Najpierw była ustawa o objęciu – kilka razy niższymi od kosztów zakupu surowca za granicą – urzędowymi taryfami na gaz wspólnot i spółdzielni mieszkaniowych oraz instytucji publicznych. A w piątek wicepremier Jacek Sasin zakomunikował: „PGNiG czasowo obniży też małym firmom ceny gazu o 25%”. Już w grudniu Urząd Regulacji Energetyki zagwarantował odbiorcom indywidualnym, że ich ceny gazu nie wzrosną więcej niż o 50%. Czy PGNiG wytrzyma finansowo te „prezenty”? Państwowa firma gazowa już bierze 2,7 mld zł pożyczek od banków, a rząd obiecuje jej do 20 mld zł preferencyjnych pożyczek od BGK. Jaka jest dziś sytuacja finansowa PGNiG? Czy firmie mogłoby zagrozić bankructwo?
Polska – podobnie jak cała Europa – jest w energetycznym kryzysie. Dotyczy to również gazu. Ceny rynkowe błękitnego paliwa (które w większości kupujemy za granicą) są absurdalnie wysokie, a podwyżki cen dla polskich odbiorców sięgają 1000%. Na największej gazowej giełdzie w Europie 1 MWh gazu kosztuje ok. 80 euro, gdy jeszcze w 2020 r. cena wynosiła 10 euro.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Rząd próbuje coś z tym zrobić. Dzięki taryfom URE ograniczył podwyżki cen gazu dla gospodarstw domowych do 50%. Obniżył akcyzę i VAT na gaz do 5%, a być może obniży do 0% (ta druga ustawa nie jest jeszcze uchwalana, obniżce sprzeciwia się Bruksela).
Potem rząd rzucił się na pomoc wspólnotom oraz spółdzielniom mieszkaniowym kupującym wspólnie gaz dla wszystkich mieszkańców i instytucjom publicznym, które przez sprzedawców gazu (głównie PGNiG) zostali potraktowani jak odbiorcy komercyjni (chodzi o kościoły, szpitale, domy opieki społecznej, biblioteki). Mają one zostać włączone w ochronę taryfową z wyrównaniem cen od 1 stycznia. Stosowną ustawę przegłosował właśnie Sejm.
Jacek Sasin nacisnął przycisk „taniej”. Ale czy nie przesadził?
Teraz minister aktywów państwowych i wicepremier Jacek Sasin, który sprawuje nadzór nad PGNiG, ruszył na pomoc małym firmom (restauracjom, warsztatom samochodowym, salonom fryzjerskim) i zakomunikował, że… PGNiG zrobi „promocję” i do końca lutego obniży ceny gazu dla firm będących klientami części detalicznej (czyli nie odbiorcom przemysłowym).
Problemy są dwa. Pierwszy polega na tym, że to nie minister powinien decydować o tym, po ile sprzedaje gaz giełdowa firma, tylko szefowie tej firmy. Nieuzasadniona ani biznesowo, ani regulacyjnie obniżka ceny jest działaniem na szkodę spółki i zarząd za takie rzeczy może pójść kiedyś do więzienia. Owszem, rząd może przyjąć jakąś obniżkę cen ustawą, a PGNiG będzie musiał się do niej dostosować. Ale obniżać ceny gazu „na telefon”?
Druga sprawa to kwestia wpływu tych „promocji” na finanse PGNiG. Ma ono jakiś model biznesowy, próbuje „skalibrować” w nim sprzedaż gazu dla odbiorców indywidualnych poniżej kosztu zakupu oraz dla firm i odbiorców przemysłowych po cenach rynkowych lub negocjowanych. A tu nagle przychodzi minister i mówi, że ceny mają być inne. Kto chciałby być akcjonariuszem takiej firmy?
Wieści dotyczące oczekiwań polityków co do cen sprzedaży gazu wywołały spadek kursu akcji PGNiG, ale nie drastyczny. Widać inwestorzy są przyzwyczajeni, że w branży energetycznej nie ma „miękkiej gry” i w każdej chwili może przyjść polityk, by popsuć wszelkie kalkulacje. W ciągu ostatnich trzech dni akcje PGNiG potaniały o niecałe 9%, co oznacza, że wartość rynkowa (aktualnie 33,7 mld zł) obniżyła się o 3 mld zł.
