Litr benzyny już po 8 zł (i to mimo tarczy antyinflacyjnej!). Na niektórych stacjach paliw pojawiają się czterocyfrowe tablice cenowe. Wściekli kierowcy organizują akcje blokowania dystrybutorów, by pokazać, co myślą o rosnących zyskach koncernów paliwowych. Z czego wynikają wysokie ceny paliw? Czy tak już zostanie? I jakie paliwo uratuje nasz portfel?
Ze wzrostem cen paliw zmagamy się już od dłuższego czasu. Popandemiczne odbicie produkcji przemysłowej w połączeniu z niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi oraz – teraz już wszyscy dobrze wiemy – celowymi działaniami Rosji, okazały się zapowiedzią tego, z czym mamy do czynienia obecnie.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
I tak nie jest jeszcze najgorzej. Na początku wojny paniczny popyt i trudności logistyczne związane z dostawami paliw na stacje doprowadziły do tego, że w wielu miejscach po prostu zabrakło benzyny, a tam gdzie była – ceny gwałtownie wzrosły. Bywało tak, że za litr najpopularniejszej benzyny ’95 trzeba było zapłacić ponad 10 zł. Teraz tankujemy po cenach zbliżonych do 8 zł za litr benzyny ’95.
Na stacjach paliw wściekli kierowcy organizują blokady dystrybutorów, by pokazać koncernom paliwowym, co o nich myślą. Taki np. Orlen notorycznie jest oskarżany o to, że doi kierowców. Ale czy rzeczywiście te oskarżenia są słuszne? Niedawno sprawdzaliśmy to na cyferkach – zapraszam do tego tekstu na „Subiektywnie o Finansach”.
W obecnych warunkach nawet ekspertom rynku paliw bardzo trudno jest powiedzieć, co będzie dalej. Wzrosty cen ropy wywołane są głównie ogłoszonym niedawno przez państwa UE częściowym embargo na dostawy surowca z Rosji. Ten czynnik raczej nie zniknie. Ale pojawiają się też opinie, że ceny ropy osiągają już szczyt i dzięki zwiększeniu produkcji w Stanach Zjednoczonych i krajach OPEC+ w ciągu kilku miesięcy zaczną stopniowo spadać do poziomu 100-110 dolarów za baryłkę – to jednak wciąż dość drogo.
Tym bardziej że do ostatecznej ceny paliwa oprócz samego zakupu baryłki ropy dochodzą jeszcze m.in. koszty transportu surowca, opłaty za emisje CO2, kursy walut (ropę kupujemy za dolary) i wiele innych zmiennych wskaźników, które wpływają na kształtowanie się tzw. modelowej marży rafineryjnej, czyli wyceny wartości przerobu ropy naftowej na produkty paliwowe.
Nawet jeśli ceny na światowym rynku ropy faktycznie zaczną stopniowo spadać, to biorąc pod uwagę planowane ograniczenie podaży – wytrwale dążymy przecież do wyeliminowania jednego z największych dostawców, czyli Rosji – i stale rosnący popyt, w dalszym ciągu raczej nie będzie tanio. Zatem posiadacze aut spalinowych – przynajmniej w perspektywie końca tego roku – nie powinni się nastawiać na spore obniżki
Przyczynią się do tego wysokie, stale rosnące koszty eksploatacji samochodów. Krajowy Plan Odbudowy zobowiązuje Polskę do podwyższenia opłat rejestracyjnych dla samochodów spalinowych, tworzenia stref czystego transportu wyłącznie dla pojazdów niskoemisyjnych oraz wprowadzenia dodatkowego podatku dla użytkowników pojazdów napędzanych paliwami kopalnymi. Wszystko to tylko w ciągu najbliższych 4 lat.
Na jakie paliwo się przesiąść, by zaoszczędzić? LPG kusi
Protesty i blokowanie stacji paliw raczej nie zmienią biegu historii. Co więc nas czeka? I jakie paliwo zapewni, że pojazdy będą tańsze w eksploatacji niż te na benzynę? Szansę widać w pojazdach napędzanych na gaz (i szczególnie popularny w całej Polsce LPG), pojazdach częściowo lub w pełni elektrycznych oraz pojazdach wodorowych – te należy traktować póki co raczej jako pieśń przyszłości.
Gaz to w chwili obecnej najbardziej popularna i konkurencyjna cenowo opcja. Jest to bardzo elastyczne rozwiązanie. Można kupić nowe lub używane auto z fabryczną lub domontowaną instalacją LPG albo zamontować ją w już posiadanym pojeździe. Cena montażu instalacji waha się w przedziale 2000-5000 zł.
Auto napędzane gazem spala na 100 km ok. 30% więcej paliwa. Można zatem przyjąć, że jeśli do tej pory nasz pojazd spalał ok. 5 litrów na 100 km, to po zamontowaniu takiej instalacji spalanie wzrośnie do około 6,5 litra na „setkę”. Dużo?
