29 marca 2024

Co mają wspólnego SMS-y od Biedronki, promocyjne lokaty w bankach i uśmiech na twarzy Adama Glapińskiego? Inflacja na dnie i… złe przeczucia

Co mają wspólnego SMS-y od Biedronki, promocyjne lokaty w bankach i uśmiech na twarzy Adama Glapińskiego? Inflacja na dnie i… złe przeczucia

GUS podał właśnie, że roczny wskaźnik wzrostu cen obniżył się do 1,9%, czego chyba nikt się nie spodziewał jeszcze kilka miesięcy temu. Dlaczego inflacja spadła i jest tak niska? Ceny paliwa i energii zjechały, wycofywanie „tarcz antyinflacyjnych” dopiero przed nami, podwyżka VAT na żywność trafiła na wojnę cenową marketów, a złoty się umacnia, sprawiając, że import jest tańszy. Wracają dobre czasy? A może zaskakująco niska inflacja to… zwiastun nadchodzącej katastrofy?

Cykle w gospodarce nie zmieniają się z dnia na dzień. Często muszą minąć miesiące, a nawet kwartały, żebyśmy mogli poznać pełny statystyczny obraz naszej rzeczywistości. Ekonomiści budują modele, szacują – a potem bywają zaskoczeni. W jakim punkcie cyklu znajdujemy się obecnie? Czy wchodzimy w recesję, a może rozpoczyna się czas ożywienia? Spróbujmy połączyć pojedyncze kropki, licząc, że ułożą się w spójny obrazek.

Zobacz również:

Dlaczego inflacja spadła? To zasługa NBP?

Daleką drogę przeszedł wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych przez ostatni rok. W lutym 2023 r. inflacja osiągnęła 18,4%, czyli najwyższy poziom od ćwierć wieku. Najnowszy odczyt za marzec 2024 r. pokazuje już tylko… 1,9%.

Co takiego się stało? Czy to fenomenalne efekty działań NBP? Cykl podwyżek stóp procentowych trwał rok i zakończył się we wrześniu 2022 r. Podręcznikowo efekty działania polityki pieniężnej najmocniej uwidaczniają się po 4-6 kwartałach, więc wygląda na to, że podnoszenie stóp (choć robione w najgorszym możliwym stylu) zadziałało.

Oczywiście, gdy inflacja CPI (czyli obejmująca cały koszyk zakupowy) sięgała 18%, przedstawiciele naszego banku centralnego przywoływali inflację bazową, która była nieco niższa (ok. 12%). Ten wskaźnik nie obejmuje cen żywności i paliw, czyli tych kategorii, które są najbardziej podatne na zaburzenia na rynkach światowych i na notowania walut.

Obecnie inflacja bazowa, którą uznaje się za wskaźnik lepiej oddający presję inflacyjną wewnątrz gospodarki, jest wyższa niż CPI. Z czego się to bierze? W sporej części właśnie z tego, że ceny żywności już tak nie rosną, paliwa są nawet tańsze niż przed rokiem, a ceny prądu są urzędowo zamrożone.

Greedflacja się skończyła, czy nigdy jej nie było?

A właściwie dlaczego ceny żywności nie rosną? W ujęciu realnym, czyli po skorygowaniu o inflację, wynagrodzenia rosną o prawie 10%. Takiej dynamiki nie było jeszcze, od kiedy GUS zbiera te dane. Skąd taki urodzaj?

Widzimy po prostu odwrócenie sytuacji z ostatnich dwóch-trzech lat. Ceny w gospodarce zmieniają się szybciej niż wynagrodzenia. Dlatego też, gdy inflacja zaczęła mocno rosnąć, to płace w ujęciu realnym zaczęły spadać (choć nominalnie rosły).

Wtedy też zaczęto mówić o greedflacji, czyli wzroście cen, który miał być napędzany przez łaknące wyższych marż przedsiębiorstwa. I rzeczywiście, w okresie rosnącej inflacji rentowność firm podskoczyła. Ale wielu ekonomistów wyjaśniało właśnie, że bierze się to z różnic w „elastyczności” strony przychodowej (czyli cen) i kosztowej (czyli wynagrodzeń).

Teraz widzimy odwrotną sytuację – oczekiwania płacowe są nadal silne, rynek pracy może nie jest tak rozgrzany, jak jeszcze niedawno, ale nadal pracodawca musi o pracownika zabiegać. Tempo wzrostu płac w ujęciu nominalnym nadal utrzymuje się w okolicach 11-12%. Ale inflacja spadła, co sprawia, że realnie wskaźnik ten jest rekordowo wysoki.

