: Freepik