Tankowanie samochodu na stacji benzynowej jeszcze podrożeje. Co prawda Orlen – największy dostawca paliw w Polsce – zarobił od początku roku rekordowe 7 mld zł, ale czy to oznacza, że łupi nas na cenach paliw? Wygląda na to, że wręcz przeciwnie – może wykorzystać kryzys paliwowy, żeby osłabić tanie stacje niezależne. I to może być dla nas równie kiepskie, jak wyższe o kilkanaście groszy na litrze ceny paliwa
Początek listopada to okres wzmożonych wydatków na paliwo – jeździmy po kraju i odwiedzamy groby bliskich. Na horyzoncie majaczy już kolejny taki szczyt „frekwencyjny” – święta Bożego Narodzenia. A potem Nowy Rok i ferie. Tymczasem każde tankowanie samochodu przyprawia o ból serca i portfela. Nawet tanie stacje powoli przestają być tanie. Zastanawiacie się, kto zarabia na drogim paliwie? I czy przypadkiem główny dostawca tego paliwa – płocki koncern Orlen – nie dorzuca ukrytej marży do i tak drogiego paliwa?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Cóż, Orlen opublikował kilka dni temu wyniki finansowe za trzy kwartały tego roku. Tylko od lipca do września koncern z Płocka zarobił na czysto prawie 3 mld zł. Ale prezes Orlenu mówi, że to nie z kieszeni kierowców wyciąga tyle pieniędzy. Więc z czyich? „Gdyby nie działania polskiego rządu walczącego z mafiami paliwowymi i gdyby nie optymalizacje biznesowe podejmowane przez Orlen, to ceny paliw już dawno przekroczyłyby 7 zł za litr” – powiedział w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” prezes Orlenu Daniel Obajtek. A jaka jest prawda? Oto trzy trendy panujące na rynku paliw.
To jeszcze nie koniec drożyzny na stacjach. Może być gorzej
Paliwa są obecnie w Polsce najdroższe w historii. Zresztą podobnie jest w innych krajach. Jeśli uda nam się znaleźć stację z cenami bez „szóstki” z przodu, to jesteśmy szczęściarzami. Czy może być drożej? Sytuacja jest o tyle dziwna, że cenom ropy naftowej – inaczej, niż cenom paliwa na stacjach – brakuje jeszcze kilkadziesiąt dolarów do pobicia rekordu wszech czasów.
Na ceny w Polsce wpływa osłabienie złotego względem dolara, w którym jest wyceniana ropa i dodatkowe podatki, którymi zostały obłożone paliwa w Polsce (połowa ceny, którą płacimy, trafia do kasy państwa w formie podatków). Oba te czynniki są pochodną polityki prowadzonej przez polski rząd i NBP (wychodził ze skóry, żeby złoty był jak najsłabszy).
Niestety, wiele wskazuje na to, że wzrosty cen ropy naftowej jeszcze się nie kończą. Takiego zdania są analitycy największych banków Goldman Sachs, RBC Capital Markets czy BNP Paribas. Ich zdaniem cena ropy pozostanie wysoka w perspektywie średnio- i długoterminowej. Dobra wiadomość na paliwowym „łez padole” jest taka, że cena ropy nie powinna przekroczyć 90 dolarów za baryłkę. I mowa o cenie europejskiej ropy Brent.
Zła jest taka, że może się na tym poziomie utrzymywać przez cały 2022 r. i 2023 r. Jak sprawdziliśmy, kurs złotego nie wpływa aż tak bardzo na ceny na stacjach jak cena ropy. Być może nie zobaczymy benzyny po 7 zł, ale 6,5 zł jest całkiem realne. Sytuację pogarsza fakt, że w ślad za kryzysem surowcowym i rosnącymi cenami gazu rośnie popyt na ropę, co jeszcze bardziej może podbijać jej ceny.
Co zrobić, żeby ceny spadły? Koncerny powinny zwiększyć produkcję i znaleźć nowe złoża. Według agencji Woody McKenzie, koncerny naftowe powinny zwiększyć roczne finansowanie nowych projektów i inwestycji o 54% do poziomu 542 mld dolarów. Z drugiej strony Międzynarodowa Agencja Energii w przełomowej odezwie wezwała państwa i firmy do zaprzestania inwestycji w nowe złoża ropy. Bo inaczej grozi nam klimatyczny koniec świata.
Orlen korzysta na wysokich cenach paliw. Ale na czym zarabia najwięcej?
Kurs akcji płockiego koncernu jest na najwyższym poziomie od prawie 2 lat. Od początku roku Orlen zarobił prawie 7 mld zł – to więcej niż kiedykolwiek w historii w ciągu całego roku. W 2017 r. było to 6,65 mld zł, ale po 12 miesiącach. Oczywiście, dzisiejszy Orlen to inna firma niż 4 lata temu. W tym czasie przejęła grupę Energa (a być może wkrótce także połknie Lotos i PGNiG). W ciągu roku kurs Orlenu wzrósł o 110%.
Tym samym Orlen wrócił na podium najbardziej wartościowych spółek na giełdzie – jest wart 38 mld zł i ustępuje tylko PKO BP (59 mld zł). Skończyły się „heheszki”, że sieć sklepów spożywczych Dino jest więcej warta niż nasz paliwowy czempion. Prezes Orlenu tłumaczy, że dobre wyniki firmy to nie efekt wysokich cen na stacjach.
