Bitcoin i altcoiny toną. To się raczej nie rozejdzie po kościach. Kolejne gigantyczne spadki cen kryptowalut sprowadziły wartość całego rynku kryptowalutowego poniżej biliona dolarów. Część kryptowalut pewnie się już nie podniesie, kłopoty mają firmy, które przechowują w krypto część swoich nadwyżek finansowych. A prawdopodobne bankructwo platformy Celsius oferującej depozyty oparte na kryptoaktywach może „zgasić światło” wielomiliardowemu rynkowi DeFi
Nie tak dawno opisywałem na „Subiektywnie o Finansach” krach kryptowaluty Luna oraz związanego z nią stablecoina Terra (UST). Nieprzypadkowo zbiegł się on w czasie z potężną przeceną Bitcoina i innych kryptowalut. Tak to na tym rynku jest, że wyjęcie jednej cegiełki narusza zaufanie do całego rynku i powoduje ucieczkę inwestorów.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Bitcoin i altcoiny toną. Powody? Celsius, inflacja i strach
Wygląda na to, że mamy powtórkę z rozrywki. Tym razem katalizatorem kolejnej odsłony dramatu jest upadek platformy Celsius, która ogłosiła, że czasowo blokuje swoim użytkownikom wypłaty pieniędzy z „lokat” oraz możliwość transferowania pieniędzy. Oczywiście wszystko dla ich dobra. Gigantyczny spadek wartości zanotowała powiązana z Celsiusem kryptowaluta o tej samej nazwie, której wartość stoczyła się o połowę, do zaledwie 0,2 dolara (rok temu ten „pieniądz” był notowany po 7,1 dol.).
Krach Celsiusa tylko roznamiętnił sytuację na rynku kryptoaktywów. Najnowsze doniesienia o wzroście inflacji w USA do poziomu najwyższego od 40 lat spowodowały odpływ kapitału od ryzykownych aktywów. Inwestorzy spodziewają się mocniejszych, niż wcześniej oczekiwano, podwyżek stóp procentowych w USA i pieniądze płyną raczej na rynek dolarowych, coraz lepiej oprocentowanych obligacji. Albo po prostu do gotówki. Dlatego drożeje dolar (poniżej wykres indeksu dolara, czyli relacji USD do koszyka innych ważnych walut):
Sęk w tym, że przecież to kryptowaluty miały być antyinflacyjne. Im więcej „tradycyjnego” pieniądza na rynku i im wyższa inflacja, tym miało być lepiej dla kryptowalut. Już wiemy, że zasada jest inna: kryptowaluty są postrzegane jako czysto spekulacyjny instrument finansowy, który reaguje na zjawiska ekonomiczne mniej więcej tak samo jak akcje, tylko bardziej gwałtownie. Bo za akcjami stoją przychody i zyski, a za kryptowalutami – głównie moda.
Bitcoin definitywnie „odkotwiczył” się od strefy 29 000 – 30 000 dolarów, w której dzielnie walczył przez kilka tygodni po wcześniejszym spadku z 40 000 dolarów. I runął w przepaść, zaś kolejna silniejsza bariera na jego drodze to dopiero 20 000 dolarów, czyli poziom z końca 2020 r. A jeszcze jesienią zeszłego roku Bitcoin ocierał się o poziom 70 000 dolarów.
Jeszcze gwałtowniej toną altcoiny, czyli alternatywne w stosunku do Bitcoina kryptowaluty. Największy z nich, czyli Ethereum, tonie o 20% w ciągu zaledwie jednego dnia, spadając poniżej 1200 dolarów. Jesienią zeszłego roku był notowany po 4800 dolarów. W podobnej skali topnieje wartość innych altcoinów (generalnie tracą po 15-20%, np. Dogecoin, kryptowaluta stworzona dla żartu, ale całkiem serio promowana przez Elona Muska, traci prawie 19% i kosztuje 0,05 dolara (w najlepszych czasach 0,35 dolara).
O tym, w jakim stanie są nerwy inwestorów na rynku kryptoaktywów, świadczy fakt, że gdy największa na świecie giełda kryptowalutowa Binance zawiesiła wypłaty Bitcoinów – Twitter dosłownie zatrząsł się w posadach. Po dwóch godzinach problem naprawiono (wygląda na to, że była to awaria techniczna – fajny dzień sobie wybrali na takie numery), ale wielu musiało w tym czasie osiwieć.
