Koniec ery Daniela Obajtka w Orlenie. Rada nadzorcza odwołała go ze stanowiska prezesa największej polskiej spółki. Jaki jest bilans jego rządów trwających od 2018 r.? Jednego nie można mu odmówić: Daniel Obajtek zostawia Orlen jako zupełnie inną spółkę, niż ją przejmował. Ale czy lepszą?
W odróżnieniu od wielu innych prezesów państwowych firm, którzy zajmują się zarządzaniem w trybie bezszelestnym, tak żeby niczego niechcący nie popsuć, Daniel Obajtek prawdopodobnie będzie pamiętany jako prezes, który najbardziej odmienił płocki koncern ze wszystkich osób zarządzających tą firmą. Czy będzie to dobra sława? Niekoniecznie. Ale z pewnością na kartach historii największej polskiej firmy się znajdzie i to opisany wielkimi literami.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Gdy Obajtek przejmował Orlen, była to firma z aktywami na poziomie 64 mld zł, zajmująca się głównie przerobem ropy naftowej. Dzisiejszy Orlen to firma z aktywami 256 mld zł, a więc niemal dokładnie cztery razy większa. Nie oznacza to, że tak zwiększyła skalę swojej dotychczasowej działalności. Zresztą – to dobrze, że tak się nie stało. Wzrost aktywów firmy wynika z czego innego – z fuzjomanii.
Wielka wizja Daniela Obajtka: koncern multienergetyczny
Orlen w 2018 r. przerabiał 33 mln ton ropy, wykorzystując niemal w pełni swoje możliwości produkcyjne. Jego zysk netto wynosił jakieś 5,5 mld zł. Teraz w skali roku przerabia 40 mln ton surowca, ale jego zyski wynoszą co najmniej 5 mld zł… kwartalnie (po trzech kwartałach 2023 r. ma 17 mld zł zarobku). Przychody w 2018 r. wynosiły 110 mld zł, a w 2023 r. prawdopodobnie zakręcą się w okolicy 350 mld zł.
Za wzrostem skali przychodów i zysków stoją głównie wielkie przejęcia innych państwowych firm. Daniel Obajtek zrealizował swoją wizję przerobienia Orlenu z firmy naftowej, która w 70% była uzależniona od zakupów ropy rosyjskiej w koncern multienergetyczny. Tutaj macie wyniki Orlenu na początku rządów Daniela Obajtka, a tutaj te z ostatniego zamkniętego przez firmę kwartału. A jeszcze dla dociekliwych – pierwsza strategia Orlenu po przyjściu prezesa Obajtka, na lata 2019-2022.
Orlen zajmuje się dziś nie tylko produkcją i sprzedażą benzyny (ten biznes za kilkadziesiąt lat będziemy już oglądać w muzeach), ale też produkcją energii ze źródeł odnawialnych i z węgla, poszukiwaniami i wydobyciem gazu oraz działalnością w handlu detalicznym (sieć sklepów, automatów paczkowych, ładowarek elektrycznych, kiosków).
Nie da się ukryć, że dziś stacje Orlen to wyznacznik standardu obsługi kierowców, a aplikacja do płacenia mobilnego za paliwo (Orlen Pay, teraz w ramach Orlen Vitay) to standard nowoczesności. Orlen niemało też inwestuje, jedną z jego sztandarowych inwestycji są gigantyczne farmy wiatrowe oraz małe elektrownie atomowe (na tych ostatnich jeszcze może się boleśnie poślizgnąć).
Za prezesury Daniela Obajtka Orlen znacznie rozwinął obecność na zagranicznych rynkach, ma nie tylko rafinerie w Czechach i na Litwie, ale też sieci stacji paliw w większości ościennych krajów (ostatnio kupił sieć w Austrii, teraz działa w sześciu krajach). Nadal nie można powiedzieć, że jest to koncern globalny, ale przynajmniej ma zadatki. Marka Orlenu w rankingu najcenniejszych brandów w Europie jest w połowie drugiej setki (była ponad 100 miejsc dalej).
O ile zamysł z przerobieniem koncernu naftowego w multienergetyczny z akcentem handlu detalicznego nie był głupi (zresztą nie jest to rocket science, tak samo zmieniają się inne koncerny specjalizujące się w przerobie ropy), o tyle wykonanie przyniosło mnóstwo niekorzystnych efektów ubocznych.
