Fundusze obligacji – tak dobrze spisujące się w zeszłym roku – dostały zadyszki. Od początku roku są jak depozyty bankowe. Nie zarabiają pieniędzy, a niektóre nawet tracą. Jak długo potrwa flauta? Czy klienci, którzy w ciągu roku przenieśli do nich 25 mld zł nowych oszczędności, wykażą cierpliwość? Czy warto inwestować w fundusze obligacji? I czy jest jakaś alternatywa?
Ostatni rok zmusił wielu niedoświadczonych ciułaczy do tego, żeby wreszcie wystawić nos z banku. Choć już od wielu lat słyszeli o tym, że nie można trzymać wszystkich oszczędności w jednym miejscu – choćby bezpiecznym i gwarantowanym – dopiero spadek oprocentowania depozytów do zera był motywacją, żeby pomyśleć o ulokowaniu części oszczędności gdzieś indziej.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Pierwszym wyborem dla jednych były obligacje skarbowe (te długoterminowe gwarantują stopę zwrotu 1% powyżej inflacji), dla innych fundusze inwestujące w polskie lub światowe obligacje. Do obligacji skarbowych w ciągu roku popłynęło 31 mld zł naszych oszczędności, zaś do funduszy obligacji – 25 mld zł.
Wyższe zyski dały w zeszłym roku fundusze obligacji. Powód? Gdy spadają stopy procentowe, zaś fundusze mają wypełnione portfele „starymi” obligacjami, dającymi wyższe oprocentowanie, to te „starocie” stają się na rynku przedmiotem pożądania. Ich ceny rosną, a fundusze zarabiają. W zeszłym roku fundusze obligacji dały średnio po 6-7% zysków, a jak ktoś miał trochę szczęścia – to i kilkanaście procent. Bez porównania więcej, niż można zarobić w banku. A ryzyko niskie.
Czytaj też: Które obligacje skarbowe wybrać i jak w nie zainwestować?
Koniec eldorado. Czy warto inwestować w fundusze obligacji?
Historyczne stopy zwrotu ściągają do funduszy obligacji nowe pieniądze, ale… czasy się zmieniły. Od początku roku fundusze obligacji przestały zarabiać pieniądze dla swoich klientów. Te, które inwestują w długoterminowe obligacje na rynku krajowym są ok. 0,6-0,9% na minusie. Te, które inwestują w obligacje na rynkach globalnych – średnio 1-2% na minusie.
Co się stało? Sytuacja się odwróciła, bo o ile w zeszłym roku – gdy stopy procentowe spadały – fundusze miały w portfelach prawdziwe skarby (obligacje wcześniejszych serii z gwarantowanym wyższym procentem) to teraz pojawiają się obawy, że rosnąca inflacja spowoduje konieczność podwyższenia stóp procentowych. A to oznacza, że inwestorzy czekają na nowe emisje obligacji, gardząc tymi, które są w portfelach funduszy inwestycyjnych. Opisywałem to zjawisko na przykładzie amerykańskich obligacji skarbowych, których oprocentowanie stało się wyższe niż… polskich.
Nie wiadomo jak długo ta sytuacja potrwa. Jedni mówią, że tylko dłuższą chwilę, inni – że nawet cztery lata. Czy udziały w funduszach obligacji mogą stać się pułapką dla tych, którzy przenieśli do nich pieniądze z depozytów bankowych, licząc na wyższe „oprocentowanie”? Aż tak daleko z wyciąganiem wniosków bym się nie posunął. Ale czy warto inwestować w fundusze obligacji?
„Trzeba oczekiwać, że wzrost rynkowych stóp procentowych, a tym samym mniejsza atrakcyjność już wyemitowanych obligacji, muszą nastąpić, bo jest to czymś naturalnym. Warto, żeby uczestnicy funduszy dłużnych o tym pamiętali. To jednak nie oznacza, że nie warto mieć funduszy obligacji w portfelu. Może ich udział w stopie zwrotu będzie mniejszy, ale zapewniają one łagodzenie zmienności w portfelu oraz stanowią swojego rodzaju ubezpieczenia na wypadek niepokojów na świecie, gdy inwestorzy zaczną szukać tzw. bezpiecznych przystani”
– mówi Jędrzej Janiak z platformy F-Trust, która pomaga w łatwym i zdalnym inwestowaniu w fundusze inwestycyjne. Ale – jak widzicie – na jakiś czas z krociowymi zyskami z obligacji możemy się pożegnać. Przynajmniej jeśli nie nastąpi jakieś załamanie na rynkach akcji, które spowoduje, że kapitał panicznie zacznie szukać „bezpiecznych przystani”, czyli nawet nisko oprocentowanych obligacji.