Idzie bieda: ludzie będą sprzedawać kryptowaluty, żeby kupić chleb?
Wartość całego rynku kryptowalut po raz pierwszy od półtora roku spadła poniżej biliona dolarów. W szczytowym momencie wszystkie kryptowaluty świata były warte aż 3 biliony dolarów. Ekonomista i inwestor Peter Schiff, jeden z największych promotorów złota i czarnowidz, jeśli chodzi o przyszłość gospodarki, wystawił prognozę, iż Bitcoin spadnie poniżej 20 000 dolarów, zaś Ethereum – poniżej 1000 dolarów. I radzi: nie kupujcie tak tanio, bo… stracicie pieniądze.
Peter Schiff uzasadnia tę myśl nadchodzącymi trudnymi czasami dla konsumentów. „W związku ze wzrostem cen żywności i energii wielu entuzjastów Bitcoina będzie zmuszonych do jego sprzedaży, aby pokryć rosnące koszty w domowym budżecie. Sklepy spożywcze i stacje benzynowe nie akceptują Bitcoina, więc nie można nim płacić. Można jedynie go sprzedać”.
Zdaniem Schiffa kryptowalutowa hossa wynikała z faktu, że w czasie pandemii Covid-19 część czeków stymulacyjnych, które ludzie otrzymywali od rządów, była inwestowana w krypto. Teraz będzie odwrotnie.
Oczywiście nie jest tak, że wszyscy teraz się puszą „a nie mówiłem”. Jeszcze miesiąc temu JPMorgan twierdził, że prognozuje „duży wzrost” Bitcoina. Ten globalny bank inwestycyjny zastąpił część nieruchomości kryptowalutami jako „preferowanymi alternatywnymi aktywami”.
A niedawne badanie Deloitte wykazało, że 85% amerykańskich przedstawicieli branży handlowej zamierza włączyć płatności kryptograficzne w swoich sklepach. Pojawiły się też ETF-y lokujące na rynku kryptoaktywów, co zwiastowało, że trafią one pod strzechy i będą dalej windowały ceny.
Czytaj więcej o tym: Na europejskim rynku pojawiły się pierwsze fundusze ETF bazujące na cenie Bitcoina, mamy też pierwsze aplikacje pomagające kupować ETP oparte na rynku krypto. Dla kibiców piłkarskich są oparte na blockchainie fan tokeny (o których pisaliśmy na „Subiektywnie o Finansach”), na fali kryptorewolucji wyrosły też unikalne, kolekcjonerskie tokeny NFT (które z kolei przybliżaliśmy na Homodigital.pl, ostatnio przeżywają trudne chwile).
Na razie te wszystkie rachuby biorą w łeb. Jeśli Bitcoin spadnie poniżej 20 000 dolarów, to być może zacznie się napędzać efekt śniegowej kuli. A więc firmy, które zainwestowały w Bitcoina na kredyt (pod zastaw już posiadanych coinów), będą musiały uzupełnić ów zastaw. Takie ryzyko widzi już jeden z największych entuzjastów kryptowalut Michael Saylor, właściciel firmy MicroStrategy.
W pierwszym kwartale 2022 r. jego firma dokupiła Bitcoiny o wartości 215 mln dol. przy średniej cenie zakupu 44 645 dolarów. A łącznie w cyfrowych skarbcach MicroStrategy jest 129 218 Bitcoinów nabytych za 4 mld dolarów, czyli po średniej cenie 30 700 dolarów za coina. Jak się domyślacie, sytuacja na rynku Bitcoina uderzyła w wartość rynkową firmy – akcje MicroStrategy w ciągu roku spadły o dwie trzecie.
A to jeszcze nie koniec: dyrektor finansowy MicroStrategy, Phong Le, oświadczył przy okazji publikacji wyników finansowych, że jeśli cena Bitcoina spadnie poniżej 21 000 dol., to firma będzie zmuszona do uzupełnienia depozytu w Silvergate Bank, bo zabezpieczeniem pożyczki są właśnie Bitcoiny. A jeśli zabezpieczenie nie zostanie uzupełnione, to bank przymusowo sprzeda Bitcoiny. Im niższy kurs Bitcoina, tym większe mogą być tarapaty finansowe firm, które zainwestowały w kryptowaluty.
Bitcoin i altcoiny: ani antyinflacyjne, ani złoto. Ale małe jest piękne?
