Pani Regina z okazji przejścia na emeryturę postanowiła zrobić sobie prezent – zamknąć linię kredytową, kredyt w rachunku. To przyjemność, bo limity w kontach potrafią działać jak wynalazki diabła. Łatwo je otworzyć, trudniej się ich pozbyć. Okazało się, że warunkiem zamknięcia kredytu jest odpowiedź na dość dziwne pytanie: czy pani lub ktoś z pani bliskich zajmuje eksponowane stanowisko polityczne? W skrócie, czy klientka ma status PEP. Po jakiego diabła bankowi takie informacje?
Od pracowników banku możemy usłyszeć różne pytania. Te z kategorii bardziej dziwnych zwykle służą do weryfikacji klienta. Pracownicy banku, z usług którego korzystam – żeby upewnić się, że „ja to ja” – pytali mnie na infolinii m.in. o nazwisko panieńskie mojej mamy albo o to, czy kiedyś miałem w tym banku lokatę w euro. Błędna odpowiedź skutkowałaby przerwaniem połączenia.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Ale takiego pytania, jakie usłyszała niedawno pani Regina, nigdy mi jeszcze nie zadano. Czytelniczka napisała do nas chwilę po wizycie w placówce Banku Millennium.
„Z okazji przejścia na emeryturę chciałam zamknąć linię kredytową w koncie. Pani, która mnie obsługiwała w oddziale, jako pytanie weryfikacyjne, kazała mi odpowiedzieć na pytanie, czy ja lub ktoś z mojej rodziny jest działaczem politycznym”.
Pani Regina mocno się zdziwiła, bo pytanie nie miało związku ani z jej rachunkiem, ani z kredytem, który chciała zamknąć. Pracownica banku zagroziła klientce, że jeżeli nie odpowie na to pytanie, bank nie zamknie kredytu. Czytelniczka pyta, czy takie praktyki stosują inne banki i czy to jest zgodne z prawem bankowym?
Przeczytaj też: Kupił franki po dobrym kursie w Aion Banku i chciał nimi spłacić kredyt w Banku Millennium. Bolesna przygoda z nowoczesną bankowością
Bank musi wiedzieć, czy klient jest „PEP-em”
Myślę, że wiele osób również zdziwiłoby się, gdyby jakiś bankowiec wypytywał o aktywność polityczną. Choć muszę przyznać, że intuicyjnie wyczuwałem, o co może w tej sprawie chodzić. Zapytałem Bank Millennium, dlaczego zadaje klientom takie pytania. I jeżeli – jak twierdzi czytelniczka – było to tzw. pytanie weryfikacyjne, to czy nie można było zadać innego, mniej wrażliwego?
Z drugiej strony bez sensu jest zadawać pytania weryfikacyjne, jeśli klientka fizycznie przyszła do oddziału, a do weryfikacji w takiej sytuacji wystarczy dowód tożsamości. Bank potwierdził moje przypuszczenia.
„Zgodnie z art. 46 Ustawy o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy banki mają obowiązek identyfikacji tzw. statusu PEP [ang. Politically Exposed Persons] klienta, a więc czy jest osobą politycznie eksponowaną lub czy jest członkiem rodziny PEP lub bliską osobą współpracującą z PEP”
– usłyszałem w banku. Na podstawie tej samej ustawy jakiś czas temu banki prowadziły „akcję weryfikacyjną”. Przepisy nakazywały bankom, by te upewniły się, kim jest tzw. beneficjent rzeczywisty rachunku firmowego. Nasi czytelnicy – przedsiębiorcy donosili, że banki bywały nadgorliwe w tym procesie, co w niektórych przypadkach kończyło się wypowiedzeniem umowy o prowadzenie firmowego konta. Więcej o tej „akcji” sprzed dwóch lat pisałem w tym felietonie.
Przeczytaj też: Pan Dominik zalogował się na swoje konto, a tam… konto innej osoby. Złamane zasady RODO i gwałt na prywatności. Zaskakująca reakcja banku
Kim jest PEP? Dlaczego banki o to pytają?
