Współczesna gangsterka to już nie tylko wymuszenia i rozboje, ale kradzieże tożsamości. Skanowanie dowodu osobistego jest od 2 lat zabronione, ale niektóre sklepy internetowe i tak wymagają skanów do finalizacji transakcji. UOKiK wziął na cel portal Vinted, ale co dokładnie nie pasuje urzędowi i czy konsument może kwestionować żądanie skanu dowodu? Sprawdzam!
Kradzieże tożsamości to plaga XXI wieku. Najsłabszym ogniwem w tej walce są nasze dokumenty. Ktoś zeskanował dowód osobisty pani Anety i próbował wyłudzić kredyty na dziesiątki tysięcy złotych. Pan Arek dowiedział się, że istnieje car-sharing dopiero wtedy, kiedy dostał wezwanie do zapłaty, bo ktoś stworzył konto na jego dane, a panu Kamil stracił 200 000 zł, bo przestępcy sklonowali jego kartę SIM i podrobili dowód osobisty.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Dobrze, że UOKiK w przerwie między testowaniem pieluch i proszków do prania, wziął pod lupę problem obowiązkowego skanowania dowodów osobistych przez – w tym przypadku – sklepy internetowego. Ale nie wszystko z komunikatu Urzędu przebiło się do świadomości czytelników. Co tak naprawdę powiedział UOKiK o skanowaniu dowodów? Czy można to robić i w jakich okolicznościach i czy konsumenci słusznie się „burzą”? Sprawdzam!
Skanowanie dowodu i inne kanty na Vinted
Vinted to aplikacja do sprzedaży używanych ubrań. Chcesz się pozbyć kurtki, ale jest ci żal wrzucać ją do kontenera na odzież używaną? Możesz dać jej drugie życie i odzyskać trochę pieniędzy dzięki Vinted właśnie (ale nie tylko – inne pomysły na niepotrzebne ubrania omówiłem w tym artykule).
Ten litewski start-up, ma już ponad 30 mln użytkowników w całej Europie. W czym Vinted jest lepszy od innych popularnych serwisów z używanymi rzeczami – np. OLX czy Allegro? Odpowiedź jest prosta: sprzedaż jest zautomatyzowana: apka odczytuje sporo informacji ze zdjęć ubrań (np. kolor, sugeruje też rozmiar paczki, do której zmieści się przedmiot), a także sama adresuje etykiety – wystarczy je wydrukować i nakleić.
Dla odbiorcy, nadając przesyłkę, możemy pozostać anonimowi – niepotrzebne jest imię i nazwisko, a tym bardziej adres, do nadania wystarczy numer telefonu. Ma to swoje plusy i minusy.
Na pieniądze będziemy musieli chwilę poczekać – przy zakupie pieniądze przechwytuje aplikacja i trzyma je aż do momentu, kiedy kupujący odbierze produkt i potwierdzi, że wszystko jest OK. Za tę usługę Vinted pobiera dodatkową opłatę, ale ponosi ją również kupujący (wynosi kilka procent wartości transakcji). To taki parasol ochronny dla kupujących, dzięki niemu mają pewność, że jeśli kupią kota w worku (czyt. dziurawą koszulę), to ich pieniądze są bezpieczne i dostaną bezproblemowy zwrot.
W praktyce nieuczciwi użytkownicy grają z nami w kotka i myszkę. Tu już nie chodzi tylko o to, że ktoś wyśle nam dziurawe spodnie – tam trwa prawdziwa bonanza, niektórzy nasi czytelnicy piszą w komentarzach, że stracili nawet 1000 zł. Polega to na tym, że zawodowi kanciarze omijają pośrednictwo Vinted i po tym, gdy wybierzemy opcję zakupu, wysyłają dodatkowy link do płatności. Jeśli w niego klikniemy i zapłacimy, to pieniądze trafią od razu do adresata, a nie na rachunek przejściowy. I pozamiatane.
Vinted i skanowanie dowodu osobistego. Co tak naprawdę powiedział UOKiK?
