Współdzielone mieszkania w subskrypcji, czyli coliving. Umowa bez zobowiązań i możliwość rotacyjnego zmieniania lokalu. A w pakiecie nie tylko klucz do pokoju, ale i „bawialnia” z rozrywkami oraz świetna lokalizacja w samym centrum miasta. Czy taki model zamieszkiwania może się sprawdzić? Oni chcą sprawdzić, czy już do tego dojrzeliśmy. A jeśli tak? Czy to może być kolejny cios w klasyczny najem?
Pandemia zmienia nasz styl życia. Świat już nie stoi otworem, musimy ograniczyć kontakty społeczne, ze znajomymi widzimy się online i nie wychodzimy do knajp. Ale jedno się nie zmienia, niezależnie od okoliczności – każdy gdzieś musi mieszkać. Do tej pory wybór był mizerny: mieszkanie własnościowe (kupione za gotówkę albo na kredyt spłacany przez wiele lat), mieszkanie wynajmowane na wolnym rynku (statystycznie czynsz jest wyższy niż rata kredytu), albo wynajmowane na rynku regulowanym – od państwowego funduszu albo od gminy. Opcji pośrednich praktycznie nie ma albo stanowią margines.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
To się jednak powoli zmienia. Coraz więcej badań i naocznych dowodów, że najmłodsze pokolenie, urodzone w latach 90-tych, a nawet po 2000 r. (te osoby mają już 20 lat!) szuka czegoś zupełnie innego, niż obecni 30-40 latkowie. „Błędem jest zakładanie, że kolejne pokolenia będą podchodziły do problemu swojego pierwszego mieszkania tak samo, jak ich rodzice” – pisze w swoim raporcie Przemysław Chimczak, architekt, propagator colivingu w Polsce, autor nagrodzonej w międzynarodowym konkursie Archi-World Academy 2017-2019 koncepcji colivingowej.
Świat się zmienia i wcale nie chodzi tylko o pandemię. Młode osoby coraz rzadziej myślą o zakupie mieszkania – przynajmniej tak deklarują. Ba, juniorzy w ogóle nie rozpatrują posiadania rzeczy – myślą raczej kategoriami użytkowania. Według raportu PwC („Współ)Dziel i rządź”, z 2017 r.) aż 81% respondentów stwierdziło, że bardziej opłacalne jest korzystanie z cudzych dóbr, niż posiadanie ich na własność. A 57% uważa, że idea dostępu do zasobów stanowi atrakcyjną alternatywę dla idei własności. 43% twierdzi, że posiadanie zasobów na własność za niepotrzebny ciężar.
„Ekonomia współdzielenia polega na łączeniu osób za pomocą platform internetowych, umożliwiania im świadczenia usług lub wspólnego korzystania z aktywów, zasobów, czasu, umiejętności lub kapitału, bez przekazywania praw własności. Istotę tego zjawiska stanowi możliwość wykorzystania przez osoby prywatne posiadanych zasobów – nieruchomości, pojazdów, treści medialnych – do konkurowania z tradycyjnymi przedsiębiorcami. Tym samym na naszych oczach powstają prosumenci, czyli konsumenci i producenci w jednym, mający potencjał globalnego dotarcia do szerokiej grupy odbiorców”
Do 2035 r. wszystkie miasta, poza Warszawą, odnotują spadek liczby ludności. W najgorszej sytuacji znajdzie się metropolia śląska (-14%), Poznań (-14%) oraz Łódź (-18%). To tak a propos tego, że podobno mamy deficyt mieszkań, którego nie da się zaspokoić przez następne 20 lat.
Wspólnie, ale z rozmachem, czyli coliving
Na poprawę sytuacji na rynku mieszkaniowym będą dodatkowo wpływały: podaż mieszkań budowanych w ramach programów rządowych, inwestycje prywatnych deweloperów oraz indywidualnie budowane domy jednorodzinne (w pandemii zwiększa się liczba osób, które chcą mieć swój „domek”).
Idzie nowy podział potrzeb na rynku mieszkań. Do tej pory wyglądał on mniej więcej tak: pierwszy etap, to usamodzielnienie od rodziców, czyli zazwyczaj najem studencki (trwający też kilka lat po studiach, aż znajdzie się stabilną pracę i założy rodzinę). Drugi etap – to właśnie ustabilizowanie, czyli zakup nieruchomości na własność, albo „uwikłanie się” w kredyt hipoteczny. Ważne, żeby nie być już na łasce kapryśnego kamienicznika. Wtedy też potrzeby mieszkaniowe zwykle rosną – komfortowe życie z partnerem i rodziną wymaga paru metrów kwadratowych.