 

Musi trochę czasu minąć, zanim pracownicy uwierzą w niską inflację i pogodzą się z niższymi podwyżkami. Do tego czasu koszty działalności będą silnie rosły, ale przychody – już dużo mniej.

Stąd, moim zdaniem, nieco zaskakująca zaciętość dyskontów w prowadzonej wojnie cenowo-reklamowej. Początkowo mogło wydawać się, że potyczki Biedronki z Lidlem na to, kto jest najtańszy, to jakaś akcja marketingowa. Ale na bilbordach się nie skończyło – ceny wielu produktów rzeczywiście spadły.

SMS-y od Biedronki wróżbą recesji

W okresie „drożyzny”, czyli przy wysokiej i szybko rosnącej inflacji, wydawało się, że nic polskiego konsumenta nie zatrzyma. Ceny nie grały roli, dane pokazywały, że apetyty rosną w miarę jedzenia, a wzrost gospodarczy naszego kraju pozytywnie zaskakiwał. Właśnie dzięki tej wzmożonej konsumpcji.

Czy to się zmieniło? Sieci dyskontowe przystąpiły do walki o klienta. I to walki bardzo agresywnej. Grupa Jeronimo Martins, portugalski właściciel Biedronki, podała, że owszem, udało się jej w końcówce 2023 r. osiągnąć wzrost sprzedaży, ale marża spadła o ponad 20%.

A te dane dotyczą IV kwartału zeszłego roku, a więc jeszcze sprzed apogeum tej przedziwnej licytacji na „najtańszość”. Akcje Jeronimo Martins są w tym roku na minusie o 20%.

Sceptycyzm wobec kondycji sektora handlowego widać także na kursie Dino Polska, naszego rodzimego detalisty. Spółka ta, która od debiutu w 2017 r. do końca 2023 r. zwiększyła kapitalizację prawie 12-krotnie, jest jedną z niewielu succes-story na naszej giełdzie w ostatnich latach. I być może czeka ją pierwszy poważny test – notowania w tym roku są na kilkunastoprocentowym minusie.

Przeczytaj: Inwestowanie w polskie sklepy się opłacało. Sieć Dino przez siedem lat 12-krotnie pomnożyła pieniądze udziałowców. Czy wciąż warto inwestować w handel?

Jak daleko zajdzie walka cenowa o klienta? Od kwietnia zacznie obowiązywać 5% VAT na żywność. Wcześniej stawka była 0% w ramach tarczy antyinflacyjnej. Naturalne wydawało się więc, że to sprawi, że ceny pójdą w górę, a wraz z nimi – wskaźnik inflacji.

Okazuje się jednak, że duże sieci handlowe ogłaszają, że wezmą na siebie część podwyżek podatków. Lidl obiecał, że „w kwietniu utrzyma ceny ponad 1600 produktów na dotychczasowym poziomie”. Z kolei Kaufland zapowiedział, że „ceny ponad 10 000 artykułów nie zostaną podniesione o wartość stawki VAT”.

O czym to świadczy? Że bardziej od utraty marży, sklepy obawiają się utraty klientów. A że działania podejmowane są tak intensywnie, można przypuszczać, że obserwowany przez Biedronkę, Lidla czy Kaufland popyt konsumencki wyraźnie słabnie.

Lokaty w bankach realnie na plusie

Co w takim razie Polacy robią z tymi pieniędzmi, których nie wydają na konsumpcję? Pierwsza myśl jest taka, że pewnie odkładają je w bankach. W końcu lokaty to nasza ulubiona forma oszczędzania.

Co by się działo, gdyby banki obserwowały zwiększony napływ gotówki na depozyty? Widzieliśmy już taką sytuację. Gdy klienci garną się do banków, to te… obniżają oprocentowanie depozytów lub wręcz ograniczają sprzedaż lokat.

Czy obecnie mamy do czynienia z takim zjawiskiem? Wręcz przeciwnie! Na rynek wróciły lokaty na 8%. I w sytuacji, gdy inflacja spadła do 1,9%!

Czy nadpłynność banków jakoś dramatycznie spadła? Dane tego na razie nie pokazują. Ale banki – podobnie jak sieci detaliczne, mogą powoli szykować się na nieco bardziej wymagające czasy. Pozyskiwanie klientów przy programie dopłat do kredytów nie wymagało wysiłku. Teraz zaś może być trudniej. Warto więc przyciągnąć nowe osoby wysokim oprocentowaniem, a potem próbować „uproduktowić” je w kredyty, karty itp.