Ale wróćmy do dziwnych pytań pracowników Banku Millennium. Art. 46 ustawy o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy oraz finansowaniu terroryzmu brzmi tak:
„W celu ustalenia, czy klient lub beneficjent rzeczywisty jest osobą zajmującą eksponowane stanowisko polityczne, instytucje obowiązane wdrażają [m.in. banki – mój dopisek] procedury oparte na analizie ryzyka, w tym mogą przyjmować od klienta oświadczenie w formie pisemnej lub formie dokumentowej, że jest on albo nie jest osobą zajmującą takie stanowisko, składane pod rygorem odpowiedzialności karnej za złożenie fałszywego oświadczenia”.
Osoby o statusie PEP to m.in.: szefowie państw, rządów, ministrowie, wiceministrowie oraz sekretarze stanu, członkowie parlamentu, członkowie organów zarządzających partii politycznych, członkowie sądów najwyższych, trybunałów konstytucyjnych oraz innych organów sądowych wysokiego szczebla, ambasadorowie czy dyrektorzy generalni w urzędach naczelnych i centralnych organach państwowych.
W pewnym sensie status PEP mają również osoby fizyczne blisko związane z osobą o statusie PEP. To np. osoby, które z politykiem czy urzędnikiem łączą bliskie stosunki związane z prowadzoną działalnością gospodarczą. To także małżonek osoby o statusie PEP, dzieci i rodzice „politycznego dygnitarza”.
Jeśli dobrze rozumiem, eksponowane stanowisko polityczne może kusić do nie do końca transparentnych operacji finansowych. Dlatego instytucje finansowe, m.in. banki, muszą stosować wobec tych osób „środki bezpieczeństwa finansowego”, a więc sprawdzać, czy dana osoba ma status PEP, ustalać źródła majątku klienta oraz przyjmować od klientów oświadczenia, że mają lub nie mają statusu PEP.
Przeczytaj też: Pociąg podmiejski pełen taryfowych tajemnic. Czy bilet ulgowy może być droższy od normalnego? Prawidłowa odpowiedź: „To zależy”
Pani Regina wzięta „na przesłuchanie” przypadkiem
Już wiemy, na jakiej podstawie Bank Millennium zapytał panią Reginę o status PEP. Ale dlaczego akurat teraz, przy próbie zamknięcia kredytu w rachunku? Przecież klientka ma w tym banku rachunek od blisko 20 lat, a przepisy, na które powołuje się bank, weszły w życie trzy lata temu. Bank wyjaśnia:
„Nowi klienci składają oświadczenie o statusie PEP podczas nawiązywania relacji z bankiem. W przypadku dotychczasowych klientów, którzy wcześniej nie składali takiego oświadczenia, bank ustala status PEP klienta w trakcie współpracy. Zgodnie z wymogami ustawy, w przypadku klientów ze statusem PEP bank musi uzyskać zgodę na nawiązanie relacji czy też na jej kontynuację, ma też obowiązek zgromadzenia większej ilości informacji”.
Wygląda na to, że pani Regina od kilku lat nie pojawiła się w oddziale i dopiero przypadek sprawił, że musiała się wyspowiadać z politycznych powiązań. I chyba nie ma w tym nic złego, jeśli taka deklaracja ma pomóc w walce z praniem pieniędzy.
Myślę jednak, że banki powinny lepiej przygotować swoich pracowników na takie sytuacje. Z relacji pani Reginy wynika, że nie wyjaśniono jej „po ludzku”, po co zbierane są tego typu informacje, poza ogólnym powołaniem się na przepisy i obowiązki banku. Gdyby bank wyjaśnił, o co chodzi, pani Regina zapewne wyszłaby z banku z podpisaną deklaracją (że jest lub nie jest osobą PEP) i zamkniętym kredytem. I nie pytałaby nas, po jaką cholerę bank zadaje dziwne pytania.