Firma regularnie ostrzega przed próbami wyłudzenia danych – podszywanie się pod pracowników działu Vinted, firm kurierskich, kupujących zainteresowanych twoim ogłoszeniem, pracowników dostawców płatności jest nagminne. UOKiK przyjrzał się temu, jak się handluje na Vinted. I wszczął postępowanie wobec litewskiej spółki. Za co? Do świadomości czytelników przebiła się informacja, że chodzi o przede wszystkim o konieczność przesyłania skanu dowodu osobistego. Ale czy rzeczywiście?
Zarzuty dotyczą braku ważnych informacji dla konsumentów, dzięki którym mogliby oni uniknąć niekorzystnych dla siebie finansowo decyzji. Podstawą do wszczęcia postępowania były skargi samych użytkowników. Oto jedna z nich, która dotarła akurat nie do UOKiK-u, lecz do „Subiektywnie o Finansach”:
„Dostałam informację z Vinted, że z uwagi na dokonywanie płatności z użyciem systemów zainstalowanych na ich stronie muszę potwierdzić swoją tożsamość wysyłając skan dowodu osobistego, paszportu lub prawa jazdy. (…) Czuję się oszukana i okradziona, ponieważ skoro taki dokument jest wymagany, to ten wymóg powinien obowiązywać już przy założeniu konta, a nie dopiero po sprzedaży rzeczy. W ten sposób mam zablokowane 307 zł, których nie mogę wypłacić”.
Gdyby się wczytać w treść komunikatu urzędu, to zarzuty są dwa, ale żaden nie kwestionuje legalności skanowania dowodu osobistego.
Pierwszy dotyczy tego, że regulamin wprowadza w błąd sugerując, że „pieniądze ze sprzedaży zgromadzone w e-portfelu można w każdej chwili bez żadnych opłat przelać na swoje osobiste konto bankowe”. Zdaniem UOKiK brakuje informacji, że środki mogą zostać zablokowane, nie jest tam też uregulowana kwestia weryfikacji tożsamości.
Drugi zarzut dotyczy samej usługi ochrony kupujących. Usługa jest płatna i domyślnie „włączona”. UOKiK krytykuje fakt, że Vinted nie informuje jasno, że z tej opcji można zrezygnować i nie płacić dość słonej prowizji (2,9 zł plus 5% ceny kupowanego przedmiotu). Z krytyką bym się jednak nie zapędzał, bo sama usługa jest jednak godna pochwały – to jedyna polisa bezpieczeństwa przed nieuczciwym sprzedającym. I UOKiK tego nie kwestionuje. Ale boli go, że jeśli kupujemy kolejną rzecz od tego samego, sprawdzonego „dostawcy”, to moglibyśmy się zdecydować na zakupy bez programu ochrony.
Czyli w awanturze UOKiK-Vinted wcale nie chodzi o to, że serwis weryfikuje tożsamość, ale że nie informuje o tym dostatecznie jasno i wyraźnie. Czy zatem może to robić? Czy UOKiK coś przeoczył?
Gdzie UOKiK może, tam UODO pośle
Nie, UOKiK nic nie przeoczył, tylko skanowanie dowodu, to nie jego kompetencje. Dane osobowe to domena Urzędu Ochrony Danych Osobowych (UODO), który już w marcu tego roku sprawdził, że Vinted wymaga od handlujących na nim osób przedstawiania kopii dowodów osobistych. UODO poprosił o pomoc prawną litewski odpowiednik, ale do tej pory nie wlepiono żadnej kary z tego tytułu. Nie zanosi się, też żeby kara była. Dlaczego?
Bo to nie portal chce dowodu osobistego, ale operator płatności, holenderska firma Adyen. A tożsamość weryfikuje, bo – tak jak banki – podpada pod międzynarodowe przepisy AML, czyli o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy i finansowaniu terroryzmu. Jak tłumaczy Vinted…:
„W przypadku transakcji, które odbywają się za pośrednictwem zintegrowanego systemu płatności Vinted, korzysta ona z usług odpowiednich dostawców, tzn. wszystkie płatności są przetwarzane nie przez Vinted, lecz przez nich. W związku z tym, ci dostawcy usług przeprowadzają procedurę zwaną KYC (“Know Your Customer”).
