Kryzys dotarł na polski rynek walutowy. Złoty, który zaskakująco długo nie reagował na niepokojące wydarzenia w naszej gospodarce, od kilku dni szybko traci na wartości. Za euro trzeba płacić już ponad 4,50 zł. Frank szwajcarski jest po 4,25 zł. Co będzie dalej? Niektórzy analitycy przepowiadają, że wkrótce zobaczymy ceny euro w pobliżu 5 zł. A może franka i dolara też
Przyzwyczailiśmy się już do tego, że złoty jest stabilną i silną walutą. W ostatnich latach kurs euro utrzymywał się w paśmie 4.15-4,35 zł. Gospodarka rosła, polskie obligacje dawały dobrze zarobić zagranicznym inwestorom, a ryzyko inwestowania pieniędzy w takim kraju, jak Polska – z pogranicza krajów wschodzących i rozwiniętych – było relatywnie niewielkie.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Ale to już przeszłość. Od początku roku zaczął się spadek wartości złotego, który w ostatnich kilku dniach przybrał niepokojące rozmiary. Na początku stycznia płaciliśmy za euro 4,23 zł, a wczoraj unijna waluta była notowana nawet po 4,55 zł. To najwyższy kurs od bez mała dziesięciu lat.
Jeszcze większy szok przeżywają ci, którzy przyzwyczaili się do taniego dolara. Zaledwie dwa lata temu amerykańska waluta spadła do poziomu 3,30 zł, a potem ustabilizowała się w okolicach 3,70-3,80 zł. Wystarczyło zaledwie pięć ostatnich dni, by kurs dobił nawet do 4,20 zł.
A frank szwajcarski z „czwórką z przodu” to widok nie widziany od 2016 r. Posiadacze kredytów frankowych muszą być gotowi do płacenia najwyższych rat w historii, bo kurs „szwajcara” momentami dochodzi do 4,32 zł.
Co tu się wyrabia? Dlaczego polska waluta aż tak bardzo się osłabia? Czy to zapowiedź jakichś większych problemów? Co prawda z powodu koronawirusa nie „grożą” nam zagraniczne wycieczki (a to zwykle wtedy najbardziej uderza nas po kieszeni droga waluta obca), ale w euro i dolarach są wyceniane niemal wszystkie cenne rzeczy znajdujące się w naszych domach (elektronika) i garażach (samochody). Drogie waluty obce oznaczają więc podwyżki cen.
Co się dzieje ze złotym? Trzy powody przeceny
Powody tej niewesołej sytuacji są trzy. Pierwszy – i chyba najważniejszy – to odpływ kapitału z wszystkich rynków wschodzących. Na całym świecie spada skłonność do ryzykownego lokowania oszczędności i inwestorzy wycofują się tam, gdzie czują się najbezpieczniej – czyli do USA (kupując tamtejsze obligacje), Japonii i Szwajcarii.
Powyższy wykres pokazuje w jakim tempie kapitał odpływa z rynków wschodzących. Polska i tak nie jest w awangardzie tego trendu, np. rosyjski rubel jest notowany już po kursie niemal najniższym w historii – 80 rubli za dolara. A jeszcze pięć lat temu dolar kosztował raptem 30 rubli. Gdyby złoty miał w takim tempie tracić do „zielonego”, to kurs dzisiaj musiałby wynosić 8 zł za dolara.
Wygląda na to, że światowi inwestorzy wierzą, że jeśli ktoś poradzi sobie z ekonomicznymi skutkami koronawirusa, to będzie to Ameryka. Prezydent Trump zapowiedział pakiet stymulacyjny o wartości biliona dolarów, a bank centralny obniżył stopy procentowe do zera. Co prawda załamania cen amerykańskich akcji to nie powstrzymało, ale dolar zaczął zyskiwać na wartości, bo amerykańskie obligacje stały się przedmiotem pożądania inwestorów nie tylko uciekających od akcji w USA, ale i tych z całego świata.
A poniżej macie wykres wiążący spadek kursów amerykańskich akcji ze wzrostem awersji do ryzyka i spadkiem cen walut krajów wschodzących. Tu nie ma przypadku:
Drugi powód zjazdu złotego – raczej drugorzędny – to poczynania naszego banku centralnego, który obniżył stopy procentowe (co oznacza mniejsze zyski z lokowania pieniędzy w polskie obligacje) i zapowiedział dodruk pieniędzy w postaci akcji skupowania obligacji od banków i na rynku wtórnym. Po raz pierwszy w historii polski bank centralny zdecydował się na skopiowanie działań znanych do tej pory na Zachodzie.
Niewykluczone, że to przekonało inwestorów zagranicznych do przyspieszenia planów ewakuacji z naszego rynku, bo skoro NBP musi podejmować aż tak radykalne kroki, to z naszą gospodarką chyba musi być rzeczywiście źle. Nikogo nie uspokoił ogłoszony przez premiera pakiet antykryzysowy, który wydaje się być mniej odważny, niż to, co planują rządy we Francji, Wielkiej Brytanii, czy USA.
