Bank tłumaczący różnicę pomiędzy „do” oraz „do kwoty”. O co chodzi? Oto historia o próbie podniesienia limitu na karcie kredytowej – tylko czy bank aby tak troszkę nie szantażuje swoich klientów? Karta kredytowa to generalnie miły kawałek plastiku w portfelu, ale… nie za cenę straconych nerwów i użerania się z bankowcami
Karta kredytowa jest bardzo wygodnym instrumentem finansowym. Jeżeli tylko potrafimy zarządzać domowymi finansami, umiemy zaplanować budżet, nie mamy zapędów do dużych, impulsywnych wydatków i – najlepiej – mamy kwotę w wysokości co najmniej limitu karty odłożoną jako oszczędności, to jest ona dla nas idealna.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Dlaczego? Płacimy pieniędzmi banku, za darmo (bez problemu można znaleźć darmową kartę kredytową lub taką, która bardzo łatwo może być darmowa), bez odsetek (w okresie bezodsetkowym), a nasze pieniądze w tym czasie zarabiają (chociażby mało – na lokacie).
Nasz czytelnik, pan Michał, korzystał z takiej karty w Citibanku (Citi Handlowy) i generalnie to sobie chwalił. Był klientem kartowym banku od ponad pięciu lat. Karta kredytowa miała dość niski limit – 1.600 zł – ponieważ taki wystarczał naszemu bohaterowi. Nie chciał obciążać wyższą kwotą swojej zdolności kredytowej. W czerwcu zechciał jednak zrobić większe zakupy w sklepie z elektroniką, który w tym czasie oferował promocję „drugi produkt taniej o 24%”.
Warunkiem było kupienie dwóch rzeczy razem, w jednej transakcji. Łączna kwota zakupu wyniosła prawie 3.000 zł, a rabat wyniósłby niemal 300 zł. Jest to już kwota, dla której warto się natrudzić i zmienić limit na karcie kredytowej.
Sprawa wydawała się prosta, bo po zalogowaniu do banku nasz czytelnik od razu zauważył komunikat informujący go, że bank przygotował dla niego ofertę „zwiększenia limitu karty do 21.600 zł”. Zadowolony, że wszystko pójdzie szybko i sprawnie, klient wyraził zainteresowanie, ale zmniejszył suwakiem kwotę do interesujących go 4.000 zł. Zatwierdził wybór i czekał na decyzję banku.
Dalsze wydarzenia mogłyby być scenariuszem dobrej komedii. Zadzwonił konsultant z banku Citi, a rozmowa z nim wyglądała mniej więcej tak:
„Może Pan w każdej chwili, bez formalności, zwiększyć limit na karcie kredytowej do kwoty 21.600 zł”.
„Dobrze, dziękuję. W takim razie proszę zwiększyć limit do 4.000 zł. Moja karta kredytowa więcej nie potrzebuje”.
„Niestety, bank przygotował ofertę zwiększenia limitu do kwoty 21.600 zł”.
„Ależ rozumiem. Przecież kwota 4.000 zł mieści się w zakresie do 21.600 zł”.
„Niestety, ale oferta obowiązuje tylko przy zwiększaniu limitu do kwoty 21.600 zł”.
Nasz czytelnik, tak jak i my, poczuł się trochę zdezorientowany. Nie poddał się jednak tak łatwo i zapytał już po raz ostatni: „Czyli nie ma możliwości zwiększenia limitu do 4.000 zł?”. „Jest” – usłyszał. Ale cieszył się tylko przez jakieś dwie sekundy. Później bowiem dotarła do niego druga część informacji od konsultanta. „Będzie Pan musiał dosłać aktualne dokumenty dochodowe, bank sprawdzi Pana w Biurze Informacji Kredytowej i cały proces potrwa dłużej”.
I tutaj już trzeba było usiąść na krześle, aby się nie przewrócić. „Czyli mogę zwiększyć limit do kwoty 21.600 zł bez żadnych formalności, ale zwiększając go do 4.000 zł będę musiał przejść cały proces weryfikacyjny?” – dopytywał jeszcze pan Michał. „Dokładnie tak” – ucieszył się konsultant banku, że wreszcie udało mu się znaleźć wspólny język z marudnym klientem. „No i czego jeszcze nie rozumiesz, głąbie” – zapytał klienta zapewne już tylko w myślach.