Co czeka rynek kryptowalut? Sporo fanów tego sposobu inwestowania przyznaje, że takiego stress-testu jeszcze na krypto nie było. Podwyżki stóp procentowych, ryzyko recesji oraz przewartościowanie statusu kryptowalut z „cyfrowego złota” i „inwestycji antyinflacyjnej” w instrument spekulacyjny o wysokim ryzyku – pytanie, czy w tej sytuacji będzie komu inwestować w kryptowaluty, skoro nawet akcje spadły od początku roku średnio o 20%.
Dość popularna jest teza, że ta sytuacja „wyczyści” rynek z tysięcy peryferyjnych kryptowalut, które już się nie odrodzą. Altcoiny – nie wyłączając Ethereum – spadają w większym stopniu niż Bitcoin, co może oznaczać, że gdy już sytuacja się uspokoi (za dni, tygodnie lub miesiące), to najbardziej znane kryptopieniądze pozostaną na rynku.
Pytanie, jaka będzie ich cena. Głównym problemem jest to, że kryptowaluty trudno wycenić, bo nie stoi za nimi żadna konkretna wartość. Nie wiadomo więc, czy 20 000 dolarów za Bitcoina to dużo czy mało. Może powinien kosztować 100 dolarów? Na pocieszenie dla fanów krypto mam tego twitta:
Rynek kryptowalut ma tę cechę, że jest malutki w skali całego rynku inwestycyjnego. Jeden Apple jest wart rynkowo więcej niż wszystkie kryptowaluty świata. Nie trzeba więc stawiać na nogi Międzynarodowego Funduszu Walutowego z jego całymi pieniędzmi, by postawić najbardziej renomowane kryptowaluty na nogi. Na razie jednak jest klęska wywołana gremialną ucieczką rozczarowanych inwestorów.
Najbardziej spektakularnie rozpada się mit „cyfrowego złota”. Oczywiście: w kilkuletniej perspektywie dochód z lokowania kapitału w kryptowaluty jest wyższy niż z posiadania złota. Ale wahliwość jest miażdżąca jak na instrument, który miałby być zabezpieczeniem. Patrząc na wycenę złota w polskich złotych, widać, że dość dobrze broniło ono kapitał przed inflacją, ale przede wszystkim przed deprecjacją polskiej waluty. Tylko w tym roku złoto wyceniane w złotym podrożało o 10%.
Bardzo ciekawe jest to, jak bessa wpłynie na stablecoiny, czyli te cyfrowe pieniądze, które nie mają „samodzielnej” wartości, a jedynie są cyfrowym odbiciem lustrzanym tradycyjnych walut, głównie dolara.
Zaletą stablecoinów jest to, że ich notowania są stabilne i można z ich pomocą przechowywać oszczędności „jak w twardej walucie”, a wadą jest to, że nigdy nie ma pewności, że będą w stanie utrzymać kurs 1:1. Za stablecoinami nie stoją potężne banki centralne, które w razie potrzeby mogą rzucić na rynek miliardy, lecz prywatne firmy, których możliwości „obrony kursu” są ograniczone.
Nie wiadomo, czy ich „rezerwy walutowe” wytrzymają w sytuacji kryzysowej napór sprzedających stablecoina (zamieniających go na inne aktywa). Już wiemy, że taka np. Terra (UST) nie przeżyła „runu na bank”.
W ostatnich godzinach zachwiał się stablecoin USDD. W pewnym momencie był notowany po zaledwie 0,92 dolara, choć był to krótki moment, nie widać go na tym wykresie poniżej (obejmującym ostatni miesiąc notowań tego stablecoina). Ale na razie wrócił do parytetu, a jego twórca zapowiedział, że na obronę Trona (tak brzmi pełna nazwa USDD) jest gotów wydać 2 mld dolarów.
Trzyma się też Tether (USDT), ale w przeszłości jego twórcy byli oskarżani o to, że część rezerw, będących „pokryciem” wyemitowanych USDT, nie jest trzymana w dolarach, lecz w obligacjach korporacyjnych amerykańskich spółek (które mogą być trudne do sprzedaży, gdy rynek się „posypie”).
Co z pasywnym dochodem z kryptowalut, gdy ich wartość spada?
W dużych tarapatach mogą się znaleźć platformy umożliwiające deponowanie i pożyczanie kryptowalut (CeFi) oraz inwestorzy, którzy w ten sposób inwestują (stakują) kryptowaluty w ramach zdecentralizowanych systemów (DeFi). Platforma Celsius, która „zamroziła” aktywa klientów, niedawno ogłaszała, że inwestorzy mogą zarobić nawet 18,6% w skali roku, powierzając swoje kryptowaluty w celu ich odpożyczenia.