Portal tłumaczy, że dzięki nim dostawca usług płatniczych może zagwarantować, że transakcje na Vinted spełniają wymogi prawne i standardy bezpieczeństwa płatności internetowych. Na jej mocy instytucje finansowe mogą sobie kserować dokumenty do woli tłumacząc, że walczą z oszustwami. Procedura AML to wytrych. Instytucje finansowe i pośrednicy płatności podciągają pod to dosłownie wszystko. Ostatnio dowiedziałem się, że mój skromny przelew z rachunku na rachunek w ramach tego samego banku nie mógł być zaksięgowany od razu, bo bank sprawdzał, czy… nie piorę pieniędzy.
Podobne wątpliwości zgłaszali nam użytkownicy Allegro, którzy – żeby wypłacić pieniądze zarobione na sprzedaży – musieli przesłać skan dowodu osobistego. W tym przypadku wymagało tego nie Allegro, ale operator płatności, w tym przypadku PayU albo Przelewy24, które są – zgodnie z ustawą – „instytucją obowiązaną”.
Skala oszustw, prób wyłudzenia danych na portalach sprzedażowych takich jak OLX, Vinted czy nawet na Facebooku, jest spora. To zupełnie nowa dziedzina gospodarki, nowy sposób na zarabianie pieniędzy i na dodatkowy dochód – nie wszyscy jeszcze opanowali techniki sprzedaży i zakupów. Żaden urząd nie ochroni nas lepiej niż my sami dzięki naszej wzmożonej czujności i szczególnej ostrożności.
Jak wysłać bezpieczne zdjęcie dowodu osobistego?
Czy zatem firmy, które żądają skanu dowodu, mogą to robić? Mogą, zupełnie tak, jak mogą robić to banki – mimo oburzenia klientów. Jakiś czas temu opisywaliśmy przypadki użytkowników Allegro, którzy również powoływali się na przepisy o zakazie skanowaniu dokumentów tożsamości, ale i tak musieli wysłać skan.
Prezes UODO stwierdził we wrześniu 2019 r., że banki nie mogą wykonywać kserokopii i skanów dowodów osobistych klientów, żeby np. założyć konto bankowe lub zbadać zdolność kredytową klienta. Ale są wyjątki: np. przeprowadzanie transakcji okazjonalnej o równowartości 15 000 euro lub większej albo w przypadkach, gdy zachodzi podejrzenie prania pieniędzy lub finansowania terroryzmu.
Banki odbijają piłeczkę twierdząc, że bez kserokopii czy skanu nie mogą otworzyć konta i powołują się na wewnętrzne regulaminy. Mówią, że skanowanie dowodu jest ich zdaniem bezpieczne. I że jak ktoś się boi, to może wysłać skan/zdjęcia z dopiskiem „celem założenia konta”, żeby nikt nie wykorzystał kopii do niecnych celów. Chodzi o to, żeby było wiadomo, że mamy do czynienia z kopią, a nie wiernym odwzorowaniem dokumentu. Na tej samej zasadzie telekomy ciągle mogą kopiować dowody, tyle że na powielonym egzemplarzu muszą dopisać „kopia”, tak by było wiadomo, że to nie próba sporządzenia duplikatu.
Podobnie firmy car-sharingowe: mogą weryfikować nasze uprawnienia do prowadzenia pojazdu poprzez wysłanie im zdjęcia prawa jazdy z poziomu aplikacji. Tyle że możemy „wypikselować” nasze dane takie jak fotografię czy datę urodzenia.
Żeby ograniczyć ryzyko wykorzystania dowodu w niecnych celach, można też zrobić nie zdjęcie dowodu, ale swoje zdjęcie portretowe i trzymanym w dłoni dowodem obok (no być może bardziej czytelnym niż moje ;-)). Uważajcie na skanowanie dowodu i na to, gdzie zostawiacie taki skan.
źródło zdjęcia: PixaBay