Jakie więc jest rozwiązanie dla tych, którzy chcieliby mimo wszystko powalczyć z inflacją? Oczywiście przy założeniu, że część pieniędzy pozostaje w funduszach obligacji, które traktujemy jako „ubezpieczenie”?
Pierwszą opcją wydaje się zwiększenie udziału w portfelu obligacji antyinflacyjnych. Będąc inwestorem indywidualnym mamy łatwo, bo rząd daje nam np. obligacje czteroletnie, których oprocentowanie wynosi 1,3% w pierwszym roku oraz tyle, ile inflacja plus 0,75% w trzech kolejnych latach. Przy założeniu, że inflacja będzie krążyła wokół 3-4% mówimy o dochodzie w okolicy 4-5% w skali roku.
Z tych funduszy wszyscy się śmiali. Teraz to one najłatwiej zarabiają pieniądze
Drugim sposobem jest poszukanie takiego funduszu inwestycyjnego, który specjalizuje się w zakupach obligacji krótkoterminowych. A więc takich, którym do końca „życia” – czyli do wykupu – pozostało już tylko kilka miesięcy albo np. rok. Czy warto inwestować w fundusze obligacji krótkoterminowych?
Ceny rynkowe takich obligacji są znacznie mniej zmienne, niż obligacji długoterminowych (jeśli ktoś spodziewa się podwyżki stóp procentowych to prędzej kupi „na przeczekanie” obligację kończącą „życie” za rok, niż za 10 lat). W poprzednich latach tego typu fundusze były otoczone pogardą inwestorów-amatorów. Nie potrafiły pobić ani depozytów bankowych (dających 2-3% rocznie), ani funduszy obligacji długoterminowych.
Ale teraz nadszedł ich czas. Na funduszu obligacji krótkoterminowych nie zarobimy fortuny, ale ten 1-1,5% w skali roku może da się uciułać. Zawsze to lepiej, niż zero w banku lub w „normalnym” funduszu obligacji.
Jak takie fundusze „pracują”? Podam kilka przykładów, pierwszych z brzegu. Nie traktujcie tego, jak jakąś rekomendację, bo to nie są ani najlepsze fundusze na rynku, ani nie są w moim portfelu, po prostu są jednymi z tych, które dość dobrze pokazują o co chodzi w funduszach obligacji krótkoterminowych. Otóż jest sobie fundusz NN specjalizujący się w obligacjach krótkoterminowych. W poprzednich latach zarabiał po 1-2%, więc pewnie pies z kulawą nogą się nim nie interesował. Ale teraz… też będzie zarabiał ten 1%, podczas gdy inne fundusze obligacji już nie.
Tajemnica kryje się w tzw. duration, czyli średnim czasie „życia” obligacji w jego portfelu. Te cyferki w tabelce największych pozycji w portfelu to miesiąc i rok wykupu obligacji. Wykres pochodzi z zeszłego roku, więc jest nawet jedna seria z terminem wykupu w 2020 r. Ale są też obligacje, które zakończą „życie” w 2021 r., czy 2022 r.
„Normalny” fundusz obligacji może być zapakowany np. obligacjami 10-letnimi, których tutaj albo nie ma wcale, albo jest ich bardzo mało. W czasie spadku stóp procentowych te długoterminowe obligacje dają takie zyski, że fundusz obligacji może pokazać 6-7% rocznej stopy zwrotu. Ten fundusz ma w większości krótkie obligacje, więc nigdy nie pokaże (i nigdy nie pokazał) 7% zysku. Ale też nie pokaże -2%, a inne mogą.
Albo ten fundusz od Allianza. Też jest dość ciekawy, bo ma nie tylko obligacje państwowe, ale też listy zastawne emitowane przez banki, czy obligacje covidowe Banku Gospodarstwa Krajowego.
Czy warto inwestować w fundusze obligacji korporacyjnych? Niby „obligacyjne”, ale…
Można też próbować „zaatakować” rynek obligacji korporacyjnych. Są i takie fundusze – kupują obligacje emitowane przez prywatne firmy, z dość wysokim oprocentowaniem i również niepomijalnym ryzykiem defaultu (czyli, że firma nie wykupi obligacji, ogłaszając bankructwo).
Dzięki wysokiemu oprocentowaniu takich obligacji ich ceny rynkowe jako-tako się trzymają. Ale każde zawirowanie w gospodarce sprawia, że wypłacalność firm spada, a inwestorzy uciekają od obligacji korporacyjnych. Kiedy wybuchła pandemia Covid-19 niektóre z takich funduszy straciły po kilkanaście procent wartości! A przecież inwestowały „tylko” w obligacje, które kojarzą się z bezpieczeństwem.
