Rząd długo się przed tym wzbraniał, ale w końcu „pękł”. Wraca lockdown, choć w wersji soft. Połowa powierzchni Polski oraz dwie trzecie jej mieszkańców znajdzie się w strefie sporych ograniczeń, choć nie tak drastycznych, jak wiosną. Czy taki lockdown na pół gwizdka może powstrzymać wirusa? Ile to będzie kosztowało? O ile wzrośnie rachunek za Covid-19, który będziemy musieli zapłacić?
Kiedy u progu lata polska gospodarka wychodziła z lockdownu, zastanawiałem się na „Subiektywnie o finansach”, czy nie przestawiliśmy zwrotnicy ciut za wcześnie. Polska wróciła do normalnego działania znacznie szybciej, niż inne kraje, pomimo że dzień w dzień wykrywano 300-400 zakażeń i umierało po kilkanaście osób.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Tych kilkaset ujawnianych zakażeń sugerowało, że po kraju krąży kilkanaście tysięcy osób, które roznoszą wirusa w sposób ukryty, ale mimo wakacyjnego rozluźnienia wydawało się, że wirus nie jest w stanie się rozprzestrzeniać (dezynfekcja i maseczki w pomieszczeniach zamkniętych działały). Rząd wprowadził lokalne minilockdowny tam, gdzie było trzeba i to wystarczało.
Powrót do szkół i eksplozja Covid-19. Czy leci z nami pilot?
Wybuchło dopiero teraz, gdy dzieci i młodzież wróciła do szkół, wymieszała między sobą wirusa i przyniosła do domu. Po dwóch tygodniach września liczba wykrywanych codziennie zakażeń osiągnęła 600-700. Po kolejnym tygodniu – 1.000. Na początku października było już 2.000 dziennie, zaś po kolejnych dwóch tygodniach – już 8.000.
Każde dwa tygodnie przynosiły czterokrotne zwiększenie liczby „oficjalnych” przypadków. To oznacza, że za dwa kolejne tygodnie możemy mieć już grubo ponad 20.000 ujawnianych przypadków dziennie (i może nawet 150.000 tych, którzy rozsiewają wirusa w sposób nieuświadomiony).
Grupa MOCOS szacuje, że jest 50% prawdopodobieństwa, iż w połowie listopada będziemy mieli oficjalnie między 30.000 a 40.000 przypadków wirusa. A wersja optymistyczna zakłada, że ponad 20.000… To oczywiście są liczby, które nie uwzględniają żadnych nowych obostrzeń.
Jeśli dziś na koronawirusa umiera średnio 80 osób dziennie, to za kilkanaście dni może umierać po 200-250 (o ile nie zabraknie respiratorów i lekarzy). Tak wygląda współczynnik „R”, czyli szybkość rozpowszechniania się wirusa.
A tutaj macie dane o tym, jak zmieniała się mobilność społeczna, czyli jak intensywnie się przemieszczaliśmy i kontaktowaliśmy ze sobą (to dane od operatorów telekomunikacyjnych):
No i doczekaliśmy się reakcji rządu. Premier ogłosił, że niemal wszystkie duże miasta znajdą się od soboty 17 października w czerwonej strefie. Co to oznacza? Fragmentaryczny lockdown, choć dużo mniej drastyczny, niż wiosną. Sklepy pozostaną otwarte, hotele i restauracje też. Nie będzie ograniczeń w przemieszczaniu się. Nadal będzie można pójść do fryzjera lub kosmetyczki. Jakie będą ograniczenia?
>>> restauracje, bary i lokale będą zamykane o 21.00. Zapomnijcie o życiu nocnym
>>> imprezy rodzinne – śluby, pogrzeby, komunie, jubileusze, urodziny – ograniczone do minimum, tylko 20 osób, bez tańczenia i przytulania lub wręcz zabronione (w strefie czerwonej)
>>> imprezy sportowe bez publiczności, a kulturalne z limitem 25% „normalnej” liczby uczestników
>>> szkoły średnie i wyższe – w trybie hybrydowym lub wyłącznie online (w strefie czerwonej)
>>> zamknięte baseny i siłownie
>>> w sklepach może być naraz tylko pięć osób na jedną kasę
To znacznie mniej drastyczne obostrzenia, niż te, które wprowadzono np. u naszych sąsiadów. W Czechach i na Słowacji zamknęli wszystkie szkoły i restauracje, muzea, galerie, teatry i kina. Nie działają siłownie, baseny, zawieszono rozgrywki sportowe. No, ale w Czechach mają tyle zakażeń, co w Polsce (ale u nas jest cztery razy więcej obywateli). W niektórych krajach (np. część Francji) jest godzina policyjna, w innych – zakaz przyjmowania więcej, niż trzech gości w domach (np. Holandia). Tutaj lista tego, czego teraz nie wolno w Polsce.
Punkt wyjścia do europejskich obostrzeń jest taki, jak na załączonym wykresie. Będziemy hamować ze społeczną aktywnością z poziomu nieco niższego, niż przed epidemią:
Lockdown? Jaki lockdown? Chyba po szwedzku
Premier doskonale zdaje sobie sprawę, że na drugi totalny lockdown nas nie stać. Ten całkowity, wiosenny, kosztował 220 mld zł, czyli mniej więcej po 14.000 zł na każdego pracującego (realnie będzie to o 40-50 mld zł mniej). Nie wszyscy taki rachunek „zapłacili” w swoich niższych dochodach, w dużej części koszty wzięło na siebie państwo, drukując pusty pieniądz (zapłacimy za to inflacją) i emitując nowy dług.
Tym razem więc spróbujemy zastosować strategię szwedzką, czyli ograniczając tylko to, co trzeba i licząc na to, że ludzie zachowają się rozsądnie. Rząd wraca do akcji #zostańwdomu. Kto nie musi, ma się nie ruszać z domu, pracować zdalnie, robić zakupy przez internet. Ale małe dzieci nadal będą chodziły do szkół – chodzi o to, żeby nie wyłączyć z pracy dużej liczby ich rodziców (ile by to kosztowało – liczyłem tutaj).
Czytaj więcej o modelu szwedzkim: Czy Szwedom udało się uratować gospodarkę, ograniczając lockdown do minimum?
Nie jest to klasyczny lockdown, ale znów drogo zapłacimy. Nie tylko dlatego, że niektóre miejsca będą zamknięte – wiele osób posłucha zaleceń rządu i nie będzie ruszać się z domu. Owszem, trochę pieniędzy będziemy wydawali w sieci (najbardziej znany sklep spożywczy online pokazał mi najbliższe terminy dostaw za półtora tygodnia), ale za to nie zostawimy pieniędzy w kawiarniach, restauracjach (choć pewnie coś-tam zamówimy online), miejscach rozrywkowych. Część osób zrezygnuje z wyjazdów turystycznych (zapewne spadnie obłożenie w hotelach), zapewne spadnie ruch w centrach handlowych i dużych sklepach.
Czytaj też: Ile kosztowałoby wykupienie „polisy ubezpieczeniowej” od drugiego lockdownu?
Nasze wyjazdy po kraju są standardowo warte 2,5 mld zł miesięcznie, a zagraniczne – 4 mld zł. W restauracjach normalnie wydajemy 4 mld zł miesięcznie. W centrach handlowych – 20 mld zł miesięcznie. W klubach fitness oraz innych tego typu przybytkach – pół miliarda złotych miesięcznie. Na wesela, pogrzeby, urodziny i inne okazje „spotkaniowe” – miliard złotych miesięcznie (to akurat dość nieprecyzyjne szacunki).
Jeśli przyjmiemy, że zwolnienie jeśli chodzi o aktywności „kulturalno-rozrywkowe” wyniesie 50% i że będzie dotyczyło tylko tej połowy ludzi, która „wierzy w koronawirusa”, a także że ruch w centrach handlowych spadnie o 10%, zaś imprezy rodzinne będą odwołane, otrzymujemy kwotę rzędu 6 mld zł miesięcznie, których ktoś nie zarobi.
Mniejsza mobilność Polaków to też mniejsza sprzedaż paliw (a połowa ceny paliwa to podatki, więc i kasa państwa ucierpi). Miesięcznie kupujemy paliwa za 11 mld zł, a w czasie lockdownu kwartalna sprzedaż była niższa o 22%. Jeśli przyjmiemy, że teraz spadnie o 10%, to dostaniemy kolejny miliard złotych utraconych przez gospodarkę przychodów.
W czasie pełnego lockdownu straty dla gospodarki były szacowane na 30-40 mld zł miesięcznie (choć były szacunki mówiące i o 60 mld zł miesięcznie), więc nawet jeśli tym razem będzie to 6-7 mld zł miesięcznie, to mówimy o zupełnie innej skali „problemu”.
Ale po drugiej stronie są też mniejsze szanse na wyhamowanie epidemii i uratowanie życia ludzi. Do czasu, gdy nowe obostrzenia zaczną działać, zapewne na Covid-19 umrze kilka tysięcy osób (oby nie kilkanaście). Rząd wyraźnie staje jednak tym razem po stronie ratowania gospodarki, nie decydując się na bardziej zdecydowane „przymrożenie” działalności firm.
Instytut IHME wystawia przez cały czas prognozy rozwoju wirusa m.in. dla Polski i zakłada w nich obecnie trzy scenariusze. Pesymistyczny zakłada, że nic nie będziemy robili (czerwona przerywana linia), drugi – że włączymy coś w rodzaju narodowej kwarantanny (szara), a trzeci – że będzie kwarantanna i masowe noszenie maseczek.
Jak widzicie, w pierwszym przypadku (nic nie robimy) na początku przyszłego roku dochodzimy do ok. 1.800 zgonów na koronawirusa dziennie. W przypadku obostrzeń w grudniu hamujemy w okolicach 500 zgonów dziennie, zaś w przypadku obostrzeń i maseczek – będzie to stabilne 100-200 zgonów dziennie.
Czytaj też: #zostanwdomu i zrób zakupy. Które sklepy oferują możliwość zakupów przez internet?
Czytaj też: Przegląd usług, z których możesz korzystać nie ruszając się z domu
Czytaj też: #zostanwdomu i zapłać wyższe rachunki. Ile kosztuje domowa samoizolacja?
Lockdown po australijsku, czyli no mercy
Są kraje, które nie ryzykowały i po raz drugi zamknęły gospodarkę, nie licząc się z kosztami. Często są to kraje bogatsze, niż Polska, które w czasie kilku lat dobrej koniunktury zgromadziły oszczędności w swoich budżetach. Tak zrobili Australijczycy. Wydawało się, że wirus został tam pokonany w czerwcu. Ale nastąpił ponowny wzrost zakażeń w hotelach. Rząd wprowadził obowiązkowe maski (i wysokie kary finansowe za ich nienoszenie), a potem godzinę policyjną.
Tamtejsi twórcy modeli odpowiedzi na pandemię uznali, że wirusa można stłumić tylko wtedy, gdy ponad 70% populacji przestrzega wytycznych dotyczących dystansowania społecznego. Zamknięto więc sklepy, szkoły, restauracje mogły sprzedawać jedzenie tylko na wynos. Podróżowanie było możliwe tylko ze specjalnym zaświadczeniem, firmy budowlane musiały zmniejszyć pracującą załogę na poszczególnych zmianach o 75%.
Nie widziałem jeszcze najnowszych danych z gospodarki australijskiej, ale jeśli chodzi o zduszenie epidemii, to sukces był niepodważalny – po 6-8 tygodniach lockdownu zaczęło się łagodzenie obostrzeń, a wirus praktycznie przestał być problemem.
Polska chyba na aż takie sukcesy w walce z wirusem nie ma co liczyć, ale i koszt działań zmierzających do obniżenia współczynnika reprodukcji wirusa będzie wielokrotnie niższy, niż wiosną. Pytanie brzmi: czy nie będzie to oznaczało, że zamiast kilku tygodni będziemy walczyć o obniżenie liczby chorujących i umierających ludzi przez kilka miesięcy.
Czytaj też: Dobre strony lockdownu. Ile pieniędzy powinno ci po nim zostać w kieszeni?