Chciałem zamówić nową usługę telekomunikacyjną: dostęp do internetu światłowodowego. Ale firma UPC może mi ją sprzedać tylko w pakiecie z telewizją. Niby to usługa dodatkowa, w gratisie. Tylko dlaczego jej koszt stanowi aż połowę kwoty na fakturze?
Wyobraźcie sobie taką sytuację: Klient zamawia pizzę. Sprzedawca podlicza rachunek: „Pizza 30 zł, napój 30 zł, razem 60 zł.” Klient protestuje, bo nie chciał napoju. Sprzedawca informuje, że nie może sprzedać samej pizzy. A nawet gdyby mógł, to za samą pizzę klient i tak musiałby zapłacić 60 zł. Co zrobilibyście, będą w takiej sytuacji?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Zakładam, że większość z Was zasugerowałaby sprzedawcy, żeby puknął się w czoło. To absurd, ale właśnie tak sprzedaje się w Polsce usługi telekomunikacyjne. A przynajmniej w firmie UPC. O tej dziwnej praktyce powiedział mi znajomy. Ponieważ ja też od jakiegoś czasu przymierzam się do zrobienia „skoku cywilizacyjnego”, a więc do instalacji szybszego, światłowodowego internetu, postanowiłem przyjrzeć się ofercie UPC.
Największa bariera, a więc dostępność usługi, pokonana, bo budynek, w którym mieszkam, został już jakiś czas okablowany przez UPC. Wystarczy wybrać usługę, umówić się z instalatorem i podpisać umowę. O ofercie rozmawiam z konsultantem. Wyraźnie zaznaczam, że interesuje mnie tylko internet. Sprzedawca informuje mnie, że w pakcie jest też ok. 30 kanałów telewizyjnych, ale że to taki dodatek, właściwie usługa w gratisie i że jeśli nie chcę ich oglądać, to nie muszę podłączać kabla do telewizora. Nie rozumiem wciskania czegoś na siłę, ale jeśli telewizja to tylko „dodatek w gratisie” to trudno, nie będę kopał się z koniem.
Wybieram interesującą mnie szybkość transferu danych, który UPC wyceniło na 60 zł miesięcznie. Na wstępie dowiaduję się, że cena uwzględnia 10-złotowy rabat za przesyłanie faktury w formie elektronicznej oraz za tzw. zgody marketingowe. Taką samą informację można znaleźć na ulotkach. Wspominam o tym, bo nie wszystkie firmy mają w zwyczaju o tym informować na etapie „obwąchiwania” oferty. Takie praktyki jakiś czas temu znalazły się na celowniku Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Przeczytaj też: Abonament RTV w górę, a państwo dociska niepłacących. Komornik nie mógł dopaść seniorki, więc pieniądze ściągnął z… konta jej syna. W euro
Dostęp do internetu plus telewizja, czyli ile kosztuje darmowa usługa?
Szczegółowe informacje o usłudze firma przesyła mi na e-maila. I w tym momencie zaczyna pachnieć absurdem, jak w fikcyjnej rozmowie klienta ze sprzedawcą pizzy. Dopiero teraz widzę, ile kosztować mnie będą poszczególne usługi. Okazuje się, że telewizja nie jest jakimś tam dodatkiem, czy bonusem do internetu. A tym bardziej nie jest usługą gratisową. Za usługi internetowe będę płacił 31 zł miesięcznie, a za telewizję 29 zł, czyli prawie połowę rachunku stanowić będzie usługa, której nie chcę.
W przeszłości się dało, tzn. klient mógł wykupić tylko usługę dostępu do internetu. Ale firma zmieniła ofertę. Dlaczego? Ponoć klienci na lewo podłączali kabel z sygnałem telewizyjnym. Jeśli to faktyczny powód, to mało zrozumiały. W czasie moich studiów dorabiałem sobie w różny sposób, byłem m.in. instalatorem telewizji kablowej. Po kablu szedł sygnał wszystkich kanałów telewizyjnych. Jeśli klient wybierał pakiet podstawowy, na kablu instalowało się małą kostkę, która blokowała kanały, za które klient nie zapłacił.
To było w latach 90. ubiegłego wieku, a przypomnę, że żyjemy w XXI wieku i właśnie posadziliśmy na Marsie łazika Perseverance. Trudno mi więc zrozumieć, że nie da się zablokować sygnału telewizyjnego tym, którzy za niego nie płacą. Być może dla większości klientów to żaden problem, że oprócz internetu dostają też podstawowy pakiet telewizyjny, ale ja nie lubię płacić za coś, z czego nie korzystam. Zwłaszcza, że to prawie połowa miesięcznych kosztów.
Od przedstawicieli UPC usłyszałem, że nikt nie zaoferuje mi internetu (o wybranych przeze mnie parametrach) za 30 zł. Mam tego świadomość. Ale jeśli 60 zł to faktyczny koszt dostępu do internetu, a telewizja jest faktycznie gratis, to chciałbym, żeby faktura to odzwierciedlała, a więc 60 zł za dostęp do internetu, 0 zł za telewizję. Do tej pory nie doczekałem się wyjaśnień ze strony UPC.
Właściwie nie powinienem narzekać, bo firma oferuje mi usługę w promocji. Zapewne wiecie, że usługodawcy, m.in. operatorzy telekomunikacyjni, mają w cennikach tzw. stawki standardowe. Zgodnie z nimi, za sam internet powinienem płacić 300 zł miesięcznie, ale firma wspaniałomyślnie udziela mi rabatu, dzięki czemu zaoszczędzę w całym okresie umowy nawet kilka tysięcy złotych.
Równie dobrze firma mogłaby wycenić koszt tej usługi „w standardzie” np. na 1000 zł miesięcznie. Tylko po co? Żebym mógł jeszcze bardziej cieszyć się z wirtualnych oszczędności? Mam wrażenie, że stawki wyjściowe są od czapy. Gdyby tak nie było, firmy już dawno poszłyby z torbami, no bo jak długo można jechać na promocjach.
Przeczytaj też: Kto w dobie pandemii koronawirusa opanował internet w Polsce? Kto traci, kto zyskuje i dlaczego? Niektóre wnioski zaskakują
Usługi pakietowe na celowniku UOKiK
Podsumowując: chciałbym, żeby firma realnie wyceniła dostęp do internetu i nie wciskała mi innych usług, których nie chcę. A jeśli to usługa przypięta na siłę, w gratisie, to nie rozumiem, dlaczego mam za nią płacić aż 50% rachunku.
Ta historia przypomina „starożytny” system sprzedaży dostępu do telewizji. Nie możemy wybrać ulubionych kanałów i tylko za nie płacić. Musimy brać je w pakiecie. Temu problemowi zaczął przyglądać się UOKiK. Jego szef, Tomasz Chróstny, mówił, że wielu odbiorców telewizji ma problem z dostępem do swoich ulubionych programów:
„Muszą wykupić je w pakiecie z takimi, które zupełnie ich nie interesują. Pakiety mogą być narzucane również sieciom kablowym, zaś koszt przerzucany na konsumenta, który niejednokrotnie otrzymuje ofertę diametralnie odbiegającą od jego realnych potrzeb jako widza”
Skoro urzędnicy wzięli się za pakietową sprzedaż kanałów telewizyjnych, to może „przy okazji” przyjrzeliby się praktykom takim jak dostęp do internetu w pakiecie z telewizją, której klient sobie nie życzy.
Źródło zdjęcia: Pixabay