O tym, że działania NBP na niwie regulowania polskich stóp procentowych są ryzykowne i w powiązaniu z wysoką inflacją mogą spowodować lawinę fatalnych konsekwencji, wśród których jest „uśmieciowienie” wartości złotego pisałem w jednym z wcześniejszych felietonów. Oczywiście: do pewnego stopnia osłabienie własnej waluty jest w gospodarce czynnikiem pożądanym, bo poprawia konkurencyjność polskich firm (można eksportować po lepszych cenach, to główna zaleta „niebycia” Polski w strefie euro), ale jeśli sytuacja z kursem walutowym wyrwie się spod kontroli, a przyczyną spadku kursu stanie się obniżone zaufanie inwestorów – to przestanie być zabawne.
Dziś główną przyczyną spadku kursu jest odwrót kapitału zagranicznego, zaś działania NBP – w tym obniżka stóp procentowych aż o dwa „szczebelki” – ma znaczenie raczej tylko pomocnicze i przyspieszające przecenę złotego.
Czytaj więcej o tym: Koronawirus zarazi polskie firmy. Na śmierć. Jak ratować je przed bankructwem? Oto mój pomysł. Co pan na to, Panie Premierze?
Trzeci powód to spadek cen ropy naftowej. Co prawda nas on ani ziębi, ani grzeje (no, może odrobinę grzeje, bo jesteśmy „konsumentami” paliwa), ale wśród krajów wschodzących jest sporo eksporterów ropy, którzy „wojny paliwowej” wydanej im przez Donalda Trumpa raczej nie wygrają (np. Rosja). A część inwestorów traktuje rynki wschodzące łącznie i jeśli wychodzi z nich, to z wszystkich naraz.
Czy wkrótce zobaczymy euro po 5 zł? Oby nie
Co będzie dalej? Patrząc na notowania euro można przyjąć optymistyczne założenie, że w ostatnich latach zawsze, gdy dochodził do 4,50 zł – był to już koniec osłabiania polskiej waluty. Ale teraz mamy dopiero początek kryzysu, który przez niektórych jest porównywany z tym z 2008 r.
Przemysław Kwiecień z XTB wrzucił na Twittera wyskalowany do obecnych wartości wykres ceny dolara z poprzedniego kryzysu. Gdyby historia miała się powtórzyć, za cztery miesiące mielibyśmy dolara po 6 zł. To raczej mało prawdopodobne, ale na światowych rynkach widać niepokojące zjawisko rosnącego zapotrzebowania na dolary.
Coraz większy odsetek wszystkich kredytów udzielanych na całym świecie w „niedomowych” walutach jest udzielany w dolarach. W krajach mających niestabilne waluty i wysoką inflację, dolar jest modnym instrumentem zadłużania się. A to może oznaczać kłopoty dla krajów wschodzących, gdyby dolar podrożał, bo wówczas firmy mające dług w tej walucie mogą stać się niewypłacalne.
Niektórzy analitycy, patrząc na wykresy kursów wieszczą, że po przebiciu poziomu 4,40 zł kurs euro ma otwartą drogę do poziomu 4,90-5 zł. To byłby dla Polski poziom dość ryzykowny, bo po pierwsze manifestowałby brak zaufania inwestorów światowych do poczynań naszych władz, a po drugie mógłby spowodować wzrost inflacji i w konsekwencji ucieczkę Polaków do walut obcych. A z takich właśnie trendów biorą się kryzysy walutowe.
Drżą też posiadacze kredytów frankowych, bo na wykresie szwajcarskiej waluty też widać, że „puściły” ważne poziomy i droga do historycznych rekordów – ustanowionych po słynnym „uwolnieniu” kursu franka przez tamtejszt bank centralny – wygląda na dość prostą…
Agencja Bloomberg ostatnio opublikowała analizę, z której wynika, że jeśli rynki w czasie kryzysu koronawirusowego zachowają się tak, jak podczas poprzedniego kryzysu finansowego, to waluty krajów wschodzących mogą zanotować spadki nawet o 30%.
Analiza pokazuje, że na cenzurowanym będą waluty krajów z deficytem na rachunku bieżącym (czyli takie, które zadłużają się za granicą, importując towary za waluty obce) i stosunkowo niepłynnymi rynkami finansowymi. Są to kraje Ameryki Łacińskiej, a także Republika Południowej Afryki, Indonezja i Indie, a z krajów mniej egzotycznych – Turcja.
Polska nie zalicza się to krajów najbardziej narażonych, ale i tak potencjał osłabienia naszej waluty oceniono na 12%, co by oznaczało wzrost kursu dolara do 4,40 zł, zaś euro – do 4,75 zł (ale chyba trzeba zakładać, że euro będzie rosło wolniej, niż dolar).
Warto trzymać kciuki za uspokojenie sytuacji i zahamowanie odpływu pieniędzy z rynków wschodzących, w tym z Polski, bo niekontrolowany spadek wartości złotego to ostatnia rzecz, której nam dziś potrzeba w tym niestabilnym świecie.
—————————-
Sprawdź „Okazjomat Samcikowy” – aktualizowane na bieżąco rankingi lokat, kont oszczędnościowych, a także zestawienie dostępnych dziś okazji bankowych (czyli 200 zł za konto, 300 zł za kartę…). I zacznij zarabiać:
>>> Ranking najwyżej oprocentowanych depozytów
>>> Ranking kont oszczędnościowych. Gdzie zanieść pieniądze?
>>> Przegląd aktualnych promocji w bankach. Kto zapłaci ci kilka stówek?
—————————-
zdjęcie tytułowe: Pixabay