Tylko jakim cudem może być bezpieczne pożyczyć komuś 21.600 zł, ale już lepiej uważać pożyczając tej samej osobie 4.000 zł? Podejrzliwy klient wciąż nie chciał skorzystać z oferty nie do odrzucenia, więc konsultant znalazł salomonowe rozwiązanie: „Przecież może pan zwiększyć limit do 21.600 zł i – po jego przyznaniu – zmniejszyć go do 4.000 zł bez żadnych formalności”.
Tak, to było rozwiązanie problemu przedstawione przez bank – zwiększyć, żeby od razu zmniejszyć! Przecież to kuriozum – alarmuje nasz czytelnik. A może nie takie do końca kuriozum? Przecież taki klient, żeby zmniejszyć limit, będzie musiał się skontaktować z bankiem, a tam zostanie przeniesiony do specjalistów od utrzymania klienta i przekonywany prośbą (a może i groźbą), żeby jednak się rozmyślił.
Nasz czytelnik pozostał nieugięty i poprosił o zwiększenie limitu do 4.000 zł i ani grosza więcej. Bank faktycznie sprawdził czytelnika w BIK (ma on aktywowane alerty SMS-owe, więc dostał na smartfona informację, że bank zagląda w jego sprawie do bazy kredytowej), a następnie wniosek odrzucił z powodu braku dokumentów dochodowych:
„Wniosek o podniesienie limitu nie może zostać przeprocesowany, gdyż nie zostały do niego dołączone dokumenty dochodowe. Prosimy o przesłanie dokumentów dochodowych za pomocą bankowości internetowej Citi Handlowy”.
Cała sprawa znalazła swój szczęśliwy finał dopiero z drugim wnioskiem kredytowym, do którego dołączono już screeny z przelewem wynagrodzenia. Pytanie tylko, czy każdy klient banku byłby aż taki cierpliwy?
Trudno nam powiedzieć na pytanie, czy ktoś w banku stworzył jakiś algorytm szacujący, do jakiej kwoty limitu użytkownik karty jest bezpieczny i zamiast „mniejsze lub równe” wpisał tam „równe”, czy może marketingowcy przeszarżowali z wciskaniem wyższych limitów i wyszło jak wyszło. My nie potrafimy zrozumieć, jak można sprawdzać w BIK klienta, który chce limit 4.000 zł, ale oferować mu 21.600 zł limitu bez żadnego sprawdzania. I to aktywnego klienta z ponad pięcioletnim stażem, o którym bank powinien już bardzo dużo wiedzieć.
Chyba nie tak powinna wyglądać wzorowa współpraca na linii bank – klient? Wzywamy bankowców z Citi do przemyślenia sprawy i proponowania klientom tego, co chcą, bo inaczej skończy się tym, że niektórzy nie będą chcieli niczego.
——————
POSŁUCHAJ PODCASTU „FINANSOWE SENSACJE TYGODNIA”
W najnowszym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” zastanawiamy się co skłoniło Idea Bank, by zaoferować taaaaką lokatę, mówimy o kontrowersyjnym pomyśle pocztowców, załamujemy ręce nad niską moralnością Polaków (gdyby tu chodziło o seks to pół biedy, ale chodzi o pieniądze), zastanawiamy się co zrobić z hulajnogowymi łamaczami szyfrów oraz na tym czy jakiś bank kiedyś wreszcie zaproponuje porządny kredyt o stałym oprocentowaniu na całe „życie”. Cieszymy się też z tego, że coś wreszcie zaczyna się dziać na giełdzie polskich akcji.
Rozpiska odcinka:
00:49 – 2,9% na lokacie do miliona złotych! Czy Idea Bank w ten sposób broni się przed odpływem depozytów?
07:42 – Listonosz przyniesie list i… wciśnie kredycik, czyli o nowym pomyśle Banku Pocztowego.
14:53 – Polak przykładem finansowej uczciwości? Te badania pokazują coś wręcz przeciwnego
20:04 – Włamali się do olsztyńskiego systemu hulajnogowego? Trzeba ich ukarać? A może nagrodzić?
23:51 – Kredyty ze stałym oprocentowaniem już wkrótce w ofercie wszystkich banków. Czy warto z nich skorzystać?
30:33 – Był czas posuchy, ale oferty publiczne znanych firm wracają na warszawską giełdę. Szykować gotówkę?
Do odsłuchania pod tym linkiem albo po kliknięciu w poniższy baner.
źródło zdjęcia tytułowego: Republica/Pixabay