Dobrze się zastanówcie z kim zaciągacie kredyt hipoteczny na spółkę. Jest to umowa długoterminowa i wiążąca strony ściślej, niż jakakolwiek obrączka małżeńska. W razie jakichś kłopotów spółka może się okazać „nierozwiązywalna”, ewentualnie trzeba będzie bankowi słono płacić za zgodę na jej unieważnienie. Bankowcy uwielbiają wykorzystywać takie okazje do dodatkowego zarobku.
Napisała do mnie pani Anna, która prowadzę aktualnie kulturalną rozmowę z bankiem Raiffeisen na temat możliwości zmiany współkredytobiorcy w kredycie hipotecznym. Kredyt jest najgorszy z możliwych, bo został udzielony we frankach szwajcarskich. Siłą rzeczy jest nie do zrefinansowania – można go co najwyżej jednorazowo spłacić po kursie dnia.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Pani Anna próbuje przekonać bank, by ułatwił jej zorganizowanie na nowo spraw finanowych w warunkach zmiany jej sytuacji. A mianowicie w kontekście decyzji o wybraniu odrębnych ścieżek życiowych z dotychczasowym partnerem. Odrębne ścieżki charakteryzują się tym, że leżą możliwie jak najdalej od siebie i raczej nie przecinają się we wspólnym lokalu mieszkalnym, nie mówiąc już o wspólnej sypialni.
Czytaj też: Pięć rzeczy, o które warto się pokłócić przed ślubem
Czytaj też: Wziąć kredyt razem czy osobno? Rozważamy argumenty
Pani Anna nie udźwignie swoją zdolnością kredytową spłaty kredytu samodzielnie, ale jest w tej dobrej sytuacji, że w miejsce byłego partnera mogą przystąpić do kredytu jej rodzice. Po kilkutygodniowych negocjacjach bank dał się namówić na takie rozwiązanie i zgodził się na zmianę współkredytobiorcy. Poza koniecznością dostarczenia cesji polisy na życie bank przedstawił też drugi warunek – o zmianie marży kredytu z 1,2 pkt.proc. na 1,6 pkt.proc.
„Przejrzałam moją umowę kredytową i nie ma w niej informacji o możliwości zmiany marży kredytu przy zmianach technicznych. A z taką mamy do czynienia w tym przypadku. Umowa w kwestii zmiany oprocentowania odnosi się do regulaminu, gdzie również nie znalazłam informacji na temat możliwości zmiany marży w przypadku takim jak mój. Z mojego punktu widzenia bank próbuje wykorzystać sytuację aby podnieść marżę. I czuje się bezkarny”
– pisze pani Anna. Zaznacza, że bank – przedstawiając swoje żądanie – nie uzasadnił, ani nie uargumentował w żaden sposób swoich oczekiwań. Po prostu: marża w górę i już. To bardzo podobna sytuacja do tej, którą już kilka razy opisywałem, czyli „wyciskania” klientów proszących bank o jakieś roszady w zabezpieczeniu kredytu (np. zmiany mieszkania, które jest zastawem).
Pani Anna nie ma racji, że zmiana współkredytobiorcy do tylko zmiana „techniczna”. Z punktu widzenia banku podstawowym zabezpieczeniem kredytu są bowiem dochody kredytobiorcy, nie zaś hipoteka na nieruchomości. Jeśli zamiast lepiej sytuowanego kredytobiorcy do kredytu przystępuje słabiej uposażony, to bank może mieć z tym problem.
Czytaj też: Tak banki nas prześwietlają. Kto ma przerąbane? Geniusz, włóczykij i autor błyskawicznej kariery
Nie wiem jak kwestia dochodów „starego” i „nowego” współkredytobiorcy wygląda w tym konkretnym przypadku (czytelniczka zeznaje, że pozytywnie dla banku, ale scoringi BIK są bardziej tajemnicze, niż nam się wydaje), ani jak długo jeszcze ma być spłacany kredyt. Banki np. unikają współkredytobiorców, którzy w okresie spłacania rat mogą wejść w wiek emerytalny.
Tyle, że takie okoliczności jak zbyt zaawansowany wiek lub zbyt niskie dochody z reguły działają zero-jedynkowo. A więc dana osoba po prostu nie dostaje zgody na zmianę umowy kredytowej. I właścicicele kredytu są nadal razem, choć w życiu są osobno. W tym przypadku zgoda została wydana, ale pod warunkiem podwyżki marży. To sugeruje, że bank rzeczywiście postanowił wykorzystać „przymusową” sytuację czytelniczki.
Cena jest dość wysoka, bo przy np. 300-tysięcznym kredycie na 20 lat każda zmiana marży o 0,4 pkt. proc. powoduje łączny wzrost obciążeń o jakieś 15.000 zł w całym okresie spłaty rat. Nawet jeśli tutaj mówilibyśmy o zwiększeniu marży dopiero w połowie drogi – to i tak mówimy o wysokim „odstępnym” dla banku.
Czytaj też: Szczyt pecha? Gdy była żona przychodzi drugi raz po te same alimenty. A ty musisz zapłacić
Czytaj też: Mąż podrobił podpis na umowie kredytowej. A bank nadal każe żonie spłacać ten kredyt
Nie wykluczam, że bank miał konkretne argumenty przemawiające za tym, że proponowana przez klientkę zmiana w umowie zwiększa jego ryzyko (a ono musi być wliczone w marżę kredytową). Musiałbym mieć wgląd w proces rozpatrywania wniosku, by to z całkowitą pewnością wykluczyć. Sęk w tym, że żadnych powodów nie przedstawił i to jest co najmniej agorancja. „Ponieważ jesteś pod ścianą nie musimy ci się z niczego tłumaczyć” – chciałby rzec bank.
Argumentów bankowcy przedstawiać nie chcą, co może świadczyć o tym, że po prostu ich nie mają, a działanie z pozycji siły na na celu wyłącznie skorzystanie z okazji, by wycisnąć z klienta ostatnie soki. To, niestety, wciąż popularna metoda działania. Błędna, bo przecież kredyt hipoteczny nie tylko jest długoterminową, stabilną umową, ale też lojalizuje klienta. Jeśli jest dobrze obsłużony, prędzej czy później przyjdzie po kolejne produkty. Jeśli zaś trzyma się go bez przerwy na muszce i jeszcze nie mówi dlaczego – klient staje się nerwowy.
Ilustracja tytułowa: RawPixel