Przy obecnych cenach taką trasę na benzynie pokonamy za 37,75 zł, a na gazie za 23,34 zł – co daje 14,41 zł oszczędności. Należy przy tym pamiętać, że auto napędzane gazem, zanim się „nagrzeje, spala benzynę, są to jednak raczej śladowe ilości. Zimą, zanim niegarażowany pojazd przełączy się na gaz, potrzeba przejechać odcinek około 2 km, a latem jeszcze mniej – przy obecnych wysokich cenach jest to równowartość 75 groszy i nie osłabia konkurencyjności tego rodzaju napędu.
Aby więc inwestycja sięgająca przeciętnie 3500 zł się zwróciła (dodatkowo przyjmując, że na każde 100 km jakieś 2 zł kosztuje nas zużycie benzyny), to w obecnych warunkach należałoby przejechać 28 000 km. To średnio 80 kilometrów dziennie w skali roku. Później już inwestycja jest „spłacona” i jeździmy taniej.
Analizując stosunek ceny autogazu do cen benzyny, ciągłe podwyżki cen tej ostatniej przyspieszają czas zwrotu takiej inwestycji. Zgodnie z danymi pobranymi z oficjalnej strony PKN Orlen na początku roku różnica w cenie hurtowej między tymi dwoma paliwami wynosiła 2,08 zł, a na dzień dzisiejszy jest to już 4,48 zł, oczywiście na korzyść LPG.
Warto pamiętać, że pojazdy napędzane gazem nie są pojazdami niskoemisyjnymi. Nawet jeśli użytkownik takiego auta nie zaprząta sobie głowy dbaniem o stan otaczającego nas środowiska i nie jest to dla niego ważny argument, to musi liczyć się z tym, że w przeciwieństwie do aut nisko- lub bezemisyjnych ominą go zarówno przywileje takie jak np. możliwość poruszania się po buspasach czy darmowe miejsca parkingowe. Dotkną go też wszystkie planowane dla aut benzynowych restrykcje (np. ekstra-podatki).
A może zainwestować w elektryka?
Od 2035 r. nie będzie można sprzedawać na terenie Unii Europejskiej samochodów spalinowych. Jakie paliwo wtedy będzie dominowało? Może więc już teraz przesiąść się na samochód elektryczny, nie czekając na wzrosty cen takich pojazdów? W przypadku pojazdów elektrycznych takich zmiennych decydujących o opłacalności jest o wiele więcej niż tylko cena paliwa i instalacji.
Wysokości nakładów finansowych na zakup samochodu elektrycznego często przekracza 100 000 zł. Na start takie auto jest zdecydowanie mniej konkurencyjne cenowo w porównaniu do LPG.
Skupiając się tylko na cenach nośników energii – tak jak pisałem tutaj – dużo zależy od tego ,ile i gdzie jeździmy, skąd pobieramy energię i ile za nią płacimy. Przyjmując, optymistycznie, że mamy już fotowoltaikę i ładujemy nasz pojazd akurat w momencie, gdy produkuje ona sporo energii, to można powiedzieć, że jeździmy za darmo.
Najczęściej jednak nie jest to aż tak proste i pojazd ładujemy energią z sieci. Na przejechanie 100 km potrzebujemy około 20 kWh. Przy średniej cenie 1 kWh rzędu 0,77 zł daje nam 15,40 zł. Trochę taniej będzie przy taryfie G12 lub G12W, wtedy w wybranych godzinach możemy zejść nawet poniżej 10 zł na 100 kilometrów.
Bywa i tak, że potrzebujemy skorzystać z ładowarki publicznej. Ceny energii są tam bardzo zróżnicowane. Przyjmijmy jednak, że jesteśmy w trasie, zależy nam na czasie i chcielibyśmy naładować swoje auto w 40 minut w ładowarce sieci GreenWay (nie mamy wykupionego abonamentu). W takim przypadku pokonanie odcinka długości 100 kilometrów będzie kosztowało jakieś 37 zł – czyli niemal tyle samo, ile przy obecnych cenach zapłacilibyśmy w przypadku auta napędzanego benzyną i przy spalaniu na poziomie 5 litrów.
Źródło: naprądzie.pl, 2022
Tani elektryk, który zwróci się za… 270 000 km
Przyjmijmy teraz, że chcielibyśmy kupić sobie małe auto elektryczne, aby poruszać się nim wyłącznie po mieście. Jedną z tańszych opcji jest Dacia Spring, którą po odliczeniu kwoty uzyskanej dzięki możliwemu wsparciu z programu „Mój Elektryk” (18 750 zł bez karty dużej rodziny) można zakupić za ok. 60 000 zł. Jeśli ładowalibyśmy ją wyłącznie w prywatnej ładowarce przy średniej cenie 77 gr. za 1 kWh, to w porównaniu do kosztów podróży autem napędzanym benzyną o średnim spalaniu 5 litrów, przy obecnych cenach – na każde 100 kilometrów oszczędzilibyśmy 22,35 zł.
