Orlen zapłaci nam za niższe rachunki, a na razie tonie na giełdzie. Załamanie notowań cen akcji największej polskiej spółki spowodowały doniesienia o tym, że ma być obciążona kwotą 14,6 mld zł „składki” na pokrycie kosztów zamrożenia na kolejne pół roku cen prądu i gazu. Czy to zwykłe „golenie” spółki z nadmiarowych zysków czy „janosikowy” skok na kasę akcjonariuszy giełdowego koncernu? Czy Orlen powinien być usunięty z giełdy?
Akcje Orlenu tąpnęły w ciągu kilku godzin o 8-9%, co oznacza spadek wartości rynkowej spółki o mniej więcej 6 mld zł. I jedną z największych jednodniowych przecen w historii jej notowań. Energetyczny koncern dziś jest notowany po 59 zł za akcję, gdy jeszcze kilka tygodni temu, na fali powyborczej euforii, płacono nawet 68 zł za jego akcję.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Orlen zapłaci za zamrożenie cen energii. Z nadmiarowych zysków
Powód to informacje dotyczące źródeł finansowania kolejnej „przedłużki” zamrożenia cen prądu, którą planuje rząd premiera Tuska (co prawda oficjalnie jeszcze nie istnieje, ale już się urządza). Zgodnie z projektem nowej ustawy ceny prądu mają być jeszcze przez pół roku zamrożone na dotychczasowym poziomie, czyli 412 zł za MWh (ok. 42 gr za kWh) przy niższym zużyciu i 693 zł za MWh przy wyższym. A gaz dla gospodarstw domowych miałby być na rachunkach 200 zł za MWh (czyli 20 gr za kWh).
Propozycja jest hojna, ceny energii na naszych rachunkach realnie nawet spadną (bo ceny nie wzrosły o wskaźnik inflacji), ale tajemnicę tej hojności – nota bene trochę niezrozumiałej – wyjaśnia dokładna lektura proponowanych zmian w prawie. Lekturze tej oddali się w pierwszej kolejności Bartek Derski et consortes i niezawodne w takich sytuacjach WysokieNapiecie.pl. Otóż za wszystko ma zapłacić… Orlen.
A jak? Chodzi o to, żeby firma zapłaciła ekstraskładkę w wysokości 14,6 mld zł jako rekompensatę między ceną rynkową gazu sprzedawanego polskim firmom i konsumentom a kosztem, po której ten gaz wydobywa (dokładniej chodzi o PGNiG, gazowego monopolistę, który dziś jest częścią Orlenu).
To ma być taki podatek od nadmiarowych zysków. Bo skoro jedna czwarta gazu dostarczanego nam przez PGNiG nie pochodzi z zakupów na świecie (po cenie rynkowej), lecz z dużo tańszego krajowego wydobycia, to firma – jak mówią zwolennicy podatku od nadmiarowych zysków – „niesprawiedliwie” zarabia krocie, sprzedając gaz po zawyżonych cenach.
Orlen już taki „podatek” płaci, ale dopiero od 2023 r. I chyba nie jest nadmiernie skrzywdzony, bo pomimo tego jego część gazowa (dawny PGNiG) jest najbardziej rentowną częścią działalności Orlenu. Dlatego posłowie nowej koalicji wpadli na pomysł, by Orlen obciążyć wstecznie za lata 2021 i 2022, gdy ekstra podatku PGNiG nie płacił. Dzięki temu kilkanaście miliardów złotych na zamrożenie cen energii nie pójdzie z budżetu państwa napiętego jak gumka od majtek.
Uzasadnienie dla zabrania pieniędzy Orlenowi jest następujące: w Unii Europejskiej funkcjonuje podatek od nadmiarowych zysków m.in. spółek energetycznych i nikt z tego tytułu nie robi afery. Skoro w Polsce rząd Zjednoczonej Prawicy nie zdecydował się na jego wprowadzenie (wprowadził za to wyżej wspomniany podatek „gazowy”), to jest jeszcze „miejsce”, żeby skorzystać z tych pieniędzy. Przesądzony jest w tej sytuacji gwałtowny spadek notowań Orlenu na giełdzie.
Co prawda prezes PFR Paweł Borys ma wątpliwości, czy taka danina jest zgodna z prawem Unii Europejskiej, i nie jest pewne, czy Bruksela zgodzi się na nią, ale sprawa nie jest przesądzona. Wygląda wręcz na to, że Bruksela nie powinna się bardzo opierać przed jej zaakceptowaniem.
Andrzej Domański z Koalicji Obywatelskiej w komentarzu dla agencji Bloomberg powiedział, że tego typu regulacje są efektem wymogów unijnych. Prezes Orlenu Daniel Obajtek oświadczył, że projekt ustawy nakładający na Orlen składkę w wysokości 15 mld zł, oznacza mniej pieniędzy na „inwestycje w polską transformację energetyczną i inne inwestycje rozwojowe koncernu w Polsce oraz za granicą”.
Orlen zapłaci za tanią energię. A komu wystawią rachunek inwestorzy?
14,6 mld zł to ogromna kwota, ale trzeba pamiętać, że w 2022 r. Orlen zarobił na czysto 33,5 mld zł, a w 2021 r. – 11,1 mld zł, w poprzednich latach miał z reguły tylko 3-6 mld zł rocznego zysku. Oczywiście, część tego wzrostu zysków wynika z przejmowania innych firm (Energa, Lotos, PGNiG), ale część to wynik tego, że Orlen zarabiał na arbitrażu cen ropy naftowej (kupował 10-20% taniej ropę rosyjską, a paliwo z niej sprzedawał po tej samej cenie co takie z ropy norweskiej czy arabskiej) oraz na własnym wydobyciu gazu.
