Bankom rośnie kolejny poważny konkurent w podbijaniu serc konsumentów-podróżników oraz przedsiębiorców prowadzących działalność międzynarodową. Od kilkunastu godzin w sprzedaży jest IgoriaCard, nowa karta płatnicza mająca miłą cechę wielowalutowości. Tyle, że jeszcze bardziej rozwiniętą, niż u większości konkurentów. Pod względem wygody działania można ją porównać chyba tylko ze słynnym Revolutem. A to już jest komplement.
Karty wielowalutowe ma już w ofercie kilka polskich banków, m.in. Pekao, ING, Citibank, mBank (ten ostatni daje ją tylko najlepszym klientom). W większości przypadków „wielowalutowość” objawia się tym, że plastik sam „wie” w jakiej walucie powinna być przeprowadzona transakcja, by uniknąć przewalutowań. Jeśli jestem w Niemczech – karta „płaci” w euro. Jeśli w Londynie – to w funtach. Gdy zawitam do New York City – to w „zielonych”.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czytaj też: W tych bankach możesz już podpiąć do konta e-kantor. Cikciarz z Walutomatem mogą zwijać interes?
Czytaj też: Bankierzy jak piraci? Zapłacił kartą za bilet. Trzy przewalutowania i 280 zł prowizji
Jest tylko jeden problem: aby karta „pozwoliła” na transakcję w odpowiedniej walucie (bez kosztownych przewalutowań), trzeba zapewnić osad na właściwym subkoncie walutowym. Nawet jeśli bank ma w ofercie internetowy kantor pozwalający wymieniać waluty „w locie”, to jednak klient musi przed zakupami sprawdzić czy np. na koncie funtowym ma wystarczającą ilość pieniędzy, czy też musi przerzucić trochę kasy z konta złotowego.
IgoriaCard, czyli „inteligentny plastik” w zgrzewce z kantorem internetowym
IgoriaCard to plastik, który i ten problem znosi. Zasila się go wyłącznie złotówkami, a wymiana na walutę transakcji następuje dopiero w momencie płatności, w internetowym kantorze Trejdoo (należy do tej samej spółki, Igoria Trade). Co to oznacza? Ano po pierwsze że nie trzeba utrzymywać kilku kont walutowych i sprawdzać na nich sald, a po drugie, że nie trzeba się ograniczać do kilku najpopularniejszych walut. Plastikiem IgoriaCard można zapłacić w 17 walutach świata. I nie trzeba w tym celu mieć 17 subkont walutowych!
I to jest coś. Mam jeden plastik, na którym mogę jednocześnie „księgować” różne waluty. A kiedy chcę użyć karty, to ona w czasie rzeczywistym wymienia pieniądze na potrzebną walutę i nią płaci. Nie ma żadnych opłat za przewalutowanie, ani prowizji. A spread w kantorze Trejdoo jest nieduży – w przypadku euro wynosi mniej, niż 2 gr., w przypadku dolara – nieco ponad 1 gr.
Pomysł jest bardzo podobny do słynnej już – także w Polsce – aplikacji Revolut. Ale – o ile mi wiadomo – Revolut nie pobiera spreadu w ogóle.
Czytaj też: Revolut, czyli jedna karta do wszystkich walut i przesuwanie kasy między walutami bez opłat. To hit!
Czytaj też: mBank chce być jak Revolut. Na taką kartę jeszcze żaden bank się nie zdecydował. Jest jedno „ale”
W bardzo podobnej technologii działają zresztą karty „kryptowalutowe”, które pozwalają płacić np. bitcoinami w każdym sklepie. Po prostu w momencie transakcji jej kwota jest przeliczana na bitcoiny, na giełdzie kryptowalut następuje sprzedaż bitcoinów i choć transakcja jest zawierana w „normalnym” pieniądzu, to finalnie obciąża kryptowalutowy portfel.