Aby więc taka inwestycja się zwróciła, trzeba by przejechać blisko 270 000 km, co – licząc po 50 kilometrów dziennie – zajęłoby prawie 15 lat. Oczywiście jest to skrajne podejście, w którym kupujemy auto elektryczne z myślą wyłącznie o oszczędności względem jednostki spalinowej.
Jednak, idąc dalej tym tropem, rozsądniejszym rozwiązaniem wydaje się zakup hybrydy typu plug-in, która łączy potencjał auta spalinowego z elektrycznym i na krótkich dystansach (do 50 kilometrów) może generować spore oszczędności. Z reguły bardziej kosztowna eksploatacja silnika spalinowego może być skutecznie wspierana przez znacznie bardziej ekonomiczny napęd elektryczny.
Warto jeszcze dodać, że auto w pełni elektryczne – w przeciwieństwie do tego napędzanego LPG czy hybrydy – umożliwia nam zaoszczędzenie m.in. na parkingach i nie naraża nas na dodatkowe koszty np. w postaci zapowiadanych podatków. Jednak w kwestii ekologii trudno się oszukiwać, tego typu rozwiązania w Polsce – przynajmniej na dzień dzisiejszy i szczególnie zimą – nie są ekologiczne. Większość energii produkujemy przecież z węgla. A jakie paliwo z węgla jest „zdrowe”? Żadne.
Źródło: Forum Energii, 2022
Najtańsze jest to paliwo, którego… nie zużyjesz
Czas pofantazjować. Zwłaszcza jeśli właśnie jesteście przy dystrybutorze i nie chcecie oglądać tego, co jest na wyświetlaczu. Zamknijcie oczy i pomyślcie o tym, jak będziecie jeździli już za…. jakiś czas. Jakie paliwo będziecie tankowali?
Pojazdy wodorowe z pewnością odegrają ważną rolę w przebudowie sektora transportu. Być może za kilka lat okaże się, że będą one nie tylko proekologiczne – ogniwa paliwowe podczas pracy emitują wyłącznie parę wodną – ale i konkurencyjne cenowo. Na razie jednak branża ta jest na samym początku swojej drogi. Brakuje nie tylko pojazdów i stacji paliwowych oferujących wodór, ale co najważniejsze – samego paliwa.
1 kg wodoru to ekwiwalent 33 kWh energii elektrycznej, przy sprawności ogniwa na poziomie 50-60% jest on w stanie pokryć zapotrzebowanie auta osobowego na dystansie 100 kilometrów. Dziś kilogram wodoru na stacji w Niemczech kosztuje ok. 10 euro. Ale naukowcy już obiecują, że w przyszłości może to być nawet sporo poniżej 1 euro.
Czytaj więcej o tym: OZE same nie uratują świata przed zagładą. Może to zrobić… wodór
Jakie paliwo jest za darmo? Nie da się ukryć: najtańsze są pojazdy napędzane siłą mięśni. Na krótkich dystansach – w szczególności o tej porze roku – warto wsiąść na rower. Taka alternatywa samochodu nie tylko pozytywnie wpływa na nasze zdrowie, nie generuje kosztów, często pozwala ominąć korki i jest neutralna dla klimatu, ale umożliwia również zyskanie chwili oddechu w dzisiejszym zabieganym świecie. Szukajcie takich oznaczeń na dystrybutorach paliwowych:
————————————
„Finansowe sensacje tygodnia”: Kontrowersyjna opłata, plusy i minusy BNPL, karty bezspreadowe kontra wielowalutowe
W tym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” trzy Maćki rozmawiają o ważnych sprawach dla każdego portfela. A przede wszystkim o kontrowersyjnej opłacie, która wykwitła w mBanku, a ściślej pisząc w jego domu maklerskim (zahaczając wszakże o usługę eMakler, umożliwiającą inwestowanie w ramach rachunku bankowego). Kant to czy nie kant? Poza tym zastanawiamy się nad rosnącą popularnością usługi BNPL, czyli odroczonej płatności. Czy to dobrze, że tak szalenie szybko się rozwija? A może będą z tego kłopoty? No i powoli wchodzimy już w tryb wakacyjny, zastanawiając się jaką kartą płacić za granicą? Wielowalutową? Bezspreadową? Jaka to różnica? Czas się jaką kartą jest ta, którą mamy w portfelu. Bo od tego zależy jak ona zadziała. Zapraszam do posłuchania pod tym linkiem!
zdjęcie tytułowe: IADE Michoko/Pixabay