Przeczytaj też: Wracają promocje na kontach oszczędnościowych i „ósemki” na lokatach. Są też oferty nowych banków. Ciekawy marzec na rynku depozytów!

Konsument jednak nie taki mocny

Jaki z tego wszystkiego wniosek? Pozwolę sobie pospekulować.

Wzrost gospodarczy Polski w ostatnich latach opierał się w dużo większym stopniu na konsumpcji niż na inwestycjach. Na plus dokładał się także eksport.

Czy jest szansa, że nadal handel zagraniczny będzie pozytywnie kontrybuował do wzrostu PKB? U naszego największego partnera handlowego – Niemiec – w zeszłym roku panowała recesja. W całej strefie euro ożywienie w tym roku ma być mizerne – Komisja Europejska prognozuje 0,6%. Chiny także zwalniają, a interwencje państwa wydają się dawać coraz mniejsze efekty.

Cała nadzieja w eksporcie usług, który był u nas mocny. Niestety umocnienie złotego i wzrost płac sprawiają, że nasi specjaliści – programiści, analitycy, księgowi – stają się dla zagranicznych firm zbyt kosztowni. Coraz głośniej mówi się o zwolnieniach, m.in. w polskim sektorze IT. Światowe korporacje zaczynają rozglądać się za tańszą siłą roboczą.

Więcej o tym, co firmy IT planują w kwestii wynagrodzeń i zatrudnienia przeczytasz w HomoDigital: Pracownicy IT – wciąż drodzy, ale bardziej dostępni. Jak długo?

Pieniądze unijne mogłyby rozruszać krajowe inwestycje. Takie procesy jednak trwają długo. Zaległe środki z KPO powoli zaczynają napływać, ale rząd już przygotowuje się do renegocjacji wielu programów, na które miały być przeznaczone.

Widać także, że nie ma w nowej kadencji zapału do wielkich inwestycji, takich jak CPK. Z jednej strony dobrze, że do wydawania miliardów ktoś chce podchodzić z głową, ale z drugiej – wieczne czekanie na audyty i ekspertyzy może być tylko biurokratyczną wymówką przed wzięciem odpowiedzialności.

Czy zatem znowu uratuje nas konsumpcja? Tydzień temu, po publikacji zaskakująco dobrych danych o sprzedaży detalicznej (wzrost o 6% rdr) ekonomiści z Pekao napisali: „Polski konsument wstaje z kolan”. Wysoki odczyt wskaźnika ich zdaniem „to zapowiedź konsumpcyjnego ożywienia, ale nie boomu”.

Czy tak rzeczywiście będzie? Ja należę raczej do czarnowidzów, więc i tym razem mam obawy, że może nie być tak różowo. Nawet na pytanie, dlaczego inflacja spadła, szukam ponurej odpowiedzi. Przez pandemię i okres wysokiej inflacji wyprztykaliśmy się z oszczędności, próbując utrzymać poziom życia. Powoli jednak dochodzimy do ściany i zaczynamy z musu, a nie z chęci – zaciskanie pasa.

Czują to dyskonty, które gotowe są rezygnować z marży, byle nadal klienci wybierali ich sklepy. Czują to banki, które delikatnie zaczynają się przymilać do tych, którzy jeszcze mają nadwyżki gotówki. Widać to wreszcie w inflacji, która wraca (nawet jeśli tylko przejściowo) do oczekiwanego przez bank centralny poziomu.

Inflacja spadła i to może być zła wiadomość

Być może czeka nas więc konsumpcyjne spowolnienie. Co to oznacza dla nas? Jeśli będzie przejściowe, firmy przeczekają okres niższych marż, by nie tracić rynku. Być może będą mniej skłonne do podnoszenia pensji i do zatrudniania.

Ale jeśli miałoby się przedłużać – wówczas wątpię, by zarządy firm były w stanie powstrzymać się przed swoją ulubioną grą w „optymalizowanie struktury”, „zwiększanie efektywności kosztowej”, czy jak tam w korporacyjnej nowomowie nazywa się zwalnianie ludzi.

Bez konsumpcji firmy nie mają zysków. Bez zysków – nie ma inwestycji. Nasza gospodarka konsumpcją stoi. Niestety. Byłoby świetnie, gdyby było inaczej. Dopóki jednak tak jest, to o dobre samopoczucie konsumenta należy dbać.