A trzeci etap to starzenie – i zmniejszenie potrzeb mieszkaniowych. Na pewno znacie takie przypadki, w której senior mieszkający sam musi utrzymać wielkie, pustawe już mieszkanie. Alternatywa? Jest kilka. Ostatnio pisaliśmy o tym jak to budujemy „drugą Japonię, czyli bloki skłądające się z mikroapartamentów, takich liczących nie więcej niż 20 m kw. Innym nowym trendem, o którym już być może słyszeliście, jest coliving.
W skrócie: to mieszkanie w kilka osób w jednym, dużym apartamencie, który ma części wspólne – w tym „bawialnię”, gdzie można pograć na konsoli, pograć w piłkarzyki, wspólnie obejrzeć mecz w telewizji albo film na Netfliksie, na dużym ekranie. I wspólną kuchnię, gdzie można biesiadować od zmierzchu do rana. Na Zachodzie w myśl colivingu budowane są (albo aranżowane) całe budynki lub piętra. Przykłady? LT Josai w Japonii, Collective Old Oak w Londynie, czy akademiki Odense w Danii. Rozkład piętra wygląda tak.
W założeniach jest to opcja skierowana to 20-35 latków. Wspólny mianownik – lokatorów zazwyczaj łączy jakaś wspólnota przekonań – to nie jest ten przypadek gdy przeciwieństwa się przyciągają. Czy jest miejsce na takie model w Polsce?
Coliving po polsku. Oni sprawdzą, czy już do tego dojrzeliśmy (finansowo)
Mieszkanie w koncepcji coliving zaproponował startup Colivia. Jak sam o sobie mówi, to pierwsza taka firma w Polsce. Jak to działa? W Colivii wynajmuje się pokoje w dużych mieszkaniach. Bardzo dużych – zaaranżowanych tak, że mogą zajmować pół piętra. Czym to się różni od opisywanego niedawno klasycznego współdzielenia mieszkania z pokokikiem zamykanym na klucz?
Firma Colivia przekonuje, że jej propozycja to coś więcej, niż współdzielone mieszkania. Otóż mieszkania zasiedla się w modelu subskrypcyjnym. Posiadający abonament mieszkańcy (umowę zawiera się na tygodnie, z miesięcznym okresem wypowiedzenia) mogą nie tylko z łatwością z niego zrezygnować, lecz również zmieniać lokalizację w ramach tej samej umowy. Poza tym mówimy o wielkiej powierzchni – modelowa lokalizacja w Poznaniu, przy ulicy Taczaka 23, to aż 11 pokoi i 7 łazienek. Zamiast kapryśnego właściciela prywatnego jest firma, która zarządza lokalem, więc nie trzeba się awanturować w wymianę przepalonej żarówki.
Nie jest tanio. Ceny wynoszą 700-1600 zł za pokój (najdroższy ma własną łazienkę), czyli tyle, ile mniej więcej kosztuje wynajęcie pokoju „na mieście”. To musi być super sprawa na czas pandemii – rząd zakazał de facto spotkań z osobami spoza naszego gospodarstwa domowego. Czy nasi współlokatorzy tworzą już wspólne gospodarstwo? Trudno powiedzieć.
„Zamierzamy poszerzyć ofertę o lokalizacje w Warszawie, Wrocławiu, Łodzi, Trójmieście i Toruniu. Docelowo planujemy znaleźć się w każdym większym mieście w regionie CEE”
– mówi nam Marta Telenda, prezes spółki Colivia. Czy to realne plany? No cóż, firma została zarejestrowana rok temu i ma raptem 50.000 zł kapitału zakładowego. Czy ktoś nas tu nie czaruje? Jak firma zamierza pozyskiwać nowe lokalizacje pod coliving? Czy będzie je kupować (skąd weźmie pieniądze?), a może brać w zarządzanie od właścicieli i „podnajmować” w systemie subskrypcyjnym?
„Wszystko zależy od miejsca i okoliczności. Jeśli chodzi o kryteria, to interesują nas niercuhomości położone w centrach miast, blisko ośrodków kultury. Muszą również mieć odpowiedni metraż i nadawać się do tego, aby przystosować je do colivingowych standardów”
Zapewne jest w Polsce miejsce na tego typu niszę na rynku nieruchomości, ale nie wiadomo, czy Colivia nie wyprzedziła swojego czasu. Biorąc pod uwagę wydatki potrzebne na aranżację wnętrza, wymogi dotyczące dobrej lokalizacji oraz model biznesowy (subskrypcja) – wygląda na to, że nie ma prawa być tanio. Pamiętamy, jak dobrych kilka lat temu próbowała wejść do Polski australijska firma oferująca miejsca w luksusowych domach spokojnej starości. Wyglądało to wspaniale, ale firma musiała zwinąć manatki, bo zbyt mało było seniorów, których byłoby stać na taki luksus. Czy jesteśmy – także finansowo – gotowi na coliving nad Wisłą (i nad Wartą też) na dużą skalę?
źródło zdjęcia: Outsite/Unsplash