Oczywiście – jak pokazuje przykład tego funduszu (NN Globalny Długu Korporacyjnego) długoterminowe lokowanie oszczędności w obligacje emitowane przez firmy ma sens, choć trzeba się liczyć, że w jednym, czy drugim roku zanotujemy kilku, kilkunastoprocentowe straty. Ogólnie jednak w porównaniu z tym, co można uzyskać na rynku depozytów (przynajmniej tych hurtowych – to ta szara linia) – nie ma krzywdy.
Jaki jest profil inwestycji funduszy długu korporacyjnego pokazuje karta informacyjna przykładowego funduszu Black Rock Global High Yield Fund. Inwestuje on np. w obligacje emitowane przez meksykańską rafinerię, czy francuską spółkę energetyczną. Najciekawsze jest zestawienie ratingów kredytowych obligacji trzymanych przez ten fundusz.
Nie uświadczycie tam utrabezpiecznych obligacji o ratingach AAA, malutko jest choćby tylko z pojedynczym A. Są tam głównie obligacje firm o wiarygodności umiarkowanie wysokiej – BB oraz B. Czy warto inwestować w fundusze obligacji korporacyjnych? Krótko pisząc: to zarabia, ale nie „za darmo” – trzeba się trochę spocić, żeby wybrać obligacje, które nie „zdefaultują”.
A na koniec jeszcze wykres funduszu Pimco, inwestującego w dług korporacyjny. Wklejam go, żeby pokazać, że w tym przypadku słowo „obligacje” nie powinno się łączyć ze słowem „bezpieczne”. Ten fundusz też inwestuje w obligacje emitowane przez firmy – i generalnie nie najgorzej na tym wychodzi – ale to zajęcie dla ludzi o żelaznych nerwach. Goście potrafili w kilka dni zanihilować zyski swoich klientów za ostatnie trzy lata. Potem wszystko odrobili, ale… Wahania jak w niejednym funduszu akcji.
To jest jakiś pomysł na przetrwanie kiepskich czasów na rynku obligacji emitowanych przez rządy oraz na czas podwyżek stóp procentowych, jednak warto sobie zdawać sprawę z ryzyka, które w przypadku takich funduszy nie jest niskie.
Chcesz chronić pieniądze przed inflacją? Czas na kolejny krok w inwestowaniu
W jednym z poprzednich wpisów opowiadałem o funduszach, które też inwestują de facto w dług korporacyjny, ale taki krótkoterminowy – czyli w faktoring (odsyłam do tego tekstu, bo przedstawiony w nim pomysł na uratowanie się przed inflacją wygląda na dość rozsądny – choć też niepozbawiony ryzyka).
Jędrzej Janiak uważa, że takie czasy, jakie dziś mamy – wyjątkowo trudne do inwestowania, bo akcje drogie, a obligacje przestały zarabiać – oznaczają niestety, że aby uzyskać sensowny procent ze swoich inwestycji trzeba nieco zwiększyć wahliwość (czyli krótkoterminowe ryzyko) portfela.
„Trzeba po prostu zrobić kolejny krok. Pierwszym było wyjście z bankowego depozytu do funduszy obligacji. Teraz czas na rozbudowanie portfela poprzez np. fundusze mieszane, czyli takie które poza obligacjami niewielką część pieniędzy inwestują również na rynku akcji. Można też samodzielnie zbudować portfel inwestycyjny, w skład którego wejdą odpowiednio dobrane fundusze obligacji z domieszką funduszy akcji. Z pomocą mogą przyjść tutaj portfele modelowe F-Trust, które konstruujemy dla kilku profili ryzyka”
Co do funduszy mieszanych to zawsze miałem mieszane uczucia, bo opłaty za zarządzanie miały zbyt wysokie jak na zwykły miks akcji i obligacji. Zawsze wolałem kupić sobie fundusz (albo ETF) inwestujący w globalne akcje oraz fundusz obligacji jako dwa oddzielne produkty (na dziś zapewne powinien to być miks „zwykłego” funduszu obligacji i takiego, który inwestuje w papiery krótkoterminowe).
Mój portfel modelowy: antyinflacyjne obligacje, krótkoterminowe obligacje, trochę „emerytury” i akcji globalnych
A co do portfeli modelowych F-Trust, to ja również je polecam. Przypomina to trochę robodoradztwo a la Finax, które od czasu do czasu pojawia się na „Subiektywnie o finansach”. Wypełniamy ankietę i system „wypluwa” nam listę kilku funduszy inwestycyjnych, które możemy od razu kupić przez internet.