Źródło zdjęcia: Maciej Bednarek

Subscribe
Powiadom o
42 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
maks
6 miesięcy temu

W pierwszym akapicie tekstu „nikt nie spodziewał się ,że inflacja spadnie tak szybko”. Owszem spodziewał się i nawet o tym mówił oraz przedstawiał prognozy obecnie atakowany Glapiński. Natomiast wspaniali i często cytowani na tym portalu przez państwa pan Kotecki i pani Tyrowicz wieszczyli długoletnią dwucyfrową inflację… Proszę być precyzyjnym i pisać prawdę.

Admin
6 miesięcy temu
Reply to  maks

1,9% to chyba nawet Glapiński nie prognozował. Ale najważniejsze co chcę powiedzieć to to, że ci, którzy prognozowali szybką i głęboką dezinflację mieli po prostu szczęście, bo przyczyną jest spadek cen ropy naftowej oraz uprawnień do CO2, czego nie mogli przewidzieć, bo to nie jest „prognozowalne”. Więc ich zasługa jest taka, że kupili bilet na loterię i wygrali. A p. Kotecki i p. Tyrowicz kupili inny i nie wygrali. Choć p. Tyrowicz słusznie zauważa, że usługi, które stanowią 30-40% naszych budżetów, mają inflację ponad 7%. Także spokojnie z tymi peanami 😉

Przemo
6 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Szkoda, że prund dalej drogi i jeszcze droższy będzie…
CO2 tanieje, wunglem jesteśmy zasypani a diabeł dalej miesza w kociołku.

Admin
6 miesięcy temu
Reply to  Przemo

Jeszcze przez 25 lat będzie mieszał. Zapomnieliśmy pomyśleć zawczasu, żeby coś z tym zrobić…

Sebastian
6 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Przepraszam,że się wtrącam,ale chciałbym coś dodać.Pani Tyrowicz i pan Kotecki prognozowali wysoką inflację w 2024 roku i jej wzrost od stycznia,nawet wtedy,gdy było wiadomo,że zerowy VAT na żywność zostanie przedłużony do końca marca,a ceny energii pozostaną bez zmian do końca lipca.Pani Tyrowicz i pan Kotecki wiedzieli,że inflacja w okresie styczeń – kwiecień 2023 była bardzo wysoka i że zadziała efekt bazy.Inflacja miesiąc do miesiąca w styczniu 2023 roku wyniosła 2,5,%,w lutym 1,2%,w marcu 1,1%,w kwietniu 0,7%.Na podstawie tych danych można było przewidzieć i należało przewidzieć spadek inflacji w pierwszych miesiącach tego roku.Nie chodzi o skalę zmian,ale o kierunek.Pomylenie kierunku zmian… Czytaj więcej »

Admin
6 miesięcy temu
Reply to  Sebastian

Oj, wydaje mi się, że obaj państwo kierunek zmian oceniali jako spadkowy, mogli co najwyżej nie zakładać tak głębokiego spadku inflacji. Ale – jak powiedziałem – to była kwestia częściowo „loteryjna”

Sebastian
6 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Niech Panu będzie. 🙂
Mówić każdy może,trochę lepiej lub trochę gorzej.Ale nie o to chodzi,jak co komu wychodzi. 😉

Admin
6 miesięcy temu
Reply to  Sebastian

„Ja po prostu mam talent” 😉

Sebastian
6 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Tak 🙂

Sebastian
6 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Powinno być : „do końca czerwca”

Ppp
6 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Obaj macie po trochu racji.
Z jednej strony nikt się nie spodziewał 1,9% inflacji.
Z drugiej strony to może być pojedyncze puknięcie i inflacja znowu odbije, może nie do kilkunastu, ale 5-7%.
A co do humoru konsumentów: do jego poprawy konieczna jest DŁUGOTRWAŁA stabilność cen, albo porządna deflacja. W to drugie nie wierze, więc na ten temat proponuję się wypowiadać raczej za pół roku i więcej.
Pozdrawiam – Wesołych Świąt.

Admin
6 miesięcy temu
Reply to  Ppp

Tak, pewnie za kilka miesięcy będziemy mogli lepiej ocenić ewentualne błędy w ocenie ;-). Dobrych Świąt!

Mariusz
6 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Pani Tyrowicz i Pan Kotecki to znają się na ekonomii i gospodarce jak łysi na grzebieniach.