Mówimy więc o skoku na połowę zysków wypracowanych – „sprawiedliwie” czy nie, to inna sprawa – przez naftowy koncern. Nic dziwnego, że cena akcji utonęła. Choć patrząc z długoterminowej perspektywy, nie dzieje się jeszcze nic dramatycznego, bo w ostatnich trzech latach akcje Orlenu poruszały się w obszarze 50-70 zł za akcję. Co prawda drzewiej (w latach 2017-2019) zdarzało się, że Orlen wspinał się w rejony 70-100 zł za akcję, ale to było jeszcze przed erą fuzjomanii zarządzonej przez prezesa Daniela Obajtka (który zapewne wkrótce pożegna się ze stołkiem).
Ten spadek wartości Orlenu to jednak nie przelewki, bo akcje Orlenu są w portfelach nie tylko inwestorów z zagranicy i Skarbu Państwa (który ma ok. połowę udziałów), ale też w portfelach funduszy inwestycyjnych i emerytalnych oraz funduszy PPK (one mają wręcz obowiązek inwestowania części pieniędzy w akcje największych spółek z Polski, w tym Orlenu).
Jest też druga sprawa – wiarygodność naszego rynku. Skoro Polska jest krajem, w którym można z dnia na dzień zadekretować zabranie dowolnej spółce giełdowej połowy jej zysków, bo taka jest potrzeba… Polskie spółki giełdowe mają relatywną wycenę na poziomie połowy tej, którą mają spółki amerykańskie. Po części wynika to z faktu, że amerykańskie spółki to w dużej części firmy technologiczne takie jak Apple, Amazon i Google, ale po części też z faktu, że tam nikt nie pozwoli na ograbienie spółki z połowy zysków specustawą, a w Polsce to się dzieje co i rusz.
Pamiętacie podatek od kopalin wprowadzony w 2012 r., który zniszczył na długo notowania KGHM? A pamiętacie plan składki solidarnościowej, którą miał zapłacić od nadmiarowych zysków węglowy koncern JSW, wymyślonej przez Jacka Sasina? Jeśli w budżecie państwa jest potrzeba, to polski polityk często myśli w pierwszej kolejności o ograbieniu jakiejś giełdowej spółki. Inwestorzy to wiedzą i dlatego wyceniają zyski polskich spółek dwa razy niżej niż amerykańskich.
Inny problem to „wsteczne” obciążanie spółek. Orlen zyski za 2022 r. zdążył już częściowo rozdać, wypłacając z końcem sierpnia rekordową dywidendę w wysokości 5,5 zł na akcję (7,9% ówczesnej ceny tych akcji, co gwarantowało udziałowcom dużo wyższy zysk niż z bankowego depozytu). A teraz spółka dowiaduje się, że miałaby zapłacić z tych pieniędzy nową składkę.
Orlen „ograbił” Polaków, więc teraz trzeba „ograbić” Orlen?
Niezależnie od tego, czy powód jest słuszny – czyli skoro Orlen „ograbił” Polaków swoją monopolistyczną polityką, to lepiej zabrać mu te pieniądze niż przerzucać koszty mrożenia cen energii np. na podatników albo pożyczać na to pieniądze za granicą – robienie takich rzeczy w spółkach giełdowych jest nie do pogodzenia z zasadami panującymi na rynku kapitałowym.
Pisał niedawno w „Subiektywnie o Finansach” Maciek Jaszczuk, żebyśmy nie spodziewali się radykalnej zmiany jakości zarządzania spółkami Skarbu Państwa po wyborach. Bo zmiany nie będzie. No i nie ma. Orlen rósł, bo inwestorzy myśleli, że teraz spółka będzie lepiej zarządzana, ale… teraz już spada, bo się okazuje, że nadal będzie dojną krową rządu.
W trosce o los całego polskiego rynku kapitałowego chyba powinniśmy zrobić to, do czego dojrzeli już Francuzi – wykupić z giełdy spółki o strategicznym znaczeniu, państwowe monopole i te spółki, w których państwo chce mieć swobodę zarządzania strategią i pieniędzmi. Nie róbmy z giełdy kabaretu, bo to niszczy nie tylko wyceny i wiarygodność konkretnych spółek (które są przedmiotem „akcji” polityków), ale całego rynku. A więc uderza w wyceny spółek dobrze zarządzanych i dobrze traktujących akcjonariuszy.
Kłopot w tym, że usunięcie Orlenu z giełdy wymagałoby dużych pieniędzy – trzeba by ogłosić publiczne wezwanie skierowane do wszystkich akcjonariuszy i słono im zapłacić za odsprzedanie akcji – pewnie rzecz cała tylko w przypadku Orlenu kosztowałaby ze 30 mld zł. Ale być może to i tak niższa cena niż koszt wynikający z ciągłego niszczenia reputacji wszystkich polskich spółek. Każde 10% niższej wyceny z powodu obaw inwestorów o jakość zarządzania krajem i polskimi spółkami to ok. 60 mld zł. Więc może trzeba się szarpnąć i zdelistować spółki, którymi politycy chcą się „bawić”?
zdjęcie tytułowe: Jas Min/Unsplash, Orlen, Maciej Bednarek