Igoria Trade jest pierwszą polską firmą prowadzącą internetowy kantor, która zapewniła swoim klientom nie tylko karty walutowe (taką usługę od kilku lat już mają inne kantory), ale możliwość połączenia wymiany walut z transakcjami w sklepach. W czasach, gdy kantory internetowe walczą na noże o przetrwanie taka funkcjonalność może zbudować przewagę konkurencyjną.
Ile to kosztuje i dlaczego tak drogo?
IgoriaCard jest plastikiem przedpłaconym ze znaczkiem MasterCard. Aby otrzymać tę kartę trzeba się zarejestrować (podając login, adres e-mail i numer telefonu) i zapłacić 30 zł za wydanie karty (tańsza jest karta wirtualna, służąca wyłącznie do transakcji w zagranicznych sklepach internetowych – ona kosztuje 15 zł). Plastik zasila się najzwyklejszym przelewem bankowym z innego rachunku.
No dobrze, czas na złe wieści. Ten plastik jest wygodny i funkcjonalny, ale niestety może sporo kosztować. Za dużo. 30 zł opłaty „startowej” to nie wszystko. Trzeba dodać do tego co najmniej 6,90 zł opłaty za wysłanie karty zwykłym listem lub 20 zł za usługę dostarczenia plastiku przez kuriera.
A i to dopiero początek kosztów. Plastiku trzeba aktywnie używać w Polsce lub za granicą, bo inaczej płaci się 5 zł miesięcznie za jej posiadanie. Limit transakcji, które trzeba wykonać, by za kartę nie płacić, wynosi 500 zł miesięcznie (lub równowartość w dowolnej walucie obcej).
Czytaj też: Jak szybko i tanio przelać kasę za granicę? Oto serwis, który porównuje przelewy i przekazy międzynarodowe
To dość drakońskie warunki, biorąc pod uwagę, że dla 95% klientów indywidualnych IgoriaCard będzie plastikiem „rezerwowym”, używanym wyłącznie za granicą. Jeśli wyjeżdżam dwa razy w roku – na narty i na wakacje – a przez kolejnych dziesięć miesięcy karta będzie leżeć w szufladzie, to do kosztów początkowych dojdzie jeszcze 50 zł. W sumie karta będzie mnie kosztowała 87 zł.
Z innych prowizji trzeba wymienić 2 zł za wypłatę gotówki z bankomatu (nie ma żadnej sieci „zaprzyjaźnionej”, w której można byłoby wypłacać za free). Nie jest to karta debetowa, z której ktoś mógłby chcieć wypłacać gotówkę jak szalony, ale mimo wszystko brak dostępu do bezpłatnych bankomatów jest pewną niedogodnością. Wypłata za granicą kosztuje 1-2% pobieranej z bankomatu kwoty (co najmniej 5 zł).
Ile warto zapłacić za „wakacyjną” kartę?
Mamy więc „inteligentną” kartę wielowalutową, która pozwala pojechać w dowolny zakątek świata nie martwiąc się o koszty przewalutowań transakcji, która jednak pociąga za sobą niemałe koszty stałe, oferując mniej więcej te same funkcjonalności, które Revolut oferuje w gratisie.
Chociaż koszty IgoriaCard mogą zwrócić się już po pierwszym wyjeździe zagranicznym – wydając 1000 euro „polską” kartą bankową muszę się liczyć z kosztami spreadów i opłat na poziomie 70-80 euro. W przypadku IgoriaCard będzie to symboliczny spread plus koszty używania karty.
Ponieważ nie testowałem jeszcze tej karty na prywatnych wyjazdach zagranicznych, zrobię na koniec zastrzeżenie: jeśli po „organoleptycznym” obadaniu karty znajdę w niej coś, czego nie widać na pierwszy rzut oka – dowiecie się o tym. Ciekaw jestem czy taka płatność – powiązana z przewalutowaniem – nie trwa jednak ciut dłużej, niż typowa transakcja zbliżeniowa bez przewalutowania. Cóż, pożyjemy, prześwietlimy….
Zdjęcie tytułowe: Bruno Glätsch/Pixabay.com