„Plan przekształcenia firmy z rafinerii i sprzedawcy paliw w koncern energetyczno-ekologiczno-detaliczny, zdaje się mieć sens. To byłaby jedna z największych transformacji wielkiej firmy w historii polskiej gospodarki. I może kiedyś pozwolić Orlenowi uniknąć losu Kodaka, który też – będąc liderem w swojej branży – nie zauważył, że ta branża mu się kończy”
– pisałem w 2019 r., kiedy Orlen ogłaszał pierwszą z serii fuzji, przejmując gdańską firmę energetyczną Energa, „wyciskając” przy okazji mniejszościowych akcjonariuszy i dbając wyłącznie o maksymalizację własnego zysku ich kosztem. Wyrolowanie przez państwową firmę akcjonariuszy mniejszościowych innej państwowej firmy, która wcześniej sprzedawała akcje pod hasłem „akcjonariatu obywatelskiego” to był pierwszy z wielu absurdów ery Daniela Obajtka.
Zresztą trzeba pamiętać, że Daniel Obajtek, zanim zasiadł na „tronie” Orlenu był prezesem Energi i był tam wspominany (nie bez racji) jako grabarz wiatraków, które dla Zjednoczonej Prawicy były diabłem wcielonym, a w które Energa mocno inwestowała. Jego działania obniżyły wartość firmy, którą potem – już jako szef Orlenu – przejmował. Gdy Orlen kupował Energę, tylko 15% jego przychodów pochodziło w wytwarzania energii. Teraz to już jedna czwarta.
Konsolidować majątek państwa. Bez względu na koszty
Kupiona za drobne Energa – Orlen wykazał wkrótce po tej transakcji 4 mld zł ekstrazysku – to był dopiero początek fuzjomanii. Potem było przejęcie grupy Lotos (30-35 mld zł przychodów i ponad 3 mld zł rocznego zysku netto przed fuzją). Ta transakcja pozwoliła Orlenowi pozbyć się konkurencji w działalności rafineryjnej i w detalicznej sprzedaży paliw.
Koszty tej transakcji były horrendalne, bo Orlen zaproponował wyprzedaż dużej części majątku Lotosu (m.in. jednej trzeciej udziałów i połowy mocy produkcyjnych Rafinerii Gdańskiej), żeby szybko dostać zgodę na fuzję od Komisji Europejskiej. Udziały kupił Saudi Aramco, największa na świecie firma naftowa, której prezes, a jednocześnie władca rodziny rządzącej wszystkim w swoim kraju, cyklicznie obściskuje się z Putinem.
Lotos był za małą firmą i zbyt mało zdywersyfikowaną, by uciec spod noża transformacji energetycznej świata (to w zasadzie głównie rafineria i sieć stacji). Jednak sprzedanie za 1,1 mld zł udziałów w rafinerii, która przerabia 10 mln ton ropy rocznie (dla porównania – należąca do Orlenu rafineria w Płocku przerabiała wtedy 16 mln ton) może zostać uznane za działanie na szkodę firmy, za co prezes Obajtek może „beknąć”.
W 2021 r. zysk Lotosu wyniósł 2,5 mld zł, a w 2019 r. było 1,15 mld zł zysku netto. Gdyby nie wybuchła wojna, to Rafineria Gdańska mogłaby być wyceniana na 6-10 mld zł. Obajtek oddał 30% jej udziałów za miliard. To byłoby pół-darmo nawet przed naftowym boomem, gdy na świecie zabrakło paliwa i marże rafineryjne poszły w górę czterokrotnie. Według NIK te udziały, które trafiły do Aramco, były warte w momencie sprzedaży 9 mld zł.
Połączenie z Lotosem było uzasadniane tym, żeby dwa państwowe koncerny ze sobą nie rywalizowały i żeby mogły kupować tańszą ropę. Ale to nieprzekonujące, bo Orlen nie wszedł do wyższej ligi, przejmując Lotos, gra w tej samej kategorii naftowych średniaków europejskich. A sprzedając część gdańskiej rafinerii Arabom, wcale nie zapewnił sobie tańszej ropy, bo Arabowie mają większy interes w tym, żeby sprzedawać ją drogo do Rafinerii Gdańskiej, ponieważ udział w mocach produkcyjnych paliwa mają tylko 50-procentowy.
Potem Orlen połknął największy kąsek, czyli gazowego monopolistę PGNiG, który miał prawie drugie tyle przychodów co Orlen. Połykając PGNiG, koncern zarządzany przez prezesa Daniela Obajtka dostał dostęp do wydobycia gazu i ropy naftowej w wielu miejscach na świecie. A więc do działalności, której sam nie umiał rozwinąć (Orlen coś tam wydobywa w Polsce i Kanadzie, ale generalnie ze wstydem trzeba przyznać, że ta firma „nie umie w odwierty”).
Tyle że efekt synergii Orlenu i PGNiG jest nędzny. Orlen może w krytycznej sytuacji załatwić PGNIG-owi co najwyżej tańsze finansowanie zakupów gazu. Przyłączanie PGNiG do Orlenu było już głównie podyktowane chęcią łączenia wszystkich państwowych włości energetycznych, które da się połączyć.