To jest o tyle fajne, że już uwzględnia to wszystko, o czym piszę w tym tekście – odpowiada na pytanie czy warto inwestować w fundusze obligacji. Odpowiedź jest prosta: jeśli obligacje to antyinflacyjne, że jeśli fundusze obligacji, to przede wszystkim krótkoterminowych, że może trochę długu korporacyjnego, a także przyda się domieszka akcji.
Żeby skorzystać z takiej „portfelowej” porady od F-Trust wystarczy zarejestrować się na ich platformie (w tym celu podać e-mail oraz wymyślić hasło, a potem potwierdzić rejestrację otwierając powitalną przesyłkę e-mailową i klikając link weryfikacyjny) oraz przejść przez krótką ankietę z pytaniami o nasze doświadczenia w inwestowaniu.
System wszystko „zmieli” i zrobi nam po pierwsze modelowy portfel funduszy, a po drugie z listy wszystkich dostępnych na platformie wybierze te, które do nas pasują. To oczywiście nie oznacza, że nie możemy ich samodzielnie kupić, ale po prostu oni (F-Trust) nie mogą nam ich rekomendować, ani wkładać do żadnego portfela modelowego.
Mój portfel modelowy został złożony z jednego funduszu inwestującego w obligacje antyinflacyjne (od Allianza, 25% portfela), dwóch inwestujących w obligacje krótkoterminowe (od Generali i Skarbca, w sumie prawie połowa portfela), jednego funduszu „emerytalnego”, czyli obligacyjnego z małą domieszką akcji oraz dwóch funduszy akcyjnych (po mniej, niż 10% portfela każdy – akcji europejskich i akcji globalnych – Caspar i Skarbiec).
Powiem tak: ten ich system „wypluł” bardzo fajny, przemyślany portfel funduszy inwestycyjnych, przygotowany na dokładnie tę erę, którą teraz mamy. Wszystko bezpłatnie oraz w ciągu jakichś pięciu minut. Mogę ściągnąć sobie pdf-a, obejrzeć wykresy wszystkich funduszy, zerknąć na ich karty informacyjne. Rekomendowane fundusze mogę sobie kupić od razu przez internet na platformie F-Trust.
Jak dostać darmową poradę w pięć minut?
Na ten moment rynkowy, w którym nawet inwestowanie w „głupie” obligacje przestało być łatwe, taka pomoc w ułożeniu portfela to naprawdę fajna rzecz. Zwłaszcza, że jest bez zobowiązań – jak nie chcesz, to nie musisz u nich nic kupować. Ale skorzystać z niegłupiej rady zawsze warto.
Jeśli ktoś z Was chce zobaczyć portfel modelowy od F-Trust, to wystarczy zarejestrować się pod tym linkiem (tak, jak napisałem wyżej, na start wystarczy e-mail i hasło) oraz wypełnić ankietę. Jeśli będziecie chcieli od razu kupić sobie polecane przez F-Trust fundusze, to na wszelki wypadek pamiętajcie, żeby wpisać kod promocyjny ULTSMA.
Zwalnia on z opłat dystrybucyjnych, które mogą się pojawić przy niektórych funduszach. Z reguły zakupy funduszy przez internet są darmowe, ale może się zdarzyć, że traficie fundusz, który jednak pobiera opłatę przy zakupie. Dzięki kodowi ULTSMA – przygotowanemu specjalnie dla czytelników „Subiektywnie o finansach” – wszystkie fundusze, które będziecie kupowali na platformie F-Trust będą dla Was darmowe. Płacicie tylko zaszytą w wynikach każdego funduszu opłatę za zarządzanie. Ale jej, inwestując w fundusze, uniknąć się nie da.
Czytaj też: Globalny fundusz stabilnego wzrostu lekiem na zerowe stopy procentowe? Sprawdzam co w nim „siedzi”
Czytaj więcej o globalnych funduszach stabilnych: pieniądze mają być raczej bezpieczne i z odrobinką zysku. Jak to działa?
——————–
Niniejszy artykuł jest częścią rubryki „Fundusze bez tajemnic”, której Partnerem jest F-Trust, jedna z największych w Polsce niezależnych platform pozwalających kupować w jednym miejscu tysiące funduszy inwestycyjnych (lokalnych i z całego świata). F-Trust zapewnia z jednej strony wygodną obsługę transakcji online, bazę wiedzy o funduszach i statystyki ich wyników, a z drugiej strony „żywych” doradców, do których można zadzwonić i którzy – w ramach poważniejszych potrzeb klienta – dojadą we wskazane miejsce, żeby pomóc live.
obrazek tytułowy: Jeshoots.com/Unsplash