Admin
6 miesięcy temu
Reply to  Mariusz

Żeby się znać na grzebieniach nie trzeba mieć dużo włosów 😉

maks
6 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Panie Macieju niech pan nie broni tego co jest nie do obrony. Pan Kotecki a w szczególności pani Tyrowicz prognozowali szczyt inflacji na poziomach ok.30% Byli głównymi ekspertami mainstreamu i TOK FM, mieli taki sam wgląd do prognoz NBP jak Glapiński.Oboje państwo zapewne będą kandydatami na przyszłych prezesów NBP a wykazali się głęboką niewiedzą albo uzależnieniem politycznym co zarzucane jest Glapińskiemu. Nie ma tu żadnych peanów dla Glapińskiego tylko stwierdzenie faktów.Poza tym w finansach lepiej mieć szczęście na loterii niż go nie mieć…

Admin
6 miesięcy temu
Reply to  maks

A to prawda, jeden z moich byłych szefów mawiał, że pechowców do pracy nie przyjmuje 😉

w...ony
4 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Ale Pani Tyrowicz nie przepowiadała, że inflacja tak szybko zejdzie do 2% i do 7% w usługach, tylko mówiła o wieloletniej dwucyfrowej inflacji, dalej pozostaje oderwana od rzeczywistości chcąc ud…pić jeszcze bardziej kredytobiorców podwyżką i tak zbyt wysokich stóp procentowych. Ku chwale banksterów. Więc proszę nie wypisywać pochwał o „słusznych” prognozach Pani Tyrowicz.

Admin
4 miesięcy temu
Reply to  w...ony

A czy ja wypisuję jakieś pochwały? Natomiast nie lubię jak ktoś konfabuluje. Nie sądzę, żeby którykolwiek z ekonomistów przepowiadał w swoim podstawowym scenariuszu Wieloletnią, dwucyfrową inflację (mógł brać ją pod uwagę jako jeden z wariantów – w czasie kryzysu energetycznego można było się tego obawiać). No i żaden ekonomista nie zbłaźnił się wielokrotnie tak, jak prezes NBP… Więc jeśli już kogoś analizować, to jego wypowiedzi 😉

Rafał
6 miesięcy temu

Inflacja spada, PKB spada w cyklu koniunkturalnym mówimy o recesji.
Właściwie pozostaje pytanie czy jesteśmy na końcówce, środku a może początku ? Tego nie wiem…

Admin
6 miesięcy temu
Reply to  Rafał

Bardzo ciekawe pytanie. Myślę, że za 2-3 miesiące będzie łatwiej próbować odpowiedzieć

Rafał
6 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Książkowo powinniśmy najpierw zobaczyć wzrost PKB, ale na inflację mogą mieć wpływ np. VAT na żywność czy cena benzyny.

Przemo
6 miesięcy temu

Ceny żywności spadają od dawna. Trwająca wojna cenowa spowodowała tylko to, że niedowidzący przejrzeli na oczy 🙂

dzis
6 miesięcy temu

Najgorsze, gdy greedflacja jest w sektorze paliwowym, który resztę ciągnie. A słyszałem, że Arabia chce wyższych marż, żeby budżet podremontować. Chyba, że ktoś rzuci na rynek paliwko.
Wesołych Świąt, zdrowych, smacznego jajka i mokrego Dyngusa. Odpocząć, nie pisać. Czekam z ciekawością kiedy, jak na niektórych portalach, będzie na wejściu szyld: Przerwa świąteczna 😉

Admin
6 miesięcy temu
Reply to  dzis

Dzięki wielkie za życzenia! Myślę, że taki szyld będzie, gdy uda się tak zmienić modele biznesowe, by zyski największych portali nie zależały od klików. Albo jak wprowadzą „zakaz publikacji w niedzielę”, taki jak zakaz handlu 😉

Laszlo Kret
6 miesięcy temu

„Przez pandemię i okres wysokiej inflacji wyprztykaliśmy się z oszczędności”

Akurat wszyscy wkoło mówią wciąż o „rekordowych oszczędnościach pandemicznych”. Zatem skąd takie stwierdzenie?