Po tych wszystkich operacjach Orlen jest hegemonem w produkcji paliw w Polsce, bardzo dużym ich sprzedawcą w hurcie i detalu, dużym producentem prądu i gazu oraz sprzedawcą tych nośników energii do naszych domów oraz do firm, jak również stał się największą krajową firmą wydobywającą surowce energetyczne z ziemi.
Tyle, że… nie widać efektów synergii. Orlen jest „rozstrzelony”, jeśli chodzi o segmenty, w których działa, ale nie udowodnił, że jako potężny megakoncern może działać sprawnie, efektywnie i wykorzystywać efekty skali i synergii w celu zarabiania coraz większej kasy.
Czy ten kolos może szkodzić?
Firma, która przed upgradem do statusu koncernu multienergetycznego miała jakieś 10 mld zł rocznego zysku operacyjnego (EBITDA LIFO) i jakieś 100 mld zł przychodów, wydała wagony pieniędzy na przejęcia i przekształciła się w koncern multienergetyczny mniej więcej cztery razy większy. Jeśli to ma być sukces – przy „pofuzyjnych” przychodach rzędu 400-500 mld zł rocznie – Orlen musi pokazywać zyski proporcjonalnie znacznie wyższe, nawet 50-60 mld zł EBITDA LIFO i 25-30 mld zł zysku netto. Po trzech kwartałach 2023 r. ma… 17 mld zł zysku netto i 34 mld zł zysku operacyjnego EBITDA LIFO.
Prezes Obajtek zbudował państwowego molocha, który nie pokazuje na razie efektów synergii (o czym więcej pisałem tutaj). Za to duch molocha działa szkodliwie na nasze portfele. Ostatnimi czasy Orlen był oskarżany o manipulowanie cenami benzyny. Raz zawyżał, innym razem zaniżał, ale per saldo źle na tym nie wychodził. Kiedy miał dobry humor, to były wakacyjne promocje na paliwo, które wykańczały konkurencję, ale naród się cieszył. Ale w ten sposób Orlen ograniczał konkurencję na rynku i uzależnił kierowców od kaprysów prezesa.
Nie tylko wyniki finansowe Orlenu każą mieć wątpliwości czy budowanie koncernu multienergetycznego zostało przeprowadzone właściwie. Świadczy też o tym cena akcji Orlenu, która dziś jest nominalnie taka sama, jak była, gdy prezes Obajtek obejmował stanowisko.
W tym czasie niektóre spółki potrafiły zwielokrotnić swoją wartość giełdową. Przez sześć lat rządów Daniela Obajtka wartość akcji zarządzanej przez niego firmy spadła realnie o jakieś 30%. I to nie jest dobra ocena jego roli. Jakiś czas temu był nawet rechot w sieci, bo się okazało, że Orlen przez chwilę był mniej wart niż sieć sklepów spożywczych Dino.
Za te średniej jakości wyczyny prezes Obajtek był dość hojnie wynagradzany. Ze sprawozdania finansowego PKN Orlen wynika, że w 2022 r. prezes otrzymał wynagrodzenie w wysokości około 1,4 mln zł. Jak można przeczytać w dalszej części sprawozdania, dodatkowe premie „potencjalnie należne” do wypłaty dla szefa koncernu, wyniosły ponad 1,1 mln zł. Nie chce mi się sprawdzać ile łącznie zarobił Daniel Obajtek przez sześć lat w Orlenie, ale krzywdy finansowej nie ma.
Kiedy Daniel Obajtek w 2018 r. wparował do Orlenu – nie można powiedzieć, by był wówczas menedżerem z najwyższej półki. W latach 2006–2015 wójt gminy Pcim, w latach 2016–2017 prezes Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, w latach 2017–2018 prezes grupy Energa. To nie jest CV, które uprawniałoby do zarządzania największą firmą w kraju. Ani legitymacja partyjna też nie powinna być takim upoważnieniem. Żywy dowód na to mamy w wartości rynkowej największego polskiego koncernu.
Czytaj też o wynikach finansowych Banku Millennium za 2023 r., które też właśnie poznaliśmy. Na jakim etapie „sprzątania” po aferze frankowej jest Bank Millennium?
Posłuchaj też podcastu. Gościem Macieja Samcika jest Marcin Ciechoński z Saxo Banku. Typowy polski inwestor zawsze był mocno przywiązany do inwestycji oferowanych przez polski rynek. Ale ten obraz przestaje być aktualny. Coraz więcej polskich inwestorów szuka inwestycyjnych okazji za granicą. Jak rozsądnie wyjść z inwestycjami poza Polskę, jak może w tym pomóc bank i jak rozliczyć podatki z inwestycji zagranicznych? Przewodnikiem po tym temacie i gościem 196. odcinka „Finansowych Sensacji Tygodnia” jest Marcin Ciechoński z Saxo Banku. Do posłuchania zaprasza Maciek Samcik
zdjęcie tytułowe: Orlen