Im mniej znana i mniej płynna kryptowaluta, tym wyższy procent gwarantował Celsius. Kilka dni temu firma reklamowała 7,1% na depozytach w stablecoinach oraz 6,5% na depozytach w Bitcoin. Dodatkowo wyższy procent można było uzyskać posiadając kryptowalutę CEL.
To bardzo popularny mechanizm w tego typu systemach – im więcej masz „wewnętrznej” kryptowaluty, tym korzystniej możesz ją lokować. Pompowanie popytu oczywiście przekłada się na większą popularność kryptowaluty i większe zainteresowanie pożyczkami w niej „denominowanymi”. Jeśli przypomina Wam to piramidę finansową, to chyba nie bezpodstawnie.
W ubiegłym roku amerykańskie organy regulacyjne wzięły na celownik Celsius i inne tego typu firmy, argumentując, że nie dają one inwestorom wystarczających informacji na temat ryzyka utraty depozytów. W niektórych stanach USA Celsius był oskarżany o sprzedaż papierów wartościowych bez zezwolenia. Co nie oznacza, że nie miał zagorzałych fanów nad Wisłą.
Celsius i podobne firmy twierdzą, że są w stanie zapłacić inwestorom tak wysoki procent, bo pożyczają tokeny klientów innym inwestorom – po jeszcze wyższych stawkach. Oprocentowanie zależy m.in. od tego, jakie zabezpieczenie w swoich kryptowalutach zaoferuje pożyczkobiorca (np. może być to dwu-, czterokrotność wartości pożyczki albo np. tylko tyle, ile wynosi pożyczka).
Dlaczego ktoś, kto ma kryptowaluty, chciałby zastawić je, żeby uzyskać pożyczkę w kryptowalucie? Przeważnie cel jest inwestycyjny albo spekulacyjny – dopóki rynek rósł, to uzyskane z pożyczki kryptowaluty można było korzystnie pomnożyć. A platform, które to ułatwiały, było coraz więcej. Ich listę znalazłem tutaj:
Ale teraz to już nie jest takie oczywiste, zaś wartość zabezpieczenia takiej pożyczki szybko spada. Gdy pojawiają się wątpliwości co do wypłacalności platformy, która takie operacje organizuje, inwestorzy chcą się dostać do swoich pieniędzy i przestaje do nich przemawiać wysokie oprocentowanie. W takiej sytuacji znalazł się Celsius. Konkurencyjna platforma Nexo zadeklarowała, że może przejąć aktywa jego klientów, więc być może tym razem nie skończy się tak jak z Luną.
Bitcoin i altcoiny: nadchodzi zima?
Tym niemniej to już drugi w krótkim czasie upadek ekosystemu kryptowalutowego kuszącego inwestorów nie tylko rosnącą wartością kryptowalut, ale i wysokim, pasywnym dochodem z ich inwestowania. Niewykluczone, że spadek zaufania obejmie większość tego typu ekosystemów, dodatkowo potęgując wyprzedaż kryptowalut z nimi związanych.
Prawda bowiem jest taka, że to właśnie możliwość osiągania dochodu pasywnego była głównym kontrargumentem wysuwanym przez fanów kryptowalut na zarzut, że nie mają one żadnej wartości wewnętrznej i są tylko cyfrowymi „znaczkami pocztowymi”.
Niewykluczone, że nadchodzi dłuższa zima dla kryptowalut – z jednej strony upadł mit „antyinflacyjności” kryptowalut i „cyfrowego złota”. Z drugiej strony recesja może skłonić posiadaczy tokenów do ich wyprzedaży, wymiany na inne pieniądze, mające większą funkcjonalność (wymienne na towary i usługi). Z trzeciej – zmniejszy się atrakcyjność kryptowalut jako narzędzia do uzyskiwania dochodu pasywnego z odsetek. Bitcoin i altcoiny tracą więc dużą część swego blasku.
Na koniec podrzucam ciekawy graf, który spogląda na notowania Bitcoina przez pryzmat analizy technicznej. Wynika z niego, że ten „pieniądz” może być wart jednak więcej niż 100 dolarów. Jeśli nie zdoła zatrzymać się na 20 000 dolarów, to powinno się udać powstrzymać zjazd na 15 000 dolarów.
zdjęcie tytułowe: Mohamed Hassan/Pixabay