Ogólnie rzecz biorąc, notowania PGNiG pozostają „w normie”, cena nie odbiega od widełek z ostatnich 6 lat:
Niższe ceny gazu dla firm. Ale nie wszystkich
Czy posiadacze akcji PGNiG mają się czym przejmować? Z jednej strony spółka musi kupować coraz droższy gaz od Gazpromu (pokrywa 50% polskiego zapotrzebowania), sprowadzać go z Kataru i USA oraz w przyszłości z Norwegii (a trochę się sam wydobywa – 20% krajowego zapotrzebowania), a z drugiej ma coraz więcej ograniczeń, jeśli chodzi o ceny sprzedaży.
Przez trzy kwartały zeszłego roku PGNiG wydał na zakup gazu 21,8 mld zł, a przychody ze sprzedaży tego gazu wyniosły 27,5 mld zł. Zysk netto firmy (uwzględniający też pozostałą działalność) wyniósł 3,1 mld zł (rok temu było 6 mld zł, ale to był zawyżony wynik wpływem „mikropłatności” od Gazpromu z tytułu wcześniejszych nadpłat za gaz, wynoszącej 1,6 mld dolarów). Tyle że w kolejnych kwartałach ceny gazu lawinowo rosły (jeśli poprzednio spółka wydawała kwartalnie 7-8 mld zł, to teraz może nawet dwa razy więcej), a możliwości jego „wrzucania w ceny” są coraz mniejsze.
W grudniu firma informowała o wstrzymaniu niektórych inwestycji oraz o zaciągnięciu 2,7 mld zł kredytu w trzech bankach, który może pójść na sfinansowanie zakupów gazu. Nie znamy harmonogramu płatności za gaz dla Gazpromu, ale wygląda na to, że termin płatności największych faktur dopiero nadchodzi. Tymczasem już w trzecim kwartale 2021 r. spółka zaraportowała spadek wartości gotówki w kasie w stosunku do jesieni poprzedniego roku z 7,1 mld zł do 5,8 mld zł. Z tego 4,1 mld zł to pieniądze o ograniczonej możliwości dysponowania). Kilkumiliardowa rentowność może okazać się w tej sytuacji ułudą.
I w takiej sytuacji, niczym rycerz na białym koniu, nadjechał Jacek Sasin, który „na mocy osobistej decyzji” ustalił, że PGNiG obniży do końca lutego ceny dostaw gazu dla klientów biznesowych o 25%.
Pozornie wygląda to na duży cios w finanse PGNiG. W końcu krajowe zużycie gazu przez odbiorców biznesowych wynosi aż 132 TWh (a gospodarstw domowych tylko 49 TWh). Czy Jacek Sasin jednym komunikatem na Twitterze pozbawił PGNiG dużej części wpływów? Tak źle – na szczęście dla firmy – nie jest.
Czy PGNiG dużo straci na „sasinowej” obniżce cen gazu?
Obniżka obejmuje klientów korzystających z taryfy „Gaz dla Biznesu”. A sprzedaż gazu w taryfie „Gaz Dla Biznesu” stanowi niewielką część całej sprzedaży PGNiG. Dotyczy ona piekarni, pizzerii, restauracji, zakładów fryzjerskich, rzemieślników, a – w zależności od formy działalności – również pensjonatów i małych hoteli. Generalnie klientów z małego biznesu, obsługiwanych przez pion detaliczny PGNiG. Nie jest to oferta dla spółek prawa handlowego czy przemysłowych, którym PGNiG sprzedaje dwie trzecie kupowanego przez siebie gazu.
Ile PGNiG straci na tej „promocji”? W ubiegłym roku w ramach „Gazu dla Biznesu” cena wynosiła 14 gr. za 1 kWh. Od nowego roku było 80 gr. za 1 kWh, ale po „sasinowej” obniżce jest od 14 stycznia do końca lutego tylko 60 gr. za 1 kWh (ceny netto). Skorzystanie z obniżki nie wymaga od klientów podjęcia jakichkolwiek działań, w tym zawierania dodatkowych umów.
„Ceny paliwa gazowego uwzględniające obniżkę będą automatycznie zastosowane w rozliczeniach” – powiedział prezes PGNiG, Paweł Majewski.
Czy PGNiG stać na taki gest? Oczywiście wiele zależy od ceny nabycia. Ceny gazu utrzymują się na wysokim poziomie, choć na szczęście trochę się ustabilizowały. Nie znamy dokładnie formuły cenowej zakupu gazu od Gazpromu i innych dostawców, ale punktem odniesienia jest europejska cena gazu (wcześniej przez lata w kontrakcie z Gazpromem cena była uzależniona od notowań ropy naftowej, przez co płaciliśmy znacznie więcej niż inni odbiorcy europejscy).
Na holenderskiej, największej w Europie giełdzie TTF, ceny gazu w grudniu (a dokładnie 21 grudnia) sięgały nawet 180 euro za MWh, ale trwało to tylko kilka dni, więc nie powinno mieć wpływu na kształtowanie długoterminowych cenników.
Ile PGNiG dopłaci do „sasinowej” promocji? Z danych URE wiemy, że PGNiG sprzedaje rocznie na rzecz handlu i usług 10,5 TWh gazu ziemnego. Czyli miesięcznie będzie to średnio 0,9 TWh. W skali półtora miesiąca można założyć, że biznes objęty promocją zużyje 1,3 TWh. Ile zaoszczędzi? Gdyby nie było obniżki, a gaz kosztowałby 79 gr. za kWh (inne opłaty pozostają bez zmian), to rachunek wyniósłby 1,03 mld zł. Po obniżce – 767 mln zł. Czyli PGNiG może zarobić mniej o ćwierć miliarda złotych. Raczej od tego nie zbankrutuje.
W propozycji Jacka Sasina jest więc głównie marketing niż próba zarządzania problemem drogiego gazu. Jest on bowiem o kilka rzędów wielkości większy. W 2022 r. cała gospodarka (zwykli Polacy w rachunkach, podatkach i cenach sklepowych, a firmy w cenach surowców) zapłaci za gaz aż o 40 mld zł więcej niż w 2021 r.
20 mld zł na pomoc polskiego rządu dla PGNiG? O co tutaj chodzi?
PGNiG na stronie „Co z tym gazem?” wyjaśnia, że choć gaz importowany jest do Polski z kilku kierunków – z Rosji (55%), Niemiec (21%), Kataru (13%) i USA (6%), to na koniec dnia PGNiG Obrót Detaliczny kupuje od spółki PGNiG (tej, która „organizuje” import oraz zarządza własnym wydobyciem) na Towarowej Giełdzie Energii ponad 99% sprzedawanego dalej gazu.
A więc PGNiG kupuje za dolary gaz z zagranicy po cenie „międzynarodowej” (albo go wydobywa w Polsce), sprzedaje go za złote na polskiej giełdzie po cenie „lokalnej” (aczkolwiek ceny na TGE nie różnią się bardzo od europejskich), a potem jego spółka oferuje go klientom po cenach taryfowych albo uzgodnionych w kontraktach. Mamy więc „po drodze” trzy ceny i dwie waluty.
Być może z handlem gazem jest jak z produkcją parówek – lepiej nie widzieć jak to wygląda. Trwa np. dyskusja, czy PGNiG dobrze zabezpieczało się przed wzrostami cen czy dał ciała. Odpowiedź poznamy dopiero przy publikacji rocznego raportu, gdy transakcje zabezpieczające zostaną rozliczone.
Kiedyś PGNiG w kontrakcie z Gazpromem miał zapisane ceny gazu uzależnione od kursu giełdowego ropy naftowej. Zażądał zmiany i przed sądem w Sztokholmie wywalczył nową formułę cenową. Jest ona w dużym stopniu oparta o bieżące ceny gazu na europejskich giełdach. Czy ta zmiana to był błąd? Cóż, kiedyś to rynek ropy naftowej był tym, do którego odnoszono wszystkie kontrakty. Teraz już tak nie jest. Kupowanie gazu po „cenie ropy naftowej”, gdy sprzedaje się go po cenie rynkowej na rynku gazu byłoby niezbyt logiczne (choć w obecnej sytuacji rynkowej – chwilowo opłacalne).
Tak czy siak: PGNiG do tej pory dobrze na tym handlu gazem wychodził. Ale nigdy nie było tak, że ceny zakupu aż tak „odleciały”. Gaz dla gospodarstw domowych zwykle mógł być tani, bo (choć nikt nie mówi tego wprost) PGNiG odbijał sobie zaniżone taryfy regulowane w wyższych taryfach nieregulowanych dla firm. Czyli konsumenci płacili za tańszy gaz w kuchenkach wyższymi cenami produktów w sklepach.
Ale teraz mamy problem, bo różnica między cenami dla konsumentów po podwyżkach (25 gr. za 1 kWh) a cenami rynkowymi (80 gr. za 1 kWh) stała się nie do uniesienia. W ramach pierwszego pakietu Antyinflacyjnego rząd rozłożył podwyżki dla gospodarstw domowych na 3 lata. To zabieg księgowy – PGNiG sprzeda nam gaz dużo taniej, niż wynosi aktualna cena, a my będziemy za to płacić „w ratach” przez 3 następne lata. Nawet jeśli w przyszłości rynkowa cena gazu spadnie, to my i tak będziemy musieli wyrównać rachunek za nierynkowe taryfy w 2022 r.
De facto więc wszyscy odbiorcy indywidualni (oraz instytucje, które korzystają z taryf) zaciągają w PGNiG trzyletnią „pożyczkę”. Firma sprzedaje nam gaz kilka razy taniej, niż powinna, a my jej to zrefundujemy w przyszłości. Ale żeby PGNiG od tego nie stracił płynności finansowej, to on – i inne firmy sprzedające gaz – dostaną preferencyjną pożyczkę od państwa (z tzw. funduszu COVID-19, czyli z obligacji emitowanych przez BGK). Ten mechanizm opisaliśmy w tym tekście. Kwota tych pożyczek nie może być większa niż 20 mld zł. Poza tym Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych będzie mogła odkupić gaz od PGNiG o wartości 6 mld zł.
Jaka jest naprawdę kondycja finansowa PGNiG?
Rząd chce uniknąć powtórki z 2018 r., gdy niezależnym sprzedawcom prądu zabrakło gotówki na hurtowy zakup prądu dla swoich klientów. Zaliczyliśmy wtedy rekordową liczbę bankructw pośredników w obrocie energią i odbiorcy prądu z dnia na dzień zostawali na lodzie. To samo w tym roku dzieje się w Europie, głównie w Wielkiej Brytanii, tyle że z powodu drożejącego gazu. Żeby temu zapobiec, firmy, które sprzedają gaz, dostaną możliwość zaciągania gwarantowanych przez rząd długów.
Ponieważ PGNiG kontroluje 85% rynku, firma będzie mogła zaciągnąć największą pożyczkę, która jednak z pewnością nie będzie udzielana na zasadach rynkowych. Oprocentowanie będzie określone przez Ministerstwo Finansów w rozporządzeniu i powiększone o 1 pkt proc. Nie znamy jeszcze treści tego rozporządzenia, ale prawdopodobnie będzie to pożyczka raczej zbliżona do stopy procentowej NBP niż do stawki WIBOR, która jest już teraz znacznie wyższa.
Niektórzy stawiają pytanie, czy nie jest to niedozwolona pomoc publiczna. Taką opinię wygłosiła m.in. była prezes PGNiG Grażyna Piotrowska-Oliwa. I rzeczywiście, wygląda to na pożyczkę „ratunkową” dla firmy, która może stracić płynność finansową.
Ale trzeba pamiętać, że to nie PGNiG wygenerował tę sytuację. Firma „w normalnych czasach” mogła trochę dopłacać do sprzedaży gazu klientom indywidualnym, co odbijała sobie na cenie gazu dla firm i wyciskała rocznie 3-4 mld zł zysku netto. Teraz koszt zakupu gazu (standardowo pewnie 10-15 mld zł rocznie, w 2021 r. jakieś 25-30 mld zł rocznie) może pójść w górę np. o 10-20 mld zł w skali roku, a firma – z powodu taryf i innych działań rządu – będzie mogła z tej kwoty wrzucić nam w ceny tylko „małe” kilka miliardów złotych (trudno policzyć ile).
źródło zdjęcie: PixaBay/Twitter