„Znaczące wzrosty odnotowały wszystkie segmenty naszej działalności poza detalicznym, który obciążyły wyższe koszty prowadzenia biznesu, w tym wyższe ceny ropy czy kurs dolara”
– tłumaczy. I rzeczywiście, jak sprawdziliśmy marże paliwowe w Polsce są niższe niż na innych rynkach, na których działa Orlen. Najbardziej nasz koncern „wyciska” Niemców. Na rekordowe wyniki wpłynęły inne gałęzie działalności Orlenu – w tym energetyka (Energa zajmuje się rentowną działalnością dystrybucji prądu) czy petrochemia. Rosną też wpływy z działalności wydobywczej.
Orlen może być zaniepokojony tym, że sprzedaż jego produktów nie rośnie. Wolumeny sprzedaży detalicznej w całej grupie Orlen spadły przez rok o 1%, w tym niższa o 2% była sprzedaż oleju napędowego i o 5% gazu LPG. A sprzedaż benzyny była wyższa tylko o 1%, niż rok temu. To nie są wyniki, które powinny wprawiać w zachwyt – punktem wyjścia jest przecież sytuacja sprzed roku, gdy sprzedaż paliw z powodu pandemii była „przymrożona”.
Czy tanie stacje wciąż będą tanie? I czy przeżyją?
Jeśli ktoś jeździł ostatnio po Polsce, to mógł zauważyć nowe trendy cenowe. Chodzi o ujednolicenie cen paliw. Drogie dotychczas stacje np. przy autostradach albo na wylotówkach miejscowości turystycznych wyrównały ceny w dół, a tradycyjnie tanie stacje – je podwyższyły. Być może dzięki takiemu ujednoliceniu zarządcy droższych do tej pory punktów tankowania są w stanie w skali kraju utrzymać dochody, nie drażniąc przy tym kierowców widokiem ceny litra paliwa, która zaczyna się od 6 zł.
Z moich obserwacji wynika, że „spread” między najdroższymi i najtańszymi stacjami mocno się zmniejszył. Ciągle jednak, jeśli ktoś poszukuje taniości na stacjach, powinien udać się do stacji supermarketowych (choć niektórzy zgłaszają, że i one mocno podwyższyły ceny) oraz stacji niezależnych. Taka sytuacja nie może trwać jednak wiecznie.
„Dziś, 27 października za litr oleju napędowego w hurcie musimy zapłacić 5,01 zł netto, co daje brutto 6,16 zł. A za litr paliwa PB95 w rafinerii musimy zapłacić 4,84 zł netto, co daje 5,95 zł brutto. (…) Zazwyczaj stacje paliw sprzedają paliwa z ceną powyżej ceny hurtowej Orlenu, gdyż tylko wtedy biznes ten jest w miarę rentowny, a zejście z cenami poniżej ceny hurtowej wiąże się z dokładaniem do interesu”
– zwraca uwagę portal „Świat Paliw”. Konstatacja jest taka, że ponieważ w Polsce nie ma alternatywy dla zakupu paliw od Orlenu czy Lotosu (import gotowych paliw to margines, robi tak sieć Moya czy w niewielkim stopniu BP), to tanie stacje niezależne są na straconej pozycji. Mogą nie być w stanie wytrzymać konkurencji przy cenach w okolicach 6 zł za litr. A z kolei przy wyższych cenach kierowcy mogą je omijać.
Czy rzeczywiście tak jest? Z jednej strony nie ma danych o kondycji finansowej stacji niezależnych. Z drugiej strony żaden prywatny biznes może nie przetrwać długo w takich warunkach bez podwyższania cen – chyba że odbije sobie na innych produktach, np. płynie do spryskiwaczy czy przekąskach. Ale kto zajedzie na dawniej tanią stację, widzi, że ceny są już tak wysokie jak na Orlenie. Można się zastanawiać, czy Orlen nie wykonuje odwrotnego ruchu niż ten, który mu wielu zarzuca – czy przypadkiem nie trzyma cen na swoich stacjach zbyt nisko (kierowcy nie odczuwają więc wzrostu cen dużo powyżej 6 zł za litr) i nie podwyższa ich w hurcie, co może mu pomóc wyciąć konkurencję.
Na razie liczba stacji niezależnych rośnie. O ile Orlen ma od lat mniej więcej tyle samo stacji (ok. 1800), to w ciągu ostatnich 6 lat przybyło aż 1000 stacji niezależnych. Pytanie, czy po kryzysie paliwowym ten trend się utrzyma. Chyba trzeba trzymać kciuki za niezależnych dostawców, bo połączenie Orlenu i Lotosu i tak zmniejszy konkurencję na rynku. Gdyby doszło jednocześnie do wykoszenia niezależnych stacji, bylibyśmy zdani na dyktowanie cen przez państwowy koncern w jeszcze większym stopniu niż obecnie. I tanie stacje „prywaciarzy” oglądalibyśmy już tylko na zdjęciach w podręcznikach historii.
źródło zdjęcia: PixaBay, Świat Paliw