Admin
6 miesięcy temu
Reply to  Laszlo Kret

Dwa lata temu mówili, od tego czasu się wyprztykaliśmy. Wszystko się zgadza 😉

Przemo
6 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

W sklepach w tym tygodniu było to pięknie widać. Owszem, było wielu klientów, ale to nie to, co jeszcze kilka lat temu.
W carrefour byłem około 13 wczoraj i bez kolejki dostałem się do kasy „samośki”, byłem ponownie po 18 i przy samośkach byłem jedyny.
No ale obiektywnie – przed 12 z Biedronki uciekłem na widok zastanej sytuacji 🙂

Admin
6 miesięcy temu
Reply to  Przemo

Mogło nastąpić przesunięcie ruchu do dyskontów, które mają opinię tańszych

Przemo
6 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Pewnie trochę tak, tylko w dyskontach też do czwartku włącznie było bardzo spokojnie. W mojej okolicy przynajmniej.
Trzeba przy tym zauważyć, że osoby ogarnięte gastronomicznie tylko dyskontami nie zrobią świątecznego zaopatrzenia.

Admin
6 miesięcy temu
Reply to  Przemo

Ocena jest o tyle trudniejsza, że sporo osób w dużych miastach jednak przenosi się z zakupami do online’u. Ale zgadzam się, że coś jest na rzeczy

Przemo
6 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Sam dużo e-kupuję. Z art. spożywczych jednak tylko trudnodostępne, wyszukane i suche/sypkie od sprawdzonych dostawców.
Mięso, warzywa, owoce itp? Chuba się już w tym wcieleniu nie przekonam do takich patentów 😉

Admin
6 miesięcy temu
Reply to  Przemo

Świeże zakupy spożywcze testowałem, ale to, co przyjechało, nie było dobrej jakości

Przemo
6 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Czyli nie jestem odosobniony w swoich spostrzeżeniach 🙂

Admin
6 miesięcy temu
Reply to  Przemo

Całe szczęście 😉

Monika
6 miesięcy temu
Reply to  Przemo

Hmmm. W moim kaufie w czwartek i piątek popołudniami też było dziwnie spokojnie. A mieszkam w raczej nieubogiej okolicy.

Przemo
6 miesięcy temu
Reply to  Monika

W kaufie też byłem i potwierdzam – było nad wyraz spokojnie.
Jak sobie przypomnę otwarcie Reala bodajże w 2000 roku… :))))
Moja okolica to Stadt Oppeln, część wchodnia.

Paulina
6 miesięcy temu

Ja troszkę podejdę temat z socjologicznego punktu widzenia, to postawy kształtują czynniki finansowe, a nie na odwrót. Do Polski napłynęła dobra postawa minimalizmu skutecznie konkurująca z konsumpcjonizmem. Jednakże to co jest dobre dla świadomej jednostki (szczególnie klasy średniej) okazuje się katastrofalne dla gospodarek gdzie stabilność gospodarcza bazuje na konsumentach, a nie technologii czy produkcji. Nasze firmy w większości są technologicznym badziewiem, a zarządzanie to typowy mentalny PRL. Rząd zamiast socjali powinien dawać fajnie opakowane kredyty (o wiele lepsze od rynkowych proponowanych przez banki) dla firm nie bojących się innowacji oraz moralnych jeśli chodzi o zatrudnienie czy środowisko. Młodzi ludzie też… Czytaj więcej »

Admin
6 miesięcy temu
Reply to  Paulina

Oj tak, minimalizm w największym stopniu uderzy w gospodarki oparte na konsumpcji, takie jak nasza.

Ewelina
6 miesięcy temu

Nikt sie nei spdziewal? Inflacji nie ka od wakacji, jest w okolicach zera miesiąc so miesiaca, to 1.9 to tylko dla wskaźnika rok do roku który widzi jeszcze poprzednia wiosnę

Anna
6 miesięcy temu

Może pomogło tanie zboże techniczne oraz techniczne kurczaki? A do tego obawiam się recesji i zwolnień. A że nie znam się na ekonomii, to moje pytanko do fachowców, czego możemy się w takim scenariuszu spodziewać za rok? Krachu na nieruchomościach? Oczywiście abstrahując od nieprzewidywalnej sytuacji militarnej.

Admin
6 miesięcy temu
Reply to  Anna

Myślę, że jeśli rząd nie wjedzie z programem tanich kredytów to możemy mieć spadek cen o kilka procent.
https://subiektywnieofinansach.pl/bezpieczny-kredyt-dogorywa-kiedy-okazja-do-zakupu-mieszkania/

Przemo
6 miesięcy temu
Reply to  Anna

Tak czysto technicznie to wielu mówi, że rolnicy mają rację i jak nie będą protestować to nie będzie schabowego.
I tu się akurat tak dziwnie składa, że większość świni jaką przerabiam to Holandia, Belgia, Hiszpania, Włochy (kraj produkcji i uboju).
Polskiej dawno nie widziałem, ukraińskiej – nigdy :)))

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu