Pan Michał miał dość podróżowania kolejami. Wybrał Hopera – pierwsze w Polsce busy, które zawożą pasażerów „od drzwi do drzwi”. Ale mocno się zdziwił, gdy zobaczył wysokość opłaty przy próbie zwrotu biletu – 90%. Jak to tłumaczy firma i czy mimo tego Hoper może być „trzecią drogą” do podróżowania dla tych, którzy unikają kolei, autokarów, a do BlaBlaCar nie mają zaufania?
Jak podróżować po Polsce tanio, wygodnie i bezstresowo? To pytanie zadają sobie tysiące osób, które codziennie muszą się przemieszczać z punktu A do B, jak i domatorzy, którym zdarza się okazjonalny wypad nad morze, czy w góry. Do tej pory zdecydowanie wygrywał samochód, a pandemia prawdopodobnie jeszcze umocni trend, w końcu „blaszana puszka” to najlepsza gwarancja zachowania dystansu społecznego.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Według badań dr Bartosza Bartosiewicza, który sprawdził jak podróżują Polacy, 60% z nas w codziennych podróżach wybiera auto, 20% transport publiczny, a 8% rower. W pandemii oprócz aut, zdecydowanie zyskał rower oraz wszelkie inne jednoosobowe środki transportu, których wspólnym mianownikiem jest elektryczny napęd: hulajnogi, deskorolki, a nawet e-rowery.
Transport publiczny jest z oczywistych względów na cenzurowanym. Na przykład w Warszawie wpływy z biletów ZTM spadły w pierwszym półroczu o 180 mln zł – sprzedano o 13 mln różnego rodzaju biletów mniej za łączną sumę 303 mln zł. Jeśli chodzi o wakacje to sytuacja jest podobna. Według raportu „Polak jedzie na wakacje”, 60% badanych deklaruje wybór samochodu osobowego, 12% samolot, a 10% pociąg. Pozostałe formy transportu – autokar, rower, statek wskazało mniej niż 9% respondentów.
Czytaj też: Car-sharing uderzy w koronawirusa? Panek uruchomił podróże międzymiastowe, a inni…
Ale własny samochód to relatywnie drogie źródło transportu (i nieekologiczne). Napisał do nas pan Michał, który jak się wydawało – znalazł odpowiedź: przewoźnik Hoper, który daje komfort samochodu, ale ceny (prawie) jak z autobusu. Jak to możliwe?
Czytaj też: „Polska Tesla” odkrywa pierwsze karty. Tak wygląda polski samochód elektryczny – Izera. Oto cztery problemy, które mogą zniszczyć jego sukces (jeśli w ogóle powstanie)
Hoper „skacze” po mieście i zabiera pasażerów międzymiastowych
Hoper przedstawia się jako pierwsza w Polsce, która zaoferowała przewozy po kraju „od drzwi do drzwi”, wygodnymi 8-osobowymi busami. To nie żaden pośrednik łączący ludzi, jak BlaBlaCar, ale grupa kilku zarejestrowanych jako przewoźnicy firm, działających w oparciu o prawo przewozowe. Z punktu widzenia klienta oznacza to, że kierowcy powinni być doświadczeni, mieć „papiery” na wożenie ludzi i przestrzegać norm czasu pracy. W BlaBlaCar musimy polegać na systemie wzajemnych rekomendacji.
Na czym polega „innowacyjność” nowej koncepcji? Busiki Hopera nie zatrzymują się na dworcach autobusowych, ani na przystankach. Gdy rezerwujemy przejazd, podajemy dokładny adres odbioru i miejsca docelowego, a bus zatrzymuje się dosłownie pod naszymi drzwiami. Kierowca musi zaplanować trasę wyjazdową tak, by po kolei „zgarnąć” wszystkich pasażerów spod ich domów, a potem ich porozwozić do miejsc docelowych w innym mieście. To może nieco wydłużyć kurs, jeśli w godzinach szczytu trzeba się przebijać na drugi koniec miasta.
Ale dzięki temu oszczędzamy na taksówce lub biletach, które musielibyśmy wydać na transfer dom-dworzec i i dworzec-dom. Samą podróż spędzamy w towarzystwie kilku osób (oczywiście w czasach pandemii „uzbrojonych” w maseczki lub przyłbice), nie przechodzimy stresującej procedury „boardingu” na pokład autokaru, czy pociągu (kto z nas nie był świadkiem sytuacji, w której zdezorientowany pasażer szuka miejsca w pociągu, po czym okazuje się, że pomylił wagony?).
Kto stoi za tym pomysłem? Hoper został założony w 2017 r. przez spółkę Teroplan (właściciela m.i. marki e-podróżnik.pl). W tym roku w firmę zainwestowała japońska korporacja Sumitomo Corporation – środki mają zostać przeznaczone na rozwój Hopera.
Gdzie pojadę i za ile?
Taki model biznesowy ma swoje ograniczenia: przede wszystkim, busy kursują tylko na wybranych trasach i to takich, które na pierwszy rzut oka wcale nie należą do tych najbardziej popularnych: próżno szukać połączenia Warszawa – Kraków, czy Warszawa-Gdańsk. Zamiast tego są długie trasy wschód-zachód, albo północ-południe plus kilka „obleganych” połączeń, np. Warszawa-Lublin.
Oto niektóre trasy: Karpacz-Busko Zdrój, Łódź-Szczecin, czy Kudowa-Zdrój – Trójmiasto. Ile kosztuje taka przyjemność i czy jest taniej niż u konkurencji?
Sprawdźmy: wybrałem przejazd z Warszawy do Lublina z dwutygodniowym wyprzedzeniem – cena podstawowa to 19,99 zł, ale do tego muszę doliczyć opłatę „adresową”, czyli za to, że bus odbiera mnie spod wskazanych drzwi. W moim przypadku wyszło, że jest to 27 zł dodatkowej opłaty w przypadku przejazdu z północy Warszawy do śródmieścia Lublina. Razem 46,99 zł.
Bylem ciekawy czy opłata za adres jest stała, zmieniłem więc parametry: datę i adresy ulic – tym razem jadę z Ursynowa, na peryferia Lublina z dnia na dzień – cena samego biletu to 31,99 zł plus 31,99 zł „opłaty adresowej” – razem: 64 zł. Czyli na pierwszy rzut oka jest „premia” za wcześniejszą rezerwację.
Dla porównania FlixBus na tej samej trasie i w tym samym terminie proponuje cenę 19,99 zł, regionalny ContBus – 30 zł, a pociągiem TLK pojedziemy za 30,90 zł. Hoper – przypomnijmy – 47-64 zł. Ceny w wartościach bezwzględnych ma wyższe, ale przecież gdybyśmy jechali tradycyjnym busem musielibyśmy zapłacić albo za bilet komunikacji miejskiej (kilka złotych, jeśli nie mamy miesięcznego, a raczej nikt z nas nie posiada biletu okresowego w dwóch miastach) albo kilkanaście-kilkadziesiąt złotych za taksówkę. Szczęśliwi ci, którzy mają na tyle blisko na dworzec, że nie muszą dojeżdżać, albo że przyjedzie po nich ktoś z rodziny albo znajomy.
Nie jechałem Hoperem i nie wiem jak działa w praktyce: czy kierowcy są uprzejmi, a busy punktualne, ale przyznam, że mi się to podoba. Byłbym gotów dopłacić więcej w porównaniu do PKP, czy tradycyjnych autkarów za to, by uniknąć wizyty na zatłoczonym dworcu i za wygodę odbioru spod drzwi. W ten sposób można też bezpiecznie wysłać dzieci do rodziny w innym mieście (przejazdy są dla małoletnich od 10 lat za pisemną zgodą opiekuna) albo dla seniorów.
Gdzie jest haczyk? Pan Michał zdębiał gdy zobaczył opłatę za zwrot
W czym jest problem? Jak to w Polsce – w niekonsumenckiej postawie i w tym, że firma chciałaby ograniczać koszty w przypadku rezygnacji klienta z przejazdu. Napisał do nas pan Michał, który został „nacięty” na wysoką opłatę manipulacyjną.
„Chciałem zwrócić bilet zakupiony na podróż przewoźnikiem Hoper. W momencie kupowania biletu otrzymałem informację, że jego zwrot będzie możliwy, zostanie tylko potrącona opłata manipulacyjna (nie podano jej wysokości). Gdy zwracałem bilet okazało się, że przy bilecie, za który zapłaciłem niecałe 81 zł, opłata manipulacyjna wynosi prawie 73 zł…”
Wychodzi więc jakieś 90% i jest to – trzeba przyznać – dość dużo. Oczywiście: takie opłaty za rezygnację się zdarzają. Ale nie w takiej wysokości! Dla porównania: w Polonusie, jeśli zrezygnujemy z biletu nawet na 10 minut przed odjazdem, przewoźnik potrąci 10%, a FlixBus odda całość. Czy jednak pan Michał może czuć się oszukany?
Zerknąłem w warunki przewozu i fragment o wysokiej opłacie jest tam wypisany „czarno na białym”. Tyle, że terminy są bardzo wydłużone – np. Hoper pobierze 10%, gdy zrezygnujemy na co najmniej 14 dni przed odjazdem. Gdy zmieniemy plany na krócej niż 7 dni przed wyjazdem – będzie to 90%. Skąd taka „polityka cenowa”? Firma tłumaczy, że ma to swoje uzasadnienie w modelu biznesowym.
„Ponieważ wycofanie się pasażerów na krótko przed podróżą bardzo utrudnia zdobycie nowych podróżnych na ich miejsce, rezygnacje z podróży bardzo wpływają na rentowność przejazdów, kiedy maksymalna liczba pasażerów w pojeździe to zaledwie 8 osób. Stąd taka praktyka wysokich opłat manipulacyjnych w branży przewozów „door to door” jest popularna. Zdarza się że przewoźnicy potrącają nawet 100%, czyli praktycznie uniemożliwiają zwrot na krótko przed odjazdem”
Nic tak rynkowi nie robi dobrze jak konkurencja – ponieważ nie jechałem Hoperem, to nie mogę Wam go rekomendować, a opłaty za zwrot są takie, że to opcja dla tych, którzy raczej nie rezygnują w ostatniej chwili z podróży. Być może powinno pojawić się tu ubezpieczenie od rezygnacji z podróży? Ale to dobrze, że wykiełkował nam nowy przewoźnik międzymiastowy, a pasażerowie nie muszą wybierać między busem, pociągiem i autem.
_________________
POSŁUCHAJ PODCASTU „FINANSOWE SENSACJE TYGODNIA”
W najnowszym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” rozmawiamy o zdziwieniu klientów tym, jak bardzo banki zakręciły kurek z kredytami (jak to jest, że klient, który miał jeszcze pół roku temu możliwość wzięcia 100.000 zł, dziś nie może pożyczyć nawet 1.000 zł) i jak się w takiej sytuacji zachować. Sprawdzamy czy da się jeszcze sensownie zarobić na lokacie bankowej, zastanawiamy się co ukrywają przed nami telekomy oraz dlaczego bankomaty wypłacają nam coraz częściej wyłącznie „grube” banknoty. No i martwimy się losem największej polskiej sieci restauracji, która z powodu pandemii jest zagrożona bankructwem. Zapraszamy do posłuchania!
Rozpiska tematów:
01:02 – Dlaczego banki zakręciły kurek z kredytami i dlaczego nie mówią nam, dlaczego odprawiły nas z kwitkiem?
12:41 – Czy da się jeszcze sensownie zarobić na lokacie?
20:38 – Kto zjadł gigabajty danych i dlaczego telekom w tej sprawie chowa głowę w piasek?
25:41 – Już raz prawie zbankrutowali. Czy to może się powtórzyć? Jaka przyszłość stoi przed siecią restauracji Sphinx?
36:12 – Dlaczego bankomaty wydają tylko banknoty o wysokich nominałach?
Aby odsłuchać podcast kliknij tutaj.
źródło zdjęcia: mat. prasowe